Выбрать главу

Wanda: … będzie wolny.

Boruta: Uwierzy pani, że niektórzy mu zazdroszczą? Gdy go poznałem, już był niezły w te klocki… Spotkaliśmy się w Lublinie, w czterdziestym czwartym. Jeszcze wojna trwała, no, wie pani, ta wasza. Dobrze pamiętam, że właśnie wtedy przyszła pani na świat…? Ile to już lat?

Wanda: Wspomniał pan, że caryca Katarzyna modliła się do Czwórcy, że borowi czmychnęli na wschód.

Boruta: No. I co z tego?

Wanda: Bo zaraz usłyszę, że popierał pan Sowietów, a wszystko to, co po wojnie, to znów pana sprawka. Tylko chciałabym wiedzieć, czemu aż tak bardzo nienawidzi pan Bieruta, skoro to pana dawny sojusznik.

Boruta: Nienawidzę? A kto to pani powiedział? Nie mieszajmy interesów z przyjemnością. Przecież bolszewicy obalili carat i zaprowadzili swoje porządki, więc idealnie nadawali się na sojusznika. Z początku mnie nawet bawili. Więc dodałem dwa do dwóch, szepnąłem słówko temu i owemu, i dalej to już poleciało. Tylko że wtedy świat przyspieszył, sojusze się zmieniły, znalazłem się w nowej sytuacji…

Wanda: Jak zwykle niewiniątko. Ładnie pan o tę Polskę zadbał…

Boruta: (z początku rzeczywiście rozeźlony, przejęty) A, proszę mi nawet nie przypominać! Tu Niemcy, tam komuniści, każdy by się na tym wyłożył! Jak to się dziś mówi? Przeszarżowałem? Ale nie byłbym sobą, gdybym i tego nie naprawił! Szybko zrozumiałem, że jeśli czegoś nie zrobię, Polska stanie się kolejną republiką czerwonych. Już na miejscu podyktowałem zatem Bierutowi manifest PKWN, przygotowałem doły, to znaczy popracowałem na prowincji, i jakoś to poszło. Proszę się nie dziwić, przecież pod czerwonymi, z ich oficjalną linią antykościelną, mój skromny przybytek mógł funkcjonować na pełnych obrotach! Ależ to były czasy! (markotnieje) Tyle że na krótko. Jednego bowiem nie przewidziałem. Że także polscy komuniści wezmą się za tę całą, tfu! ateizację na serio, a nie tylko dla jaj.

Wanda: (zdziwiona) A co diabeł może mieć przeciwko ateizacji?

Boruta: Jak to co? Przecież mi, nam, w tym ciężkim fachu, nie chodzi o to, żeby ludzie przestali wierzyć. Jak przestaną wierzyć, to sam stracę pracę! A może i co gorszego… A niech wierzą, wierzą, jak najbardziej! Tylko żeby zaraz potem grzeszyli jak najwięcej, radośnie i w poczuciu braku kary! Ale lokatorzy lokatorami, bilans dusz bilansem, a Polska — Polską. Nie wszystko, droga pani, da się przeliczyć na kotły z siarką. Myśli pani, że mi się tamten terror podobał? Że chciałem obcych wojsk nad Wisłą? Jakichkolwiek, z prawej czy lewej strony? Tu, na mojej ziemi. Wolne żarty. Myślałem, że już na tyle mnie pani zna.

Wanda: No to Bieruta pan nie upilnował.

Boruta: Pani uwierzy, że chodziłem za tą łajzą krok w krok? Polewałem kieliszeczki, podsuwałem babeczki, nuciłem kołysaneczki, więc się uspokajał. Patrzyłem, jak szaleje, jak wsadza ludzi do pudła, a Polska się robi marudna. Ale w końcu się doczekałem. Pani pamięta, że załatwili go w Moskwie? Pojechał w salonce, wrócił w jesionce! A ja już szykowałem odwilż…

Wanda: Mam nadzieję, że się pan tylko nie zaziębił, biedaczek…

Boruta: Drwi pani. A proszę tylko pomyśleć, co byłoby z tym pięknym krajem, gdyby nie ja! Powiem pani coś lepszego. Za komuny moja znajomość z Twardowskim weszła na nowy poziom. Ha, tu panią mam!

Wanda: Uściślijmy. Mowa o kolejnej… reinkarnacji Twardowskiego? Nie mógł sobie wybrać jakiejś ładniejszej facjaty? Umówmy się, ciacho to to nie jest…

Boruta: Ale łeb, łeb jak sklep! I to spojrzenie… Niech pani nie udaje, że on pani nie rusza. Nieważne, jak wygląda. Przecież w łóżku to jest normalnie zwierzę. Ale, ale. Co tam reinkarnacja! Cwaniak wodził mnie za nos przez pięćset lat. Ale złapał Kozak Tatarzyna… a Tatarzyn za wór trzyma! Ten łach w końcu się doigrał. Czekałem spokojnie, kombinowałem, zbierałem informacje, pozyskiwałem pracowników w terenie. I wreszcie wywiedziałem się dokładnie, jak on to robi! Jest pani gotowa? Uprzedzam, to dość makabryczne…

Wanda: Spokojna głowa. Mówiłam panu, że jestem w tym fachu nie od dziś.

Boruta: No więc, proszę sobie wystawić, gdy ten cwany łach umiera, ustawia sobie zawsze wszystko tak, że jego ciało zostaje poćwiartowane, zakopane w ziemi, z której — ta-daaam! zostaje wyciągnięte w jednym kawałku. Niezłe, nie? Były takie rytuały w starych, dobrych czasach, że też musiał do nich dotrzeć! Zresztą, co będę pani tłumaczył, mam nadzieję, że to go choć trochę boli. Dopiero wtedy następuje przelanie wspomnień, no niech będzie, że duszy, z lustra w nowe ciało. Mówię pani, jaki tam wtedy jest bajzel… Prawie jak u was z tymi wszystkimi komputerami-duperelami. Ale co się dziwić, taki farfocel, to musi się i zaktualizować po resecie, he, he.

Wanda: Więc co, buchnął mu pan lustro?

Boruta: A tam, od razu buchnął. Zająłem się takim jednym, jego pomocnikiem — przecież chyba pani nie myśli, że Twardowski przechodził przez ten proces sam. Miał taką rodzinkę, z dziada pradziada w trudnym fachu ucznia czarnoksiężnika. Straszne moczymordy, ale i trudno im się dziwić. W każdym razie, pani na gazie, ostatni rytuał dopełnił się połowicznie. Tyle dobrego. Twardowski odrodził się, ale ze wspomnieniami już nie zdążył! No co, mówiłem, że to patafian, a teraz ten patafian nie wie, jakim konkretnie patafianem jest. Nie pamięta swoich poprzednich wcieleń. I nie wie, jak powtórzyć swój rytuał! Nie muszę pani dodawać, że teraz jego wyświechtana duszyczka trafi wreszcie na swoje miejsce. Tania, bo tania, ale porządek w papierach musi być! To było nawet zabawne, bo gdy spotkaliśmy się teraz po raz pierwszy, jak już trochę podrósł… nie poznał mnie. Swojego starego przyjaciela.

Wanda: Dziękuję pięknie za taką przyjaźń.

Boruta: Znalazłem go w sierocińcu, w latach siedemdziesiątych. Miał podbite oko, strupy na kostkach rąk i oczy jak młody wilk. Ale to był on, taki niewinniutki, mięciutki, smaczniutki… Dziwne, po tylu latach. Ale darowanemu brojlerowi nie zagląda się do dzioba. Szybko zaakceptowałem ten stan rzeczy, jak pani miłość do cieczy. Zacząłem mu się przyglądać. Po prawdzie, dyskretnie wychowywałem Twardowskiego.

Wanda: Przecież mógł go pan zabić. Wziąć z marszu jego duszę, skoro tyle się pan nabiedził…

Boruta: Zabić dziecko? Może jeszcze po to, żeby na koniec od razu do nieba trafił? Ja nie jestem taki. Zresztą, byłem ciekaw, co z niego wyrośnie. No pani to przecież rozumie, proszę nie udawać: nie byłbym sobą, gdybym od razu wbił cztery asy w stół. Dla Piekła nadeszły ciężkie czasy… Czekałem pięćset lat, to co, pół setki jeszcze nie chlapnąć? No i mam za swoje.

Wanda: Biznesowa kariera Twardowskiego to też pana zasługa?

Boruta: Jeszcze się pani pyta. Cóż, to, co pani opisała w Szarej eminencji Twardowskiego, jest, z grubsza biorąc, prawdą. Mówiąc językiem piekielnej biurokracji, młody Jasiu bez wspomnień miał pół swojej duszy. Żeby w papierach był porządek — audyt z Piekła Europejskiego to jest dopiero piekło — dopisałem z nim mały aneksik do hipoteki na duszę. W zamian za pakiet kontrolny, że się tak wyrażę, postawiłem mu Twardowski Industries.