Wanda: Ten cały holding? To pan za nim stoi?
Boruta: No nie od razu cały, wiadomo. Ale tak, i to jest moją sprawką. Nieźle, nie? Chciał chłop w aneksie do cyrografu technologię jak z Holyłudu? To niech zna moją łaskę. Dzięki temu już za Jaruzela Twardowski mógł konkurować z japońskimi tygrysami w wyścigu po forsę, a ja spokojniutko zająłem się stanem wojennym.
Wanda: Aha, no jasne. Znaczy, pan też spał na styropianie…
Boruta: Czy pani ma mnie za wariata? W żadnym razie. Zająłem się pracą nad generałem. Jak na ulice wyjechały czołgi, to pani myśli że co, ludzie przestali nagle wierzyć? A gdzie tam! Dopiero się u nas podziało. Ile dobrego towaru spłynęło wtedy do kotła, chyba tylko za potopu i Szweda było lepiej… Żniwa, pani Wandziu, żniwa!
Wanda: No dobrze, to skoro taki jest pan cwany, gdzie jest Twardowski teraz, co? Wygląda na to, że pana w końcu przekręcił…
Boruta: Twarowski, zrywny drab z bidula, zawsze wiedział, na której półce leżą konfitury. Pod koniec lat osiemdziesiątych użyczyłem mu swoich znajomości, no i trochę dewiz… Sam już zanurzyłem się po uszy w przygotowywanie przemian ’89 roku, pani nie uwierzy, co z ludzi robi kapitalizm…
Wanda: Widziałam, co robi komuna.
Boruta: Przyznam, że rozmach, z jakim ten dzwon w przykrótkich majteczkach rozkręcił swoje przedsiębiorstwo, odrobinę mnie zaskoczył. Loty w kosmos, cała nowa gałąź przemysłu, no, tego się nie spodziewałem… A przecież to nasze, piekielne rozwiązania! Pani widziała tu tego łysawego? Kręcił się po biurze… Taki niegroźny safanduła. To Rokita, poznałbym was, ale wierzę, że będziecie na to mieli jeszcze mnóstwo czasu. Konkretnie to on stoi za Twardowski Industries, ja nie mam głowy do tych trybików-pieprzników. Między nami mówiąc, nie wierzę, żeby ta technologia zbyt długo się utrzymała. Ludzie tacy nie są. Świat się nie zmienia, jest kręgiem cierpienia. Ludziki w berecikach pobawią się tabletem czy innym bzdetem, i zaraz o nim zapomną. Jedyne, czym się warto zajmować, to inżynieria duszy. A to, pani pozwoli, jest już moja działka.
Wanda: Niech zgadnę. Twardowski w końcu przypomniał sobie, kim jest. I dlatego zniknął?
Boruta: Ech, nic sobie nie przypomniał! Za kogo mnie pani bierze? Lustro jest dobrze ukryte, pod latarnią najciemniej… Proszę wspomnieć moje słowa, jak będzie pani przejeżdżać w rejonie Węgrowa. Jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie. (pauza) Ale istotnie. Mogłem się pospieszyć. Facet bryknął i zaszył się w takim jednym miejscu… Nie uwierzyłaby pani. Ale już się tym zajęliśmy. W każdym razie, brakuje mi naszych rozmów. Chciałbym, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
Wanda: Jeszcze się pan nie zorientował? Tacy jak pan nie mają przyjaciół.
Boruta: Wolne żarty. Całe Piekło jest pełne moich druhów od serca. (kpiąco) Może i pani chciałaby do nich dołączyć?
Wanda: Przyjaciółka wesołego diabła? Jak piekło zamarznie — to może. Pan się nadaje na psiapsiółkę jak łyżka do golenia borsuczej dupy.
Boruta: Proszę pani, jedno moje słowo, a wszyscy tutaj zaczną śmigać na łyżwach!
Wanda: Szczerość godna prowadzącego telezakupy.
Boruta: À propos zakupów. W gruncie rzeczy mam dla pani atrakcyjną propozycję.
Wanda: Zaczyna się…
Boruta: Spokojnie. Otóż, jak wspomniałem, jestem osobnikiem starej daty. Rozumie pani, w gruncie rzeczy wolę działać, hm, analogowo, u podstaw. A te wszystkie sieci? Soszialmidia? Snapczaty? No owszem, mogę puścić zdjęcie pytonga raz czy dwa w eter, żeby nie było, że się diabeł bawić nie umie. Ale na dłuższą metę to nie dla mnie.
Wanda: No tak. Trochę czas się u was zatrzymał.
Boruta: Więc właśnie! Rozumiemy się bez słów, Wandziu ulubiona jak wódeczka schłodzona! To zapowiada nam długą, wspólną przyszłość… Krótko mówiąc, potrzebuję mocnego wsparcia przy wejściu w nowoczesność. (pauza) Chcę, żeby moje Piekło miało swoje biura jak agencja ratingowa! Jak posłowie o uczciwych sercach i czystych rękach! Jak zakłady bukmacherskie! Żeby każdy, kto będzie chciał duszę sprzedać, od razu wiedział, gdzie nas szukać. (pauza) Nie oszukujmy się, czasy nastały ciężkie. Wie pani, ludzka masa grzeszy dziś może na potęgę, osobliwie egzemplarze w gimnazjach, i to cieszy moje czarne serce. Ale co to za grzechy, kiedy nikt w nic już nie wierzy? Ateizacja, laicyzacja, demokracja — no cóż, to okazały się projekty dobre, ale krótkoterminowe. Na szczęście jest jeszcze czas, żeby odwrócić trendy! Złapać, jak to mówią koledzy z giełdy, upadające noże!
Wanda: Tylko na co panu ja jestem w tym całym bajzlu? Zakładając, że w ogóle przemyślę, hm, (cedzi z obrzydzeniem) tę propozycję.
Boruta: Aaa, co do pani, moja oferta jest prosta. Nadchodzą, jak mówię, nowe czasy. A nowe czasy wymagają nowego rodzaju manipulowania informacjami. Na czym, jak już zdążyliśmy ustalić, co nieco się pani zna. Nooo, nie bądźmy tacy skromni! Zna się pani na tym jak na mieszaniu drinków! Pamięta przecież pani ’68 i ten artykuł… no, proszę mi podpowiedzieć…
Wanda: (grobowym głosem) Odpokutowałam to.
Boruta: (figlarnie) A to się jeszcze okaże. Zatem jak, zostanie pani moją agentką w mediach? Zadba pani o odpowiednie naświetlenie każdej sprawy dotyczącej Piekła bądź mnie osobiście? Kiedy trzeba będzie, jeden temat wyciszy, drugi nagłośni, skieruje uwagę zapatrzonych w ekrany dzieciaków w inną, aktualnie korzystniejszą stronę? No, proszę się nie dać prosić! Przecież pani to doskonale potrafi. Wy, w mediach, od lat nie robicie niczego innego. Kto wie, może założy mi nawet pani prywatny profil na twitterze i facebooku? Co pani powie?
Wanda: (po chwili milczenia, wolno) A taki chuj jak słonia nos. Mowy nie ma… Nigdy w życiu.
Boruta: (pobłażliwie) Pani Wandziu. Doceniam gest, ale proszę nie przesadzać. Przecież pani wie, gdzie jesteśmy. To się przecież wszystko da załatwić… Proszę przynajmniej wysłuchać, co oferuję w zamian. Przypominam, znajduje się pani w grupie ginących zawodów.
Wanda: Nie umieram z głodu. Powiem więcej, starcza nawet na kieliszek chleba i szlugi do pracy.
Boruta: Wspaniale. Dziwię się tylko, że wierzy pani w mit niezależnego dziennikarstwa. Przecież zawsze komuś służycie, nawet jak o tym nie myślicie. Czerwonym, Czarnym, różowym…
Wanda: To jeszcze nie znaczy, że mam służyć diabłu.
Boruta: Przecież pani dziennikarstwo tylko na tym zyska. Otworzę przed panią każde archiwum… Będzie pani mogła rozmawiać z umarłymi. Proszę tylko pomyśleć o wywiadzie z Hitlerem!
Wanda: (niepewnie) Robię swoje od pół wieku. Zostanę przy starych metodach.
Boruta: Skoro już przy starości jesteśmy, pozwolę sobie stwierdzić, że ten problem również pani dotyczy. Ile zostało pani lat? Pięć, dziesięć, piętnaście? I adios amigo. Muchachos i muchachas. A ja — ja sprawię, że pani skóra odzyska młodość, a piersi staną się jędrne. Okularki pójdą w kąt, no, przecież wiem, że musi je już pani zakładać do pracy. I nawet wątroba przestanie boleć… Wystarczy jedno drobne «tak», a faceci znów będą się do pani przysiadać w kawiarniach i, proszę mi wierzyć, żaden nie przejdzie obok pani obojętnie. Wrócą czasy szampana w pięciogwiazdkowych hotelach i bitej śmietany zlizywanej z brzucha. Proszę pomyśleć… Proszę to sobie wyobrazić.