Выбрать главу

Słowa „posterunkowego Lennarta Kollberga” sam wpisał w odpowiednim miejscu przed wielu laty. Była to dobra książka i w czasie gdy się ukazała, miał z niej duży pożytek.

– To moja stara książka – powiedział.

– Więc zabierz ją sobie.

– Nie. Dałem ją Åkemu parę lat temu.

– Aha. Więc w każdym razie nie ukradł jej.

Przeglądał dalej książkę zastanawiając się, co by tu zrobić czy powiedzieć. Tu i ówdzie były podkreślenia a w dwóch miejscach notatki porobione na marginesie długopisem. W obu wypadkach w rozdziale pod tytułem „Morderstwo erotyczne”.

Morderca erotyczny (sadysta) jest często impotentem i czyn przestępczy wynika u niego ze wzmożonego pożądania, by osiągnąć zaspokojenie seksualne.

Ktoś, zapewne Stenström podkreślił to zdanie. Nieco niżej na tej samej stronie, zaczynającej się od słów: „W wypadku morderstwa erotycznego ofiara zostaJe zabita” podkreślone były dwa punkty, mianowicie,

4) po akcie seksualnym, żeby zapobiec zdemaskowaniu

5) w wyniku szoku.

Na marginesie uwaga:

6) żeby usunąć ofiarę, ale czy to jest morderstwo erotyczne?

– Åsa – powiedział Kollberg.

– No, czego chcesz?

– Wiesz, kiedy Åke to napisał?

Podeszła, szybko zerknęła na książkę i powiedziała:

– Pojęcia nie mam.

– Åsa – powtórzył.

Wrzuciła na pół wypalonego papierosa do pełnej popielniczki i stała przy stole z rękami splecionymi na brzuchu.

– Czego ty na litość boską chcesz?

Kollberg przyjrzał się jej. Mała była i mizerna. Dziś miała na sobie zamiast swetra bluzkę bez rękawów wyrzuconą na spodnie. Gołe ramiona pokrywała gęsia skórka, a choć bluzka wisiała na chudym ciele jak draperia, sutki piersi ostro zaznaczały się pod materiałem.

– Usiądź – powiedział.

Wzruszyła ramionami, wyjęła nowego papierosa i manipulując popielniczką podeszła do drzwi sypialni.

– Siadaj – wrzasnął Kollberg.

Drgnęła i popatrzyła na niego. W wielkich ciemnych oczach ukazał się błysk nienawiści. Podeszła jednak i usiadła w fotelu naprzeciw niego. Siedziała sztywno wyprostowana, opierając ręce o uda. W jednej ręce trzymała zapalniczkę, w drugiej nie zapalony papieros.

– Wykładamy karty na stół.

Powiedziawszy to Kollberg z zażenowaniem zerknął na brązową kopertę i zadumał się nad tym, jak niefortunne sformułowanie wybrał.

– Znakomicie – powiedziała krystalicznie wyraźnym głosem. – Tylko ja żadnych kart do wyłożenia nie mam.

– Ale ja mam.

– No więc?

– Poprzednim razem nie byliśmy z tobą zupełnie szczerzy.

Zmarszczyła gęste ciemne brwi.

– Pod jakim względem?

– Pod różnymi. Przede wszystkim chciałbym ci zadać pytanie, czy wiesz, co Åke robił w tym autobusie.

– Nie, nie i jeszcze raz nie, pojęcia nie mam.

– My też nie – stwierdził Kollberg. Urwał i odetchnąwszy dodał: – Åke cię okłamywał.

Reakcja była gwałtowna. Oczy jej zabłysły. Zacisnęła ręce. Grudki tytoniu ze zgniecionego papierosa posypały się na spodnie.

– Jak śmiesz mi to mówić.

– Bo to prawda. Åke nie był na służbie ani tego poniedziałku, kiedy został zabity, ani w sobotę poprzedniego tygodnia. W ogóle prawie ciągle miał wolne przez cały październik i dwa pierwsze tygodnie listopada.

Wpatrywała się w niego bez słowa.

– To są fakty – mówił Kollberg. – Druga rzecz, którą chciałbym wiedzieć: czy on miał zwyczaj nosić przy sobie pistolet, kiedy nie był na służbie?

Minęła dobra chwila, nim odpowiedziała.

– Wynoś się do diabła i nie dręcz mnie swoją techniką przesłuchań. Dlaczego nie przyjdzie tu sam prowadzący śledztwo we własnej osobie, Martin Beck?

Kollberg zagryzł wargi.

– Dużo płakałaś.

– Nie. Nie mam w zwyczaju.

– No więc odpowiedz mi. Musimy sobie pomagać.

– W czym?

– W ujęciu tego, kto go zabił. I tych innych.

– Dlaczego?

Chwilę siedziała cicho. A potem powiedziała tak niewyraźnie, że ledwo ją słyszał:

– Zemsta. Owszem, dlaczego nie. Zemścić się.

– Zabierał z sobą pistolet?

– Tak. W każdym razie często.

– Dlaczego?

– A dlaczego nie miał zabierać? W końcu okazało się, że był mu potrzebny. No nie?

Kollberg nie odpowiedział.

– Choć mu to nie pomogło – dodała.

Kollberg znowu nic nie powiedział.

– Kochałam Åkego. – Powiedziała to głosem jasnym i pewnym, patrząc w jakiś punkt nad głową Kollberga.

– Åsa?

– Tak.

– A więc często wychodził. Nie wiesz, czym się zajmował i my też nie wiemy. Czy myślisz, że mógł być z kimś innym? Z jakąś kobietą?

– Nie.

– Nie przypuszczasz?

– Ja wiem.

– Skąd możesz wiedzieć?

– To nikogo prócz mnie nie obchodzi. Wiem.

Nagle spojrzała mu prosto w oczy ze zdumieniem.

– Co wy sobie wyobrażacie? Że miał kochankę?

– Tak. W dalszym ciągu liczymy się z tą możliwością.

– To możecie przestać. Absolutnie wykluczone.

– Dlaczego?

– Już powiedziałam, że to nikogo nie obchodzi.

Kollberg zabębnił palcami w stół.

– Jesteś jednak pewna?

– Tak. Zupełnie pewna.

Znowu zaczerpnął tchu jak przed rozbiegiem.

– Czy Åke interesował się fotografiką?

– Tak. Było to jego jedyne hobby od czasu, jak skończył z kopaniem piłki. Miał trzy aparaty. Powiększalnik stoi na sedesie. To znaczy w łazience. Miał tam ciemnię.

Ze zdziwieniem spojrzała na Kollberga.

– Dlaczego o to pytasz?

Posunął ku niej kopertę. Odłożyła zapalniczkę i wyciągnęła zdjęcia drżącymi rękami. Spojrzała na pierwsze z wierzchu i krew jej uderzyła do twarzy.

– Skąd… Skąd tyś to wziął?

– Były w jego biurku, w Västberdze.

– Co? W biurku?

Przymknęła oczy i nieoczekiwanie spytała:

– Ilu was widziało je? Wszyscy?

– Tylko trzy osoby.

– Kto?

– Martin, ja i moja żona.

– Gun?

– Tak.

– A dlaczego jej pokazałeś?

– Dlatego, że miałem tu przyjść. Chciałem, żeby widziała jak wyglądasz.

– Jak ja wyglądam? I jak my wyglądamy? Åke i…

– Åke nie żyje – powiedział Kollberg bezdźwięcznie.

Wciąż była czerwona. Nie tylko na twarzy. Również szyja i ramiona jej poczerwieniały. Drobniutkie krople potu wystąpiły jej na czoło.

– Zdjęcia są robione tu w domu – powiedział.

Przytaknęła.

– Kiedy?

Åsa Torell nerwowo gryzła usta.

– Ze trzy miesiące temu.

– Zakładam, że to on je robił.

– Oczywiście. On ma… miał wszystko, co trzeba. Samowyzwalacz i statyw i jak to się tam nazywa.

– I po co je zrobił?

Wciąż była czerwona i spotniała, ale głos miała pewniejszy.

– Uważaliśmy, że to zabawne.

– A dlaczego miał je w biurku? – Kollberg urwał i dodał po chwili: – Bo poza tym nie miał w pokoju żadnego prywatnego drobiazgu. Tylko te fotografie.

Długie milczenie. Wreszcie potrząsając głową powiedziała: