– Tak – powiedziała wreszcie.
– Jak?
– Nie tak łatwo to określić.
– A czy te fotografie mają jakiś związek z jego zmianą?
– Tak – odpowiedziała. – Jak najbardziej.
Przerzuciła fotografie. Obejrzała je.
– Żeby o tym mówić z kimś, trzeba najwyższego zaufania, a nie wiem, czy mam je do ciebie. Spróbuję jednak.
Kollbergowi ręce się spociły, wytarł je o spodnie. Zmiana ról. Teraz ona była spokojna, a on się denerwował.
– Kochałam Åkego. Od początku. Nie bardzo jednak pasowaliśmy do siebie seksualnie. Różniliśmy się tempem i temperamentem. Mieliśmy niejednakowe wymagania. – Spojrzała na niego badawczo. – Można jednak być szczęśliwym. Można się nauczyć. Wiesz o tym?
– Nie.
– My jesteśmy dowodem na to. Nauczyliśmy się. Przypuszczam, że rozumiesz, o co chodzi.
Kollberg potwierdził.
– Beck by mnie nie zrozumiał – powiedziała. – Już nie mówiąc o Rönnie, czy którymś innym. – Wzruszyła ramionami. – W każdym razie nauczyliśmy się. Dopasowaliśmy się i było nam dobrze.
Kollberg na chwilę przestał słuchać. Oto alternatywa, nad której istnieniem nigdy się nie zastanawiał.
– Nie jest to łatwe – mówiła. – Muszę ci to wytłumaczyć. Bo jeżeli tego nie zrobię, nie potrafię wyjaśnić ci, w jaki sposób Åke się zmienił. A nawet jeżeli ci opowiem masę szczegółów należących do mego prywatnego życia, nie wiem, czy zrozumiesz. Ale mam nadzieję, że tak.
Zakaszlała i stwierdziła rzeczowo:
– Za dużo paliłam w ostatnich tygodniach.
Kollberg poczuł, że coś się zaczyna zmieniać. Uśmiechnął się. Åsa Torell też się uśmiechnęła, trochę gorzko, ale jednak.
– No więc – powiedziała – skończmy z tym, im prędzej, tym lepiej. Jestem, niestety, nieśmiała. Dziwne.
– Nie ma w tym nic osobliwego. Ja też jestem straszliwie nieśmiały. Nieśmiałość na ogół łączy się z wrażliwością.
– Nim spotkałam Åkego, uważałam się za nimfomankę prawie czy za wariatkę – powiedziała Åsa szybko. – Potem zakochaliśmy się w sobie i dopasowaliśmy. Ja o to bardzo zabiegałam. Åke zresztą też. I udało się. Dobrze nam było, lepiej, niż mi się kiedykolwiek śniło. Zapomniałam, że jestem bardziej niż on zmysłowa, z początku parę razy o tym mówiliśmy, potem już nigdy więcej. Nie było to potrzebne. Sypialiśmy z sobą, gdy on miał ochotę, to znaczy, raz czy dwa, najwyżej trzy razy w tygodniu, dawało nam to zadowolenie i niczego więcej nie pragnęliśmy. Nie zdradzaliśmy się więc, jak to określiłeś. Aż tu…
– … nagle ostatniego lata – uzupełnił Kollberg.
Spojrzała na niego z uznaniem.
– Właśnie. Zeszłego lata pojechaliśmy na Majorkę. A w tym czasie wy tu mieliście ciężki i bardzo nieprzyjemny wypadek.
– Tak. Morderstwa w parkach.
– Właśnie. Kiedy wróciliśmy, już to zostało wyjaśnione. Åke był rozgoryczony.
Zamilkła, lecz po kilku sekundach znowu zaczęła mówić, równie szybko i płynnie.
– Może to nie robi dobrego wrażenia, ale wiele z tego, co już powiedziałam i jeszcze powiem, nie robi dobrego wrażenia. Faktem jest, że był rozgoryczony, bo ominęło go śledztwo. Åke był ambitny, prawie żądny chwały. Zawsze marzył o tym, żeby wykryć coś ważnego, co wszyscy inni przeoczyli. Poza tym był dużo młodszy niż wy wszyscy i uważał, przynajmniej dawniej, że nim pomiatano w pracy. O ile wiem, uważał, że ty nim najbardziej pomiatałeś.
– I niestety miał rację.
– Nie bardzo cię lubił. Wolał Becka czy Melandera. Inaczej niż ja teraz, ale to nie należy do rzeczy. Kiedyś w końcu lipca czy na początku sierpnia zmienił się nagle, jak powiedziałam, i to w jakiś taki sposób, który całe nasze życie wywrócił do góry nogami. Wtedy zrobił te zdjęcia. Znacznie więcej ich zrobił, mnóstwo rolek. Mówiłam już, że nasze życie erotyczne było jakoś szczęśliwie unormowane. I nagle wszystko to zostało zburzone, i to nie przeze mnie, to on. Byliśmy… byliśmy razem…
– Sypialiście z sobą – podsunął Kollberg.
– Okay, spaliśmy z sobą w ciągu dnia tyle razy, ile przedtem zwykle bywało w ciągu miesiąca. Czasem nie pozwalał mi przez kilka dni chodzić do pracy. Na nic by się zdało zaprzeczać, że byłam przyjemnie zaskoczona. I ogromnie zdziwiona. Żyliśmy z sobą już przeszło cztery lata i…
– Co dalej? – spytał Kollberg, gdy urwała.
– Jasne, że bardzo mnie to bawiło. Że wyczynia ze mną najdziwniejsze rzeczy, budzi mnie w nocy, nie pozwala mi zasnąć, ani ubrać się, ani iść do pracy. Że nie zostawia mnie w spokoju nawet w kuchni, brał mnie na blacie zlewozmywaka, w wannie, z przodu i z tyłu, we wszelkich możliwych pozycjach, na każdym krześle po kolei. Ale on sam wcale się przy tym nie zmienił i po pewnym czasie przekonałam się, że jestem dla niego przedmiotem pewnego rodzaju eksperymentu. Pytałam go o to, ale śmiał się tylko.
– Śmiał się?
– Tak, w ogóle przez cały czas był w znakomitym humorze. Aż do… aż do dnia, w którym został zabity.
– Dlaczego?
– Tego właśnie nie wiem. Jedno tylko zrozumiałam od razu, gdy szok minął.
– Co?
– Że byłam dla niego obiektem doświadczalnym. Wszystko o mnie wiedział. Wiedział, jak nieprawdopodobnie się podniecam, gdy tylko on się trochę postara. A ja wiedziałam wszystko o nim. Na przykład, że w gruncie rzeczy interesowało go to tylko od czasu do czasu.
– I jak długo to trwało?
– Do połowy września. Wtedy zaczął mieć wiele roboty i wciąż go nie było w domu.
– Co się okazało nieprawdą – powiedział Kollberg.
Przyjrzał się jej. I dodał:
– Dziękuję. Dobra z ciebie dziewczyna. Lubię cię.
Wyglądała na zaskoczoną i patrzyła na niego podejrzliwie.
– I nigdy nie mówił, czym się zajmuje?
Potrząsnęła głową.
– Nawet nie napomknął?
Znowu zaprzeczenie.
– I nic niezwykłego nie zauważyłaś?
– Że często przebywał na ulicy. To znaczy nie w lokalu. To poznawałam. Wracał zziębnięty i przemoczony.
Kollberg słuchał.
– Parę razy budziłam się, bardzo późno, bo on kładł się zmarznięty na kość. Ale ostatnim wypadkiem, o jakim ze mną mówił, był ten z pierwszej połowy września. Mężczyzna, który zabił żonę. Nazywał się chyba Birgersson.
– Przypominam sobie – powiedział Kollberg. – Tragedia rodzinna. Bardzo pospolita historia. Nie wiem nawet, dlaczego myśmy się w to włączyli. Jak z podręcznika. Nieszczęśliwe małżeństwo, nerwice, kłótnie, złe warunki materialne. W końcu mąż zabił żonę mniej lub więcej przez przypadek. Potem chciał odebrać sobie życie, nie starczyło mu odwagi, więc poszedł na policję. Ale to prawda, Stenström się tym zajmował, on prowadził przesłuchania.
– Poczekaj, w czasie tych przesłuchań coś się stało.
– Co mianowicie?
– Nie wiem. Ale pewnego wieczoru Åke wrócił bardzo podniecony.
– Nic w tym podniecającego nie było. Smutna historia. Typowa zbrodnia w warunkach dobrobytu. Człowiek odizolowany, mający żonę zatrutą pożądaniem coraz wyższego standardu, ustawicznie wypominającą mu, że nie zarabia tyle pieniędzy, ile powinien, że nie mogą kupić sobie motorówki, letniego domku i że ich samochód nie jest taki elegancki jak wóz sąsiadów.
– Ale w czasie przesłuchania ten mężczyzna coś Åkemu powiedział.
– Co?
– Nie wiem. W każdym razie Åkemu wydawało się to bardzo ważne. Ja oczywiście, tak samo jak ty teraz, spytałam go o to, ale on się tylko roześmiał i powiedział, że wkrótce zobaczę.
– Dokładnie tak powiedział?