– Wkrótce zobaczysz, moja mała. Dokładnie tak. Wyglądał na bardzo ucieszonego.
– Dziwne.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, potem Kollberg otrząsnął się, wziął ze stołu otwartą książkę i spytał:
– Czy rozumiesz te komentarze?
Åsa Torell wstała, obeszła stół dokoła i pochyliwszy się nad książką, żeby zajrzeć, położyła mu rękę na ramieniu.
– Wendel i Svensson piszą, że morderca erotyczny jest często impotentem i osiąga pożądane zaspokojenie popełniając gwałt. A na marginesie Åke napisał „albo odwrotnie” – Kollberg wzruszył ramionami i dodał: – Aha, on miał chyba na myśli, że morderca erotyczny może być także nadmiernie pobudliwy seksualnie.
Åsa natychmiast cofnęła rękę i ku swemu zdziwieniu zauważył, że ponownie się zaczerwieniła.
– Nie, on nie to miał na myśli – powiedziała.
– Więc co?
– Właśnie całkowicie odwrotną sytuację: że kobieta, to znaczy ofiara, może życiem przypłacić to, że jest nadmiernie pobudliwa.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Bo raz rozmawialiśmy na ten temat. W związku z tym, że zajmowaliście się wtedy zamordowaną na kanale Göta młodą Amerykanką.
– Roseanną – powiedział Kollberg. A po chwili namysłu dodał: – Ale wtedy on jeszcze nie miał tej książki. Pamiętam, że znalazłem ją, robiąc porządek w moich szufladach. Kiedy przenosiliśmy się z Kristineberg. To było dużo później.
– A te inne jego zapiski – powiedziała Åsa – są zupełnie logiczne.
– Tak. Czy nie znalazłaś jakiegoś notesu czy kalendarzyka, gdzie wpisywał sprawy?
– A nie miał notatnika przy sobie?
– Owszem. Obejrzeliśmy ten notesik. Nic interesującego w nim nie było.
– Przeszukałam całe mieszkanie.
– I co znalazłaś?
– Właściwie nic. On nic nie chował. I był bardzo porządny. Miał oczywiście jeszcze jeden notes. Leży tam na biurku.
Kollberg sięgnął po notes. Taki sam jak ten, który znaleziono w kieszeni Stenströma.
– W tym notesie prawie nic nie ma – powiedziała Åsa.
Ściągnęła skarpetkę z jednej nogi i podrapała się w piętę. Stopę miała szczupłą i wąską o pięknie sklepionym podbiciu i długich prostych palcach. Kollberg przyjrzał się nodze, a potem przekartkował notes. Miała rację. Nic tam prawie nie było. Na pierwszej stronie podstawowe dane tego nieszczęśliwca nazwiskiem Birgersson, co zabił swoją żonę. Na drugiej kartce u góry tylko jedno słowo: Morris.
Åsa Torell zajrzała do notesu i wzruszyła ramionami.
– To nazwa samochodu – powiedziała.
– Albo raczej nazwisko agenta w Nowym Jorku.
Åsa stojąca przy stole przyglądała się owym niezwykłym fotografiom. Nagle uderzyła w stół i powiedziała bardzo głośno:
– Żebym przynajmniej miała dziecko! – Zniżywszy głos dodała: – On zawsze mówił, że mamy czas. Że powinniśmy zaczekać, aż dostanie awans.
Kollberg z wahaniem zmierzał w stronę przedpokoju.
– Mamy czas – mruknęła. A potem spytała: – I co ze mną będzie?
Odwrócił się do niej i powiedział:
– Tak nie można, Åsa. Chodź.
Zwróciła się ku niemu szybko z nienawistnym błyskiem w oczach.
– Chodź? Gdzie? Do łóżka? Pewnie.
Kollberg patrzył na nią.
Dziewięćdziesięciu dziewięciu mężczyzn na stu widziałoby wątłą, bladą i małą dziewczynkę, źle się trzymającą, widziałoby chude ciało, cienkie, pociemniałe od nikotyny palce i zniszczoną twarz. Dziewczynę nie uczesaną i ubraną w workowate łachy, z jedną nogą tkwiącą w za dużej o parę numerów wełnianej skarpetce.
Lennart Kollberg widział fizycznie i psychicznie skomplikowaną kobietę o płomiennym spojrzeniu i obiecującym zagłębieniu w okolicy pachy, powabną, interesującą i wartą tego, by ją bliżej poznać. Czy Stenström też wszystko to dostrzegał, czy też był jednym z dziewięćdziesięciu dziewięciu, tyle tylko, że miał niebywałe szczęście?
Szczęście.
– Nie to miałem na myśli – powiedział Kollberg. – Chodź do nas do domu. Miejsca u nas dość. Już długo byłaś sama.
W samochodzie Åsa rozpłakała się.
XXII
Wiało przenikliwie, kiedy Nordin wyszedł z tunelu kolei podziemnej na skrzyżowaniu Sveavägen i Rådmansgatan. Mając wiatr w plecy, szybko ruszył przez Sveavägen, skręciwszy w Tegnérgatan, przestał odczuwać podmuchy i zwolnił kroku. Jakieś dwadzieścia metrów od rogu ulicy znajdowała się kawiarnia. Zatrzymał się przed oknem wystawowym i zajrzał do wnętrza.
Za ladą ruda kobieta w pistacjowozielonym kitlu rozmawiała przez telefon, prócz niej w lokalu nie było nikogo.
Nordin poszedł dalej, minął Luntmakargatan i przystanął, by przyjrzeć się olejnemu malowidłu, wiszącemu nad oszklonymi drzwiami antykwariatu. Gdy się zastanawiał, czy w zamierzeniu twórcy przedmioty na obrazie mają przedstawiać dwa łosie czy też łosia i renifera, usłyszał za sobą głos: – Aber Mensch, bist Du doch ganz verrückt?[2]
Nordin odwrócił się i zobaczył dwóch mężczyzn przechodzących przez jezdnię. Jeszcze nim znaleźli się na przeciwległym trotuarze, zobaczył właściwą cukiernię. Gdy do niej wszedł, dwaj mężczyźni schodzili właśnie po krętych schodach, znajdujących się za barem. Poszedł za nimi.
Lokal wypełniała młodzież, ogłuszająca muzyka i gwar. Nordin rozejrzał się za stolikiem, ale chyba nie było ani jednego wolnego miejsca. Przez chwilę rozważał, czy zdjąć kapelusz i płaszcz, ale postanowił nie ryzykować. W Sztokholmie nikomu nie można ufać, takie było jego najgłębsze przekonanie.
Zlustrował gości płci żeńskiej. Blondynek na sali było sporo, ale wygląd żadnej z nich nie zgadzał się z rysopisem Blond Malin.
Przeważał tu język niemiecki. Było wolne krzesło koło szczupłej brunetki, na oko sądząc – Szwedki. Nordin rozpiął płaszcz, usiadł, kapelusz położył na kolanach i pomyślał, że za sprawą myśliwskiego kapelusza i lodenowego płaszcza nie różni się zbytnio od większości Niemców.
Czekał kwadrans, nim kelnerka podeszła. Przyjaciółka brunetki, siedząca przy sąsiednim stoliku, obrzucała go od czasu do czasu taksującym spojrzeniem.
Mieszając kawę, gdy ją wreszcie dostał, zerknął na siedzącą obok dziewczynę. I siląc się na sztokholmski akcent w nadziei, że zostanie wzięty za stałego gościa, zagadnął:
– A gdzież to się dziś podziewa Blond Malin?
Brunetka szeroko otworzyła usta. Potem uśmiechnęła się i pochyliwszy się przez stół do przyjaciółki, powiedziała:
– Ten norrlandczyk pyta o Blond Malin, nie wiesz, Eva, gdzie ona jest?
Przyjaciółka popatrzyła na Nordina a potem zawołała do kogoś przy dalszym stoliku:
– Jest tu jakiś tajniak i pyta o Blond Malin. Wie ktoś, gdzie ona jest?
– Nieee – zabrzmiało unisono.
Siorbiąc kawę Nordin z goryczą zastanawiał się, po czym można poznać, że jest policjantem. Trudno się wyznać w tym Sztokholmie.
Kiedy wychodził, w górnej części lokalu został zatrzymany przez kelnerkę, która podawała mu kawę.
– Słyszałam, że szuka pan Blond Malin. Pan jest rzeczywiście policjantem?
Po krótkim wahaniu Nordin przytaknął posępnie.
– Jeżeli pan zamierza zamknąć za coś tę małpę, nikt się bardziej niż ja nie ucieszy. Wydaje mi się, że mogę panu powiedzieć, gdzie jest. Jak jej tu nie ma, to pewnie siedzi w kawiarni przy Engelbrechtplan.
Nordin podziękował i wyszedł na zimno.
Blond Malin nie było i w drugim lokalu, który zdawał się być przeznaczony tylko dla stałych gości. Nordin postanowił jednak nie ustępować; podszedł do samotnej kobiety, przeglądającej wystrzępiony tygodnik. Nie wiedziała, kto to taki Blond Malin, ale poradziła mu, żeby zajrzał do winiarni na Kungsgatan.