Nordin wlokąc się przez znienawidzone ulice Sztokholmu pragnął być w domu, w Sundsvall.
Tym razem trud się opłacił.
Ruchem głowy odprawiwszy szatniarza, który podszedł, żeby zabrać jego płaszcz, stanął w drzwiach winiarni i zlustrował lokal. Prawie natychmiast ją poznał. Rosła, ale nie otyła. Srebrzystoblond włosy upięte miała w kunsztowną wysoką fryzurę na czubku głowy. Nie miał wątpliwości, że to Blond Malin.
Siedziała na kanapce w rogu mając przed sobą kieliszek wina. Obok niej siedziała starsza już kobieta, a długie zwisające na ramiona w niesfornych lokach czarne włosy wcale jej nie odmładzały. Pewnie taka gratisowa, pomyślał Nordin.
Przez chwilę obserwował obie kobiety. Nie rozmawiały z sobą. Blond Malin wpatrywała się w kieliszek obracając go w palcach. Czarnowłosa rozglądała się po lokalu, od czasu do czasu kokieteryjnym ruchem odrzucając długie włosy.
Nordin zwrócił się do szatniarza:
– Przepraszam, wie pan może, jak nazywa się ta pani o jasnoblond włosach, ta, która siedzi na kanapie?
Szatniarz spojrzał.
– Pani – rzekł ironicznie. – Jak się nazywa, to nie wiem, ale mówią na nią Gruba Malin czy tak jakoś.
Nordin oddał mu płaszcz i kapelusz.
Gdy podchodził do stolika, czarna spojrzała na niego z nadzieją.
– Przepraszam, że się narzucam – powiedział Nordin – ale chciałbym, jeżeli można, pomówić z panną Malin.
– A o co chodzi? – spytała.
– O jednego z pani przyjaciół – odpowiedział Nordin. – Czy ma pani coś przeciw temu, żebyśmy się przenieśli na chwilę do innego stolika, gdzie będziemy mogli porozmawiać bez przeszkód? – A widząc, że Malin spogląda na przyjaciółkę, dodał pospiesznie: – Jeżeli pani towarzyszka nic nie ma przeciw temu.
Czarna napełniła swój kieliszek i wstała:
– Nie przeszkadzam – powiedziała urażonym tonem.
A że Blond Malin słowem nie zareagowała, dorzuciła:
– Przysiądę się do Tory. Do zobaczenia. – Zabrała swój kieliszek i odeszła w głąb lokalu.
Nordin odsunął krzesło, usiadł, a Blond Malin patrzyła wyczekująco.
– Ulf Nordin, pierwszy asystent policji kryminalnej – przedstawił się. – Może zechciałaby pani pomóc mi w pewnej sprawie.
– Aha – powiedziała Blond Malin. – I co to ma być? Coś pan mówił, że o przyjaciela chodzi.
– Tak. O parę informacji dotyczących człowieka, którego pani znała.
Blond Malin spojrzała na niego pogardliwie.
– Ja nie jestem donosicielka – powiedziała.
Nordin wyjął z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował Malin i podał jej ogień.
– Tu nie chodzi o donosicielstwo. Kilka tygodni temu przyjechała pani białym Volvo Amazon w towarzystwie dwóch mężczyzn do garażu w Hägersten. Garaż mieści się przy Klubbacken i należy do pewnego Szwajcara imieniem Horst. Samochód prowadził Hiszpan. Czy pani przypomina to sobie?
– Owszem, bardzo dobrze – odpowiedziała Blond Malin. – Bo co? Nisse i ja pojechaliśmy z tym Paco, żeby pokazać mu drogę do garażu. Zresztą on już wrócił do domu, do Hiszpanii.
– Paco?
– Tak.
Opróżniła kieliszek i wlała do niego resztkę wina z karafki.
– Czy mógłbym panią na coś zaprosić? Może jeszcze wina?
Dziewczyna wyraziła zgodę i Nordin przywoławszy kelnerkę zamówił pół karafki wina i kufel piwa.
– A kto to taki Nisse? – spytał.
– No przecież ten, co był w samochodzie, sam pan przed chwilą powiedział.
– Tak, ale jak się ten Nisse nazywa, co robi?…
– Nazywa się Göransson. Nils Erik Göransson. A czym się zajmuje, nie wiem. Już go parę tygodni nie widziałam.
– Dlaczego? – spytał Nordin.
– Co?
– Dlaczego go pani od kilku tygodni nie widziała? Przedtem chyba widywaliście się dość często.
– My wcale nie jesteśmy z jednej paki. To nie kumpel. Czasem połaziliśmy razem. Pewnie się spotykał z jakąś dziewczyną. Skąd mogę wiedzieć. W każdym razie dawno się nie pokazuje.
– A wie pani, gdzie on mieszka?
– Nisse? Nie, on chyba nie miał mieszkania. Jakiś czas mieszkał u mnie, potem u jednego kumpla na Söder, ale zdaje się, że już tam nie mieszka. A gdzie, naprawdę nie wiem. A nawet jakbym wiedziała, nie takie pewne, żebym zaraz powiedziała glinie. Ja na nikogo nie donoszę.
Nordin upił łyk piwa i przyjaźnie spojrzał na potężną blondynkę.
– Tego nie musi pani robić, panno… przepraszam, ale nie znam pani nazwiska, panno Malin.
– Nie nazywam się Malin, tylko Magdalena Rosén. Nazywają mnie Blond Malin, bo mam jasne włosy. – Przesunęła ręką po fryzurze. – Czego pan chce od Nissego? Co on zrobił? Nie chcę odpowiadać na pytania, a pewnie będzie ich mnóstwo, póki się nie dowiem, o co chodzi.
– Tak, rozumiem – powiedział Nordin. – Zaraz wyjaśnię, w jaki sposób może nam pani pomóc, panno Rosén.
Znowu łyknął piwa i wytarł usta.
– Chciałbym tylko przedtem zadać jedno pytanie: Jak ubierał się Nisse?
Marszczyła brwi i chwilę się zastanawiała.
– Przeważnie chodził w garniturze. Taki jasny, beżowy, z obciąganymi guzikami. Miał koszulę, buty, pewnie kalesony, jak każdy mężczyzna.
– A nie nosił płaszcza?
– No, żeby prawdziwy płaszcz, to nie. Taki cienki czarny łach, nylonowy. Wie pan?
Spojrzała na Nordina pytająco.
– Cóż, panno Rosén, on prawdopodobnie nie żyje.
– Nie żyje? Nisse? Ale… dlaczego… dlaczego mówi pan, że prawdopodobnie? I skąd pan wie, że nie żyje?
Ulf Nordin wyciągnął chustkę. Wytarł kark. W lokalu było gorąco, czuł, że ubranie lepi mu się do ciała.
– Rzecz w tym, że mamy w kostnicy mężczyznę, którego nie możemy zidentyfikować. Ale są powody, by podejrzewać, że jest to Nils Erik Göransson.
– I dlaczego miałby umrzeć? – podejrzliwie indagowała Blond Malin.
– Był jednym z pasażerów tego autobusu, o którym pewnie pani czytała w gazetach. Dostał strzał w głowę i umarł natychmiast. Ponieważ pani jest jedyną znaną nam osobą, która mogłaby zidentyfikować Göranssona, bardzo będziemy wdzięczni, jeżeli zechce pani jutro przyjść do kostnicy i zobaczyć, czy to on.
Przyglądała się Nordinowi z przerażeniem.
– Ja? Do kostnicy? Nigdy w życiu!
W środę o dziewiątej rano Nordin i Blond Malin wysiedli z taksówki przed Instytutem Medycyny Sądowej na Tomtebodavägen. Martin Beck od kwadransa już na nich czekał i razem weszli do kostnicy.
Blond Malin była blada pod niedbale zrobionym makijażem. Jasne włosy też nie były tak starannie uczesane jak poprzedniego wieczoru.
Nordin, który czekał w przedpokoju jej mieszkania, gdy kończyła toaletę, skonstatował, gdy wreszcie była gotowa i wyszli na ulicę, że znacznie korzystniej przedstawiała się w przytłumionym świetle winiarni niż przy mglistej porannej pogodzie.
Personel kostnicy był przygotowany i kierownik pokazał im drogę do zamrażalni.
Zmiażdżoną twarz nieboszczyka przykryto, ale włosy było widać. Blond Malin chwyciła Nordina za rękę i szepnęła:
– Cholera.
Nordin objął jej szerokie plecy i podprowadził ją bliżej.
– Proszę się dokładnie przyjrzeć – rzekł cicho. – Proszę się przyjrzeć i powiedzieć, czy go pani poznaje.
Zasłoniwszy ręką usta patrzyła na nagie ciało.
– A co z jego twarzą? – spytała. – Nie mogłabym zobaczyć twarzy?