Martin Beck wytarł nos.
– Jak długo znał tę dziewczynę, zanim się z nią ożenił?
– Spotkali się, o ile wiadomo, w Are w marcu pięćdziesiątego pierwszego. Forsberg był entuzjastą sportów zimowych. Jest nim zresztą w dalszym ciągu. Jego żona także. Tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Spotykali się potem ciągle aż do wesela. Bywał w domu jej rodziców. Miał wtedy trzydzieści dwa lata. Elsa Håkansson dwadzieścia pięć. – Melander przetasował papierki. – Małżeństwo uważane jest za szczęśliwe. Mają troje dzieci. Dwóch chłopców, trzynaście i dwanaście lat i dziewczynkę siedmioletnią. Samochód Forda Vedettę sprzedał wkrótce po ślubie i kupił Lincolna. Potem miał mnóstwo innych samochodów.
Melander zapalił fajkę.
– Czy to już wszystko, coś wyniuchał?
– Jeszcze jedno. Ważne, jak mi się zdaje. Björn Forsberg brał udział jako ochotnik w fińskiej wojnie zimowej w tysiąc dziewięćset czterdziestym. Miał wtedy dwadzieścia jeden lat, pojechał na front bezpośrednio po odbyciu tu służby wojskowej. Pochodzi z mieszczańskiej dobrej rodziny i zapowiadał się obiecująco, nim wykoleił się po wojnie.
– Okay, to chyba on.
– Na to wygląda – rzekł Melander.
– Kto jest teraz obecny?
– Gunvald, Rönn, Nordin i Ek. Sprawdzić jego alibi?
– Właśnie.
Kollberg dobił do Sztokholmu dopiero po siódmej. Pojechł prosto do laboratorium i zostawił tam księgę warsztatu samochodowego.
– Mamy określone godziny pracy – kwaśno powiedział Hjelm. – Kończymy o piątej.
– To straszliwie uprzejme z twojej strony, że…
– Dobrze, dobrze. Za chwilę zadzwonię. Chcesz, żeby tylko numer odczytać?
– Tak. Jestem na Kungsholmsgatan.
Kollberg i Martin niewiele zdążyli sobie powiedzieć, gdy telefon zadzwonił.
– A, sześć, siedem, zero, osiem – powiedział Hjelm lakonicznie.
– Wspaniale.
– Łatwe zadanie. Sam niemal mogłeś to odczytać.
Kollberg odłożył słuchawkę. Martin Beck patrzył na niego pytająco.
– Tak. Göransson miał w Eksjö samochód Forsberga. To wyjaśnione. Jak wygląda jego alibi?
– Marnie. W czerwcu pięćdziesiątego pierwszego miał kawalerkę przy Holländaregatan w tym samym domu, gdzie mieściła się ta jego podejrzana firma. W czasie przesłuchania zeznał, że dziesiątego wieczorem był w Norrtälje. Bo też i był. Miał się tam spotkać z kimś o siódmej. Potem, wciąż według jego własnych oświadczeń, ostatnim pociągiem wrócił do domu. Był w Sztokholmie o wpół do dwunastej. Samochód swój pożyczył jednemu ze sprzedawców, który to w swoim zeznaniu potwierdził.
– Tylko bardzo starannie wystrzegał się mówienia o tym, że wymienił samochód z Göranssonem.
– Tak – rzekł Martin. – Miał więc Morrisa, należącego do Göranssona. A to stawia sprawę w zupełnie innym świetle. Samochodem bez trudu mógł wrócić do Sztokholmu w ciągu godziny. Samochody parkowały zwykle w podwórzu na Holländaregatan, tam trudno było sprawdzić, czy stoją. Sprawdziliśmy natomiast, że była tam chłodnia. Przeznaczona na futra, oficjalnie oddawane im na przechowanie podczas sezonu letniego, a w rzeczywistości pewnie kradzione. Jak myślisz, dlaczego zamienili samochody?
– Wyjaśnienie zdaje się bardzo proste – rzekł Kollberg. – Göransson był sprzedawcą, zabierał z sobą mnóstwo ubrania i innej tandety. W Vedetcie Forsberga miał na ten kram trzy razy tyle miejsca co we własnym Morrisie. – Po chwili milczenia dodał: – Göransson pewnie dopiero potem się połapał. Wróciwszy zrozumiał, co się stało i że samochód jest niebezpieczny. Dlatego zaraz po przesłuchaniu oddał go na złom.
– A co Forsberg mówił o swoich powiązaniach z Teresą? – spytał Martin Beck.
– Że spotkał ją na dansingu w pięćdziesiątym roku i sypiał z nią wiele razy, ile nie pamięta. Potem, zimą, spotkał swą przyszłą żonę i stracił zainteresowanie dla nimfomanek.
– Tak powiedział?
– Tak, co do słowa. Jak myślisz, dlaczego ją zamordował? Żeby ją usunąć, jak Stenström napisał na marginesie?
– Przypuszczalnie. Wszyscy zeznawali, że była natrętna. Morderstwo erotyczne to nie było.
– Nie, ale chciał to w ten sposób upozorować. A potem zdarzyło mu się niepojęte szczęście. Świadkowie pomylili się co do tego samochodu. To do niego musiało dotrzeć. Praktycznie biorąc mógł się czuć zupełnie pewny. Jedynym powodem niepokoju był Göransson.
– Göransson i Forsberg znali się dobrze – powiedział Martin Beck.
– A poza tym nic się nie działo, póki Stenström nie zaczął grzebać w protokołach sprawy Teresy i póki nie dostał tej osobliwej informacji od Birgerssona. Stenström sprawdził, że ze wszystkich zamieszanych w tę sprawę tylko Göransson miał Morrisa Minor, i to czerwonego w dodatku. Stenström z własnej inicjatywy przesłuchał wiele osób i zaczął tropić Göranssona. Göransson denerwował się coraz bardziej… czy wiemy, gdzie on przebywał między ósmym października a trzynastym listopada?
– Tak. Na statku, na jeziorze Klara. Nordin odnalazł to miejsce wczoraj rano.
Kollberg pokiwał głową.
– Stenström liczył na to, że Göransson prędzej czy później podprowadzi go do mordercy, i dlatego śledził go dzień po dniu prawdopodobnie zupełnie jawnie. I właściwie miał rację. Choć rezultat wypadł dla niego fatalnie. Gdyby się zamiast tego pospieszył z tym wyjazdem do Småland…
Kollberg umilkł, Martin jak zwykle, gdy się zamyślił, pocierał kciukiem i wskazującym palcem nasadę nosa.
– Tak, wszystko się zgadza – powiedział – także psychologicznie. Pozostaje dziewięć lat do chwili przedawnienia morderstwa popełnionego na Teresie. A morderstwo jest jedyną zbrodnią tak poważną, by jako tako normalny człowiek mógł posunąć się do podobnej ostateczności, byle uniknąć wykrycia. Ponadto Forsberg ma niezwykle dużo do stracenia.
– Czy wiemy coś o jego poczynaniach wieczorem trzynastego listopada?
– No cóż, zgładził wszystkich w autobusie, ze Stenströmem i Göranssonem włącznie, bo w tej sytuacji zagrażali jego życiu. Ale właściwie jedyne, co wiemy, że miał sposobność popełnienia morderstwa.
– A skąd ta wiadomość?
– Gunvaldowi udało się zwabić służącą Forsbergów, Niemkę. Ma wychodne w każdy poniedziałek wieczorem. Według kalendarzyka, który miała w torebce, noc z trzynastego na czternastego spędziła u swego chłopca. Wiadomo nam też, z tego samego źródła, że pani Forsberg była tego wieczoru na damskim przyjęciu. Forsberg więc w założeniu musiał być w domu, bo nigdy nie zostawiają dzieci samych.
– Gdzie ona teraz jest? Ta służąca.
– Tu. I zatrzymamy ją przez noc.
– A co sądzisz o jego stanie psychicznym? – spytał Kollberg.
– Prawdopodobnie bardzo zły. Na granicy załamania.
– Pytam, czy mamy dostatecznie obciążający materiał, żeby go aresztować.
– Nie za autobusową sprawę. To byłby fałszywy krok. Ale możemy go zamknąć jako podejrzanego o zamordowanie Teresy Camarão. Mamy kluczowego świadka, co zmienia pogląd na całość, i cały szereg nowych faktów.
– Kiedy?
– Jutro przed południem.
– Gdzie?
– W jego biurze. Jak tylko tam przyjdzie. Nie należy wciągać w to żony i dzieci. Zwłaszcza jeśli jest zdesperowany.
– Jak?
– Możliwie najdyskretniej. Bez strzelaniny i wyważania drzwi.
Kollberg dumał przez chwilę, potem postawił ostatnie pytanie.
– Kto?
– Ja i Melander.
XXX
Blondynka siedząca przy centralce telefonicznej za marmurową ladą odłożyła pilnik do paznokci, gdy Martin Beck i Melander weszli do pokoju przyjęć.