– Być może masz rację – powiedział Rönn.
Opuścili pokój. W głębi korytarza przed jakimiś drzwiami stali dwaj wysocy policjanci. Nieruchomo, z rękami skrzyżowanymi.
– Co widzę, to wy – burknął Gunvald Larsson. – A prawda, ten szpital znajduje się na terytorium Solny.
– No, toście go w końcu złapali – powiedział Kvant.
– Właśnie – dodał Kristiansson.
– Nie my, to głównie zasługa Stenströma – sprostował Gunvald Larsson.
W jakąś godzinę później Martin Beck i Kollberg popijali kawę w pokoju służbowym na Kungsholmsgatan.
– Właściwie Stenström wyjaśnił zagadkę zamordowania Teresy – powiedział Martin Beck.
– Tak – przyznał Kollberg. – Niemądrze jednak postępował, że pracował tak zupełnie sam i że nie zostawił żadnego papierka w tej sprawie. Dziwne, ale ten chłopak do końca nie wydoroślał.
Zadzwonił telefon. Martin Beck podniósł słuchawkę.
– Cześć. Tu Månsson.
– Gdzie jesteś?
– Teraz w Västberdze. Znalazłem tę stronę.
– Gdzie?
– W pokoju Stenströma. Pod przykryciem na biurku.
Martin Beck się nie odezwał.
– A wydawało mi się, że wy tu wszystko przeszukaliście – dodał Månsson z wyrzutem. – Chyba tak mówiłeś?
– No i co?
– Zrobił na tej stronie parę uwag. W prawym rogu u góry napisał: Odłożyć do teczki „Sprawa Teresy”, a na dole wypisał nazwisko Björn Forsberg i znak zapytania. Czy to wam coś mówi?
Martin Beck i na to nic nie odpowiedział. Ze słuchawką w ręce zaczął się głośno śmiać.
– Ładnie – powiedział Kollberg. – Śmiejący się policjant. – Pogrzebał w kieszeni. – Masz tu piątaka.