Выбрать главу

Chciałbym wiedzieć, czy to było słuszne ze strony komisarza Nymana. Wszystko, co opowiadałem, jest prawdą i może być potwierdzone przez mego kolegą. Nie byliśmy pijani. W poniedziałek moją rękę oglądał lekarz zakładowy i wypisał załączone świadectwo. Jak się ci dwaj policjanci nazywają, nie udało nam się dowiedzieć, ale poznamy ich.

Z głębokim poważaniem

Olof Johansson

Rönn nie wszystkie terminy w zaświadczeniu lekarskim rozumiał, ale wynikało z niego, że napiąstek był spuchnięty z powodu wylewu, że jeżeli opuchlizna sama nie ustąpi, trzeba będzie robić punkcję, i że pacjent, który był typografem, powinien do tego czasu powstrzymać się od pracy.

Potem Rönn przeczytał służbowe uwagi.

Komisarz S. Nyman przypomina sobie to zdarzenie. Uważa, że nie ma powodu, by wątpić w zeznania Bergmana i Sjögrena, gdyż zawsze dawali się poznać jako prawdomówni i obowiązkowi.

Posterunkowi Bergman i Sjögren przeczą, jakoby mieli użyć pałek wobec skarżącego i jego towarzysza, którzy we wzmiankowanej sytuacji zachowywali się zuchwale i wyzywająco. Robili wrażenie pijanych, posterunkowy Sjögren twierdzi, że przynajmniej od jednego z tych ludzi zalatywał silny zapach alkoholu. Nie wszczęto dochodzenia.

Kobieta, która przestała szczękać szufladami, podeszła do Rönna i powiedziała:

– Z tego roku nie mogę znaleźć nic więcej, co by dotyczyło komisarza Nymana. Jeżeli nie muszę dalej jeszcze szukać, w poprzednich latach, to…

– Nie. Niech pani bierze, co pani znajdzie – powiedział Rönn wykrętnie.

– A czy to zajmie dużo czasu?

– Wkrótce będę gotów, przejrzę to tylko – powiedział i usłyszał jej oddalające się kroki.

Zdjął okulary i przetarł je, nim zabrał się ponownie do czytania.

Niżej podpisana jest wdową, pracującą zawodowo, matką, jedyną żywicielką dziecka.

Dziecko ma cztery lata i w czasie mojej pracy przebywa w przedszkolu. Od czasu gdy mój mąż zginął w wypadku samochodowym, przed rokiem, jestem w złym stanie nerwowym i często choruję.

W poniedziałek poszłam jak zwykle do pracy zaprowadziwszy córkę do przedszkola. Po południu w miejscu pracy zdarzyło się coś, czego nie chcę tu poruszać, a co mnie ogromnie wzburzyło. Lekarz mojej firmy, który wie, że jestem słaba psychicznie, dał mi zastrzyk uspokajający i odesłał do domu taksówką. Kiedy wróciłam do domu, wydawało mi się, że zastrzyk nie działa i zażyłam jeszcze dwie tabletki na uspokojenie. Potem poszłam po córkę. Kiedy minęłam dwie przecznice, wóz policyjny zatrzymał się, dwóch policjantów wyszło i wepchnęli mnie na tylne siedzenie. Czułam się odrobinę otępiała od leków, może się zataczałam na ulicy, gdyż z drwiącego sposobu, w jaki odnieśli się do mnie policjanci, wynikało, że uważają mnie za pijaną. Próbowałam wytłumaczyć im, jaka jest przyczyna i że muszę przyprowadzić dziecko, ale tylko wyśmiewali ńę ze mnie.

W komisariacie wprowadzono mnie do starszego rangą, który wcale nie chciał mnie słuchać, tylko wydał rozkaz, żeby mnie zamknąć w celi, aż wytrzeźwieję.

W celi był dzwonek i dzwoniłam wiele razy, ale bez skutku. Wołałam, krzyczałam, że ktoś musi zająć się moim dzieckiem, ale nikt się nie zjawił. Przedszkole zamykają o osiemnastej i jeżeli ktoś dziecka nie odbierze, personel się bardzo niepokoi. Zamknięto mnie o siedemnastej trzydzieści.

Próbowałam zwrócić czyjąś uwagę, by zatelefonowano do przedszkola i załatwiono, że ktoś się moim dzieckiem zaopiekuje. Bardzo byłam niespokojna.

Dopiero późnym wieczorem mnie wypuszczono, byłam już zupełnie wykończona z niepokoju i rozpaczy. Jeszcze nie przyszłam do siebie i wciąż mam zwolnienie lekarskie.

Kobieta, która napisała ten list, dołączyła adres swego mieszkania i miejsce pracy, przedszkola, lekarza i komisariatu, do którego ją odprowadzono.

Notatka na odwrocie listu brzmiała:

Wskazywanymi policjantami są Hans Lennart Svensson i Göran Broström. Twierdzą, że działali w dobrej wierze, gdyż kobieta wydała im się kompletnie pijana. Komisarz Stig Oscar Nyman mówi, że kobieta była tak dalece nieprzytomna, ze nie można jej było zrozumieć: żadnych dochodzeń nie podjęto.

Rönn odłożył list z westchnieniem. Przypomniało mu się, że czytał w jakimś wywiadzie z szefem policji, iż na 792 zażalenia skierowane do rzecznika sprawiedliwości w ciągu trzech lat, a odnoszące się do przekroczeń policji, tylko jedno zostało przekazane prokuratorowi, by wniósł oskarżenie.

Można by się zastanawiać, o czym to świadczy, pomyślał Rönn.

A że szef policji na to się powołuje, świadczy tylko o jego wątpliwych walorach umysłowych.

Następne pismo było krótkie i napisane ołówkiem kopiowym na liniowanym papierze wyrwanym z bloku:

Szanowny R. S.

W piątek byłem zalany i nic w tym dziwnego i dawniej się zdarzało, a jak policja mnie capła, tom spał w kozie. Jestem człowiek spokojny i kłócić się o to nie będę. No i w piątek wpadłem jakoś i myślałem, że pomieszkam w celi jak zawsze, ale gdzie tam, policjant jakiś, com go przedtem już tam widywał, wszedł do celi i do bicia się wziął. Aż mnie zatkło, bom przecie nic nie szumiał, a ten klnie i rozrabia, on chyba jest szefem tego kicia, bił mnie i pozwalał sobie. Więc chcę zaskarżyć tego szefa, żeby następną razą nie rozrabiał. Taki wielki, wysoki, ze złotym paskiem na marynarce.

Z poważaniem

Joel Johansson

ADNOTACJA SŁUŻBOWA: Skarżący jest notorycznym pijakiem, znanym z licznych zajść nie tylko na terenie wymienionego komisariatu. Pomawiany policjant to niewątpliwie komisarz Stig Nyman. Twierdzi on, że nigdy nie widział skarżącego, który z nazwiska jest mu znany. By on lub ktoś inny mógł znęcać się nad skarżącym w celi, komisarz Nyman uznaje za zupełnie wykluczone. Nie wszczynano dochodzenia.

Rönn zapisywał w notesie, ufając, że zdoła odczytać własne pismo. Zanim wziął się do dwu pozostałych skarg, zdjął okulary, przetarł piekące oczy. Zamrugał kilka razy i zaczął czytać:

Mój mąż urodził się na Węgrzech i nie pisze dobrze po szwedzku, więc ja, żona, piszę za niego. Mój mąż od wielu lat cierpi na epilepsję i z powodu choroby jest na rencie inwalidzkiej.

Miewa czasem ataki tej choroby i wtedy przewraca się, chociaż przeważnie czuje, że atak się zbliża, i zostaje wtedy w domu, ale czasem nie przeczuje z góry i wtedy może to się zdarzyć gdziekolwiek.

Dostaje od swego doktora lekarstwa, a ja, po tylu latach małżeństwa wiem, jak go pielęgnować.

Teraz muszę powiedzieć, że jednej rzeczy mój mąż nie robi ani nigdy nie robił: nie pije. Umarłby raczej niż wziął wódkę do ust.

A teraz chcielibyśmy ja i mój mąż zawiadomić, co mu się zdarzyło w zeszłą niedzielę, w metrze, jak wracał do domu. Bo był na meczu piłkarskim. A gdy siedział na stacji metra, poczuł, że dostanie ataku, więc prędko poszedł w stronę domu, ale po drodze upadł a następnie pamięta, że leżał na łóżku w więzieniu. Już się lepiej czuł, tylko mu lekarstwo było potrzebne i żeby wrócić do domu, do żony. Wiele godzin musiał tam w celi przesiedzieć, zanim go policja wypuściła, bo cały czas myśleli, że był pijany, a wcale nie był, bo nigdy nawet do ust nie bierze. Kiedy go spod klucza wypuścili, poszedł do samego komisarza i mówi, że chory jest, a nie pijany, ale komisarz zupełnie był niewyrozumiały i powiada, że mój mąż kłamie i żeby się na przyszłość pilnował i trzeźwy był, bo dosyć ma tych zapijaczonych cudzoziemców jak mój mąż. Co on temu winien, że źle mówi po szwedzku. Mój mąż tłumaczył komisarzowi, że wcale nie jest pijący, ale czy komisarz źle zrozumiał, czy co, rozzłościł się i uderzył mego męża, aż upadł, a potem go wyrzucił z pokoju. Potem mąż przyszedł do domu, a ja okropnie byłam niespokojna cały wieczór i do wszystkich szpitali dzwoniłam, nie mogłam przecież wiedzieć, że policja chorego człowieka wsadzi do więzienia i jeszcze bije, jakby to był najgorszy zbrodniarz.