– Nie tak mocno, Carol – Ann.
– Przyjemniaczek, ale z niego przyjemniaczek, hej, budzimy się!
To nie Carol – Ann i w dodatku jest już pięć po dziesiątej.
Arthur najpierw otworzył ostrożnie oczy, potem je wytrzeszczył i gwałtownie usiadł na łóżku.
– Porównanie nie wypadło na moją korzyść? – spytała.
– Naprawdę tu jesteś? To nie był tylko sen?
– Mogłeś sobie darować tę uwagę, chociaż powinnam się jej spodziewać. Musisz się pospieszyć, już dawno minęła dziesiąta.
– Co takiego?! – Teraz on wrzasnął. – Czy przypadkiem nie miałaś mnie obudzić?!
– Nie jestem głucha, a może Carol – Ann była niedosłysząca?
Bardzo mi przykro, zmorzył mnie sen, po raz pierwszy, od kiedy znalazłam się w szpitalu. Myślałam, że jakoś wspólnie uczcimy ten fakt, ale widzę, że humor ci raczej nie dopisuje.
Lepiej się pośpiesz do pracy.
– Słuchaj, odpuść sobie ten ironiczny ton, przez ciebie zarwałem noc, a rano się mnie czepiasz. Może byś dała spokój?
– Rankiem jesteś wyjątkowo urokliwy. Wolę cię śpiącego.
– Będziesz mi robić sceny?
– Ale masz marzenia! Czy możesz w końcu się ubrać, bo znowu powiesz, że to wszystko przeze mnie?
– No pewnie, że przez ciebie. Czy mogłabyś stąd wreszcie wyjść? Leżę pod kołdrą zupełnie nagi.
– I nagle zrobiłeś się wstydliwy?
Poprosił, żeby nie urządzała mu małżeńskich scen od samego rana. Miał jednak pecha, bo dodał, że Jeśli nie…” „Jeśli nie – to o dwa słowa za dużo!” – zirytowała się na dobre. Cierpkim tonem życzyła mu udanego dnia i natychmiast zniknęła. Arthur rozejrzał się po pokoju, zawahał na moment, ale w końcu zawołał: „Lauren! Już wystarczy, wiem, że tu jesteś. Naprawdę masz wredny charakter. No, wyłaź, przestań się wygłupiać”. Stał nagi na środku pokoju, gestykulując, kiedy w oknie naprzeciwko dostrzegł sąsiada, przyglądającego mu się z niekłamanym zdumieniem. Dopadł kanapy, pledem owinął biodra i poszedł do łazienki, mrucząc: „Latam na golasa po salonie, gadam sam do siebie i jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak spóźniony. Kompletna paranoja!” Wszedł do łazienki, otworzył drzwi szafy i zapytał łagodnym tonem: „Lauren, jesteś tam?” Nie otrzymał żadnej odpowiedzi i poczuł się dziwnie przygnębiony. Błyskawicznie wziął prysznic. Pobiegł do sypialni, zawrócił, znów zajrzał do szafy w łazience – nikogo w niej nie było – i szybko wskoczył w garnitur. Trzy razy usiłował zawiązać krawat, zaklął pod nosem: „Ależ mam dzisiaj dwie lewe ręce!” Gotowy do wyjścia, wywrócił do góry nogami wszystko, co znajdowało się na kuchennym blacie, w poszukiwaniu kluczy. Okazało się, że miał je w kieszeni. W pośpiechu wybiegł z mieszkania, zawahał się i zawrócił. Ponownie otworzył drzwi: „Lauren, wciąż cię nie ma?” Cisza. Przekręcił klucz w zamku. Wewnętrznymi schodami zbiegł do garażu, zaczął szukać samochodu, przypomniał sobie, że zaparkował go przed domem, korytarzem wrócił do głównego wyjścia i w końcu znalazł się na ulicy. Spojrzał w górę i znowu spostrzegł w oknie sąsiada o niewzruszonym wyrazie twarzy. Posłał mu zażenowany uśmiech, usiłował trafić kluczem w zamek, w końcu otworzył drzwi samochodu, usiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon. Kiedy wreszcie dotarł do biura i wszedł do hallu, spotkał tam swojego wspólnika, Paula, który na jego widok pokiwał głową, skrzywił się, a potem stwierdził:
– Chyba powinieneś wziąć parę dni urlopu.
– To ty weź i odchrzań się ode mnie!
– Co za uprzejmość, jestem zaszczycony!
– Ty też chcesz mi zrobić drakę?
– Widziałeś się z Carol – Ann?
– Nie, nie widziałem się z Carol – Ann. Dobrze wiesz, że z nią wszystko skończone.
– Tylko Carol – Ann mogła cię doprowadzić do takiego stanu. A może jest jakaś inna?
– Nie ma żadnej innej, przesuń się, i tak już jestem spóźniony.
– Co ty powiesz, przecież jest dopiero za kwadrans jedenasta. Jak ma na imię?
– Niby kto?
– A przejrzałeś się dzisiaj w lustrze?
– Bo co?
– Bo wyglądasz, jakbyś spędził całą noc z dzikim kociakiem. No, opowiadaj!
– Nie mam nic do opowiadania.
– A twój telefon w środku nocy? Wygadywałeś jakieś głupoty.
Kto u ciebie był?
Arthur popatrzył na wspólnika.
– Słuchaj, najadłem się wczoraj wieczorem jakiegoś świństwa.
Całą noc dręczyły mnie koszmary, prawie w ogóle nie spałem.
Naprawdę nie mam nastroju na żarty, więc przepuść mnie. I tak jest dostatecznie późno.
Paul ustąpił. Kiedy Arthur przechodził obok, poklepał go lekko po ramieniu, mówiąc: „Chyba wiesz, że jestem twoim przyjacielem?” A kiedy Arthur odwrócił się, dodał: „Gdybyś wpadł w tarapaty, powiedziałbyś mi o tym?”
– Co cię nagle napadło? Po prostu źle spałem tej nocy, a ty robisz z tego aferę.
– Już dobrze, dobrze. Spotkanie jest o trzynastej, jesteśmy umówieni w Hyatt Embarcadero. Jeśli chcesz, możemy pojechać razem, a potem wrócę do biura.
– Nie, wezmę samochód, jestem później umówiony.
– Jak chcesz!
Arthur wszedł do swego gabinetu, odłożył teczkę i usiadł.
Poprosił asystentkę o kawę, obrócił się wraz z fotelem w kierunku okna, odchylił głowę na oparcie i zamyślił się głęboko.
Chwilę później Maureen zastukała do drzwi, w jednej ręce trzymała stos papierów, w drugiej – filiżankę z kawą i pączek.
Postawiła gorący płyn na stoliku.
– Dolałam mleka, chyba nie pił pan dzisiaj kawy.
– Dziękuję, Maureen. Aż tak to widać? Jak wyglądam?
– Jakby chciał pan powiedzieć: „Dzisiaj nie piłem jeszcze kawy”.
– To prawda. Dzisiaj nie piłem jeszcze kawy!
– Było parę telefonów, ale proszę zjeść spokojnie, to nic pilnego.
Przyniosłam pocztę do podpisania. Naprawdę nic panu nie jest?
– Naprawdę nic. Jestem tylko bardzo zmęczony.
I właśnie w tym momencie w gabinecie pojawiła się. Nie udało jej się, jak zamierzała, trafić na brzeg biurka. Na chwilę zniknęła Arthurowi z pola widzenia, a potem wylądowała na dywanie.
Poderwał się z fotela.
– Nic ci się nie stało?
– Nic, nic, w porządku – odpowiedziała.
– Co takiego miałoby mi się stać? – spytała zaskoczona Maureen.
– Nie pani – odparł.
– A komu? Nie ma nas znowu tak dużo w tym pokoju.
– Po prostu głośno myślałem.
– Myślał pan głośno, że coś mi się stało?
– Ależ nie, myślałem o kimś innym i powiedziałem to na głos.
Nigdy się to pani nie zdarza?
Lauren rozsiadła się po turecku na końcu stołu. Postanowiła przywołać Arthura do porządku.
– Nie musisz mnie porównywać do nocnego koszmaru.
– Wcale nie nazwałem cię koszmarem!
– No tak, tylko tego brakowało. Ciekawa jestem, czy znajdzie pan koszmar, który będzie przygotowywał panu kawę!
– Maureen, ja wcale nie mówiłem do pani!
– Może cierpię na częściową ślepotę, w pokoju jest jakiś duch, tylko ja go nie widzę?!
– Proszę mi wybaczyć, Maureen, to idiotyczne. Zachowuję się jak kretyn. Jestem wykończony, mówię na głos, a myślami jestem zupełnie gdzie indziej.
Maureen spytała, czy słyszał o depresji wynikającej z przemęczenia. „Trzeba zareagować na pierwsze objawy, bo potem leczenie wymaga wielu miesięcy”.
– Maureen, nie cierpię na depresję, miałem po prostu bardzo kiepską noc. Lauren natychmiast podchwyciła temat: