Выбрать главу

– Jakie zabiegi i czynności wykonuje się z twoim ciałem w szpitalu? – Oprócz tych związanych z toaletą?

– Chodzi mi o zabiegi medyczne.

Powiedziała, że jest podłączona do kroplówki, bo nie mogła się odżywiać w inny sposób. Zapobiegawczo wstrzykiwano jej trzy razy w tygodniu jakieś antybiotyki. Opisała, jak masowano jej biodra, łokcie, kolana i ramiona, aby nie dopuścić do powstania odleżyn. Oprócz tego sprawdzano jej stan ogólny i mierzono temperaturę. Nie była podłączona do respiratora.

– Oddycham samodzielnie i na tym polega cały ich problem. W innym przypadku mogliby po prostu wyłączyć aparaturę. To mniej więcej wszystko.

– Więc dlaczego twierdzą, że to wszystko jest takie kosztowne? – Z powodu łóżka.

I wyjaśniła mu, dlaczego miejsce w szpitalu jest tak drogie. Nie brano tu właściwie pod uwagę typu kuracji, jakiej poddawany był poszczególny pacjent. Kalkulacja ograniczała się do dzielenia kosztów utrzymania placówki przez liczbę znajdujących się w niej łóżek i liczbę dni, w czasie których były one zajęte. Otrzymywano w ten sposób dzienny koszt hospitalizacji na poszczególnych oddziałach: neurologii, intensywnej terapii, ortopedii…

– Chyba uda się nam za jednym zamachem rozwiązać oba te problemy. Nasz i ich – oznajmił Arthur. – Co masz na myśli?

– Zajmowałaś się już kiedyś pacjentami w takim stanie? „Tak, ale tylko w Izbie Przyjęć, przez krótki okres, natomiast nigdy, gdy już trafiali na oddział”. „Ale umiałabyś to zrobić?” Przypuszczała, że poradziłaby z tym sobie, zwłaszcza że w zasadzie było to zajęcie dla wykwalifikowanej pielęgniarki, chyba że przypadek okazałby się skomplikowany. „A więc umiałabyś to zrobić?” Nie rozumiała do końca, do czego zmierzał.

– Kroplówka to coś bardzo skomplikowanego? – drążył dalej.

– W jakim sensie?

– Można ją zdobyć? Na przykład kupić w aptece?

– W szpitalnej tak.

– A w aptekach publicznych?

Zastanowiła się chwilę, a potem przytaknęła. Płyn można zrobić samemu. Należałoby kupić glukozę, antykoagulant i sól fizjologiczną i odpowiednio je wymieszać. Tak, jest to możliwe.

Zresztą przebywający w domu chorzy też czasem brali kroplówki, które pielęgniarki zamawiały w aptece centralnej.

– No to teraz muszę zadzwonić do Paula.

– Po co?

– Chodzi o ambulans.

– O jaki znowu ambulans? Co ty planujesz? Mogę się w końcu dowiedzieć? – Porwiemy cię!

Nie od razu zrozumiała, co miał na myśli, ale zaczęła się niepokoić.

– Porwiemy cię. Nie ma ciała, nie ma eutanazji! – Kompletnie zwariowałeś! – Nie aż tak.

– Jak zamierzasz mnie porwać? Gdzie ukryjemy ciało? Kto będzie się nim opiekował? – Za dużo pytań naraz!

Ona zaopiekowałaby się swoim własnym ciałem, miała przecież odpowiednie doświadczenie. Należy tylko znaleźć sposób na zdobycie płynu do kroplówki, ale z jej wypowiedzi wynikało, że nie jest to zbyt trudne. Trzeba będzie, być może, zmieniać od czasu do czasu aptekę, aby nie zwracać na siebie uwagi. – A skąd weźmiesz recepty? – spytała. – To część twojego pierwszego pytania: jak?

– No więc?

Ojczym Paula był mechanikiem samochodowym, zajmował się naprawą wozów strażackich, policyjnych i ambulansów. „Wypożyczą” karetkę, ukradną białe fartuchy, pojadą po nią do szpitala i zabiorą pod pretekstem przewozu do innej kliniki. Lauren ogarnął nerwowy śmiech: „Ale przecież to nie takie proste!”

Przypomniała mu, że do szpitala nie wchodzi się tak jak do supermarketu. Na przewóz pacjenta trzeba załatwić wiele formalności. Potrzebne jest zaświadczenie szpitala, który przejmuje opiekę nad chorym, zezwolenie na wypis pacjenta, podpisane przez lekarza prowadzącego, kartę przewozu z pogotowia wraz z listem przewozowym zawierającym dane o sposobie transportu.

– I właśnie w tym momencie wchodzisz do gry, Lauren. Pomożesz mi przygotować wszystkie te dokumenty. – Ależ ja nie mogę, nie potrafię niczego wziąć do ręki! – Ale przecież wiesz, gdzie są? – Wiem, i co z tego?

– No to ja je gwizdnę. Znasz te formularze? – Jasne, podpisywałam je codziennie, zwłaszcza gdy miałam dyżur w Izbie Przyjęć.

Opisała, jak wyglądają. To były formularze w kolorze niebieskim, różowym i zielonym, z nagłówkiem i znakiem firmowym szpitala lub firmy przewozowej.

– Odtworzymy je – zakończył sprawę. – A teraz chodź ze mną. Arthur wziął kurtkę i klucze. Zachowywał się jak w transie, a jego determinacja nie pozostawiała Lauren żadnego pola manewru; nie potrafiła przekonać go, jak nierealny jest ten plan. Wsiedli do samochodu, Arthur pilotem otworzył drzwi garażu i wyjechali na Green Street. Była już noc. Miasto było spokojne, ale nie on: pędził do Memorial Hospital, jakby się paliło. Zaparkował na parkingu przed Izbą Przyjęć. Lauren zapytała go, co ma zamiar zrobić, ale tylko się uśmiechnął kącikiem ust i szepnął: „Chodź ze mną, tylko, na miłość boską, nie waż się śmiać!”

Kiedy podszedł do drzwi wejściowych, zgiął się wpół i tak „cierpiący” wszedł do środka. Dyżurna pielęgniarka spytała, co mu jest. Obrazowo opisał straszne skurcze, które złapały go w dwie godziny po posiłku. Dwa razy powtórzył, że wycięto mu kiedyś wyrostek robaczkowy, ale od tego czasu miewał już takie ataki ostrego bólu. Pielęgniarka poleciła mu położyć się na kozetce i poczekać na przyjście internisty. Siedząca na oparciu fotela Lauren nie mogła powstrzymać uśmiechu. Arthur z tak wielkim talentem odgrywał komedię, że sama zaczęła się o niego niepokoić, gdy tak wchodził, zgięty bólem, do Izby Przyjęć.

– Nawet nie wiesz, w co się pakujesz – zdążyła mu szepnąć, zanim nadszedł lekarz.

Doktor Spacek przedstawił się i poprosił chorego, by udał się z nim do jednej z sal usytuowanych wzdłuż długiego korytarza. Nie było między nimi ścian, tylko proste zasłony. Pomógł pacjentowi ułożyć się na kozetce i wypytywał o rodzaj dolegliwości. Słuchając, czytał trzymaną w ręku kartę z notatkami dyżurnej pielęgniarki. Wypytała go szczegółowo o wszystko, jak na policyjnym przesłuchaniu. Może zabrakło tylko informacji, kiedy Arthur po raz pierwszy uprawiał seks. Lekarzowi opisał potworne bóle. „W którym miejscu?” – spytał doktor. „W całym brzuchu” – odparł, dodając, że czuje się jak zbity pies. „Już wystarczy, nie przesadzaj – wyszeptała Lauren – bo zrobią ci zastrzyk uśmierzający, zatrzymają na noc, a jutro rano dostaniesz wlew kontrastowy z barytem, zrobią ci prześwietlenie, gastroskopię i wziernikowanie okrężnicy”. – Tylko żadnych zastrzyków! – wyrwało mu się mimo woli. – Przecież nic nie mówiłem o zastrzykach. – Doktor Spacek podniósł głowę znad karty.

– Wiem, ale wolałem o tym uprzedzić. Nie znoszę kłucia. Lekarz zapytał, czy jest z natury człowiekiem nerwowym, co Arthur potwierdził skinieniem głowy. Rozpoczęło się badanie palpacyjne. Doktor pytał, w którym miejscu pacjent odczuwa ostrzejszy ból. Położył dłonie jedną na drugiej i naciskając raz mocniej, raz słabiej, badał brzuch chorego. – Czy tu pana boli?

– Tak – odpowiedział po krótkim namyśle. – A tu?