Выбрать главу

Dłoń Lili pachniała wonią, którą Arthur zapamiętał na całe życie. Była to mieszanka perfum, które Lili sama komponowała, siedząc przy pełnej flakoników toaletce, i którą kropiła delikatnie szyję.

Jedno z tych wspomnień, nieodłącznie kojarzone z zapachem.

– Pośpiesz się, kochanie. Pójdziemy dzisiaj szlakiem słońca. Zejdź do kuchni najpóźniej za pięć minut. Włożył stare płócienne spodnie i gruby sweter. Przeciągnął się i ziewnął. Ubierał się po cichutku, matka nauczyła go szacunku dla spokoju poranka. Na nogi wsunął kalosze – dobrze wiedział, dokąd się wybiorą zaraz po śniadaniu. Zbiegł do dużej kuchni.

– Nie hałasuj, Antoine jeszcze śpi.

Dzięki niej polubił smak kawy, ale przede wszystkim jej aromat. – Jesteś gotów, mój Arthurze? – Tak.

– Więc otwórz oczy i spójrz dookoła. Dobre wspomnienia powinny pozostać w pamięci, a nie znikać jak efemeryda. Chłoń kolory, kształty przedmiotów. Tak ukształtuje się twój gust i poczucie piękna. Kiedyś za tym zatęsknisz, gdy będziesz już mężczyzną.

– Przecież jestem mężczyzną! – Chciałam powiedzieć: kiedy będziesz dorosły. – Czy dzieci tak bardzo różnią się od dorosłych? – O tak! My, dorośli, mamy swoje różne smutki, o których dzieci jeszcze nic nie wiedzą. Możesz je nazwać lękami. – A czego ty się boisz?

Wytłumaczyła mu, że dorośli lękają się wielu różnych rzeczy: starzenia się, śmierci, tego, czego już nie zdążą przeżyć, choroby, a czasem nawet spojrzenia własnych dzieci. Boją się osądu w ich wzroku.

– Czy wiesz, dlaczego tak się dobrze rozumiemy, ty i ja? Bo zawsze mówię ci prawdę, rozmawiam jak z dorosłym, niczego się nie obawiając. Darzę cię ogromnym zaufaniem. Dorośli boją się, gdyż nie potrafią wielu rzeczy. Właśnie tego chcę cię nauczyć. Popatrz, przeżywamy teraz wspaniałą chwilę, na którą składa się mnóstwo różnych drobiazgów: my dwoje, stół, nasza rozmowa, moje ręce, którym przyglądasz się od pewnego czasu, zapach kuchni, znajome sprzęty i spokój budzącego się dnia. Wstała, zebrała kubki i włożyła je do emaliowanego zlewu. Przetarła gąbką stół, zgarnęła do dłoni parę okruszków. Przy drzwiach stał wiklinowy koszyk, pełen rybackich drobiazgów. Na nich, zawinięte w ściereczkę, leżały przygotowane wiktuały: chleb, ser i kiełbasa. Lili przewiesiła kosz przez ramię i wzięła Arthura za rękę.

– Chodźmy już, kochanie, bo się spóźnimy. Ruszyli drogą w kierunku niewielkiego portu.

– Popatrz na te małe, różnokolorowe barki. Przypominają bukiet morskich kwiatów.

Jak zwykle to Arthur wszedł do wody, odwiązał linę i podciągnął łódkę do brzegu. Lili usiadła, koszyk postawiła obok siebie.

– No dobrze, kochanie, wiosłuj.

Chłopiec poruszał wiosłami i łódka coraz bardziej oddalała się od brzegu. Gdy dopłynęli do rozbitego stateczku, ląd jeszcze rysował się na horyzoncie. Lili przygotowała wędki, z koszyka wyjęła resztę potrzebnego sprzętu, haczyki i przynętę. Jej rola ograniczała się do przygotowań wstępnych. Arthur musiał poradzić sobie sam, zmagając się z czerwoną wstrętną dżdżownicą, która wiła mu się w palcach i wywoływała obrzydzenie. Oparł wędkę o burtę, przytrzymał między stopami, zawinął część żyłki na palec wskazujący i zarzucił. Przynęta zanurzyła się szybko, pociągnięta w dół ołowianym ciężarkiem.

Jeśli miejsce okazałoby się dobre, już wkrótce mieliby szansę złowić jedną z tych ryb, które lubią żerować blisko skał.

Siedzieli naprzeciwko siebie. Milczeli. Po paru minutach spojrzała na niego uważnie i spytała nienaturalnym głosem:

„Synku, wiesz, że nie umiem pływać. Co byś zrobił, gdybym nagle wpadła do wody?” „Wskoczyłbym, żeby cię wyciągnąć” – odpowiedziało dziecko. Lili nagle wpadła w gniew: „Co za głupstwa mi tu opowiadasz!” Arthur oniemiał, widząc gwałtowną reakcję matki.

– Spróbowałbyś wiosłować aż do brzegu, oto co byś zrobił! – Lili krzyczała. – Tylko twoje życie ma znaczenie, nigdy o tym nie zapominaj, nie waż się igrać z tym jedynym, niezwykłym darem! Przysięgnij mi!

– Przysięgam – odpowiedział wystraszony chłopiec.

– Tak więc – głos Lili znów zabrzmiał łagodnie – pozwoliłbyś mi utonąć.

Wtedy Arthur wybuchnął płaczem. Lili kciukiem zbierała łzy z policzków syna.

– Widzisz, czasem jesteśmy zupełnie bezradni wobec naszych pragnień, chęci czy reakcji podejmowanych pod wpływem impulsu. W takich momentach nasze uczucia wystawione są na ciężką próbę. Takie właśnie uczucia będą ci towarzyszyć przez całe życie; czasem o nich zapomnisz, czasem powrócą jak obsesja. Jakaś część sztuki życia to właśnie nasza umiejętność pokonywania własnej bezradności. To trudne, bo bezradność najczęściej wynika ze strachu. A strach paraliżuje nasze reakcje, inteligencję, zdrowy rozsądek, a to prowadzi do słabości. Poznasz dobrze te lęki i strachy. Będziesz musiał je zwalczać, nie możesz zastąpić ich wahaniem. Pomyśl, zdecyduj i działaj! Odrzucaj wątpliwości, bo gdy nie umie się dokonać właściwego wyboru, życie zaczyna ciążyć. Każde pytanie może się stać grą, każda powzięta decyzja może nauczyć cię poznania i rozumienia samego siebie. Porusz z posad świat, twój świat! Popatrz, krajobraz daje ci swe piękno w prezencie, podziwiaj cudowną rzeźbę wybrzeża, które wygląda jak koronka, czy widzisz, jak słońce oświetla to wszystko tysiącem różnorakich kolorów? Każde drzewo drży i szumi zupełnie inaczej w podmuchach wiatru. Może myślisz, że natura też się bała, tworząc tyle szczegółów i wyzwalając tyle intensywnych doznań. Jednak najpiękniejszym darem, który dała nam ziemia, jest to, co czyni z nas prawdziwych ludzi, czyli umiejętność dzielenia się uczuciami. Ten, który tego nie potrafi, jest emocjonalnym kaleką. Widzisz, Arthurze, ten nasz wspólny, wczesny poranek zapadnie ci głęboko w pamięć. A później, kiedy mnie już nie będzie, przypomnisz sobie o nim. To będzie miłe wspomnienie, bo razem dzielimy tę chwilę. I gdybym wpadła do wody, nie rzuciłbyś się na ratunek, to byłoby czystą głupotą. Mógłbyś tylko podać mi rękę i pomóc wydostać się z powrotem na łódź. A gdyby to ci się nie udało i poszłabym na dno, powinieneś mieć czyste sumienie. Bo podjąłbyś słuszną decyzję, nie narażając niepotrzebnie swojego życia, a jednocześnie w miarę możliwości próbując mnie uratować. Kiedy wiosłował w kierunku brzegu, ujęła jego głowę w dłonie i czule ucałowała w czoło. – Sprawiłam ci wielką przykrość?

– Tak, ale nie utoniesz, dopóki będę przy tobie. I wskoczę do wody, bo jestem dostatecznie silny, żeby cię stamtąd wyciągnąć.

Lili zgasła równie elegancko, jak żyła. Rankiem, w dniu jej śmierci, chłopczyk podszedł do łóżka matki.

– Dlaczego?

Stojący obok mężczyzna nie odpowiedział. Podniósł oczy i spojrzał na dziecko.

– Przecież tak się kochaliśmy, więc dlaczego się ze mną nie pożegnała? Ja na pewno nigdy bym tak nie zrobił. Jesteś dorosły, więc powinieneś wiedzieć, dlaczego? Wytłumacz mi, muszę znać powód. Wszyscy dorośli kłamią dzieciom, bo myślą, że jesteśmy tacy naiwni! Jeśli więc jesteś odważny, powiedz mi, dlaczego ona odeszła, podczas gdy ja spałem? Zdarza się czasami, że w spojrzeniu dziecka dojrzy się coś takiego, co obudzi nasze własne odległe wspomnienia. I wtedy nie sposób nie odpowiedzieć na zadane pytanie. Antoine położył dłonie na ramionach chłopca. – Nie mogła postąpić inaczej. Nikt nie zaprasza śmierci, ona sama przychodzi. Twoją mamę obudził w środku nocy straszny ból, nie do wytrzymania. Czekała na wschód słońca, chciała go zobaczyć, ale cichutko zasnęła. – Więc jest to moja wina, bo ja w tym czasie spałem. – Ależ nie, skądże znowu! Nie możesz patrzeć na to w ten sposób. Chcesz znać prawdziwą przyczynę tego odejścia bez pożegnania? – Tak.