Выбрать главу

– Twoja mama była wielką damą, Arthurze, a wszystkie wielkie damy potrafią odejść z godnością, a tych, których kochały, pozostawiają samym sobie.

Chłopiec spojrzał bacznie w zamglone wzruszeniem oczy mężczyzny, sądząc, że zobaczy w nich współwinę, której się domyślał. Zobaczył łzę spływającą mu po policzku aż do nieogolonej brody. Antoine otarł ją wierzchem dłoni.

– Widzisz mnie płaczącego – powiedział. – Powinieneś zrobić to samo, łzy przynoszą ulgę.

– Będę płakał później – rzekł poważnie mały mężczyzna. – Ból mnie do niej przybliża, chcę go jeszcze odczuwać. Ona była całym moim życiem.

– Nie, mój chłopcze, ty całe życie masz jeszcze przed sobą, a nie we wspomnieniach. Tego cię właśnie uczyła, tego chciała i musisz to uszanować. Arthurze, nigdy nie zapomnij tego, co kiedyś ci powiedziała: „Każde marzenie ma swoją cenę”. Jej śmierć jest ceną, którą płacisz za swoje marzenia.

– Te marzenia bardzo drogo kosztują, Antoine. Zostaw mnie teraz samego – westchnął chłopiec.

– Ależ jesteś z nią sam. Wystarczy, że zamkniesz oczy i zapomnisz o mojej obecności, na tym właśnie polega siła uczuć.

Jesteś sam ze sobą, tak rozpoczyna się twoja droga przez życie.

– Jest bardzo piękna, prawda? Zawsze myślałem, że będę bał się śmierci, a teraz widzę, że jest piękna.

Ujął dłoń matki, popatrzył na niebieskie żyłki rysujące się pod białą, delikatną skórą; zdawały się opowiadać historię jej życia, długą, barwną i burzliwą. Pochylił twarz, pogładził delikatnie jej policzek i pocałował wgłębienie dłoni.

Jakiż mężczyzna potrafiłby wyrazić pocałunkiem taką głębię miłości?

– Kocham cię, tak jak kochać potrafi tylko dziecko – szepnął. – Teraz pozostaniesz w sercu mężczyzny, do końca mego życia.

– Arthurze? – odezwał się Antoine.

– Tak?

– Napisała do ciebie list. Oto on. Teraz pozostawię cię samego.

Antoine wyszedł. Arthur powąchał kopertę i przez chwilę wdychał dobrze znany mu zapach, potem otworzył ją i wyjął list ze środka.

Mój duży Arthurze!

Wiem, że czytając ten list, w głębi duszy będziesz na mnie bardzo zły za ten paskudny kawał, który Ci zrobiłam. Arthurze, to już mój ostatni list; jest on jednocześnie testamentem miłości. Moja dusza odchodzi, a unosi ją szczęście, które mi dałeś. Życie jest cudowne, Arthurze, choć może dostrzegamy to dopiero wtedy, gdy odchodzi cichutko na paluszkach, a przecież można je kosztować każdego dnia.

Bywają takie chwile, że we wszystko wątpimy, ale wtedy, moje serce, nie opuszczaj nigdy rąk, nie rezygnuj. Od dnia, w którym przyszedłeś na świat, obserwowałam w Twoich oczach to szczególne światło, które tak Cię różniło od innych chłopców. Widziałam, jak upadasz i wstajesz, zaciskając zęby, kiedy inne dzieci zaczęłyby płakać. Ta odwaga jest Twoją siłą, ale jednocześnie słabością. Pamiętaj zawsze o tym – uczucia istnieją po to, by się nimi dzielić, siła i odwaga są jak dwa kije, które mogą zwrócić się przeciw temu, kto źle ich używa. Mężczyźni także mają prawo płakać, Arthurze, mężczyźni także znają uczucie rozpaczy.

Od tej chwili nie będzie mnie przy Tobie, nie będę mogła już odpowiadać na Twoje dziecięce pytania. Nadszedł czas, kiedy musisz stać się małym mężczyzną.

W tej długiej wędrówce, która Cię czeka, nie zgub gdzieś po drodze duszy dziecka, nigdy nie zapomnij marzeń, to one będą motorem Twoich poczynań, one też będą smakiem i zapachem Twoich poranków. Niedługo poznasz inną formę miłości, odmienną od tej, jaką żywisz do mnie. Kiedy nadejdzie ten dzień, podziel się nią z kobietą, która Cię pokocha; marzenia snute we dwoje stają się potem najpiękniejszymi wspomnieniami. Samotność jest jak ogród, w którym dusza usycha, a kwiaty przestają pachnieć.

Miłość ma cudowny smak, pamiętaj jednak, że trzeba dawać, aby dostać w zamian, pamiętaj, że trzeba być sobą, aby móc kochać. Skarbie, zdaj się na swój instynkt, bądź wierny swym uczuciom i żyj pełnią życia, bo masz je tylko jedno. Jesteś odtąd odpowiedzialny i za siebie, i za tych, których pokochasz. Bądź godny, kochaj i nie zatrać spojrzenia, które tak nas łączyło, gdy razem czekaliśmy na świt. Pamiętaj godziny wspólnego przycinania róż, obserwacji księżyca, uczenia się zapachu kwiatów, słuchania odgłosów domu, aby je zrozumieć. To są wszystko proste rzeczy, może już niemodne, ale to właśnie one nie pozwalają nam gorzknieć, obojętnieć, wypaczać sens tych magicznych chwil; pomagają zaś przeżyć życie w całym jego pięknie. Te chwile mają swoją nazwę, Arthurze, nazywamy je oczarowaniem. I tylko od Ciebie zależy, czy Twoje życie będzie takim właśnie oczarowaniem. To największy prezent, jaki możesz otrzymać w tej długiej podróży, w jaką właśnie wyruszasz.

Zostawiam Cię, mój mały mężczyzno. Pokochaj tę ziemię, jest taka piękna! Kocham Cię, mój duży syneczku, byłeś radością mojego życia. Wiem także, jak bardzo mnie kochasz, dlatego odchodzę spokojna. Jestem z Ciebie dumna. Twoja mama

Chłopczyk złożył list i wsunął go do kieszeni. Pocałował matkę w lodowate czoło. Przeszedł przez bibliotekę, dotykając palcami grzbietów książek. „Kiedy mama umiera, to jakby spłonęła biblioteka” – zwykła mówić. Wyszedł z pokoju zdecydowanym krokiem, tak jak go uczyła: „Mężczyzna, który odchodzi, nie powinien nigdy oglądać się za siebie”. Arthur poszedł do ogrodu, w powietrzu czuć było łagodną rześkość porannej rosy. Skierował się prosto do rozarium i przyklęknął.

– Ona odeszła, już nie przyjdzie przyciąć wam gałązek – powiedział. – Gdybyście mogły to wiedzieć i zrozumieć… Mam wrażenie, jakby na moje barki zwalił się straszny ciężar… Powiał lekki wiatr i poruszył płatkami róż, jakby chciał odpowiedzieć. Wtedy chłopiec zaczął płakać, ten jeden, jedyny raz. Antoine obserwował tę scenę, stojąc na progu domu.

– Och, Lili, odeszłaś od niego za wcześnie, o wiele za wcześnie – wyszeptał. – Teraz Arthur pozostał zupełnie sam i któż, prócz ciebie, potrafi wejść do jego świata? Jeśli możesz coś zrobić stamtąd, gdzie teraz jesteś, otwórz mu bramę do naszego świata. W głębi ogrodu rozległo się głośne krakanie kruka.

– O nie, Lili, tylko nie to – odpowiedział Antoine. – Nie jestem jego ojcem.

To był najdłuższy dzień w całym dotychczasowym życiu Arthura. Późnym wieczorem siedział na progu domu i milczeniem respektował ciszę tych ciężkich chwil. Antoine usiadł obok niego, ale także nie chciał rozmawiać. Słuchali odgłosów nocy, zatopieni we wspomnieniach, które wiązały się ze stojącym za ich plecami domem. W myślach chłopca poczęły krążyć nuty, tworząc muzykę, jakiej do tej pory nie znał: klucze wiolinowe układały się w rzeczowniki, półnuty – w przysłówki, pełne nuty – w czasowniki, a fermaty – w całe zdania, które jednak nie miały już żadnego znaczenia. – Antoine? – Tak, Arthurze? – Ona dała mi swoją muzykę.

Chwilę później chłopczyk zasnął w ramionach Antoine'a. Mężczyzna siedział nieruchomo, tuląc dziecko do siebie, i bał się poruszyć, by go nie zbudzić. Po jakimś czasie, kiedy nabrał pewności, że Arthur śpi głębokim snem, wziął go ostrożnie na ręce i zaniósł do domu. Lili odeszła zaledwie kilka godzin wcześniej, a jednak atmosfera domu była już zupełnie inna. Niedające się opisać dźwięki, zapachy, kolory – wszystko to zdawało się ulatniać, by zniknąć stąd na zawsze. – Trzeba to wyryć w naszej pamięci, utrwalić te chwile – mruczał Antoine, idąc w górę po schodach. Kiedy dotarł do pokoju Arthura, położył go na łóżku i, nie rozbierając, opatulił kocem. Delikatnie pogłaskał chłopca po włosach i wyszedł na palcach.