Dzisiaj uważam, że może to dobrze, iż tak się stało, zwłaszcza gdy pomyślę o mojej chorobie. Myślę też jednak, że może choroba nie rozwinęłaby się, gdybym żyła w zgodzie sama ze sobą. Przeżyliśmy wszystkie te lata w cieniu moich kłamstw. Potraktowałam życie z hipokryzją, a ono mi tego nie przebaczyło. Teraz wiesz o wiele więcej o swojej matce. Bardzo się wahałam, czy Ci o tym wszystkim powiedzieć, bałam się Twego osądu. Ale czyż sama Cię nie uczyłam, że największym kłamstwem jest kłamstwo wobec samego siebie? Jest tyle rzeczy i spraw, które chciałabym dzielić wraz z Tobą, jednak czas nam na to nie pozwolił. Antoine nie wychowywał Cię z powodu moich błędów i ignorancji. Kiedy dowiedziałam się, że jestem chora, było już zbyt późno, by to wszystko naprawić. Znajdziesz wiele rzeczy w tym całym bałaganie, który Ci zostawiam. Zdjęcia, Twoje listy, moje i Antoin'a. Nie czytaj ich, należą tylko do mnie, a pozostawiłam je jedynie dlatego, że nigdy nie potrafiłam się z nimi rozstać. Pewnie zadasz sobie pytanie, dlaczego nie ma tu fotografii Twojego ojca. Podarłam je wszystkie pewnej nocy, pełna wściekłości i frustracji, byłam taka zła na samą siebie…
Starałam się robić wszystko jak najlepiej, mój kochany, najlepiej, jak potrafi kobieta, pełna wad i zalet. Wiedz, że byłeś całym moim życiem, racją mego istnienia, najpiękniejszym prezentem, jakim los mnie obdarzył. Modlę się, abyś i Ty pewnego dnia mógł poznać to jedyne uczucie na świecie, kiedy rodzi się dziecko. Wtedy zrozumiesz. Bycie Twoją mamą jest moją największą dumą. Na zawsze. Kocham Cię Lili
Wsunął list do koperty i położył ją na walizce. Lauren zobaczyła, że płacze. Podeszła i zebrała łzy palcem.
Zaskoczony, podniósł oczy i nagle cały smutek zniknął pod jej czułym spojrzeniem. Położył dłoń na jej policzku, objął ramieniem i przytulił twarz do jej twarzy. Kiedy ich wargi się zetknęły, cofnęła się.
– Dlaczego to dla mnie robisz, Arthurze?
– Bo cię kocham, moja pani, ale to już nie pani sprawa. Wziął ją za rękę i zaprowadził przed dom.
– Dokąd idziemy? – spytała.
– Nad ocean.
– Nie! – zaprotestowała. – Tu i teraz. Odwróciła się do niego i rozpięła mu koszulę.
– Jak to zrobiłaś, przecież ty nie możesz…
– Nie zadawaj pytań. Sama tego nie wiem.
Zsunęła koszulę z jego ramion, wsuwając ręce pod tkaninę.
Poczuł się zakłopotany: jak ma rozebrać ducha? Uśmiechnęła się, zamknęła oczy i po chwili stała przed nim całkowicie naga.
– Wystarczy, że tylko pomyślę o jakimś fasonie sukni i natychmiast mam ją na sobie. Gdybyś tylko wiedział, jak z tego korzystałam…
Na progu domu przytuliła się do niego i pocałowała.
Podczas tego uścisku duszę Lauren przeniknęło ciało mężczyzny, potem jej dusza weszła w ciało Arthura, jak w magicznej chwili zaćmienia słońca… Walizka została otwarta.
Inspektor Pilguez zjawił się w szpitalu o jedenastej. Przełożona pielęgniarek zadzwoniła na komisariat zaraz po przejęciu zmiany, o szóstej rano. Ze szpitala zniknęła pacjentka w śpiączce, z pewnością chodziło o porwanie.
Pilguez znalazł notatkę na swoim biurku i wzruszył ramionami, zastanawiając się, dlaczego tego typu sprawy trafiały się zawsze właśnie jemu. Chodził jak chmura gradowa i złorzeczył pod adresem Nathalii, która zajmowała się rozdzielaniem zgłoszeń nadchodzących z centrali.
– Co ja ci takiego zrobiłem, moja śliczna, że dajesz mi takie sprawy, w dodatku w poniedziałek rano?
– Mógłbyś się przynajmniej porządnie ogolić na początku tygodnia. – W jej uśmiechu widać było poczucie winy.
– To bardzo interesująca odpowiedź. Mam nadzieję, że lubisz to krzesło obrotowe, bo czuję, że chyba nieprędko się z nim rozstaniesz!
– Jesteś statuą nie wolności, ale życzliwości, mój George!
– Tak jest, całkowicie się z tobą zgadzam. I jako statua mam chyba prawo sam wybierać gołębie, które nafajdają mi na głowę!
Odwrócił się na pięcie. Zaczynał się zły tydzień, poprzedni zły tydzień dopiero co się skończył. W sobotę.
Dla Pilgueza dobry tydzień to taki, w którym policjant rozsądza spory między sąsiadami lub pilnuje przestrzegania kodeksu cywilnego. Wydział kryminalny to czysty nonsens, jego istnienie oznaczało, że po mieście grasują bandy wykolejeńców, którzy mordują, gwałcą i kradną. A teraz zaczęli porywać ze szpitali ciała pacjentów w śpiączce. Czasami myślał sobie, że po trzydziestu latach służby już nic nie mogło go zaskoczyć, a jednak każdego kolejnego tygodnia musiał korygować swoją opinię o granicach ludzkiego obłędu.
– Nathalia! – ryknął zza biurka.
– Tak, George? – spytała dyspozytorka. – Mieliśmy zły weekend?
– Nie chciałoby ci się przynieść mi pączków?
Z oczami wrytymi w kalendarz bieżących spraw komisariatu, ogryzając ołówek, pokręciła przecząco głową. „Nathalia!” – wrzasnął jeszcze raz. Ale ona wpisywała nocne raporty do kolejnych rubryk. A ponieważ rubryki były bardzo wąskie, a szef siódmego dystryktu, jej „naczelnik”, jak mawiała z ironią, był skrupulatnym maniakiem, starała się pisać drobnym maczkiem i nie wychodzić poza linie. Nie podnosząc głowy, odpowiedziała: „Tak, George, powiedz mi przynajmniej, że dziś wieczorem przejdziesz na emeryturę!” Poderwał się z krzesła i podszedł do jej biurka.
– To czysta złośliwość!
– Nie chcesz kupić sobie jakiejś zabawki, na której mógłbyś wyładowywać swoje humory?
– Nie, humory będę wyładowywać na tobie, a pięćdziesiąt procent pensji, którą tu zarabiasz, dostajesz właśnie za ich znoszenie.
– Jeszcze chwila, a pączki znajdą się na twojej niewyparzonej gębie, ty kaczorze!
– Kaczory? Jesteśmy glinami, psami, ale nigdy nie słyszałem o kaczorach.
– Nie jesteś psem, tylko wstrętnym kaczorem. Nawet latać nie umiesz, a chodzisz jak kaczka. A teraz bierz się do roboty i daj mi święty spokój!
– Jesteś bardzo piękna, Nathalio.
– No pewnie, ty też jesteś piękny, jak twoje humory.
– No dobra, wskakuj w serdaczek po babci, zabieram cię na kawę.
– Zaraz, zaraz, a kto będzie przyjmował zgłoszenia?
– Za chwilę zobaczysz. Siedź tu i nie ruszaj się.
Odwrócił się i zdecydowanym krokiem podszedł do młodego stażysty, który segregował teczki w drugim końcu pokoju.
Wziął go za ramię i poprowadził przez całą długość pomieszczenia do biurka przy drzwiach.
– Proszę bardzo, synu, posadzisz tyłek na tym obrotowym krześle z dwoma oparciami. Tylko popatrz, co za luksus, dwa miękkie oparcia dla rąk! Ta pani dostała je w nagrodę. Masz prawo się na nim pokręcić, ale nie więcej niż dwa razy w jedną stronę.
Będziesz odbierał telefon, kiedy zadzwoni, i powiesz grzecznie:
„Dzień dobry, komisariat miejski, wydział kryminalny, słucham”. Wysłuchasz tego, co mają do powiedzenia, i zapiszesz wszystko na tych kartkach. Dopóki nie wrócimy – żadnego wychodzenia na siusiu. A gdyby ktoś cię pytał, gdzie jest Nathalia, powiesz, że nagle dopadły ją te babskie sprawy i poleciała do apteki. Czy to nie za trudne? Dasz sobie radę?
– Mogę nawet wyszorować kible, żebym tylko nie musiał iść z panem na kawę, inspektorze!
George pominął milczeniem tę uwagę. Wziął Nathalię pod rękę i pociągnął w stronę schodów.
– Twojej babci musiało być do twarzy w tym serdaczku! – powiedział z uśmiechem.
– Wiesz co, chyba skonam z nudów, jak cię wyślą na emeryturę, George!
Na rogu ulicy mrugał neon jeszcze z lat pięćdziesiątych.
Błyszczące litery odbijały się bladym światłem w witrynie baru „The Finzy Bar”. Stare bistro miało swoje lata chwały. Teraz pozostały tu jedynie resztki dekoracji na pożółkłych ścianach, suficie i przybrudzonej boazerii. Zniszczony parkiet zachował pamięć tysięcy pijanych kroków i tyluż przelotnych spotkań. Z przeciwnej strony ulicy lokal przypominał obrazy Hoopera.