Выбрать главу

Przeszli przez jezdnię, zajęli miejsca przy wysłużonym barze i zamówili dwie słabe kawy.

– Widzę, że miałeś kiepską niedzielę, stary niedźwiedziu.

– Gdybyś wiedziała, jak ja się nudzę w weekendy! Nic nie robię, tylko kręcę się w kółko.

– Czy to dlatego, że w niedzielę nie poszłam z tobą na obiad?

Potwierdził skinieniem głowy.

– Mógłbyś pójść do muzeum. Powinieneś wychodzić z domu.

– Gdybym poszedł do muzeum, to po drodze pewnie przyskrzyniłbym jakiegoś kieszonkowca. W rezultacie i tak znalazłbym się w komisariacie.

– To idź do kina.

– Jak jest ciemno, od razu zasypiam.

– No to pójdź na spacer!

– Wiesz, to jest myśl. Pójdę sobie na spacer. Przynajmniej nie będę wyglądał jak jakiś kretyn, który szwenda się bez celu po chodnikach! Co robisz? Nic, spaceruję! Ale wspomniałaś o weekendzie. Jak ci się układa z nowym gachem?

– Nic nadzwyczajnego, ale chociaż się nie nudzę.

– Wiesz, jaką wadę mają faceci?

– Nie wadę, tylko wady. Jakie?

– Faceci nie powinni nudzić się z taką dziewczyną jak ty.

Gdybym miał piętnaście lat mniej, zapisałbym się w twoim balowym karnecie.

– Przecież jesteś o piętnaście lat młodszy, niż ci się wydaje, George.

– Mam to potraktować jako zachętę?

– Jako komplement, a to już nieźle. Wychodzimy, ja wracam do pracy, ty jedź do szpitala. Oni tam są naprawdę przerażeni.

George spotkał się z siostrą przełożoną Jarkowizski. Obrzuciła szybkim spojrzeniem niestarannie ogolonego mężczyznę o zbyt zaokrąglonych kształtach, który pomimo tego miał w sobie pewien rodzaj elegancji.

– To potworne – powiedziała. – Jeszcze nigdy coś takiego się nam nie przydarzyło.

Tym samym tonem dodała, że przewodniczący rady jest zdruzgotany i chciałby spotkać się z inspektorem po południu. Wczesnym wieczorem ma spotkanie z zarządem, któremu zreferuje całe wydarzenie. „Czy pan ją nam odnajdzie, panie inspektorze?”

– Być może, jeśli opowie mi pani wszystko od początku. Jarkowizski poinformowała, że porwanie nastąpiło z pewnością podczas zmiany ekip dyżurnych. Jeszcze nie skontaktowano się z pielęgniarką z wieczornej zmiany, ale ta, która dyżurowała nocą, zauważyła podczas rutynowego obchodu o drugiej w nocy, że łóżko było puste. Pomyślała, że pacjentka zmarła, a pościeli jeszcze nie zdjęto; taki jest tu zwyczaj, że przez dobę po zgonie chorego łóżko pozostaje wolne. Tak więc dopiero podczas swojego pierwszego rannego obchodu Jarkowizski zorientowała się, że pacjentka zniknęła, i natychmiast powiadomiła o tym policję.

– A może zbudziła się ze śpiączki, a że już miała po uszy tego hotelu, poszła sobie na spacer. Skoro leżała tak długo bez ruchu, takie postępowanie jest całkowicie usprawiedliwione. – Bardzo sobie cenię pańskie poczucie humoru. Może teraz spróbuje pan pożartować z jej matką. Jest w tej chwili u dyżurnego lekarza, ale niebawem się tu pojawi. – Tak, oczywiście. – Pilguez spuścił wzrok i uważnie przyglądał się własnym butom. – Jeśli to jest porwanie, to w jakim celu? – A co to zmieni, w jakim celu? – odpowiedziała pielęgniarka zirytowanym tonem, jakby takie rozważania były tylko stratą czasu.

– Wie pani – spojrzał jej prosto w oczy – może to się wydać dziwne, ale dziewięćdziesiąt dziewięć procent przestępstw jest popełnianych w jakimś celu i ma jakiś motyw. Chcę przez to powiedzieć, że nie kradnie się chorego w śpiączce w niedzielę wieczorem wyłącznie dla kawału. A przy okazji – jest pani absolutnie pewna, że nie przeniesiono tej pacjentki na jakiś inny oddział?

– Jestem tego całkowicie pewna. W recepcji na dole są papiery przewozowe, a chorą wywieziono stąd karetką.

– Z jakiej kompanii był ten ambulans?

– Z żadnej.

Kiedy przyszła dziś rano do pracy, nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że może chodzić o porwanie.

Powiadomiono ją, że zwolniło się łóżko w pokoju 505.

Natychmiast poszła do recepcji. „Uznałam, że to niedopuszczalne. Nikt mnie wcześniej nie uprzedził o transferze pacjentki do innego szpitala. Wie pan, jak to jest, jak się dziś traktuje przełożonych… ale nie w tym rzecz”. Wzięła z recepcji dokumenty i „natychmiast zauważyła”, że coś nie jest w porządku. Brakowało jednego formularza, a niebieski był źle wypełniony. „Zastanawiam się tylko, jak ta kretynka mogła dać się tak nabrać…” Pilguez pragnął poznać nazwisko „kretynki”.

– Ma na imię Emanuelle i pełniła wczoraj wieczorem dyżur w recepcji. To ona do tego dopuściła.

George'owi kręciło się już w głowie od gadulstwa przełożonej.

Skoro więc nie było jej na miejscu podczas całego zajścia, sporządził szybko listę pełniących dyżur osób, pożegnał się i wyszedł.

Z samochodu zadzwonił do Nathalii i poprosił o powiadomienie wszystkich osób z jego listy, że mają się stawić w komisariacie przed wyjściem do pracy.

Do wieczora udało mu się przesłuchać wszystkich pracowników nocnej zmiany. Wiedział, że w nocy z niedzieli na poniedziałek fałszywy lekarz, ubrany w skradziony prawdziwemu lekarzowi (nawiasem mówiąc, wyjątkowo antypatycznemu) kitel, pojawił się w szpitalu w towarzystwie sanitariusza. Miał przy sobie sfałszowane papiery przewozowe. Bez żadnych problemów udało się dwóm oszustom zabrać ciało Lauren Kline, pacjentki pogrążonej od wielu miesięcy w głębokiej śpiączce. Najpóźniej zjawił się w komisariacie student stażysta. Jego zeznanie kazało Pilguezowi skorygować raport: fałszywy medyk mógł być autentycznym lekarzem, został bowiem poproszony o pomoc przez owego stażystę i okazał się prawdziwym fachowcem. Według słów obecnej przy tym zdarzeniu pielęgniarki precyzja, z jaką wykonał nakłucie osierdzia, wskazywałaby, że jest to doświadczony chirurg lub co najmniej lekarz pogotowia. Pilguez chciał wiedzieć, czy zwykły pielęgniarz potrafiłby wykonać taki zabieg. Dowiedział się, że w zasadzie tak, ale tylko odpowiednio przeszkolony. Tymczasem szybkość decyzji, rodzaj wydawanych stażyście poleceń i pewność ręki zdawały się świadczyć raczej o tym, że był to ktoś z grona lekarzy. – Co już wiesz o tej sprawie? – spytała Nathalia, zbierając się do wyjścia.

– Coś mi tu nie gra. Posłuchaj tylko: w szpitalu zjawia się jakiś konował i zabiera pacjentkę w śpiączce. Fachowa robota, lipny ambulans i sfałszowane papiery. – Co podejrzewasz?

– Może chodzi o handel organami. Kradną ciała, przewożą je do jakiegoś zakamuflowanego laboratorium, operują, a potem pobierają interesujące ich narządy: wątrobę, nerki, serce, płuca. Następnie sprzedają to za niewiarygodną wprost forsę nieuczciwym klinikom, które narzekają na brak pieniędzy. Poprosił, żeby sporządziła listę wszystkich prywatnych szpitali dysponujących odpowiednim do tego typu zabiegów blokiem operacyjnym i mających problemy finansowe.

– Posłuchaj mnie, staruszku. Jest dziewiąta wieczorem i chcę już wrócić do domu. To może zaczekać do jutra. Przecież te twoje kliniki nie przygotują dla ciebie bilansu przez tę jedną noc!

– Sama widzisz, jaka jesteś niestała. Rano byłaś gotowa wpisać mnie do swojego karnetu, a po kilku godzinach nawet nie chcesz ze mną spędzić szampańskiego wieczoru! Jesteś mi naprawdę potrzebna, Nathalio, pomóż mi, proszę. No, jak będzie?

– Mój drogi George! Chcesz mną manipulować! Rano twój ton brzmiał zupełnie inaczej.

– Może, ale teraz jest wieczór. Więc pomożesz mi czy nie?

Zdejmij serdaczek babci i siadaj.