Выбрать главу

– Chcę się dowiedzieć, czy wasze komputery mogą mi wyszukać architekta zranionego w wypadku i który został tu przyjęty przez waszą zaginioną.

– Kiedy to się zdarzyło?

– Mniej więcej przed dwoma laty.

Pochyliła się nad komputerem i postukała w jakieś klawisze.

– Przejrzymy rejestrację pacjentów i poszukamy architekta. To potrwa kilka minut. – Zaczekam.

Komputer odpowiedział po sześciu minutach. W ciągu ostatnich dwóch lat żaden architekt z takimi obrażeniami nie był leczony w tym szpitalu.

– Jest pani pewna?

Przełożoną cechowała skrupulatność. Zawsze pilnowała, żeby rubryka „zawód” była wypełniona ze względu na firmy ubezpieczeniowe i statystykę dotyczącą wypadków przy pracy. Inspektor podziękował i natychmiast pojechał do komisariatu. Już w samochodzie ta sprawa zaczęła go dręczyć. Znał dobrze to uczucie i wiedział, że może ono w każdej chwili zmobilizować jego koncentrację, wyeliminować wszystkie fałszywe tropy i skierować na właściwy ślad. Wyjął komórkę i zadzwonił do Nathalii.

– Sprawdź, czy w okolicy, gdzie zatrzymano ambulans, nie mieszka przypadkiem jakiś architekt. Dzwoń na komórkę. – To był rejon Union, Filbert i Green?

– I Webster, ale możesz to rozszerzyć o dwie dalsze przecznice. – Zadzwonię do ciebie – powiedziała i odłożyła słuchawkę. W interesującym inspektora kwartale ulic były trzy pracownie architektoniczne i tylko jedno mieszkanie zajęte przez architekta. Jedna z pracowni mieściła się na ulicy sąsiadującej ze sprawdzanym rejonem, a pozostałe – dwie ulice dalej. Po powrocie do komisariatu Pilguez zadzwonił do wszystkich tych pracowni, chcąc się dowiedzieć, ilu zatrudniały pracowników. Było ich łącznie dwudziestu siedmiu. Tak więc o osiemnastej trzydzieści miał w sumie około osiemdziesięciu podejrzanych. Jeden z nich czekał, być może, na przeszczep; on albo ktoś z jego bliskich. Rozmyślał przez chwilę, a potem zwrócił się do Nathalii:

– Czy w ciągu najbliższych dni nie będziemy mieli przypadkiem o jednego stażystę za dużo?

– U nas nigdy nie ma za dużo personelu! Gdyby było inaczej, wracałabym do domu jak normalny człowiek i nie żyłabym niczym stara panna.

– Sprawiasz mi ból, skarbie, ale wyślij któregoś z nich pod dom tego architekta. Może uda mu się zrobić zdjęcie, kiedy facet będzie wracał do domu.

Następnego dnia rano Pilguez dowiedział się, że stażysta niepotrzebnie czekał na ulicy – architekt nie wrócił na noc do domu.

– Bingo! – ucieszył się inspektor. Wezwał stażystę: – Posłuchaj, dziś wieczorem chcę mieć na biurku wszystko, co dotyczy tego faceta: wiek, czy jest pedałem, ćpunem, gdzie pracuje, czy ma psa, kota, papugę, gdzie teraz przebywa, gdzie studiował, czy był w wojsku, jakie ma nawyki i dziwactwa. Skontaktujesz się z armią, FBI i guzik mnie obchodzi, z kim jeszcze, ale muszę o nim wiedzieć absolutnie wszystko.

– Ja sam jestem pedałem, panie inspektorze! – oznajmił z pewną dumą stażysta. – Ale to wcale mi nie przeszkodzi w wykonaniu zleconego przez pana zadania.

Inspektor zasępił się. Spędził resztę dnia na próbie ułożenia łamigłówki w jakąś logiczną i spójną całość, ale osiągnięte wyniki wcale nie były optymistyczne. Jeśli nawet, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, odnaleziono karetkę, to teczki osobowe pracowników warsztatu nie zawierały niczego podejrzanego. A to z kolei oznaczało mnóstwo przesłuchań na całym, objętym śledztwem terenie. Należało też zająć się ponad sześćdziesiątką architektów, pracujących lub mieszkających w okolicy miejsca, gdzie w nocy, kiedy uprowadzono ciało, zauważono krążący ambulans.

Jeden z nich będzie, być może, bardziej podejrzany niż inni. Ten, który pogłaskał psa ofiary i był zdeklarowanym przeciwnikiem eutanazji. Ale Pilguez sam przyznawał w duchu, że nie jest to przekonujący motyw porwania. W końcu uznał, aby zacytować jego słowa, że trafiło mu się „gówniane śledztwo”.

W środę rano nad Carmelem wstało słońce zasnute strzępami mgieł. Lauren obudziła się wcześnie. Po cichutku wyszła z pokoju, nie chcąc obudzić Arthura, złorzecząc, że nawet prostego śniadania nie może mu zrobić. Kiedy pierwsza złość minęła, przyznała, że i tak ma szczęście: w tej dziwnej sytuacji, w jakiej się znalazła, Arthur mógł jej jednak dotykać, mogli się kochać i przeżywać wspólne uniesienia. Jakby była kobietą z krwi i kości. Działo się coś dziwnego, cała seria zjawisk, których nigdy nie zdoła i nawet nie będzie próbowała zrozumieć.

Przypomniała sobie, co pewnego dnia powiedział do niej ojciec: „Nie ma rzeczy niemożliwych, jedynie ograniczenia naszego umysłu określają je jako nieosiągalne. Niekiedy trzeba rozwiązać ogromną liczbę równań, aby dojść do nowego sposobu rozumowania. Tak więc jest to tylko kwestia czasu i ograniczeń naszego umysłu. Aby wykonać przeszczep serca, wznieść do góry ważący trzysta pięćdziesiąt ton samolot, spacerować po Księżycu – to wszystko wymagało nie tylko ogromu pracy, ale przede wszystkim wyobraźni. Tak więc kiedy nasi uczeni, wielce uczeni, oznajmiają, że niemożliwy jest przeszczep mózgu, podróże z prędkością światła, sklonowanie istoty ludzkiej, to ja twierdzę, że niczego się nie nauczyli ani o własnych ograniczeniach, ani o tym, iż wszystko jest możliwe, i że to tylko kwestia czasu. Czasu na uzmysłowienie sobie, jak bardzo jest to możliwe”.

Wszystko, co obecnie przeżywała i czego doświadczała, było sprzeczne z zasadami logiki, niewytłumaczalne i stało w sprzeczności z całą jej dotychczasową wiedzą, ale przecież było, istniało. A od dwóch dni uprawiała miłość z mężczyzną, który potrafił dać jej tyle emocji i wrażeń, jakich istnienia nie podejrzewała nawet wtedy, gdy była kobietą z krwi i kości; gdy duch i ciało tworzyły jedność. I teraz, kiedy patrzyła na wznoszącą się nad horyzontem cudowną ognistą kulę, miała tylko jedno pragnienie: niech to wszystko trwa jak najdłużej.

Arthur obudził się wkrótce po niej. Ręką poszukał jej w łóżku, nie znalazł, więc wstał, włożył szlafrok i wyszedł przed dom.

Przeczesał palcami potargane włosy, chcąc doprowadzić je do względnego porządku. Znalazł Lauren na skałach i zanim zdążyła zauważyć jego obecność, oplótł ją ramionami.

– Co za widok! – powiedział. – Naprawdę robi wrażenie.

– Wiesz, pomyślałam sobie, że skoro nie jest nam dane robienie planów na przyszłość, to powinniśmy zamknąć walizkę i żyć teraźniejszością. Chcesz się napić kawy?

– I to koniecznie. A potem cię zabiorę i pokażę uchatki, które kąpią się przy skałach.

– Najprawdziwsze uchatki?

– I foki, i pelikany, i… nigdy tu przedtem nie byłaś?

– Już raz chciałam tu przyjechać, ale marnie się to skończyło.

– To pojęcie względne. Wszystko zależy od tego, pod jakim kątem na to spojrzysz. I czy przypadkiem nie mówiłaś, że powinniśmy zamknąć walizkę i żyć teraźniejszością?

W tę samą środę stażysta położył na biurku Pilgueza grubą teczkę z zebranymi materiałami. Zrobił przy tym specjalnie trochę hałasu.

– Co tam jest? – spytał inspektor, zanim jeszcze zajrzał do środka.

– Będzie pan rozczarowany i jednocześnie zachwycony. Cierpliwość Pilgueza niebezpiecznie zbliżała się do granic jego wytrzymałości. Poprawiał węzeł krawata: „Jeden dwa, jeden dwa, mikrofon działa, gadaj wreszcie!” Stażysta zajrzał do notatek: jego architekt był niczym niewyróżniającym się obywatelem. Zwykłym, normalnym facetem. Nie ćpał, dobrze żył z sąsiadami, a jego kartoteka była czysta jak łza. Skończył studia w Kalifornii, potem mieszkał przez pewien czas w Europie, skąd wrócił do rodzinnego miasta. Nie należał do żadnej partii politycznej, nie był członkiem żadnej sekty, nie działał w żadnej organizacji. Regularnie płacił podatki i mandaty i nigdy nie został zatrzymany ani za jazdę po pijanemu, ani za przekroczenie prędkości. „Jednym słowem: nudziarz”. – Więc czym mam być tak zachwycony? – Bo nawet nie jest pedałem!