Выбрать главу

– Cholera jasna, nie mam nic przeciwko pedałom, skończ z tym wreszcie! Jest coś jeszcze w twoim raporcie? – Mam jego poprzedni adres, zdjęcie, ale trochę stare; zdobyłem je w wydziale komunikacji, pochodzi sprzed czterech lat, facet musi odnowić prawo jazdy przed końcem roku. Mam też artykuł, który opublikował w „Przeglądzie Architektonicznym”, kopie jego dyplomów, wyciągi z konta bankowego i tytuły własności. – Jak ci się to udało?

– Mam kumpla, który pracuje w urzędzie skarbowym. Pański architekt jest sierotą, odziedziczył dom nad zatoką Monterey. – I myślisz, że spędza tam wakacje?

– On tam jest. I właśnie ta jego chałupa mocno pana zainteresuje. – Niby dlaczego?

– Bo nie ma tam telefonu, a ponieważ dom leży na uboczu, wydało mi się to dość dziwne. Linię odłączono dziesięć lat temu i nigdy ponownie jej nie podłączono. Ale za to w zeszły piątek kazał włączyć elektryczność i wodę. Pojechał do tego domu w ubiegły weekend, po raz pierwszy od wielu lat. No, ale to nie jest przestępstwem.

– No właśnie. Ale, widzisz, ta ostatnia wiadomość bardzo mnie ucieszyła.

– Wcale się nie dziwię.

– Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Będzie z ciebie dobry gliniarz, jeśli nadal będziesz rozumował w taki zagmatwany sposób.

– Skoro słyszę to z pana ust, mogę chyba potraktować to jako komplement?

– No jasne! – wtrąciła Nathalia.

– Teraz pójdziesz do mamy Kline, pokażesz jej zdjęcie i spytasz, czy to ten sam gość, którego spotkała w Marinie i który jest takim przeciwnikiem eutanazji. Jeśli się okaże, że to on, mamy naprawdę poważny ślad.

Stażysta wyszedł z komisariatu, a George Pilguez zagłębił się w lekturze akt Arthura. Czwartkowy poranek okazał się bardzo owocny. Kiedy inspektor pojawił się w pracy, stażysta poinformował go, że pani Kline zidentyfikowała osobnika ze zdjęcia. Ale dopiero gdy wychodził z Nathalia na obiad, otrzymał najważniejszą informację. Miał ją pod nosem przez cały czas, ale po prostu jej sobie nie skojarzył. Adres uprowadzonej ze szpitala kobiety okazał się także adresem młodego architekta. Za dużo było tych zbiegów okoliczności, by nie dojść do wniosku, że Arthur tkwi w tej sprawie po uszy.

– Powinieneś być zadowolony, twoje śledztwo nabiera przyśpieszenia. Dlaczego więc jesteś taki skwaszony? – spytała Nathalia, sącząc swoją colę light.

– Ponieważ nie rozumiem, po co miałby to robić. Jaki miałby w tym interes. Nie wygląda na świra czy na zboczeńca. Nie idzie się ot tak do szpitala i wykrada stamtąd dziewczynę w śpiączce, żeby zaimponować kumplom. Tu potrzeba solidnej motywacji.

Na dodatek w szpitalu mówili, że potrzeba pewnego doświadczenia, aby przeprowadzić to całe nakłucie koło sierdzia.

– Nie koło sierdzia, tylko osierdzia. Może był jej chłopakiem?

Jednak pani Kline stanowczo temu zaprzeczała. Była niemal pewna, że Lauren i Arthur nigdy się nie znali.

– A mieszkanie? Może to ma jakiś związek? – zastanowiła się Nathalia.

– Też nie – uciął inspektor.

Architekt wynajął to mieszkanie przez agencję nieruchomości i zamieszkał w nim przez czysty przypadek. Już miał podpisać umowę na Filbert, kiedy jeden z pracowników agencji koniecznie chciał mu pokazać jeszcze jedno mieszkanie, „które właśnie uzyskali”.

– Znasz ten typ gorliwców z kokieteryjnym uśmiechem na twarzy; koniecznie chcą zyskać zaufanie klientów i bardzo angażują się w pracę.

– Czyli nie szukał tego mieszkania celowo.

– Nie, to po prostu zbieg okoliczności.

– Czy w takim razie to na pewno on?

– Tego nie potrafię powiedzieć – odparł lakonicznie.

Żaden z elementów, traktowanych z osobna, nie stanowił dowodu na to, że Arthur był zamieszany w sprawę. Jednak poszczególne części puzzli zaczęły tworzyć pewien niepokojący obraz. Ale co z tego? Bez motywu Pilguez był bezradny, nie mógł nic zrobić. „Nie można oskarżyć faceta tylko dlatego, że wynajmuje mieszkanie porwanej kilka dni temu kobiety. Żaden prokurator na to nie pójdzie”. Nathalia wpadła na pomysł, żeby inspektor go przesłuchał: „Jak mu poświecisz lampą w oczy, to facet zmięknie!” Stary glina zarechotał.

– Już sobie wyobrażam początek takiego przesłuchania:

„Szanowny panie, wynajmuje pan mieszkanie kobiety, która od kilku miesięcy jest w stanie śpiączki i która właśnie została porwana ze szpitala w nocy z niedzieli na poniedziałek. W piątek poprzedzający porwanie kazał pan podłączyć wodę i elektryczność w swoim wiejskim domu. Dlaczego?” W tym momencie facet wbija we mnie zdumiony wzrok i mówi, że chyba nie zrozumiał sensu mojego pytania. Z tego wniosek, że należałoby mu od razu szczerze powiedzieć, iż to nasz jedyny ślad w tym śledztwie i byłoby nam bardzo miło, gdyby to on okazał się przestępcą.

– Weź dwa dni wolnego i posiedź go trochę!

– Bez nakazu prokuratora nic mi po tym.

– Chyba że wrócisz stamtąd z ciałem, jeśli dziewczyna jest jeszcze przy życiu!

– Myślisz, że to on?

– Wierzę w twojego nosa, wierzę w materiał, który zebrałeś. A przede wszystkim wiem, że kiedy masz taką minę jak teraz, jesteś już pewien, że masz winnego, nie wiesz jeszcze tylko, jak go przyskrzynić. George, najważniejszą sprawą jest odnalezienie dziewczyny, to przecież najprawdziwsze porwanie, nawet jeśli ofiara jest w śpiączce. Więc płać rachunek i jedź na wieś!

Pilguez wstał, cmoknął Nathalię w czoło, położył na stoliku dwa banknoty i szybkim krokiem wyszedł na ulicę.

Podczas trwającej trzy godziny drogi do Carmelu nie przestawał myśleć o motywie. Zastanawiał się także, w jaki sposób zbliżyć się do Arthura. Nie chciał go ani spłoszyć, ani dać powodu do podejrzeń.

Stary dom powoli powracał do życia. Jak dzieci, które starają się nie wychodzić poza linie kolorowanych przez siebie rysunków, tak Lauren i Arthur wchodzili do kolejnych pokoi, otwierali okiennice, zdejmowali pokrowce z mebli, wycierali kurze, pucowali, przeglądali wszystkie szafy. I tak z wolna wspomnienia i przeszłość zmieniały się w teraźniejszość. Życie upominało się o swoje prawa. Tego czwartku niebo było zachmurzone, a fale oceanu wydawały się pochłonięte chęcią strzaskania skał, które zamykały im dostęp do drogi w dole ogrodu. Pod koniec dnia Lauren usiadła na werandzie i przyglądała się temu widowisku. Woda stała się szara, niosła ze sobą algi i splątane gałęzie drzew. Niebo zrobiło się fiołkowo – różowe, a potem czarne. Lauren była szczęśliwa; lubiła, kiedy natura wyrzuca z siebie nagromadzony gniew. Arthur skończył porządki w saloniku, bibliotece i gabinecie matki. Następnego dnia miał zamiar zająć się piętrem i wysprzątać znajdujące się tam trzy pokoje.

Usiadł na leżących na ganku poduszkach i spoglądał na Lauren. – Czy wiesz, że od obiadu przebrałaś się już dziewięć razy? – Wiem, to przez ten żurnal, który kupiłeś. Nie mogę się zdecydować na strój, wszystkie modele są wspaniałe. – O twojej metodzie robienia zakupów mogłaby marzyć każda kobieta.

– Zaczekaj, jeszcze nie widziałeś wkładki ze środka! – A co tam jest?

– Nic nie mów! To specjalny dodatek z damską bielizną. I Arthur stał się widzem najbardziej zmysłowego pokazu mody, jaki kiedykolwiek mógł oglądać mężczyzna. A potem, z uczuciem czułości i słodyczy spełnionej miłości, gdy ukoili już dusze i ciała, pozostali w mroku, przytuleni do siebie, i patrzyli na ocean. W końcu usnęli, kołysani szumem fal. Pilguez dojechał na miejsce tuż przed zapadnięciem zmroku. Zatrzymał się w Carmel Valley Inn. Recepcjonistka wręczyła mu klucz do dużego pokoju z widokiem na morze. Pokój znajdował się w bungalowie, w górnej części parku nad zatoką – musiał tam podjechać samochodem. Zaczął rozpakowywać torbę podróżną, gdy pierwsze błyskawice rozświetliły niebo. Pomyślał, że mieszka zaledwie o trzy i pół godziny drogi stąd, a przecież nie przyszło mu nigdy do głowy, żeby tu przyjechać. I w tym momencie zapragnął porozmawiać z Nathalią, chciał razem z nią, nie w samotności, przeżywać tę chwilę. Podniósł słuchawkę, westchnął i delikatnie odłożył ją na miejsce, nie wystukawszy numeru.