Выбрать главу

Od wypadku coraz wyraźniej zdawała sobie sprawę, że niewielu ludzi pojmuje, jaką wartością jest czas i jak trzeba go cenić. Ujawniła mu wnioski, jakie nasunęła jej własna opowieść: „Wyobraź sobie, że chcesz zrozumieć, czym naprawdę jest rok życia; zapytaj o to studenta, który oblał roczny egzamin. A miesiąc życia? Porozmawiaj o tym z matką, która urodziła wcześniaka i czeka, aby wyjęto go z inkubatora, bo dopiero wtedy będzie mogła przytulić swoje maleństwo, całe i zdrowe. A tydzień? Zapytaj człowieka, który pracuje w fabryce czy kopalni, żeby wyżywić rodzinę. Dzień? O tym powiedzą ci zakochani, rozdzieleni przez los i czekający na następne spotkanie. Czym jest godzina? O to trzeba zapytać osobę cierpiącą na klaustrofobię, którą awaria uwięziła na godzinę w windzie. Sekunda: popatrz w oczy człowiekowi, któremu udało się uniknąć wypadku samochodowego. O ułamek sekundy możesz zapytać sportowca, który na Igrzyskach Olimpijskich zdobywa srebrny medal, nie ten złoty, dla zdobycia którego trenował całe życie. Życie jest magią, Arthurze, mówię ci o tym, bo sama przez to przeszłam; po wypadku poznałam smak każdej sekundy i dobrze znam jej wartość. Dlatego, proszę cię, korzystajmy z tych wszystkich sekund, które nam jeszcze zostały”.

Arthur przytulił ją do siebie i szepnął do ucha: „Każda sekunda z tobą liczy się bardziej niż wszystkie inne bez ciebie”. Pozostali tak, przytuleni do siebie, przez resztę nocy. Zasnęli dopiero nad ranem; burza nie uspokoiła się, a nawet się wzmogła. Około dziesiątej obudził ich dzwonek telefonu komórkowego. Był to Pilguez. Spytał, czy architekt go przyjmie. Musiał z nim porozmawiać. I przepraszał za wczorajsze zachowanie. Arthur wahał się; nie wiedział, czy policjant mówi szczerze, czy też chce nim manipulować. Pomyślał o ulewnym deszczu, który nie pozwoli mu przyjąć inspektora na zewnątrz, i o tym, że Pilguez zechce wykorzystać złą pogodę i pomyszkować w domu. Bez zastanowienia zaprosił go na obiad do kuchni. Może chciał w ten sposób okazać się silniejszy psychicznie od niego, bardziej przebiegły. Lauren nie skomentowała tego ani słowem, uśmiechnęła się tylko smutno, ale Arthur tego nie zauważył.

Inspektor zajechał pod dom dwie godziny później. Kiedy Arthur otworzył drzwi, do korytarza wtargnął tak gwałtowny podmuch wiatru, że musiał je zamykać przy pomocy Pilgueza.

– To prawdziwy huragan! – zawołał policjant.

– Nie przyjechał pan chyba po to, żeby porozmawiać o pogodzie.

Lauren poszła za nimi do kuchni. Inspektor rzucił nieprzemakalny płaszcz na krzesło i usiadł przy stole. Stały na nim przygotowane dwa nakrycia i sałatka z kurczakiem z grilla.

Potem mieli zjeść omlety z grzybami, popijając wszystko butelką caberneta z Napa Valley.

– To miłe, że tak mnie pan gości, naprawdę nie chciałem sprawiać kłopotu.

– Kłopot sprawia mi pan tym, inspektorze, że próbuje mi pan wcisnąć jakąś makabryczną historię.

– Skoro pan uważa, że jest makabryczna, nie będę panu długo zawracał głowy. A więc do rzeczy, jest pan architektem?

– Przecież pan już to wie!

– A jaki rodzaj architektury pan uprawia?

– Pasjonuję się renowacją zabytków, skarbów dziedzictwa narodowego. – To znaczy?

– Przywracaniem życia starym budynkom, konserwacją kamienia. To znaczy takim zastosowaniem kamienia, by pasował do współczesnej architektury.

Pilguez osiągnął cel, wciągając Arthura w pasjonujący go temat. Ale nie przewidział, że okaże się to tak interesujące także dla niego samego. W ten sposób stary gliniarz wpadł we własne sidła: zamierzał wciągnąć Arthura w dyskusję i w ten sposób stworzyć most porozumienia, a tymczasem okazało się, że dał się porwać swadzie, z jaką architekt opowiadał o swoich pasjach.

Arthur dał mu najprawdziwszą lekcję historii kamienia, poprzez architekturę antyczną i tradycyjną aż do współczesnej i nowoczesnej. Stary policjant słuchał jak zaczarowany, wtrącając od czasu do czasu jakieś pytanie, a Arthur chętnie i wyczerpująco na nie odpowiadał. Tak przegadali ponad dwie godziny i nawet tego nie zauważyli. Pilguez dowiedział się, jak po wielkim trzęsieniu ziemi odbudowywano jego rodzinne miasto, poznał historię budynków, które codziennie widywał, i mnóstwo anegdotek o narodzinach miast i ulic, które, jak mu się dotąd wydawało, tak dobrze znał.

Pili jedną kawę po drugiej, a zaskoczona Lauren bez ruchu patrzyła na obu mężczyzn i widziała, jak między policjantem a Arthurem powstaje jakiś dziwny rodzaj porozumienia. Młody człowiek opowiadał właśnie o powstawaniu Golden Gate, gdy Pilguez przerwał mu, kładąc rękę na jego dłoni, i nagle zmienił temat. Chciał z nim pomówić jak mężczyzna z mężczyzną, więc zapomnijmy o odznace. Musi wiedzieć, zrozumieć tę sprawę. Mówił, że jest starym policjantem, którego instynkt nigdy nie zawiódł. Czuł to i wiedział, że ciało porwanej kobiety znajduje się w tym domu, w tym zamkniętym pokoju w końcu korytarza. Nie potrafi tylko zrozumieć, jakie były motywy porwania. Musiał jednocześnie przyznać, że każdy mężczyzna pragnąłby mieć syna takiego jak Arthur: zdrowego, wykształconego, pełnego zainteresowań i sympatycznego. Dlaczego więc taki człowiek bierze na siebie podobne ryzyko i stawia na szali całe swoje życie, porywając ze szpitala ciało pogrążonej w śpiączce kobiety?

– Szkoda, a już pomyślałem, że nawiązała się między nami nić sympatii – powiedział Arthur, wstając. – Ależ właśnie tak się stało, to nie ma nic wspólnego, chociaż nie, to ma bardzo dużo wspólnego z tą sprawą. Jestem przekonany, że miał pan poważne powody, i chciałbym panu zaoferować swoją pomoc.

Starał się być uczciwy aż po czubki palców. Zaczął od tego, że dzisiaj wieczorem z pewnością nie dostanie nakazu rewizji, nie miał na to wystarczających dowodów. Musiałby pojechać do San Francisco, spotkać się z sędzią, przekonać go i nakłonić do podjęcia takiej decyzji. I jest pewien, że zdobędzie nakaz. To zajmie mu trzy lub cztery dni, podczas których Arthur będzie miał dość czasu, by przenieść ciało w inne miejsce, ale chce go zapewnić, że takie postępowanie byłoby wielkim błędem. Choć nie zna motywów, radzi mu nie marnować życia. Jeszcze raz proponuje pomoc, jeśli Arthur zgodziłby się szczerze z nim porozmawiać i wyjaśnić całą zagadkę. Odpowiedź Arthura zabarwiona była nutką ironii. Doceniał życzliwość inspektora i jego wielkoduszność, a jednocześnie był zdziwiony, że podczas dwóch godzin rozmowy poczuli do siebie aż taką sympatię. Ale i on z przykrością musi przyznać, że nie może zrozumieć swego gościa. Inspektor został zaproszony do tego domu, został życzliwie przyjęty i poczęstowany obiadem, a jednak w dalszym ciągu upierał się przy swoim i oskarżał gospodarza o jakieś absurdalne przestępstwo, choć ani nie miał na to dowodów, ani nie znał motywów.

– Nie, to pan się upiera – odparł Pilguez.

– Proszę więc mi powiedzieć, dlaczego chce mi pan pomóc, choć uważa, że jestem winny. Jeden powód jest oczywisty: chce pan rozwiązać zagadkę.

Stary policjant odpowiedział rozbrajająco szczerze. Rozwiązał w swoim życiu już wiele zagadek, zetknął się z setkami absurdalnych motywów i potwornymi zbrodniami, ale wszyscy ci przestępcy mieli jedną wspólną cechę: byli to kryminaliści, zboczeńcy i maniacy. Arthur nie pasował do żadnej z tych kategorii. Skoro więc spędził całe życie na wsadzaniu najrozmaitszych świrów za kratki, mógł chyba uchronić przed więzieniem porządnego człowieka, który wpakował się w niebezpieczną sytuację. „Będę miał przynajmniej satysfakcję, że znalazłem się po właściwej stronie” – dodał na zakończenie.

– To bardzo wspaniałomyślne z pańskiej strony, wcale nie żartuję. Obiad w towarzystwie pana był dla mnie przyjemnością, ale naprawdę nie wplątałem się w sprawę, o której pan mówi.