Выбрать главу

– Proszę usiąść na chwilę. – Moira Russell uśmiechnęła się także, wstała i podeszła do drugich drzwi. Zapukała lekko i weszła. Ano właśnie – pomyślała Leith, widząc się już wysiadującą tu do południa. Na szczęście Moira Russell wróciła niemal natychmiast. Serce Leith zabiło nieco mocniej.

– Pan Massingham przyjmie panią teraz – oznajmiła sekretarka.

Leith uśmiechnęła się lekko i wstała. Udało jej się zachować uśmiech na twarzy nawet wtedy, kiedy weszła do pokoju wyłożonego grubym dywanem. Spojrzała na wysokiego, smukłego mężczyznę, jej wzrok spoczął na chwilę na jego kształtnych wargach i – szalona -mogła myśleć już tylko o ich dotknięciu na swoich ustach.

– Dzień dobry, panie Massingham – z trudem opanowała się na tyle, by wypowiedzieć te słowa. Uśmiech na jej twarzy zbladł nieco, ale postanowiła, że będzie przynajmniej grzeczna i miła.

Przystanęła na środku pokoju. Jego ostry, badawczy wzrok zatrzymał się na skrytej za okularami twarzy i nietwarzowym kostiumie. Przyszło jej do głowy, że może powinna zachować się bardziej wojowniczo. Sądząc po jego minie, nie był w najlepszym nastroju, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

– Usiądź – zaproponował nadspodziewanie uprzejmie, wskazując fotel po drugiej stronie biurka.

Leith, wciąż jeszcze trochę roztrzęsiona, z wdzięcznością przyjęła propozycję. Wiedziała, że czas, jaki szef może jej poświęcić, jest ograniczony. Położyła na jego biurku pękatą teczkę.

– Sprawa Palmer & Pearson – zaczęła. – Mam zamiar zwrócić się do kilku firm, ale najpierw muszę uzyskać pewne cyfry z…

Podniosła głowę i speszyła się. Naylor Massingham patrzył na nią i najwyraźniej nie obchodziły go jej zamiary.

Poruszył się, ale zamiast zasiąść za biurkiem, podszedł do jej fotela.

– Próżność jest nieodłączną cechą kobiety – zauważył. – Myślałem, że szkła kontaktowe są hitem ostatnich lat?

– Eech… – nieświadomym, żeby nie powiedzieć: obronnym ruchem sięgnęła do okularów. Nagle pojęła, że ten mężczyzna ma na nią zbyt wielki wpływ.

– Nie wszyscy mogą nosić szkła kontaktowe – palnęła bez namysłu i dodała z nutą szczerości: – Ja nie mogę.

Nie zdołała się uchylić, gdy znajomym już, gwałtownym gestem zerwał jej z nosa okulary. Instynktownie próbowała je złapać, ale był zbyt wysoki.

Chciała wstać, ale był zbyt busko, a ona doskonale pamiętała, co oznacza bliskość jego ciała. Zrezygnowała więc i wściekła obserwowała go spod oka. Tymczasem Massingham podniósł leżącą na stole dokumentację, wyjął z niej kartkę i przyjrzał się jej przez okulary. Po chwili papier powrócił do teczki, a Massingham odwrócił się do niej.

– Nie wiem, czy może pani nosić szkła kontaktowe, czy nie – stwierdził lodowatym tonem – ale na pewno nie potrzebuje ich pani. To zwykłe szkło -dodał spokojnie.

Leith milczała ciągle, kiedy jego wzrok powędrował ku jej pięknym włosom, ściśniętym w węzeł.

– Ciekawe, dlaczego wspaniała kobieta, o równie wspaniałych włosach, kryje swą urodę za okularami, których nie potrzebuje, czesze się jak więźniarka, a przy tym próbuje odwrócić uwagę od swej figury, która, o ile dobrze pamiętam, jest rozkosznie doskonała w kształcie i proporcjach?

Leith na ułamek sekundy zapomniała, gdzie jest i znów poczuła dotyk jego rąk na swoim ciele. Odpędziła od siebie to wspomnienie i pomyślała, że rozmowa przybiera zbyt osobisty charakter.

– Potrzebuję tych okularów – zdecydowała się bronić tego, co w jego oskarżeniach wydawało się najmniej osobiste.

– A po co? – zapytał wyzywająco.

– Z całą pewnością nie po to, żeby przez nie patrzeć! – rzuciła bez ogródek.

– Czytałaś bez trudu, kiedy ci przyniosłem tę teczkę do domu… i nie miałaś okularów!

Niech cię cholera weźmie – pomyślała. Nagle znienawidziła go z całego serca. Przyglądał jej się tamtej nocy, kiedy czytała dokumentację. Nie miała pojęcia, że zapomniała o okularach…

– Nieraz… – zaczęła, gotowa kłamać jak najęta, ale przerwał jej.

– Twoje usta zaprzeczają, że jesteś taką zimną kobietą, za jaką chcesz uchodzić… mam zresztą na to także inne dowody – przyciął jej złośliwie.

– A jakież to dowody? – odparowała i, niestety, zbyt późno pojęła, że w tym okrzyku było więcej agresji niż sensu.

– Nie licząc oczu ciskających błyskawice i namiętnego temperamentu – nie odmówił sobie przypomnienia jej tego – wcale nie byłaś lodowata, kiedy się do mnie tuliłaś tamtego wieczoru!

– Tu… tuliłam się? – prychnęła. Po namyśle jednak- a wspomnienia były zbyt żywe, żeby zajęło jej to więcej niż sekundę – uznała, że „tulenie" było odpowiednim określeniem.

– Nie mam ochoty mówić o tym! – rzuciła cokolwiek arogancko. Właściwie nie miała innego wyjścia.

Jeżeli jednak spodziewała się, że ujdzie jej to na sucho, bardzo szybko przekonała się, że Massingham jeszcze niejedno ma w zanadrzu.

– Nieźle! – syknął wściekle. – Ja tu rządzę i skoro płacę za twój czas, mogę dyskutować o tym, co uznam za stosowne!

To wystarczyło, żeby zatrzęsła się ze złości, ale on jeszcze nie skończył.

– Na początek zatem powiesz mi, dlaczego, skoro wiem, że gościsz u siebie na przemian przynajmniej dwóch panów, tutaj starasz się uchodzić za Pannę Lodowatą. Okulary, uczesanie starej panny… dlaczego tak ci zależy na tej opinii?

– Jeśli już musi pan wiedzieć – wybuchnęła Leith, czując, że na wzmiankę o przynajmniej dwóch panach na przemian jej gniew przeradza się w furię – miałam nieprzyjemne doświadczenia z ostatniego miejsca pracy.

– Ardis &Co.? – zapytał z nagłym zainteresowaniem.

Najwidoczniej rozpracował ją bardzo dokładnie. Cóż, należało się tego spodziewać.

– Jakie doświadczenia? – nalegał.

– Ktoś mnie… napastował… zaczął obmacywać…

– Masz na myśli napaść seksualną? – zapytał z poważną miną.

– Właśnie tak – odparła, czując, że spora część jej agresji ulotniła się nagle. – Trochę to mną wstrząsnęło.

– Sprawiło, że boisz się mężczyzn? – zapytał, ale sam widocznie w to nie wierzył, skoro sądził, że już po opuszczeniu Ardisa była w łóżku z jego kuzynem.

– Bać się? Nie… – odrzekła zupełnie uczciwie. – Nie… raczej jestem ostrożna.

– Rozumiem – skomentował to spokojnie, ale z jego miny Leith mogła wnioskować, że wcale mu się to nie podoba.

– Wiec złożyłaś Ardisowi wymówienie i zdecydowałaś się ukryć swoją kobie…

– Nie składałam wymówienia – wpadła mu w słowo Leith, nadal starając się być uczciwą.

– Zostałaś zwolniona? – zapytał.

Leith zorientowała się, że powiedziała dużo więcej niż trzeba..

– To oznacza… – snuł swe rozważania Naylor Massingham, nie czekając nawet na jej odpowiedź – że osoba, która cię napastowała, musiała być dość wysoko postawiona.

Jego zdolność dedukcji jest doprawdy zadziwiająca -pomyślała Leith. Odkryła jednak coś jeszcze bardziej zadziwiającego.

– Pan mi wierzy? – zapytała. – Myślałam…

– Mam przed sobą cały materiał dowodowy, czyż nie? – zauważył i wyjaśnił swój tok rozumowania: -Personalny zwrócił się do Ardisa o referencje… dostał je bez trudu. Nie wspomnieli jednak o sposobie, w jaki została zerwana umowa. Ponieważ nie miało to nic wspólnego z twoją pracą, należało sądzić, że ktoś u Ardisa jest mocno zakłopotany tym, co ci się przydarzyło… i chce zachować milczenie. – Massingham zerknął na nią i ciągnął dalej: – Opuściłaś Ardisa i przyszłaś tutaj, świadomie ukrywając pod strojami swoją sylwetkę i twarz, mimo iż nie czułaś żadnych szczególnych zahamowań seksualnych. Zgadza się?