Leith czując się zobowiązana do odpowiedzi wyznała z absolutną szczerością:
– Ciężko pracowałam nad zdobyciem kwalifikacji. Chcę być traktowana serio. To bardzo irytujące, kiedy wiem, że mam rozum, a niektórzy mężczyźni uważają mnie za pustogłowego kociaka, który… – urwała nagle. – To przez pana Paul Fisher dostał po nosie w zeszły piątek?
Kąciki ust Naylora Massinghama leciutko uniosły się w górę.
– Ty naprawdę myślisz – stwierdził.
– Niezależnie od kontraktu Norwood & Chambers, jestem dobra w tym, co robię! – odparła dumnie.
Wpatrywał się w jej błyszczące, zielone oczy.
– Nikt już nie nazwałby cię Panną Lodowatą, gdyby mógł cię teraz ujrzeć – powiedział mimo woli.
Okrążył biurko, usiadł i podał jej okulary.
– Nie wkładaj ich, dopóki jestem w pobliżu – polecił, zanim zdążyła umieścić je na nosie i pozbierać myśli. – Obrażają moje poczucie piękna. A wracając do sprawy, z powodu której cię wezwałem… – dodał, nie czekając, aż Leith odzyska oddech po ostatnim zdaniu.
– Tak… eee… sprawa Palmer & Pearson-przerwała mu, nagle zdając sobie sprawę, że przez cały czas, jaki tu spędziła, zaledwie przelotnie musnęli sprawy zawodowe.
Udał, że nie słyszy.
– Myślałem co nieco o naszym… problemie – oznajmił.
Leith spojrzała na skoroszyt na biurku.
– Palmer & Pearson? – zapytała, i natychmiast zorientowała się, że dopóki nie zaczęła się praca, nie może być żadnych problemów. – Ach, ma pan namyśli Norwood & Chambers?
Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
– No więc…
– Czy ty specjalnie udajesz, że nie wiesz, o co mi chodzi? – zapytał szorstko i, widząc jej pytające spojrzenie, wyjaśnił nagle bardzo agresywnym tonem: – Mówię o moim kuzynie! Czy dzwonił?
Trzymaj się, Leith – pomyślała, ale nie skłamała.
– Dzwonił z Włoch – wyznała.
– Jak sądzę, nie poprzestał na jednym razie-mruknął i nie wydawał się zadowolony, kiedy nie usłyszał odpowiedzi. Mogła jednak wytrzymać jego humory. O wiele bardziej niepokojąca i podejrzana była wyszukana grzeczność, z jaką się do niej zwracał.
– Po długim namyśle proponuję… – zaczął jedwabistym tonem, ociekającym wdziękiem i urokiem, ba, uśmiechnął się nawet – żebyś… została moją dziewczyną.
Leith natychmiast poderwała się na równe nogi.
– O, nie, tego szczęścia nie dostąpisz! – zawołała, a przerażenie chwyciło ją za gardło.
Nie mogła opanować tej, jak sama wyczuła, zbyt silnej reakcji, w dodatku nie miała pojęcia, co ją tak przeraziło.
– Żle mnie pani zrozumiała, panno Everett – odezwał się chłodno Massingham. Wstał i, mierząc ją aroganckim spojrzeniem, stwierdził autorytatywnie:
– Gdybym miał dostąpić tego szczęścia, może pani być pewna, że zacząłbym wierzyć w przesądy.
Uświadomił jej w ten sposób, że gdyby istotnie miał się nią zainteresować, uznałby, że stracił resztki zdrowego rozsądku.
– Znam już odpowiedź, ale na wszelki wypadek chciałbym ją usłyszeć od pani – ciągnął dalej szorstkim tonem. – Czy bawi się pani Travisem dla czystej… hm… przyjemności, czy też jest w nim pani zakochana?
Ostatnie słowa wypowiedział jakby z odcieniem smutku.
– Ja… – zaczęła Leith, ale kiedy już miała powiedzieć, że nie kocha Travisa, przypomniała sobie, że nie może tego zrobić bez złamania obietnicy danej Rosemary. Nie miała wyboru.
– No wiec?-nalegał Naylor Massingham. Im dłużej zwlekała z odpowiedzią, tym bardziej się wściekał.
– Lubię Travisa… bardzo go lubię – oznajmiła i natychmiast dostrzegła w oczach zwierzchnika niebezpieczne błyski. To upewniło ją, że na nic wszelkie wykręty.
– Nie – odparła szczerze.
– Nie kochasz go i nie masz zamiaru za niego wyjść?- nalegał.
– Nie prosił mnie… – znowu próbowała uników, ale urwała, bo zrobił gwałtowny krok w jej stronę.
– Nie – wyznała.
– To oznacza, że o ile on kompletnie zwariował na twoim punkcie, ty bawisz się nim jak kot myszą.
Dziwne: im bardziej jego słowa przeistaczały ją w samicę bez serca, tym większą czuła potrzebę wyznania mu prawdy.
– No i co? – warknął. Wzruszyła ramionami.
– Jeżeli chce pan widzieć to w ten sposób – odparła, czując, że doprowadziła go do szału, bo wsadził obie pięści w kieszenie, jakby bał się, że ją uderzy.
– Takie kobiety jak ty przyprawiają mnie o mdłości – wycedził. Najwyraźniej miał już jej serdecznie dość.
– Nie wiem, dlaczego jeszcze nie wyrzuciłem cię z pracy. Miałbym święty spokój!
Leith ogarnęła dzika furia. Żaden mężczyzna nie wyleciałby z pracy z takiego powodu… gotowa była się założyć, że nie!
– Boi się pan chyba, że jako bezrobotna mogłabym wyjść za Travisa – wybuchnęła złośliwie. W gniewie nie dostrzegła nawet, że taka możliwość w jej przypadku w ogóle nie wchodziła w rachubę.
Jak się okazało za chwilę, nie jej jednej zrobiło się ciemno przed oczami.
– Co przez to rozumiesz? – syknął.
Leith była dość wściekła, żeby nie rezygnować.
– Chyba nie chciałby mnie pan widzieć w swojej rodzinie, co?
– Masz cholerną rację! – wycedził, ale nagle uspokoił się, choć w jego oczach wciąż jeszcze czaiły się niebezpieczne błyski.
– Skoro nie masz zamiaru wyjść za mojego kuzyna- dodał po chwili – przy następnym spotkaniu delikatnie wyjaśnisz Travisowi, że go nie kochasz.
– Myśli pan, że jestem zdolna zrobić to delikatnie? – szyderczo zapytała Leith.
Massingham kompletnie zignorował jej pytanie.
– Potem – ciągnął dalej – powiesz mu, że od chwili kiedy mnie ujrzałaś, nie możesz o mnie zapomnieć.
– A on ma w tę bajeczkę po prostu uwierzyć? – wtrąciła bezczelnie.
Znowu ją zlekceważył. Następne jego słowa jednak sprawiły, że naprawdę zapomniała języka w buzi.
– Na czas, który będzie konieczny, abyś mu wywietrzała z mózgownicy, zostaniesz moją dziewczyną. I – dodał groźnie, zanim zdołała zaprotestować – jeżeli zależy ci na pracy, a wiem, że tak jest, nie piśniesz ani słowa o tym, że sprawa jest ukartowana.
Leith powoli otrząsnęła się z szoku. Sprawy zaszły już za daleko, żeby teraz wszystko wyznać, zresztą i tak nie mogłaby tego zrobić. Naylor przejrzał jej blef, a ona nic nie mogła na to poradzić – co za cholerna kreatura!
– Musi… musi być jakiś inny sposób – powiedziała głośno i tknięta nagłą myślą dodała: – Przecież mogę powiedzieć Travisowi, że to koniec bez… bez tego przedstawienia.
Naylor potrząsnął głową, zanim jeszcze skończyła.
– Mówiłem ci, żebyś z nim skończyła, a ty nie posłuchałaś. Miałem czas przemyśleć sprawę. Musi być tak, jak powiedziałem. Travis wpadł po uszy i nie przyjmie do wiadomości niczego innego. A zatem, kiedy przyszedłem do ciebie, zakochałaś się we mnie od pierwszego wejrzenia. Od tej pory widywaliśmy się codziennie i…
– I to wszystko ma być takie jednostronne? – przerwała mu jadowicie. – Mówię o tym… zauroczeniu.
Znowu potrząsnął głową.
– W tym sęk. Oboje wiemy o tym, że i tak nie poślubiłabyś go, droga panno Everett. Travis bardzo kocha swoją rodzinę.
Ty też, dodała w myśli Leith.
– Na pewno pozwoli ci odejść, kiedy dowie się, że darzysz miłością kogoś z jego rodziny i jest to miłość z wzajemnością.
– Mówi pan naturalnie o sobie!
– Naturalnie.
Leith ani trochę się to nie podobało. Szukając ratunku przypomniała sobie przystojną blondynkę, towarzyszącą mu na kolacji tamtego wieczoru.