Выбрать главу

– A co z pańską drugą dziewczyną? – rzuciła nieprzyjaznym tonem, dziwnie wzdragając się przed wypowiedzeniem imienia blondynki.

– Dziewczyną? – zdziwił się.

Leith pojęła, że Olinda była jedną z tłumu.

– Olinda Bray – wyjaśniła. – Tamtego wieczoru najwyraźniej pan się jej podobał.

– Wiesz, jak to jest – wzruszył ramionami. – Kupić nie kupić, potargować można…

Roześmiał się – trzeba przyznać – uroczo. Leith była zupełnie bezsilna.

– Wygląda na to – powiedziała – że nie mam wyboru i muszę zrobić to, co pan każe.

Zerknęła na niego i zobaczyła, że promienny uśmiech zniknął, a na jego miejscu pojawił się dawny, nienawistny wyraz. Sprawiło jej to przykrość.

– Jeszcze jedno. – Leith uznała, że skoro sprawy zaszły już tak daleko, równie dobrze może wspomnieć i o tym.

– Co? – warknął, wyraźnie niezbyt zachwycony perspektywą wysłuchania jej warunków.

– Nie mam zamiaru iść z panem do łóżka, żeby utrzymać posadę! – palnęła prosto z mostu.

Wyczytała odpowiedź z jego twarzy, zanim zdążył otworzyć usta. Wyniosłe, władcze spojrzenie, jakie jej rzucił, mówiło samo za siebie. Uważał ją za piękną, przynajmniej tak twierdził, ale poza tym nie wywierała na nim żadnego wrażenia. Chyba to właśnie chciał jej dać do zrozumienia, kiedy wycedził:

– Czy uznasz mnie za nieuprzejmego, jeśli otrę czoło z zimnego potu i odpowiem ci: kamień z serca?

Leith uznała, że określenie „świnia", to dla niego komplement! Wyobrażała sobie jego minę, gdy pozna prawdziwy obiekt miłości Travisa. Będzie wściekły, że na próżno stracił tyle energii. Zemsta ma smak miodu… Było tylko jedno ale…

– Czy może mi pan obiecać, że niezależnie od tego, jak skończy się ta… ta farsa, czy po pańskiej myśli, czy nie… pozostanę na mojej posadzie?

Objął ją beznamiętnym spojrzeniem.

– Masz na to moje słowo.

Tylko to chciała usłyszeć. Okręciła się na piecie, zmierzając w stronę drzwi. Dokumentacja Palmer & Pearson pozostała na blacie biurka.

– Jeszcze jedno – zawołał za nią, zanim wyszła. Przystanęła i obróciła się w jego stronę.

– Słucham? – rzuciła chłodno.

– Domyślam się, że nie jesteś w stanie zapłacić całej hipoteki za swoje mieszkanie. Mój kuzyn na pewno ci pomagał. Od tej chwili ja przejmuję to zobowiązanie.

Na szczęście znajdował się poza zasięgiem ciosu, bo wściekłość Leith przekroczyła punkt krytyczny. Była w stanie uderzyć go. Niestety, z tej odległości mogła jedynie słownie wyrazić swoje zdanie na temat jego oferty.

– Poczekasz sobie! – syknęła.

Wcisnęła okulary na nos i wybiegła, trzaskając drzwiami. Jej stosunek do Naylora Massinghama nie budził już wątpliwości: nienawidziła go!

ROZDZIAŁ PIĄTY

W czwartek Leith zaczęła sadzić, że nigdy w życiu nie pracowała tak ciężko. W zeszłym tygodniu harowała jak niewolnica, ale teraz wydawało się, że na jej biurku ładowało więcej pracy niż kiedykolwiek. Może lepiej, że Rosemary jeszcze nie wróciła. Z taką masą roboty niewiele czasu pozostawało jej na kawę i plotki, nie mówiąc o życiu towarzyskim.

Życie towarzyskie! Wciąż jeszcze kipiała złością na Naylora Massinghama. Skoro ma być jego dziewczyną, to co jeszcze robi w domu każdego wieczoru? Nie, nie chciałaby, żeby się z nią skontaktował – precz, nieposłuszne myśli! A w ogóle zbyt jest zajęta, żeby wyjść z nim wieczorem, nawet gdyby ją zaprosił. Na ile go zna, nie zaprosi jej nigdzie. Każe, poinformuje, poleci, ale nie poprosi.

W przerwach pomiędzy jednym a drugim napadem furii na Naylora zdawało jej się przeżywać dziwne chwile, kiedy z całego serca chciała mu wyznać, że nie jest uczuciowo zainteresowana jego kuzynem. Chwile te jednak nie trwały długo, bo zaraz na nowo dźwięczało jej w uszach układne oświadczenie, że postanowił, iż Leith zostanie jego dziewczyną.

Bez względu na jego groźbę powinna chyba coś wyjaśnić Travisowi, ale od telefonu z Włoch nie dał znaku życia. Jednak – fakt całkowicie dla niej niezrozumiały – czuła jakąś dziwną niechęć do takiego załatwienia sprawy. Czyżby w stosunku do Naylora Massinghama poczuwała się do lojalności? A może to lęk przed utratą pracy?

Postanowiła nie myśleć o tym.

– Czy dziś znowu zostajesz po godzinach? – spytał Jimmy, wyrywając Leith z zadumy i kierując jej myśli na inny tor.

– Nie, Jimmy – odparła. – Dziś wychodzę o piątej. Zaspokoiła jego ciekawość i przypomniała sobie treść rozmowy z Naylorem. Był pewien, że ktoś płaci za jej mieszkanie, ponieważ jej samej na to nie stać. Ona także pogodziła się z myślą, że nie może pozwolić sobie na pozostanie w luksusowym apartamencie, zwłaszcza że nie mogła liczyć na Sebastiana.

Musiała dokładnie przemyśleć całą sytuację.

Nie wymyśliła nic genialnego aż do chwili, kiedy przy małej przepierce przypomniała sobie, że Rosemary wynajmowała swoje mieszkanie. Po kilku minutach wiedziała już, co robić, a po dziesięciu następnych cały plan był gotowy. Kiedyś dowiedziała się od Rosemary, ile wynosi czynsz. Jeśli uda jej się otrzymać taką samą sumę za wynajęcie własnego mieszkania, na pewno spłaci hipotekę. Oznaczałoby to przeprowadzkę do mniej eleganckiej dzielnicy, ale kluczem do całej sprawy było właśnie wynajęcie tańszego mieszkania.

Od dwóch dni poświęcała godziny lunchu na rozmowy z pośrednikami. O piątej zatem opuściła biuro, z kwaśnym uśmieszkiem odnotowując na parkingu obecność jaguara, i pojechała na oględziny mieszkania, na które mogłaby sobie pozwolić.

– Bardzo ładne – powiedziała miłej gospodyni, która wprawdzie nie opuszczała mieszkania na stałe, ale wyjeżdżała na północ pod koniec roku i chciała przed wyjazdem uporządkować sprawy. Mieszkanie było małe, położone w dzielnicy, której zupełnie nie znała. Była jednak w przymusowej sytuacji i nie miała wyboru, nawet jeśli odpowiadał jej jedynie czynsz.

– Wezmę je – zdecydowała natychmiast. Nie chciała wracać do swojego ogromnego apartamentu i znowu mieć wątpliwości.

Nad filiżanką herbaty omówiły warunki wynajmu. Później Leith jeszcze raz obejrzała mieszkanie.

Było już po siódmej, kiedy dotarła do eleganckiej dzielnicy, w której mieszkała dotychczas.

Jadąc myślała o tym, że do nowego mieszkania będzie mogła przeprowadzić się dopiero za trzy miesiące. Oznaczało to, że musi skądś zdobyć pieniądze na trzymiesięczną spłatę hipoteki i na pokrycie czeku, którym zapłaciła czynsz za pierwszy miesiąc. Próbowała spojrzeć na to od bardziej optymistycznej strony. Trzy miesiące pozwolą jej na spakowanie rzeczy – swoich i brata – a może przyszły lokator jej mieszkania także zapłaci za miesiąc z góry.

Oczywiście, że zapłaci – pomyślała butnie. Czując nagły przypływ dobrego humoru skręciła na parking przed swoim blokiem i – spostrzegła znajomego jaguara. Za kierownicą siedział mężczyzna.

Ich spojrzenia spotkały się.

A niech to! Leith od razu zauważyła, że jest o coś wściekły. Minęła go i skręciła do garażu na tyłach domu. Jakże chętnie zmieni adres! Był tylko jeden problem: w kadrach Vaseya będzie musiała podać nowy, a wtedy jej pracodawca i tak ją znajdzie!

Wprowadziła wóz do garażu i przez chwilę miała ochotę wejść do domu przez tylne drzwi. Czyżby była aż takim tchórzem? Już nieraz widziała Naylora w ataku furii. Zamknęła garaż, odwróciła się i stwierdziła, że nie musi już nigdzie iść. Naylor stał za nią, wysoki, chmurny i wyglądał raczej niesympatycznie.

Chciała coś powiedzieć, ale uprzedził ją:

– Gdzie byłaś, do cholery? – zapytał, zanim zdążyła otworzyć usta.