Byli w Londynie już od miesiąca, kiedy Sebastian zdecydował, że najwyższy czas oblać mieszkanie.
– To nie będzie dużo kosztowało – dodał szybko, wiedząc, jakie kłopoty ma Leith z przyzwyczajeniem się do roli pani domu.
– Kogo zaprosimy? – zapytała, ponieważ sama nie znała w Londynie prawie nikogo.
– Mam kupę przyjaciół – odparł Sebastian. Rzeczywiście, z nich dwojga to on częściej wychodził, należał do kółka dramatycznego, a poza tym dłużej mieszkał w Londynie.
Leith zaprosiła Rosemary i namawiała ją tak długo, aż wreszcie nieszczęśliwa kobieta zgodziła się przyjść. Natychmiast została wciągnięta w wir przygotowań.
Jeżeli hałas oznacza sukces, to impreza udała się znakomicie. Około jedenastej Leith zatęskniła do łóżka, ale jako gospodyni miała swoje obowiązki. Od kwadransa nie widziała Rosemary, a nie chciała, żeby przyjaciółka poczuła się opuszczona. Znajomi Sebastiana nie musieli przypaść jej do gustu.
Mimo wszystko miała nadzieję, że Rosemary nie poszła jeszcze do domu. Krążyła po pokoju, dopóki jej wzroku nie przyciągnęła niewielka sofa pod ścianą. Na owej sofie bowiem siedziała z lekka zarumieniona Rosemary, a obok niej, pogrążony w rozmowie, mężczyzna w wieku około dwudziestu sześciu-siedmiu lat. Leith usiłowała przypomnieć sobie jego nazwisko. Zdaje się, że został jej przedstawiony jako Travis jakiś tam. Zerknęła jedynie, czy Rosemary nie wygląda na niespokojną i wycofała się.
Tego wieczoru Rosemary nie była wprawdzie niespokojna, ale wkrótce potem historia z Travisem Hepwoodem okazała się wystarczającym źródłem stresu. Travis bowiem zakochał się w Rosemary od pierwszego wejrzenia. Leith czuła, że wbrew wszelkim oczekiwaniom Rosemary także nie pozostawała obojętna. W ich miłości pojawiła się jednak przeszkoda: wpajane Rosemary od dzieciństwa skrajne poczucie przyzwoitości. W jej pojęciu sytuacja, iż kocha się jednego mężczyznę będąc żoną innego, była po prostu nie do pomyślenia. Nie czuła się na siłach, by rozwieść się z Derekiem, toteż jej szanse na szczęście z Travisem wyglądały raczej marnie.
W tydzień później, wciąż zaskoczona swymi uczuciami, Rosemary wyznała Leith, że istotnie jest zakochana w Travisie. Do tego stopnia, że wybrała się z nim nawet na kolację.
– Tak się cieszę – odparła Leith. Z oszczędnych informacji, jakie wymknęły się Rosemary, wiedziała, że jej przyjaciółka przeżyła koszmar, zanim Derek zdecydował się odejść.
– Nie ma powodu – mruknęła Rosemary.
– Nie zgadzacie się z Travisem? – zainteresowała się mocno zaskoczona Leith.
– Ależ zgadzamy się, cudownie – westchnęła Rosemary. – Ale miałam tak okropne poczucie winy… jakby rodzice stali nade mną i spoglądali z wyrzutem przez cały czas. Travis dzwonił zeszłej nocy… powiedziałam, że nie chcę go więcej widzieć.
Postanowienie Rosemary dotyczące Travisa było bardzo silne – nie na tyle jednak, by istotnie więcej się z nim nie zobaczyła. W każdym razie nie były to spotkania umówione – i nigdy w jej własnym mieszkaniu. Travis zadzwonił bowiem do Leith i Sebastiana już w kilka dni później… „Pomyślałem sobie, że mógłbym wpaść na chwilę" nie zwiodło nikogo. Przypadkiem, tego samego wieczoru Leith zaprosiła Rosemary na kolację. Jej zdaniem byłoby nieuprzejmie poprosić Travisa, żeby wyszedł.
Od tej pory Travis regularnie przychodził na kolację. Sebastian raz był obecny, raz nie, ale
– cokolwiek mówiło na ten temat jej sumienie – Rosemary zjawiała się zawsze, w ostatniej chwili, buntując się przeciw własnym zasadom. Co więcej, nieraz nalegała, że sama przygotuje kolację i przyniesie do Leith – zawsze trochę więcej niż trzeba, na wszelki wypadek, gdyby pojawił się jakiś niespodziewany gość. Travis z kolei, jako pracownik firmy importującej wina, przynosił jakiś wspaniały trunek.
– Co się dzieje? – zagadnął Sebastian, kiedy po powrocie do domu późnym wieczorem zastał Leith na straży, przy drzwiach do kuchni.
– Tam są Rosemary i Travis – odparła.
– No to co?
– Być może nie zauważyłeś, ale oni są w sobie zakochani.
– A co się stało z mieszkaniem Rosemary?
– Ona nie chce go przyjmować u siebie.
– A dlaczegóż to?
– To… raczej nieostrożne – stwierdziła Leith, szczerze zaskoczona niewrażliwością brata.
– Kompletna bzdura! – wyraził własne zdanie Sebastian.
Poniewczasie Leith zrozumiała, że ten stan rzeczy nie może trwać wiecznie bez niczyjej krzywdy. Rosemary jednak wciąż unikała jawnych spotkań z Travisem, a ten zakochiwał się w niej coraz bardziej, tak że nie sposób było utrzymać go na odległość. Leith polubiła oboje i współczuła im, ale rozumiała, że sami muszą znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
Pewnego wieczoru Travis pojawił się, jak zwykle, rozjaśniony nadzieją na spotkanie Rosemary. Sebastian także był w domu i zabawiał go rozmową. Rosemary jednak spóźniała się bardziej niż kiedykolwiek. Wreszcie Leith nie była w stanie ani chwili dłużej znosić tęsknych spojrzeń Travisa w stronę drzwi.
– Zobaczę, co ją zatrzymuje – oznajmiła i przeszła na drugą stronę korytarza. Nacisnęła dzwonek i czekała.
Rosemary otworzyła drzwi, ale pytanie: „Gotowa?" zawisło na ustach Leith. Przez ramię przyjaciółki dostrzegła mężczyznę.
Leith wyczuła napiętą atmosferę. Nieznajomy wstał i skierował się ku drzwiom. Coś w zachowaniu przyjaciółki zdawało się mówić, że jej gość nie powinien dowiedzieć się o planowanej wizycie.
– Eee… przepraszam, że przeszkadzam, Rosemary – improwizowała Leith. – Nnie… spodziewałam się, że masz gościa.
Uśmiechnęła się do krępego mężczyzny.
– Nie przedstawisz mnie? – rzucił krótko do Rosemary, pożerając oczami gęste, kasztanowe włosy, zgrabną figurę i piękną twarz Leith.
– Oczywiście – odparła Rosemary. – Leith jest nową właścicielką mieszkania naprzeciw. Leith, to mój mąż, Derek.
Leith podała mu rękę, ale nie spodobał jej się sposób, w jaki bez przerwy gapił się na nią.
– J-ja tylko na chwilę, muszę nakarmić Sebastiana – bąknęła. – Chciałam pożyczyć trochę sosu Worcester…
Travis i Sebastian patrzyli na nią zezem, kiedy wróciła z butlą sosu, ale bez Rosemary.
– Gdzie Rosemary? – natychmiast zapytał Travis. Leith rozpaczliwie wysilała mózg, ale nie potrafiła wymyślić nic mądrego. Musiała powiedzieć prawdę.
– Nie przyjdzie – powiedziała i oboje z Sebastianem musieli niemal obezwładnić Travisa, kiedy ten dowiedział się o obecności męża Rosemary.
Sebastian nie bez trudu posadził go z powrotem i przygotował morderczego drinka. Od tej chwili wieczór potoczył się jeszcze gorzej, niż się zaczął. Jedynie Sebastian miał ochotę na kolację. Travis wyraźnie potrzebował kolejnego, solidnego drinka, a Sebastian usłużył mu ochoczo. Alkohol rozwiązał mu język i Travis zaczął opowiadać o swojej miłości do Rosemary. O tym, że chciałby ją poślubić, ale nie wie, jak to zrobić, ponieważ poczucie przyzwoitości nie pozwala jej wychodzić z nim gdziekolwiek. Chciałby, żeby cały świat wiedział o jego miłości, ale czy ona pozwoli przedstawić się jego rodzicom?
Zanim wybiła jedenasta, Travis zaczaj bełkotać, a Leith wściekła się na Sebastiana, który przechylał butelkę, ilekroć w szklance gościa pokazywało się dno.
– Jasna cholera, ale się ululates! – wykrzyknął Sebastian, kiedy Travis chwiejnie podniósł się z miejsca i niepewnie ruszył przed siebie.
– Sądzę, że Travis nie powinien siadać za kierownicą w takim stanie – zauważyła Leith lodowatym tonem.