Выбрать главу

Musiał przeżywać okropne męczarnie, ale Leith nie była w stanie pomóc mu w żaden sposób.

– Przykro mi – powiedziała. Wiedziała, co robi z człowieka miłość, wiec rozumiała Travisa doskonale.

– To podłość – stwierdził. Nie mógł już dłużej dusić tego w sobie. Musiał się wygadać. – Wiem, że Rosemary mnie kocha i rozwiodłaby się z mężem, gdyby jej na to pozwolili. Po prostu wiem o tym. Ale oni… szanowni państwo Green… swoim zachowaniem sprawiają, że najpiękniejsze uczucie nagle staje się ponure i grzeszne. A przecież nie ma w tym nic ponurego, ani grzesznego… dlaczego nie mogą zrozumieć, że Rosemary popełniła błąd i poślubiła drania? Na pewno nie chcą, żeby płaciła za to przez całe życie. Przez nich muszę trzymać moją miłość w tajemnicy przed rodzicami… nie mówiąc już o braciach. Mówię ci, Leith, zaczynam tęsknić za solidnym kawałkiem sznura!

– Och, Travis – żałośnie szepnęła Leith i, nie mogąc znaleźć słów pociechy, współczująco położyła mu dłoń na ramieniu.

Nie zdążyła jej cofnąć, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się nagle. Leith podskoczyła, obejrzała się i oblała żywym rumieńcem. Ujrzała Naylora po raz pierwszy od chwili, kiedy zrozumiała, że go kocha. Serce zabiło jej mocniej. Kiedy widzieli się po raz ostatni, okładała go pięściami z całej siły… a sądząc po gniewie, jaki wyzierał z jego oczu, nie miała najmniejszych szans na wybaczenie!

Płonące złością spojrzenie powędrowało ku jej dłoni, wciąż spoczywającej na ramieniu Travisa. Leith cofnęła ją szybko. Travis, równie zaskoczony jak ona, zdawał się odzyskiwać przytomność. Dotarło do niego, że nie zdoła już porozmawiać otwarcie o swoich problemach. Przygnębiony, postąpił w jedyny możliwy w tej sytuacji sposób.

– No to cześć – wymamrotał drżącym głosem i pospiesznie skierował się w stronę drzwi.

Leith miała ochotę pójść za jego przykładem, zdołała przebiec parę kroków, kiedy Naylor, rozwścieczony i gotowy na wszystko, zastąpił jej drogę.

Podniosła na niego chmurne spojrzenie i odkryła, że nie boi się już niebezpiecznego płomienia, który ciągle tlił się w jego oczach.

– Niech zgadnę – syknął. – Sądząc z tego, jak się obmacywaliście, na swój słodki sposób starasz się pocieszyć go, ponieważ między wami wszystko skończone!

– Obmacywaliśmy się! – wykrzyknęła wściekła, że ta męska świnia, której w dodatku oddała serce, może myśleć o niej aż tak źle.

– Chcesz mi powiedzieć, że go nie prowokowałaś? -rzucił twardo. Żyłka na jego skroni pulsowała lekko. Wydawało się, że stacza ze sobą ciężką walkę, kiedy odstąpił od niej o krok.

– Nawet mi się nie śniło! – syknęła zapalczywie. Niepokój i miłość zalały ją jak fala. Wiedziała tylko, że musi uciec. Jak najdalej od niego.

– Wybacz mi – bąknęła. Nie wiedziała, czy jej wybaczy i nie miała zamiaru zostać nawet tak długo, żeby się o tym przekonać. Wybiegła z biblioteki.

Wbiegła do pokoju, całym sercem pragnąc być o mile od Parkwood. Sięgnęła nawet po torbę… ale jakże może wyjechać, kiedy chce być blisko Naylora? Nie wiedziała już, czy chce zatrzymać tę dobrze płatną pracę, czy nie, ale choć wszystko wydawało się osnute mgłą, jedno było jasne i wyraźne: była w nim bardzo, bardzo zakochana.

Spędziła w pokoju resztę popołudnia. Słyszała, kiedy wrócili państwo Hepwood, ale nie miała odwagi na nich spojrzeć. Poczuła się winna dopiero w chwilę później, gdy Wendy, szesnastoletnia pomoc gospodyni, przyniosła jej tacę z podwieczorkiem.

– Kolacja będzie o ósmej – oznajmiła wesoło.

– Dziękuję, Wendy – Leith z trudem uśmiechnęła się. Stan bolesnego niepokoju nie opuszczał jej ani na chwilę.

Nalała sobie filiżankę herbaty i stwierdziła, że nie wypada jej wyjechać. Dobre wychowanie wymagało, żeby została. Państwo Hepwood uznaliby to za bardzo dziwne, że pierwsza dziewczyna, jaką przywiózł do domu ich siostrzeniec, zamierza opuścić ich jeszcze przed kolacją.

Podeszła do okna, ale choć przed jej oczami roztaczał się wspaniały widok, ona widziała jedynie zagniewaną twarz Naylora.

Wróciła w głąb pokoju, pogrążona w rozmyślaniach i nagle zamarła. Jeśli Naylor uważa, że jeszcze nie skończyła swej znajomości z Travisem, równie dobrze może to uczynić za nią! Jest na to wystarczająco wściekły… i wystarczająco bezczelny.

Aż do kolacji zastanawiała się, jak postąpi Naylor i jak, w zależności od sytuacji, powinna się zachować. Za dziesięć ósma, wychodząc z pokoju, wciąż jeszcze nie znała odpowiedzi.

Przed wejściem do salonu jej serce zaczęło miotać się jak szalone. Usłyszała szmer miłych dla ucha głosów i domyśliła się, że przyszła ostatnia. Odetchnęła głębiej dla dodania sobie animuszu i weszła. Zachwiała się lekko, kiedy Naylor – śmiertelnie poważny – wstał z miejsca i podszedł do niej.

– Miałem już iść po ciebie, kochanie – uśmiechnął się, obejmując wzrokiem jej lśniące włosy, jedwabną sukienkę i całą postać. Ujął ją za łokieć mocną, władczą dłonią i wprowadził do pokoju.

Kochanie! Leith jeszcze niezupełnie doszła do siebie, gdy wszyscy skierowali się do jadalni. Naylor coś knuł, była tego absolutnie pewna, tylko co?

Nie musiała czekać długo, żeby się dowiedzieć. Jadalnia Hepwoodów była elegancka i przytulna. Guthrie Hepwood usiadł przy jednym końcu stołu, z Leith po swojej prawej ręce i siedzącym obok niej Naylorem, Cicely, przy drugim, naprzeciw męża, z Travisem u boku.

– Mam tu bardzo szczególne wino, którego powinieneś skosztować, Naylorze – zwrócił się Guthrie do siostrzeńca, kiedy jedli przystawkę z małży zapiekanych w cieście francuskim.

– O ile znam twój gust, wujaszku, to musi być coś naprawdę godnego uwagi – odparł Naylor i nagle, ku wielkiemu zdumieniu Leith i wszystkich obecnych, zawahał się. – Chociaż właściwie…

Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Najwidoczniej rodzina nie była przyzwyczajona do tego, aby Naylor się wahał.

– Chociaż co? – zagadnął wuj.

Leith także z niepokojeni patrzyła na Naylora, kiedy ten odwrócił się i spojrzał na nią z uśmiechem, od którego serce zaczęło walić jej jak opętane. A potem miękkim, czułym głosem, jakim Travis zwykle opowiadał o swej miłości, wyszeptał:

– Leith, kochanie, trudno mi zachować milczenie… Pozwolisz?

– Hm… – to było wszystko, co zdołała z siebie wydobyć, zanim wzrok Naylora przeniósł się na pana Hepwooda.

– Wujku, zastanawiałem się po prostu – uśmiechnął się do człowieka, który po ojcowsku opiekował się nim od dziesiątego roku życia – co powiedziałbyś na poczęstowanie nas odrobiną tego doskonałego szampana, który chowasz w piwnicy?

– Szampana? – zdziwił się Guthrie, ale odpowiedzi udzieliła mu jego własna żona, kiedy z cichym okrzykiem radości zwróciła się do Naylora.

– Och, Naylor… czy to znaczy… – szepnęła. Leith patrzyła jak zahipnotyzowana, zaledwie wierząc własnym uszom, kiedy Naylor odezwał się ciepło:

– Tak, cioteczko. Dziś po południu Leith zaszczyciła mnie obietnicą, że zostanie moją żoną!

Obietnica! Żona! Otworzyła usta ze zdumienia, ale koniec mocnych wrażeń jeszcze nie nastąpił. Naylor przysunął się do niej, umiejętnie maskując jej kompletne zaskoczenie delikatnym pocałunkiem w policzek.

– Leith nie mówiła mi, że chce wyjść za ciebie, kiedy… – wyrwał się Travis, otrząsając się z własnych, przykrych myśli.

– Jest bardzo nieśmiała, prawda, kochanie? – palnął Naylor.

Spojrzała na niego i dostrzegła coś, czego nie mógł widzieć nikt inny. Zmuszał ją, żeby zaprzeczyła ku swej własnej zgubie!