Выбрать главу

– Nie hałasuj, kiedy wrócisz – ostrzegł Guthrie syna. Travis pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł.

Cicely przybrała wesołą minę i taktownie postanowiła, że pozostawi świeżo upieczonych narzeczonych sam na sam.

– Guthrie i ja, przed pójściem spać, zajrzymy na chwilkę do stajni. Mamy teraz tylko dwa konie, ale one też lubią posłuchać nowinek z całego dnia.

Impulsywnie podbiegła i pocałowała Leith.

– Jestem bardzo szczęśliwa! – wyszeptała ciepło. – Naprawdę.

Po wyjściu gospodarzy Leith poczuła się okropnie. Opanowała ją większa niż dotąd złość na Naylora. Była tak wściekła, że chyba lepiej, aby nie przebywała z nim w jednym pokoju. W południe uderzyła go, ale teraz jej uczucia skłaniały ją ku morderstwu.

Bez słowa wymaszerowała z pokoju. Wcale nie poczuła się lepiej, kiedy Naylor znalazł się przy niej.

– Wiesz na pewno, że Travis właśnie poszedł się pocieszać – zaatakował ją, kiedy ruszyli po schodach.

– I, oczywiście, to wyłącznie moja wina! – prychnęła, nie zatrzymując się. Wiedziała, że jeśli nawet Travis poszedł się pocieszać, to na pewno nie z jej powodu.

– A czyja? – warknął, kiedy dotarli do podestu.

– Przez cały wieczór robiłaś do mnie słodkie oczy!

– Hej, ty, uważaj! – wybuchnęła Leith, zatrzymując się przed drzwiami do sypialni. -Przecież to ty, a nie ja, ogłosiłeś nasze zaręczyny. Ty groziłeś mi utratą pracy, jeśli nie poprę cię we wszystkim, co mówisz! To było…

– Pewnie, popierałaś mnie wytrwale! – warknął. Przysięgłaby, że jest gotów do bójki, ale i tak wydawało się, że gryzie go jeszcze coś innego. – Niech mnie szlag trafi, wyraźnie odpowiadała ci ta gra!

Nagle urwał. Nigdy dotąd nie widziała go tak rozgniewanego.

– Czy do niego też się tak lepiłaś? – wychrypiał. Rozwścieczona Leith miała powyżej uszu jego i tych drwin. Gwałtownie otworzyła drzwi, zapaliła lampę i odwróciła się, żeby oddać ostatni strzał, zanim za trzaśnie mu drzwi przed nosem.

– Lepić się? Chyba lepiej niż inni powinieneś wiedzieć – zasyczała – że w niektóre noce nie mogłam znieść nawet myśli o rozstaniu!

Trzymała rękę na klamce, gotowa zamknąć drzwi, ale nim zdążyła to uczynić, Naylor wydał z siebie krzyk oburzenia. Zanim zorientowała się w sytuacji, pchnął drzwi i wszedł do środka.

Na widok wyrazu jego oczu ogarnął ją lęk, który przeistoczył się w panikę, gdy Naylor znowu ruszył ku niej.

– Wynoś się! – wrzasnęła i cofnęła się szybko. Czuła, że Naylor nie ma zamiaru słuchać jej poleceń.

– Ani mi się śni, serduszko! – warknął jak dzikus.

– Prosiłaś się o to przez cały wieczór!

W następnej sekundzie obręcz jego ramion zacieśniła się jeszcze, a jego wargi tak długo szukały jej ust, aż je wreszcie znalazły.

– Nie! – starała się wyrwać. Rychło jednak spostrzegła, że miał sposób na to, żeby utrzymać ją dokładnie w tej pozycji, której sobie życzył. W chwilę później porwał ją na ręce i uniósł w stronę łóżka.

– Nie, nie! – zawyła, ale stwierdziła, że tylko zdziera sobie gardło.

A potem poczuła, że brak jej tchu, kiedy rzucił ją na materac. Tylko o ułamek sekundy spóźniła się z ucieczką, bo gdy w chwilę potem usiłowała wygramolić się z łóżka, Naylor znalazł się tam wraz z nią i przygniótł całym swym ciężarem.

– No, a teraz pokaż mi, jak ładnie prosisz o jeszcze, tymi ogromnymi, zielonymi ślepiami – wydyszał.

– Idź do diabła! – wrzasnęła i wcale nie spodobał jej się uśmiech, który wykrzywił jego rysy.

– Pewnie pójdę, ale przedtem będę cię miał – syknął. O Boże, nie – pomyślała Leith, usiłując opanować narastające przerażenie.

– T-ty chyba nie chcesz mnie zgwałcić? – wyszeptała trzęsącym się głosem.

– Nawet nie przyszło mi to na myśl, kochanie – zadrwił.

– Więc może lepiej od razu puść mnie, dobrze? – wyrzuciła z siebie, dopóki jeszcze zachowała resztki odwagi.

– Chcesz powiedzieć, że mogę cię wziąć jedynie gwałtem? – zapytał i, licząc na to, że jej ciało będzie mu bardziej posłuszne, wycisnął na jej szyi elektryzujący pocałunek.

– To właśnie chcę powiedzieć – odparła zduszonym głosem, czując, że ciało sprzeniewierza się jej haniebnie, zwłaszcza, kiedy dotknął jej warg ciepłymi ustami i zaczął całować je długo i leniwie. Kiedy wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią, jej paznokcie tkwiły głęboko w skórze dłoni.

– Kogo chcesz wykiwać? – zadrwił. Już czuł, że Leith jest o krok od odpowiedzi na jego pocałunek, choć ona sama wciąż była tego nieświadoma.

Ale i ona wkrótce zrozumiała, że siła jej pożądania zmiotła wszystkie bariery i nie widziała już dla siebie ratunku. Pozostało jej odwołać się do jego honoru, który sprawi, że jeśli weźmie ją siłą, znienawidzi samego siebie.

Jego usta dotknęły jej warg i Leith znowu poczuła, jak jej ciało ożywa. Teraz musiała walczyć nie tylko z Naylorem, ale i ze sobą.

– Błagam, Naylor – jęknęła jednym tchem, a kiedy zawahał się i spojrzał w jej przerażone zielone oczy, wyjąkała raz jeszcze: – Proszę… nie.

– Podaj mi jakiś dobry powód – zaproponował. Wydawało jej się, że jego głos brzmi nienaturalnie nisko, jakby pod wpływem jakiejś silnej emocji.

– Jestem… jestem dziewicą – wyznała uczciwie. Drgnął mimo woli, jakby to wyznanie zaskoczyło go, chyba w ogóle nie brał tego pod uwagę. Natychmiast jednak odrzucił od siebie tę myśl.

– Może kiedyś byłaś… gdy miałaś siedemnaście lat. Założę się, że masz to już za sobą – warknął i znów pochylił się nad nią.

W ciągu pół minuty Leith była zgubiona. Następne trzydzieści sekund upłynęło Naylorowi na okrywaniu pocałunkami jej szyi aż do rąbka dekoltu, a jej – na uwalnianiu ramion, by go nimi otoczyć.

Czas stracił swoje znaczenie. Dzielili ze sobą pocałunek za pocałunkiem. Naylor coraz mocniej wciskał ją w materac, a ona tuliła się do niego z coraz większą namiętnością.

Siła pocałunków złagodniała, kiedy odsunął się od niej. Ale ona nie chciała, by dzieliła ich nawet tak niewielka odległość i w zapamiętaniu przyciągnęła go do siebie. A potem poczuła jego palce na zamku sukienki…

Czuła się rozkosznie pozbawiona wstydu, gdy jej suknia jak jedwabny łachman spadła na ziemię, a on znowu wziął ją w ramiona.

– Cudowna Leith – wymruczał, zanurzając usta w lśniącej, kasztanowatej masie jej włosów.

– Naylor – szepnęła i poznała większe jeszcze zapamiętanie, gdy znowu wziął w posiadanie jej usta, a jego ciepłe, delikatne dłonie okryły jej szyję i ramiona zmysłową, elektryzującą pieszczotą.

– Naylor! – jęknęła znowu, zupełnie tracąc głowę, i przylgnęła do niego całym ciałem. Nie uczyniła najmniejszego gestu, by go zatrzymać, gdy zdjął z niej biustonosz i zaczął pieścić nabrzmiałe, zwieńczone różowymi pączkami piersi.

Ogarnęło ją konwulsyjne drżenie i nie była pewna, czy znowu nie wyszeptała jego imienia. Wiedziała tylko jedno: pragnęła go każdą cząstką swego ciała. Więcej, musiała mu to wyznać.

– Pragnę cię! – zaszlochała, przepełniona miłością. – Och, Naylor – wzdychała, nieświadoma tego, co robi. – Tak bardzo cię pragnę!

– Czekaj, moja śliczna – wydyszał i oderwał oczy od jej pełnej pożądania, zaróżowionej twarzy po to tylko, by pożerać wzrokiem jej drżące piersi. Wyciągnął dłoń i długie, wrażliwe palce dotknęły stwardniałych brodawek.

– Jesteś wspaniała, Leith – rzekł cicho. – Taka wspaniała…