– Nie, sama się tym zajmę. – Wróciła do ataku. – Żądam odpowiedzi. Założę się, że to, co mi powiedziałeś o Tenajo, było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.
– Nie teraz. I tak już trzymasz mnie w garści, więc nie musisz przyciskać. Jesteś wyczerpana.
Faktycznie, była wyczerpana, a w głowie miała taką sieczkę, że nie wiedziała, czyby cokolwiek zrozumiała, nawet gdyby zaczął mówić. Może po kolacji lepiej sobie poradzi. Kaldak stosował uniki, a jej ulżyło, że na razie nie musi naciskać.
– Nie skończyłam z tobą.
Zdjęła ręcznik i zaczęła wycierać włosy.
– Widzę, że radzisz sobie i bez suszarki. Ta umiejętność dostosowywania się do warunków musiała ci się przydawać w niektórych miejscach. Ostatnio w Chorwacji trudno o salony piękności.
Zatrzymała się w pół ruchu.
– Skąd wiesz, że byłam w Chorwacji?
– Po wypatrzeniu, jak zdążacie do Tenajo, Esteban zażądał raportu na temat ciebie i twojej siostry. Chciał się upewnić, że nie jesteście z firmy, która potem ściągnęłaby mu problemy na kark. – Otworzył drzwi lodówki. – Starałem się więc go przekonać, żeby mi pozwolił was dopaść i wyeliminować wszelkie zagrożenie.
Znieruchomiała. Wyjął mleko w kartonie i postawił na barku.
– Nie zgodził się. Teraz wiem, że chciałby choroba i was zabiła.
– Zabiłbyś nas?
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Ostrzegłbym was i próbował bez wiedzy Estebana wyciągnąć z zagrożonego terenu, o ile to by nie zagroziło mojemu kamuflażowi.
– A gdyby zagroziło?
Postawił dwie szklanki, wyjęte z szafki.
– Wtedy musiałbym podjąć decyzję.
– Ale w San Andreas odważyłeś się na odsłonięcie kart.
– Liczyłem się z tym, zwłaszcza że już znacznie więcej wiedziałem o całej akcji. – Nalał mleka do szklanek. – Od ponad dwóch miesięcy usiłowałem się wkupić w łaski Estebana. Naprawdę potrzebowałem tej informacji.
Żar, który zabrzmiał w tym ostatnim zdaniu, sprawił, że Bess szerzej otworzyła oczy.
– Dlaczego mi o tym mówisz?
– Żebyś zrozumiała, jak ważny jest dla mnie Esteban. – Patrzył jej prosto w oczy. – Gdybym musiał, zabiłbym ciebie, twoją siostrę i przewodnika.
– Nic nie może być aż tak ważne.
– Powiedz to ludziom, którzy umarli w Tenajo.
– Ale nie uratowałeś wioski.
– Nie. – Zacisnął usta. – Nie uratowałem.
Odwrócił się do niej plecami i sięgnął do szafki.
Czuje się winny, uświadomiła sobie Bess. Strasznie winny. Pod maską bezwzględności jednak kryje się człowiek. To stwierdzenie było dla niej szokiem.
Zdjął z półki dwa talerze. Zanieś mleko do jadalni. Ja przyniosę kurczaka.
I znowu z jego twarzy nic nie dawało się odczytać. Bess zsunęła się ze stołka i wzięła szklanki.
– Gotowe mrożonki bardziej pasują do kuchni.
– Matka nauczyła mnie, że kolację zawsze podaje się w jadalni. Nie mogę się pozbyć tego nawyku. – Umilkł na chwilę. – Tak, owszem, miałem matkę. Nie wypełzłem spod głazu.
Poczuła, że się uśmiecha.
– A ja sobie wyobrażałam stalowe jajo z obcej planety. Zamrugał powiekami.
– Wielkie nieba, ty chyba ze mną żartujesz.
Żartowała. Niewiarygodne. Nie dość, że potrafiła dopatrzyć się czegoś zabawnego w tej sytuacji, to jeszcze czuła się na tyle swobodnie, by dać temu wyraz.
– Zaraz mi przejdzie. Skrzywił się.
– Nie bój się, i tak nic z tego nie będzie. Za dużo ostrych krawędzi.
Ostre krawędzie, niepokojąca spostrzegawczość i niemal fanatyczne, żarliwe zaangażowanie to był cały on. Okazał chwilową słabość, ale błyskawicznie, gładko wrócił do wcześniejszego wcielenia. Chyba oszalała, wyobrażając sobie, że on w ogóle jest zdolny do jakichś ludzkich uczuć.
– Siadaj. Przyniosę sztućce. – Kaldak wyrósł za nią, stawiając na stole parujące talerze. – Nie jest to szczególnie odżywcze, ale jadalne, a ty od wczoraj nic nie miałaś w ustach. W drodze z lotniska słyszałem, jak ci burczało w brzuchu.
– Nie wypada o tym wspominać.
– Jeszcze gorzej by o mnie świadczyło, gdybym cię nie nakarmił. Rzeczywiście, była głodna. A mimo to coś jej nie odpowiadało w tej rzeczywistości. Ciało zestresowanego albo przygnębionego człowieka powinno przestać go nękać podstawowymi potrzebami.
Wrócił Kaldak ze sztućcami i serwetkami. Usiadł naprzeciwko Bess.
– Jazda. Wzięła widelec.
– Czy tak by się wyraziła twoja matka? Pokręcił głową.
– To te moje ostre krawędzie. Pewne cechy są wrodzone. Innych nabywamy.
Ale, skonstatowała w duchu, jego manierom przy stole nie można nic zarzucić.
– Twoja matka jeszcze żyje?
– Umarła dawno temu. Tak samo jak ojciec. A twoi rodzice?
– Mama umarła, gdy ja i Emily byłyśmy jeszcze małe. Ojciec zginął w wypadku samochodowym, kiedy miałam piętnaście lat.
– To wyjątkowo niedobry wiek na utratę rodzica.
– Ale została mi Emily. Studiowała medycynę i wynajmowała mieszkanie w mieście. Sprzedałyśmy Tyngate, dom, w którym dorastałyśmy, i wzięła mnie do siebie.
– Żadnych problemów?
Skrzywiła się.
– Nie powiedziałabym. Trudno było mnie nazwać spokojnym dzieckiem i tęskniłam za Tyngate. Początkowo nieźle dawałam jej kość, ale potem jakoś się dogadałyśmy.
– Tyngate – powtórzył. – Brzmi jak nazwa majątku.
– Tylko duży stary dom nad rzeką. Nic wielkiego.
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy.
– Ale kochałaś go?
– Jasne. Do tej pory odzywa się we mnie tęsknota za nim. Jednak Emily miała rację, musiałyśmy iść naprzód. Nie wolno czepiać się przeszłości.
– Opowiedz mi o tym Tyngate.
– Dlaczego?
– Zwykła ciekawość.
– Mówiłam ci, nic nadzwyczajnego. Wygodny dom. Mieliśmy przystań i łódź. Nie wiem, dlaczego to aż tyle dla mnie znaczyło. – Zapatrzyła się w talerz. – Wiesz, kiedyś czytałam autobiografię Katherine Hepburn i Tyngate nieco przypominało miejsce, w którym dorastała. Było jakby… złociste. Emily i ja mamy cudowne wspomnienia z dzieciństwa. Pływałyśmy w rzece i na łódce, zbudowałyśmy domek na drzewie. Tam zawsze czułam się bezpieczna. Niezależnie od tego, jak skomplikowany i dziwaczny stawał się świat zewnętrzny, nasz dom zawsze był bezpieczny… i niewinny.
– Niewinność to dzisiaj towar deficytowy. Powinnyście były zatrzymać Tyngate.
Uśmiechnęła się.
– Z polisy nie dostałyśmy dużo, a Emily i tak z trudem nas obie utrzymywała. Nie, postąpiła słusznie.
Bess od dawna nie myślała o Tyngate. Nagle zalała ją fala tęsknoty.
– Ale każde dziecko powinno móc się wychowywać w takim miejscu jak Tyngate. Trzeba by wprowadzić w tej sprawie zapis do konstytucji.
– Napisz do swojego kongresmana. Oni zawsze ochoczo rzucają się na każdy pomysł dotyczący dzieci. To politycznie poprawne. Dopij mleko. To też politycznie poprawne.
Cieszyła się ze zmiany tematu. Wspomnienia o Tyngate zawsze będą się wiązały z Emily, a teraz zaostrzały niepokój o siostrę.
– Przecież piję. Mówiłam, żebyś przestał mi rozkazywać.
– Za nic bym nie dopuścił, żebym przez uprzejmość miał zrujnować swój wizerunek.
Wypowiedział to bez uśmiechu i Bess dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że żartował.
– Na twoim miejscu bym się o to nie niepokoiła.
Ale ja się niepokoję. Bez przerwy. – Sięgnął po mleko. – To konieczne. – Wypił solidny łyk, nim odstawił szklankę. – Najważniejsza jest spostrzegawczość. Tylko w ten sposób… Z czego się śmiejesz? Odruchowo wzięła serwetkę i wytarła mu usta.
– Masz wąsik. Przypominasz mi Julie. Ona też zawsze…