– Nie. – Odwrócił wzrok. – Nie mogę tego zrobić.
– Musisz. Nie jadę do żadnego bezpiecznego domu. Poradzisz sobie bez swojego cholernego świadka.
Pokręcił głową.
– I nie mów, że nie. To moje życie.
– Nie, nie twoje. Nie do końca.
Co on opowiada?
– Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że jesteś odporna na tego zmutowanego wąglika.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Odporna?
– Powinnaś zginąć w Tenajo. Wszyscy poza tobą zginęli.
– Twierdziłeś, że zarazki za szybko przestały działać.
Pokręcił głową.
– Szczep tracił siłę, ale nie na tyle, by nie zabić. Zabił Rica. Zabił twoją siostrę.
– To nie choroba ją zabiła. Esteban.
– Zabiła ich, Bess. – Drgał mu mięsień na policzku. – Ty przeżyłaś. Jak sądzisz, dlaczego Esteban nie od razu cię zlikwidował? Nie rozumiał, dlaczego przeżyłaś, i chciał przeprowadzić badania krwi.
– Nie pamiętam…
Plastry zasłaniające ślady ukłucia. Nie wszystkie po zastrzykach uspokajających, jak przypuszczała.
– Pobierali mi krew.
– Esteban nie chwalił się, co robi, ale wiedziałem, że nie spodobało mu się to, co znalazł.
– A… co znalazł?
– Odporne antyciała.
– Skąd wiesz?
Bo wiem. Nim cię zabrałem z San Andreas, ukradłem ze szpitala jedną z próbek krwi. Ubiegłej nocy Ed zrobił testy. Próbka była dosyć zniszczona, ale test potwierdził odporność. Wiesz, co to znaczy? Że czas opracowania szczepionki można skrócić z roku do tygodni, może nawet dni. – Zawiesił głos. – Dlatego nie wolno ci podejmować najmniejszego ryzyka. Ty jesteś kluczem, Bess. Będziemy musieli pobierać często próbki twojej krwi, żeby CDC mogło opracować remedium, które z kolei zatrzyma Estebana.
Klucz. Nie chciała być niczyim kluczem. Chciała tylko, żeby wszystko wyglądało tak samo, jak przed Tenajo. Pragnęła znowu zobaczyć Emily całą i zdrową.
Bo jej siostra żyje. Kaldakowi omal się nie udało jej wmówić, że Emily umarła, że leży w tamtym domu pogrzebowym w Nowym Orleanie.
– Jadę ją zobaczyć.
– Będą na ciebie czekać.
– Więc powinieneś chronić swoje bezcenne źródło krwi. Przykro mi, że przysparzam ci kłopotów, ale będziesz musiał pobrać nową próbkę w Nowym Orleanie. Chyba, że pójdziesz w ślady Estebana, zamkniesz mnie i będziesz szprycował środkami odurzającymi – dodała z goryczą.
– Proponowano takie rozwiązanie. – Gdy znieruchomiała, dorzucił ostro: – Sądzisz, że bym im na to pozwolił? Ale mówię ci to wszystko, żebyś zdała sobie sprawę, jaka to ważna sprawa. Ramsey nie chciał, żebym w ogóle cię powiadomił o śmierci siostry.
– Ona nie umarła – powtórzyła uparcie.
– Skoro jesteś taka przekonana, to po co wystawiać się na ryzyko wejścia wprost w pułapkę Estebana?
Bo musi wiedzieć, upewnić się.
– Skoro jestem odporna, to Emily też. Jesteśmy siostrami, a ona nigdy nie chorowała. To ja wiecznie się przeziębiałam i…
– To nie działa w ten sposób – odparł łagodnie.
– A Josie? – spróbowała z drugiej strony. – Co z Josie? Nie umarła. Ona też musi być odporna.
Pokręcił głową.
– Josie nie ma odpornych antyciał. Esteban prawie natychmiast przestał się nią interesować. Po prostu miała szczęście, że nie została wystawiona na bezpośredni kontakt z banknotami. Ty i Emily przechodziłyście od domu do domu i w pewnym momencie musiałyście dotknąć pieniędzy.
Bar, sklep… nie pamiętała wszystkich miejsc. Rękawiczki i maseczki nałożyły dopiero po zbadaniu ciała w barze. Czy ona i Emily dotknęły pesos, odepchnęły je, próbując pomóc…
Ogarniało ją przerażenie. Logika Kaldaka była zbyt przekonująca, nie mogła jej do siebie dopuścić.
– To nieprawda. To nie Emily. Weź mnie do Nowego Orleanu, a udowodnię ci to.
Nie ruszał się. Zacisnęła ręce.
– Proszę, Kaldak – szepnęła. – Proszę.
– Niech to szlag. – Uruchomił silnik. – Szybciej będzie wrócić do Atlanty. Stamtąd złapiemy bezpośredni lot do Nowego Orleanu.
Zalała ją fala ulgi.
– Dziękuję, Kaldak.
– Za co? – Tak gwałtownie wrócił na autostradę, że opony zapiszczały. – Za głupotę? Za to, że podejmuję ryzyko, które możesz przypłacić życiem? Które może przypłacić życiem całe miasto?
Wziął telefon i wystukał numer.
– Jedziemy, Ramsey. – Słuchał przez chwilę, po czym odparł: – Gówno mnie to obchodzi. Jedziemy. Więc zajmij się bezpieczeństwem. – Rozłączył się i wybrał kolejny numer. – Czekaj na nas na lotnisku w Atlancie. Za godzinę, przy stanowisku Hertza, Ed. Będę miał dla ciebie próbkę.
Ponownie się rozłączył.
– Kiedy dotrzemy na lotnisko, będę musiał pobrać ci krew i dać ją Katzowi.
– Jakim cudem…
– Kazałem Edowi wrzucić do teczki zestaw do pobrania krwi. Wiedziałem, że będę musiał jak najszybciej zdobyć dla niego próbkę.
– Czyli byłeś przygotowany – powiedziała wolno. – Kiedy zamierzałeś mnie powiadomić?
– Kiedy tylko znalazłabyś się w bezpiecznym miejscu. Ale chciałem od razu.
– Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
– Nie mogłem ryzykować. Myślałaś wyłącznie o siostrze. Gdybyś wiedziała, jaką wartość przedstawiasz, mogłabyś próbować pójść z Estebanem na wymianę.
– A na to nie mogłeś pozwolić.
Nie mogłem – przyznał ponuro. – Podobnie jak nie mogę cię puścić do Nowego Orleanu, nie pobrawszy uprzednio próbki. W ten sposób Ed zyska przynajmniej minimalną szansę, nawet gdyby Esteban cię zabił.
Te bezwzględne słowa powinny ją oburzyć, tymczasem nie. Musi zachować panowanie nad sobą, inaczej rozsypie się jak domek z kart. Musi trzymać się w garści, póki nie dotrze do Em…
Chryste, to nie może być Emily.
Emily jest bezpieczna, ukrywa się gdzieś wśród meksykańskich wzgórz. Jest tyle kryjówek. Ona z Josie znajdowała groty, zagłębienia i…
To nie jest Emily.
10.
Dom pogrzebowy Duples mieścił się w dużym, białym budynku. Farba zaczynała się łuszczyć, trawnik miejscami pożółkł. Na cokole przed wejściem stał posąg uskrzydlonego anioła z trąbą. Czy to ma być archanioł Gabriel? – zastanawiała się Bess jak przez mgłę. Emily to miejsce by się nie podobało. Nie znosiła bałaganu i zaniedbania.
Kaldak zacisnął rękę na jej łokciu.
– Możesz się wycofać.
Pokręciła głową i przyśpieszyła kroku. Byle to już mieć z głowy, powtarzała w duchu. Udowodnić, że doszło do makabrycznej pomyłki, i wynieść się stąd.
– Za daleko się posunąłeś, Kaldak. – Z jakiegoś pomieszczenia wynurzył się wysoki, szpakowaty mężczyzna. – Boże, chcesz, żeby ją załatwili?
– Twoja w tym głowa, żeby tego nie zrobili, Ramsey. Sprawdziłeś dom pogrzebowy?
– Tak. Zabieraj ją stąd.
Kaldak zerknął na rząd budynków przy ulicy.
– A tam?
Ramsey kiwnął głową.
– Sprawdziliśmy. Żadnego snajpera. Musieliśmy powiedzieć, że spodziewamy się prezydenta. Pewnie ściągną tu swojego kongresmana. Po kiego grzyba prezydent miałby tu przyjeżdżać?
Kaldak odwrócił wzrok od niego i spojrzał w głąb pomieszczenia.
– Gdzie ona jest?
– Pierwsza sala po lewej. – Ramsey przeniósł spojrzenie na Bess. – To strata czasu, pani Grady. Nie powinna pani tego robić. Trumna jest zamknięta.
– Dlaczego?
Ramsey przestępował z nogi na nogę.
– Pani siostra umarła w górach i tam została pochowana. Panował upał i warunki nie sprzyjały…