– Założyłem podsłuch na telefon. I obserwuję mieszkanie. Drugi raz nam się nie wymknie.
– Oby. Każda minuta jej życia jest niebezpieczna. Tak dla ciebie, jak dla niej.
W słuchawce zapadła cisza.
– Coś wymyślę.
– Bardzo na to liczę.
Rozłączył się. Rzeczywiście, do pewnego stopnia liczył na De Salmo. Uważał go za dobrego zawodowca, mimo braku wyobraźni. U zabójcy wyobraźnia stanowi ogromny atut. Kaldak ma wyobraźnię, to jedna z jego najcenniejszych zalet.
– Pan Morrisey dzwoni pod numer komórkowy. – W drzwiach pojawił się Perez. – Mówił pan, że zawsze pan przyjmie jego telefon.
Morrisey. Esteban niecierpliwie wziął słuchawkę. Oczywiście, że chciał z nim rozmawiać. Od tygodni siedzi jak na szpilkach. Morrisey i tak już za dużo czasu zmitrężył na poszukiwanie właściwego człowieka.
– Znalazłeś kogoś?
– Cody Jeffers. Dwadzieścia jeden lat. Samotnik. Marzy o sławie. Chwalipięta. Podrzędny kierowca rajdowy. Od tygodni wisi przy torze i zaczepia prasę. W paru mniej ważnych zawodach przyjechał na trzecim, czwartym miejscu, ale ledwo dostanie wygraną, przepuszcza ją co do grosza. Hazard. Chyba kogoś takiego szukałeś?
W Estebanie kipiało podniecenie.
– Pasuje jak ulał.
– Chcesz, żebym go dla ciebie zwerbował?
– Nie, sam się tym zajmę.
To zbyt ważna część planu, żeby ją powierzać podwładnym. Jeffers ma posłużyć za zapalnik i musi idealnie spełniać warunki.
– Gdzie on jest?
– Tutaj, w Cheyenne w stanie Wyoming. Hotel „Majestic”. Rudera niedaleko toru wyścigowego.
– Spotkamy się na lotnisku. Przylecę jutro rano. Perez zadzwoni i poda ci numer lotu.
Rozłączył się i wygodniej rozparł w fotelu. Już wkrótce Grady umrze, a on ma zapalnik.
Sprawy bardzo zadowalająco posuwają się naprzód.
Przez koronkową firankę w oknie wpadało światło. Bess zawsze kochała ten niewyraźny, zamazany wzór. Kupiła koronkę w Amsterdamie, dodała do niej wełniane zasłony w pasy i pilnowała, żeby firanka wisiała równo, bez niepotrzebnych przymarszczeń. Kupiła też jedną długość dla Emily i Emily uszyła z niej firanki do pokoju Julie. Emily żartowała, że nawet by jej do głowy nie przyszło, że Bess lubi koronki, bo to wcale do niej nie pasu…
Emily.
Ból przeszył Bess. Mocno zamknęła oczy, odsuwając od siebie myśl o siostrze.
– Nie zasypiaj.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że na łóżku siedzi Kaldak.
– Przespałaś dziesięć godzin – powiedział spokojnie. – Musisz coś zjeść.
Pokręciła odmownie głową.
– Tak. – Wstał. – Pójdę ci zrobić zupę i kanapkę.
– Nie jestem głodna.
– Ale musisz coś zjeść. Weź prysznic i ubierz się.
Wyszedł z pokoju.
Czyli znowu jest zimny i pewny siebie. A mimo to wczoraj w nocy godzinami tulił ją w ramionach i kołysał, cierpiąc wraz z nią, jakby Emily była i jego siostrą.
Emily.
– Wstawaj! – zawołał z kuchni.
Niech go licho porwie. Nie chce wstawać. Chce tylko znowu zasnąć i zapomnieć o widoku Emily w trumnie. O Boże.
Wrócił, postawił ją na nogi i lekko pchnął w stronę łazienki.
– Daję ci dziesięć minut. Jeśli do tej pory nie wyjdziesz spod prysznica, sam cię umyję.
Najchętniej by go zdzieliła.
– Życie idzie naprzód, Bess. Nie leczy się ran, leżąc w łóżku. Leczy się je, coś robiąc.
– Przestań mnie pouczać. Nie wiesz, co…
Zniknął.
Trzasnęła drzwiami od łazienki i oparła się o nie. Znowu płakała.
– Bodaj cię licho porwało – szepnęła. – Bodaj cię licho porwało, Kaldak.
I Estebana, który zabił Emily, rzucił ją do dołu w ziemi niczym śmieć. Potwór. Wypełzający spod skały, rozdzierający, raniący…
– Pięć minut, Bess.
Odczepi się ode mnie wreszcie? – pomyślała, zdejmując ubranie. Zachowuje się jak Emily, tak samo jak ona…
Czy już wszystko będzie jej przypominać Emily? Kaldak nie ma w sobie nic z Emily. Ona była niepowtarzalna.
Odkręciła prysznic i weszła pod strumień wody.
Emily była inteligentna, lojalna, kochająca. A ten potwór ją zabił.
Pokaż im potwory.
Ale oni wszyscy wiedzieli, kto jest potworem, a mimo to Emily umarła. Potwór chodził, oddychał, jadł, śmiał się i rozmawiał, a Emily nie żyła.
I Bess stała w kabinie, płacząc i zawodząc, bo „oni” nic nie zrobili. Zawsze byli jacyś „oni”. „Oni” nic nie zrobili w Tenajo. Nic nie zrobili też w Danzarze.
Ona również nic nie zrobiła.
Emily nie żyje, a ona nic nie robi.
– Bess?
Kaldak stał obok kabiny. Przez zamgloną szybę widziała zarys jego masywnej sylwetki.
– Wynoś się, Kaldak.
– Wyjdź, jedzenie gotowe.
– Wynoś się.
– Sterczysz tam już wystarczająco długo. Zaczął odsuwać drzwi.
– Wynoś się!
Z hukiem zaciągnęła drzwi.
– Wyjdę, kiedy będę chciała. A teraz mnie zostaw.
Znieruchomiał, zdumiony furią kipiącą w jej głosie.
Ją samą to zdumiało. Nie zdawała sobie sprawy, jak błyskawicznie i wysoko buchnął w niej gniew. Pięści zaciskała tak mocno, że paznokcie wbijały jej się w dłonie. Zalewały ją fale wściekłości i nienawiści.
Esteban.
– Szlafrok wisi na kołku na drzwiach.
Drzwi się zamknęły i została sama.
Nie, nie sama.
Wspomnienie Emily – takiej, jak ją widziała w domu pogrzebowym – zostało. Czy kiedykolwiek jeszcze inaczej będzie widzieć siostrę? Czy wszystkie wspomnienia z przeszłości spłoną, zostawiając to jedno?
Odsuń je, wymaż. Tylko by znowu płakała, a to ją osłabi. Musi myśleć, planować. Nie może teraz okazać słabości. Musi być równie silna, jak w tej sytuacji byłaby Emily.
Wreszcie bowiem pojęła, że nie wystarczy pokazywać potworów.
Trzeba je zabić.
Spędziła w łazience jeszcze godzinę.
Kaldak podniósł wzrok, kiedy weszła do kuchni.
– Zupa ostygła. – Wstał i wziął talerz. – Wstawię ją do mikrofalówki.
– Dajesz mi posiłek w kuchni? – Uśmiechnęła się bez wesołości. – Twoja matka nie byłaby zadowolona.
– Ona rozumiała, że bywają różne sytuacje. Siadaj.
– Dobra. – Usiadła przy stole. – Przepraszam… że się na ciebie… wydarłam – powiedziała urywanie. – Robiłeś to, co uważałeś za najlepsze.
– Nie ma sprawy.
– I wczoraj byłeś dla mnie bardzo dobry. Dziękuję.
– Na miłość boską, nie chcę, żebyś mi dziękowała. – Wzrokiem badał jej twarz. – Dobrze się czujesz?
Nie, nie czuła się dobrze. Emily nie żyje, a Esteban tak.
– W porządku.
– Uważaj, bo ci uwierzę. Jesteś blada jak śmierć i wyglądasz, jakbyś lada chwila miała zemdleć.
– Nic mi nie jest.
– Rano dzwoniłem do doktora Kenwooda. Josie miewa się dobrze.
– Wiadomo już, kiedy będą operować?
– Nie chciał podać konkretów. – Postawił przed Bess zupę. – Mówi, że musi odzyskać więcej krwi.
Krwi, którą wytoczył z niej Esteban.
– Ktoś już powiadomił Toma i Julie o Emily?
– Jeszcze nie. Nie sposób do nich dotrzeć. Nadal siedzą w Kanadzie.
– Nie szukajcie ich. Nie chcę, żeby wiedzieli.
– Dlaczego?
– Boby tu przyjechali i groziłoby im niebezpieczeństwo. Twierdziłeś, że mogą stać się celem.
Przytaknął.
– Będziemy dalej pilnować leśniczówki i ich domu.
– Nie chcę, żeby zobaczyli Emily… w takim stanie. – Musiała przerwać, żeby zapanować nad głosem. – Tom i Julie tak samo jak ja nie uwierzą, że ona nie żyje – podjęła po chwili. – Otworzyliby trumnę i zobaczyli… Nie mogę do tego dopuścić. Chcę, by została pochowana z godnością i uszanowaniem. Zorganizuj na jutro cichy pogrzeb. Kiedy już się dowiedzą, chcę móc pokazać Julie, że jej matka spoczywa w miejscu, które…