Выбрать главу

Wepchnął zaciśnięte pięści w kieszenie skórzanej kurtki i ruszył ulicą.

Jutro wieczorem, kiedy jedno z olbrzymich kół odpadnie w czasie występu, Randallowi nie będzie do śmiechu. Wszyscy go wyśmieją. A wystarczy tylko parę obrotów kluczem, żeby rozluźnić śruby i bum, po zabawie. Raz już to zrobił, parę lat temu, gdy ten łajdak w Denver…

– Pan Jeffers?

Obejrzał się.

– Nazywam się Esteban. – Mężczyzna podszedł bliżej. – Powiedziano mi, że mogę tu pana zastać. Słyszałem, jaki obiecujący z pana młodzieniec, i chciałbym panu złożyć pewną propozycję. Moglibyśmy gdzieś porozmawiać?

11.

Kaldak i Bess opuścili mieszkanie następnego ranka, jeszcze przed świtem. Wymknęli się tylnymi schodami do czekającego samochodu, który zawiózł ich na stary cmentarz świętego Mikołaja w Metairie, na obrzeżach Nowego Orleanu.

Emily pochowano w starej, porośniętej mchem krypcie z widokiem na malutki, cichy staw. Jeszcze nie świtało, gdy duchowny zamknął Biblię, uprzejmie się skłonił i pośpiesznie wyszedł z krypty.

Biedaczysko, pomyślała Bess ogłuszona. Wyrwany z łóżka, zawleczony na cmentarz, jakby żywcem wyjęty z powieści Annę Rice.

– My też już powinniśmy jechać – odezwał się łagodnie Kaldak.

Bess spojrzała na gładki kamienny sarkofag, w którym spoczywała trumna Emily. Do widzenia, Emily. Kocham cię. Zawsze będziesz przy mnie.

Bess.

Skinęła głową, odwróciła się i wyszła na wilgotne, świeże powietrze. Głęboko się nim zaciągnęła, patrząc, jak stróż zamyka metalową bramę do krypty. Słabe promienie słońca przedzierały się już przez cyprysy i oświetliły napis na grobowcu.

Cartier.

Kaldak poszedł za jej wzrokiem.

– Etienne Cartier użyczył Emily miejsca. To ich grobowiec rodzinny. Tutaj wszyscy są chowani nad ziemią.

Wiedziała o tym. Ale nie przypuszczała, że nawet Kaldak zdołałby kogoś namówić do oddania miejsca swego wiecznego spoczynku.

– Użyczył?

– Pomyślałem, że pewnie Tom Corelli będzie chciał ją zabrać do domu.

Zabrać do domu. Słowa zabrzmiały słodko i melancholijnie zarazem. Zabrać Emily do domu.

– A na razie będzie tu bezpieczna.

Bezpieczna w tym grobie. Czy martwi nie są zawsze bezpieczni? Nic ich nie obchodzi, niczego się nie boją, nic ich nie złości…

– Może tak być? – spytał Kaldak.

Skinęła głową.

– Rzeczywiście, nie przemyślałam tego. Emily nie chciałaby na zawsze tu zostać. Nie lubiła Nowego Orleanu. Chciałaby znaleźć się u siebie.

Odwróciła się i odeszła od grobowca. Nie myśl o niej. Nie oglądaj się. Nie zostawiasz jej samej. Zawsze będzie z tobą.

Kaldak natychmiast zrównał z nią krok i w milczeniu szli żwirowaną alejką wzdłuż krypt.

– Jak ci się udało ich namówić, żeby tak wcześnie wpuścili nas na cmentarz? – spytała, gdy zbliżali się do bramy.

– Och, Ramsey ma swoje sposoby.

– Próbujemy uniknąć mordercy? Dlatego się skradamy i chowamy moją siostrę po ciemku?

– A twoim zdaniem, wolałaby, żebyś za dnia stała się łatwym celem?

– Nie.

– Ja też nie. Właśnie dlatego znaleźliśmy się tu o tej porze, a za kryptami czai się ośmiu agentów.

Wzrokiem powędrowała do rzędu krypt.

– Nie widziałam ich.

– Bo nie miałaś widzieć.

W drodze z samochodu do grobowca i tak niczego by nie dostrzegła. Była całkowicie skupiona na Emily.

Ale teraz jest już po wszystkim. Skończone.

Kaldak zatrzymał ją, gdy chciała podejść do wynajętego lexusa, stojącego w zatoczce.

– Poczekaj.

Zerknął na mężczyznę w kraciastej marynarce, który wysiadał z zaparkowanego w pobliżu wozu. Znieruchomiała.

– W porządku. To jeden z naszych. Obserwował samochód. Mężczyzna kiwnął głową i Kaldak otworzył Bess drzwiczki od strony pasażera.

– Bałeś się bomby czy czego?

– Boję się wszystkiego – powiedział, siadając za kierownicą. – Wymieniaj, co zechcesz.

– Czy w tym samochodzie siedzi Ramsey?

– Najprawdopodobniej.

– Jaki on jest?

Spojrzał na nią zaskoczony.

– O co ci chodzi?

– W domu pogrzebowym wyglądał na bardzo rozgniewanego i zniecierpliwionego.

– Lubi rządzić.

– Ty też. – Popatrzyła na zaparkowany wóz. – Ufasz mu?

– Nie do końca. Widziałem, jak zostawił za sobą paru ludzi w trakcie wspinaczki na szczyt. Jest dobry w swoim fachu, ale i ambitny, a to zawsze wpływa na ludzkie działanie.

– Owszem, wpływa. – Zerknęła na wschód. – Słońce wschodzi.

– Czyli powinniśmy ruszać. Będę zadowolony, kiedy wyciągnę cię z tego miasta. Nie wracamy już do ciebie. Każę komuś zabrać walizki z twojego mieszkania i dostarczyć je…

– Nie.

Znieruchomiał, potem wolno odwrócił się w jej stronę.

– Co?

– Nie wyjeżdżamy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Odwieź mnie do mieszkania.

– Wykluczone.

– Odwieź mnie do mieszkania i poślij po Ramseya. Chcę z nim porozmawiać.

– Porozmawiacie przez telefon.

– Twarzą w twarz. Chcę mieć jasny obraz sytuacji. Pamiętasz, jak ustaliliśmy, że tak będzie?

Przez chwilę milczał.

– Pamiętam.

– Więc zabierz mnie do mieszkania. Albo wysiądę i pójdę pieszo, Kaldak. Wolisz mnie śledzić?

– Rąbnąłbym cię w głowę i zabrał.

– To już przerobiliśmy. Nie lubisz się powtarzać. Jeśli pragniesz mojego bezpieczeństwa, zabierz mnie do domu, gdzie będę miała wokół siebie cztery ściany. – Głos jej stwardniał. – Bo nie dam się nigdzie indziej zawieźć, Kaldak.

– Nie rób tego, Bess. Chwyciła klamkę.

– Niech ci będzie – warknął przez zęby.

Uruchomił silnik i z całej siły nacisnął pedał gazu. Samochód wyrwał naprzód, aż Bess wcisnęło w siedzenie. Wygrała pierwszą bitwę.

– Co ty, do cholery, jeszcze tutaj robisz? – Ramsey z hukiem zamknął drzwi mieszkania. – Powinieneś być w połowie drogi do Shreveport, gdzie wsiadłbyś w samolot do Atlanty. Kaldak, na miłość boską, nie odpowiadam za…

– Kaldak nie miał wyboru – wpadła mu w słowo Bess. – I byłabym wdzięczna, gdyby zechciał pan ze mną porozmawiać, panie Ramsey. Zaczyna mnie nużyć to traktowanie mnie jak osoby obdarzonej inteligencją krowy medalistki.

Ramsey łypnął na Kaldaka, który siedział w fotelu w drugim końcu pokoju.

Kaldak wzruszył ramionami. Ramsey znowu skupił się na Bess.

– Nikt nie zamierza pani traktować inaczej, jak z należnym szacunkiem, pani Grady. Wszyscy pani współczujemy po jej stracie. O ile mi wiadomo, doktor Corelli była wspaniałą kobietą i…

– Emily nie żyje. To, jaka była, nie obchodzi już nikogo z wyjątkiem tych, którzy ją kochali. Nie ściągnęłam tu pana, żeby słuchać kondolencji.

– Więc w jakim celu?

– Chcę informacji. Muszę zyskać jasność w pewnych kwestiach. Czy udacie się do Meksyku, żeby dopaść Estebana?

– Nie możemy. To wywołałoby niesnaski dyplomatyczne. Nie dysponujemy dowodami.

– Macie ciało mojej siostry.

– Konfrontacja mogłaby teraz doprowadzić do kolejnego incydentu. Proszę okazać cierpliwość.

– Nie jestem cierpliwa. – Zawiesiła głos. – Potrzebuję jeszcze jednej informacji. Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o Kaldaku. Postanowiłam się zwrócić do pana, gdyż zauważyłam, że on mi mówi tylko to, co sam uważa za stosowne.

Ramsey niepewnie zerknął na Kaldaka.

– Powiedz jej – powiedział Kaldak.

– Jest pan jego zwierzchnikiem?

– W pewnym sensie.

– Czyli pan nie jest. Jedno z dwojga.