Выбрать главу

– Kaldak współpracuje z nami od paru lat. Posiada szczególne kwalifikacje, dzięki którym jest dla nas bezcenny.

– Kwalifikacje? Chodzi o zabijanie ludzi czy wojnę biologiczną? Jest naukowcem, prawda?

– Powiedział pani? – Ramsey się zawahał. – Czyli wie pani o Nakoi?

– Nie, nie wie. – Kaldak bacznie jej się przyglądał. – Do czego zmierzasz, Bess?

– Chcę wiedzieć, jaką masz władzę nad tymi ludźmi. Najwyraźniej tańczą, jak im zagra, ale muszę się przekonać, ile od niego zależy – te słowa skierowała do Ramseya.

– Przyznaliśmy Kaldakowi więcej prerogatyw niż przeciętnemu agentowi – odparł Ramsey. - W związku z niezwykłymi okolicznościami…

– Wykorzystują mnie – wypalił Kaldak. – Wszyscy trzęsą portkami przed tym świństwem. Ja się przydaję, bo będzie na kogo zwalić winę, jeśli coś się nie powiedzie. – Uśmiechnął się kpiąco do Ramseya. – A ja wykorzystuję ich.

– Nie boisz się? – spytała Bess.

– Jak cholera. Ale nie mogę dopuścić, żeby strach wszedł mi w drogę.

Nie, Kaldak by nie dopuścił, żeby cokolwiek weszło mu w drogę.

– Czyli wszyscy wszystkich wykorzystują.

Tak już jest skonstruowany ten świat, pani Grady – odparł Ramsey. – Ale mogę panią zapewnić, że robimy, co w naszej mocy, by powstrzymać Estebana.

– Nie czuję się zapewniona. Nie ufam panu.

– Sądzi pani, że dopuścimy do katastrofy na skalę kraju? – spytał zniecierpliwiony Ramsey. – Doceniamy pani troskę, ale jest idiotyzmem…

– Słuchaj jej – przerwał Kaldak. – Ona czegoś chce. Bess skinęła głową.

– O tak.

– Czego?

– Nie czego, tylko kogo. Jego.

Choć patrzyła na Ramseya, wyczuła nagłe napięcie Kaldaka.

– Nie jestem pewny, czy dobrze panią zrozumiałem – brzmiała ostrożna odpowiedź Ramseya.

– Wszyscy wszystkich wykorzystują. Chcę wykorzystać Kaldaka.

– W jaki sposób?

– Żeby utrzymał mnie przy życiu. Pomógł znaleźć Estebana. – Popatrzyła na Kaldaka i powiedziała dobitnie: – Pomógł mi zabić Estabana. A, o to chodzi – mruknął Kaldak. – Doszliśmy do sedna sprawy.

– Nie rozumie pani – zaoponował Ramsey. – To nie takie proste. Trzeba patrzeć w szerszej perspektywie niż…

– Guzik mnie obchodzi szersza perspektywa. Pan się martwi o wąglika. Proszę mi dać Kaldaka i dopilnować, żeby miał dość władzy na przeprowadzenie mojej woli.

– Chcesz mnie dostać z kokardką czy bez? – wtrącił Kaldak. Zignorowała jego uwagę, skupiając się na Ramseyu.

– Chcę Kaldaka.

– Rozumiem, że pani cierpi i jest rozdrażniona, ale musimy skupić wysiłki na powstrzymaniu Estebana, by nie doszło do drugiego Tenajo.

– Tu się zgadzamy. Jak najbardziej zamierzam powstrzymać Estebana.

– Gdyby zechciała pani posłuchać głosu rozsądku, z pewnością…

– To pan niech posłucha. – Głos drżał jej ze wzburzenia. – Nie przekonują mnie pańskie apele do „rozsądku”. Za wiele już widziałam umów dobijanych pod stołem, za wiele zatuszowanych afer. Nikt nie pójdzie na ugodę z Estebanem i nie pozwoli mu się wymigać od odpowiedzialności. Nie tym razem.

– Nikt nie zamierza iść z nim na ugodę. Błyskawicznie odwróciła się do Kaldaka.

– Może się stać inaczej? Powoli przytaknął ruchem głowy.

– Bodajby cię licho porwało, Kaldak – warknął Ramsey przez zęby. – Nie ułatwiasz mi sytuacji.

– Jestem za bardzo zaangażowany w sprawę, żeby dla ciebie kłamać, Ramsey. Nigdy jeszcze nie wylądowałem na targu niewolników.

Ramsey posłał mu mordercze spojrzenie, potem spokojnym głosem zwrócił się do Bess:

– Pani Grady, robiliśmy, co w naszej mocy, by zapewnić pani bezpieczeństwo. W zamian potrzebujemy pani współpracy.

– Proszę przestać mnie traktować jak dziecko. Postawmy sprawę jasno. Potrzebujecie nie tylko mojej współpracy, ale przede wszystkim mojej krwi. Da mi pan Kaldaka, a będzie pan mógł jej brać do woli.

– Trafiony, zatopiony – powiedział Kaldak.

Ramsey znieruchomiał.

– Odmówiłaby pani? Ależ to mogłoby tysiące ludzi kosztować życie.

– W takim razie nie wątpię, że Biały Dom ogromnie by wzburzyło, gdyby pan doprowadził do sytuacji, w której bym sobie poszła. Żądam Kaldaka.

– A jeśli obiecam pani, że po uporaniu się z sytuacją poślę Kaldaka tropem Estebana? Pani uda się do bezpiecznego domu i zda się na nas?

– Żadnych bezpiecznych domów. Zostaję na miejscu.

– Na Boga, chce pani zginąć? Jest pani na celowniku.

– Nie, nie chcę zginąć. Kaldak nie pozwoli mnie zabić, a pan mu pomoże. Tutaj, bez ukrywania się. Jeśli się ukryję, za nic nie wyciągniemy Estebana z nory.

– Esteban przyśle mordercę. Nie zajmuje się tym osobiście.

– Teraz nie. Ale podejrzewam, że jego wściekłość będzie narastać, im dłużej ja pozostanę przy życiu.

Ramsey pokręcił głową.

– Jest pani dla nas zbyt cenna, by służyć jako przynęta i nawet pani sobie nie uświadamia, o co prosi.

– Ja nie proszę. Nie pozostawiam panu wyboru. Będzie, jak powiedziałam. Esteban zapłaci za śmierć Emily. To wszystko, co chciałam panu przekazać. Do widzenia, panie Ramsey.

Ramsey patrzył na nią z bezsilną złością. Potem ruszył do drzwi.

– Muszę z tobą porozmawiać, Kaldak.

– Tak też przypuszczałem. – Kaldak wstał. – Za parę minut wrócę. Będziemy w korytarzu – zwrócił się do Bess.

Bess przeszła do sypialni. Druga bitwa. Cieszyła się, że już ją ma za sobą, ale nie wątpiła, że Kaldak okaże się znacznie trudniejszym przeciwnikiem niż Ramsey. Siedział w milczeniu, obserwując ją, a jego umysł bez przerwy kalkulował, analizował. W czasie starcia z Ramseyem nieustannie czuła obecność Kaldaka.

Szybko zdjęła czarną garsonkę i przebrała się w dżinsy i podkoszulek. Właśnie zapinała ostatni guzik, gdy usłyszała trzask drzwi wejściowych. Gotowa na wszystko wróciła do salonu.

Kaldak znowu siedział w fotelu.

– Wygrałaś. – Poklepał się w pierś. – Jestem twój.

– Naprawdę?

– Przynajmniej masz to załatwione ze strony Ramseya. Oczywiście, proponował powrót do jego pierwszej koncepcji: trzymać cię na prochach, póki nie pobierzemy tyle krwi, ile nam potrzeba. Ale gdy się nie zgodziłem, wycofał się.

– Dostrzegasz pewne podobieństwo między nim a Estebanem?

– Może. Trzeba przyznać, że doskonale sobie poradziłaś z Ramseyem. Nie domyślił się, że blefujesz.

– Nie blefowałam.

– Ja uważam, że tak, ale niezależnie od tego, gra szła o zbyt wysoką stawkę, żeby cię sprawdzać. Krew ma podstawowe znaczenie.

– Dostaniesz ją.

– Wiem. Dopilnuję tego. – Zawiesił głos. – A żeby tak się stało, muszę cię utrzymać przy życiu. Co oznacza, że nie będę cię odstępował na krok. Beze mnie nie wsiądziesz do samochodu, nawet nie otworzysz drzwi.

– Ja nie protestuję.

– Obejdziemy mieszkanie, pokażę ci, co poprawiliśmy.

Ruszyła za nim.

– Na wysokości sypialni i pokoju gościnnego nie ma schodów przeciwpożarowych, ani żadnego wyjścia. Nic tu nie trzeba było robić. – Przeszedł do drzwi w głębi korytarza. – Zamek w drzwiach prowadzących na wewnętrzny dziedziniec był mizerny. Zastąpiliśmy go porządnym. Dziedziniec otacza parkan z bramą z kutego żelaza. Poza tym jest to niebezpieczne wyjście na boczną uliczkę, więc na dziedzińcu i przy głównym wejściu do budynku ustawiliśmy swoich ludzi.

– Ale czy nie za bardzo rzucają się w oczy? Nie chcę, żeby moi sąsiedzi się zaniepokoili.

– Dziś rano, gdy wracaliśmy z cmentarza, służbę miał Peterson. Stał naprzeciwko, w sklepiku. Zauważyłaś go?

– Nie.