– Dlaczego nie dotarła do mnie nawet wzmianka o tym wypadku?
– Zatuszowaliśmy sprawę. To nie było trudne. Ośrodek był ściśle tajny i nikt nie chciał się przyznać, że coś takiego w ogóle istniało.
– Zatuszowaliście?
– Przerażona? Wiem, jaki jest twój stosunek do tego. Ale zrobiłbym to jeszcze raz. Nie wiedzieliśmy, kto za tym stoi, a musieliśmy to odkryć. Trzy lata zajęło mi powiązanie tej sprawy z Estebanem. Polowałem na Jecningsa, w końcu dopadłem go w Libii. Przed śmiercią doprowadził mnie do Estebana i Habina.
– Należałeś do grupy naukowców pracujących na Nakoi? – Tak.
– Ale przeżyłeś.
– Akurat wyjechałem do Waszyngtonu z raportem. Nim wróciłem, było już po wszystkim. Ramsey czekał na mnie na Tahiti z wiadomością.
Mówił spokojnie, bez emocji, jakby rozmawiali o pogodzie, ale ta obojętność była udawana. Bess za dobrze go już znała.
– Współczuję ci.
– Nie musisz. Stara sprawa. Byłem wtedy innym człowiekiem.
– Chrzanisz. Uśmiechnął się lekko.
– Nie wierzysz mi?
– Uważam, że jak my wszyscy, bronisz się przed prawdą, wypierając się jej.
Może i tak – odparł zmęczonym głosem. – Wiem tylko, że coraz trudniejsze staje się odróżnienie dobra i zła. Kiedyś to wyglądało znacznie prościej. Jedyne, co się liczyło, to dopadniecie Estebana. Reszta była nieważna. – Popatrzył jej w oczy. – I ty teraz czujesz podobnie, prawda?
– Tak, właśnie tak czuję.
– Pozwolisz, że zadam ci hipotetyczne pytanie. Gdybyś dla zabicia Estebana musiała poświęcić Josie, zdecydowałabyś się na to?
– Czyś ty oszalał? Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
– Więc nie jesteś aż tak zła jak ja. W swoim czasie nie wahałbym się przed zabiciem nikogo, byle dorwać Estebana.
Pokręciła głową.
– Nie, nieprawda.
– Twoja wiara jest wzruszająca, ale nieuzasadniona. Najpierw byłem wcielonym diabłem, a teraz…
– Dobry Boże, nie twierdzę, że jesteś aniołem. Po prostu nie jesteś potworem. Ja też nie. A Esteban nim jest.
– Obyś miała rację.
– Możesz na to liczyć.
Wróciła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Musi wziąć prysznic, położyć się spać i o wszystkim zapomnieć. I jeszcze ta opowieść Kaldaka na zakończenie dnia. Sama o nią prosiła. Więcej, domagała się jej. Musiała wiedzieć. Dlaczego to dla niej takie ważne?
Może kieruje nią zwykła ciekawość? Kaldak stanowi teraz ważną, integralną część jej życia. Ma ją przy nim utrzymać. To naturalne, że ona chce się dowiedzieć, co uczyniło go takim, nie innym.
Kaldak rozłożył zdjęcia na stole.
Równie niewykonalne zadanie, jak rozpoznanie kogoś na balu przebierańców.
Wymalowany klaun, grajek w peruce, staruszka w gęstym welonie. Nawet jeden z nastolatków miał maskę.
To mogło być każde z nich albo żadne. Skąd, do cholery, ma wiedzieć?
Przyjrzyj im się. Ruch, wyraz twarzy może wyzwoli przelotne wspomnienie.
Usiadł przy stole i zaczął oglądać zdjęcia.
CDC, Atlanta – Prześpij się, Ed.
Ed Katz podniósł wzrok i zobaczył stojącego obok Donovana.
– Zaraz idę. Chcę tylko zrobić jeszcze jeden test. Nie wiem, co tu, do cholery, jest grane. Te antyciała powinny pokonać wąglika, tymczasem nic.
– Mówiłeś, że pierwszy test dobrze rokował. Skinął głową.
– Ale drugi wykazał olbrzymią odporność wąglika.
– Ja to za ciebie zrobię. Nie spałeś od dwudziestu czterech godzin. Po co ci zespół, skoro go nie wykorzystujesz?
– Jeszcze trochę.
– Dzwoniła Marta i powiedziała, żebym zmusił cię do jedzenia i odpoczynku. Chcesz, żebym jej podpadł? – Donovan zerknął na mikroskop Eda. – I muszę przyznać, że nie mogę się doczekać, kiedy dopadnę tego pieszczoszka. Ciekawe, że wykorzystali pieniądze do roznoszenia bakterii.
Ciekawe. Donovan z tym jego wiecznym obiektywizmem. Ed też kiedyś był taki. Nauka dla samej siebie. Tak się dobrze pracowało. Ale to się skończyło, gdy w pierwszych latach badań nad wirusem HIV posłano go między ludzi. Nauczył się, że za statystykami zgonów kryją się ludzkie twarze, głosy. HIV był wszędzie. Te dzieci, zarażone przez transfuzję z niesprawdzonej krwi. On i Marta od dziewięciu lat bezskutecznie próbowali mieć dziecko. Czuł ból rodziców tamtych maluchów.
– Tak, bardzo ciekawe. Co byś powiedział na parę takich dwudziestek w kopercie z twoją wypłatą?
– Zaraz, nie wyżywaj się na mnie, bo to ci nie wychodzi. Nie ja zmutowałem tego wąglika.
– Przepraszam.
– I słusznie. Zawołaj mnie, jeśli ci będę potrzebny.
Nie powinien był tak naskakiwać na Donovana. To poczciwy chłopak. Nic nie poradzi, że taki jest. A jego, Eda, gnębi brak rezultatów.
Nie, jest śmiertelnie przerażony. A jeśli te antyciała nie zadziałają, bo nie ma środka na zmutowany szczep? A jeśli spełniły się jego najgorsze obawy? Od pojawienia się HIV po nocach mu się śniło, że pojawi się wirus albo bakteria, nad którym nie da się zapanować. Któregoś dnia podniesie swoją paskudną głowę w jakiejś dżungli albo laboratorium genetycznym. To tylko kwestia czasu. Gdzieś tam się czai.
Pozostawało mu się modlić, żeby nie znajdował się właśnie na szkiełku przed nim.
13.
Esteban pojechał do Cheyenne. Perez twierdzi, że przedtem zadzwonił do niego Morrisey – powiadomił telefonicznie następnego ranka Ramsey Kaldaka. – Wysyłam do Cheyenne dwóch agentów, może trafią na jego ślad. Znowu Morrisey.
– Wątpię, żeby Esteban tam jeszcze był. Za nic by nie zostawił Pereza przy życiu, gdyby ten był w posiadaniu ważnych informacji. Dowiedziałeś się czegoś o Morriseyu?
– Przechwyciliśmy jeden z jego telefonów. Parę dni temu dzwonił do motelu w Jackson Hole w stanie Wyoming. Posłaliśmy tam agenta w nadziei, że może coś wytropimy, i poszczęściło się nam. Morrisey zapłacił za pokój kartą kredytową. Będziemy mogli śledzić jego dalsze ruchy.
– Ale tej ostatniej rozmowy nie udało się wam przechwycić?
– Nie, dzwonił z telefonu komórkowego.
Mur nie do przeskoczenia. Esteban wkroczył do akcji, a oni nawet nie potrafią wyśledzić Morriseya.
– Jakieś wiadomości z CDC? – spytał Ramsey.
– Postępy.
– To za mało. W tej chwili uratuje nas wyłącznie antidotum. Powinno się zostawić dziewczynę do ich dyspozycji.
– Jest do ich dyspozycji. Codziennie wysyłam próbkę.
– To się skończy, jeśli zginie. Na miłość boską, wczoraj wyszła na miasto.
– I dziś też wyjdzie.
– Sądzisz, że będę na to patrzył przez palce, Kaldak? Jest dla ciebie zbyt cenna, żeby…
– Zadzwoń, kiedy się dowiesz czegoś o Morriseyu. – Kaldak się rozłączył.
– O Morriseyu? – W drzwiach pojawiła się Bess.
– Po telefonie od niego Esteban wyjechał z Meksyku. Z ostatnich raportów wynika, że udał się do Cheyenne.
– Więc co my jeszcze tutaj robimy?
– Nie zastalibyśmy go już tam. Jedyna szansa to znaleźć Morriseya i wydusić z niego informacje.
– O ile coś wie. Sam mówiłeś, że Esteban rzadko się zwierza ze swoich planów.
– Morrisey wie, jakie otrzymał zadanie. To już dość.
– Rozpoznałeś kogoś na zdjęciach? Pokręcił głową.
– W takim razie wychodzę zrobić więcej.
– To może nic nie dać.
– Albo dać. – Skrzywiła się. – Przynajmniej mam poczucie, że coś robię. Nie znoszę bezczynnego siedzenia.
– Nie bawi cię rola przynęty? Ramseya ogromnie interesuje cała ta sytuacja. Najchętniej umieściłby cię w milutkiej sterylnej izolatce i wyrzucił klucz do niej.