– Ramsey nic nie wiedział o przesyłce. Peterson go nie zawiadomił. Sądził, że Peterson cały czas stoi przed mieszkaniem. Szukają go.
Przełknęła ślinę.
– Może to jakaś głupia pomyłka.
– Może.
– Ale ty tak nie uważasz. – Zawahała się. – Nie rozumiem. To nie ma…
Drgnęła, gdy zadźwięczał telefon, który Kaldak trzymał w ręku. Kaldak nacisnął guzik, przedstawił się. Po chwili się rozłączył.
– Znaleźli Petersona w uliczce pięć przecznic stąd. Nie żyje. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Nie żyje?
– Cios sztyletem w plecy. Nie było przy nim przesyłki. Sztylet.
– De Salmo? Kaldak przytaknął.
– Ależ to bez sensu. Po co zabijać dla próbki? Musiał wiedzieć, że wyślemy następną.
– Może De Salmo uważał, że Estebanowi spodoba się opóźnienie. I to ona nalegała, żeby kontaktować się z CDC za pośrednictwem jej telefonu! Peterson żyłby, gdyby De Salmo nie kontrolował jej rozmów.
– Przestań – odezwał się ostro Kaldak. – Peterson był agentem. Ryzyko jest wpisane w ten zawód. A możliwe, że jego śmierć wcale nie wiąże się z tamtym telefonem. Niewykluczone, że Esteban znowu chciał cię przestraszyć.
– Więc po co zabierać przesyłkę? – Zaplotła ręce na piersi, żeby powstrzymać ich drżenie. – To była moja wina, do cholery.
– Dobra, twoja wina. Ale nie dlatego, że coś zrobiłaś, tylko dlatego, że masz odporność. Esteban i De Salmo chwytają się wszelkich środków, bo wyjątkowo czas może grać na naszą korzyść.
– Może. Katz nie jest pewny. Ani ty.
– Weź się w garść. To ci się przyda. Ramsey właśnie do nas jedzie.
– Dlaczego?
– Żeby uderzyć w twój najsłabszy punkt. Wie, że u mnie nic nie wskóra, więc będzie próbował cię namówić do zmiany decyzji i opuszczenia mieszkania.
– Nie rozmyślę się.
Nagle ogarnął ją gniew. Nie dość, że De Salmo i Esteban chcą ją zabić, to jeszcze Ramsey zamierza się na niej wyżywać.
– Ramsey niech się weźmie do roboty i złapie tego sukinsyna. Uśmiechnął się.
– Sama mu to powiedz.
– I owszem. – Siadła przy stole i podwinęła rękaw szlafroka. – A teraz wyciągaj ten przeklęty sprzęt i pobierz krew.
– Skrajna głupota – oświadczył zimno Esteban. – Sądziłeś, że będę zadowolony? To kobieta ma zginąć. Ogromnie się na tobie zawiodłem, Marco.
– Wywiążę się z zadania, ale kiedy usłyszałem, jak niewiele…
– Usłyszałeś to, co chcieli, żebyś usłyszał, myślisz, że Kaldak pozwoliłby na taką beztroskę?
– Nie odstępuje jej na krok. Sprawa potrwa dłużej niż…
– Nie mam czasu. – Esteban usiłował zapanować nad furią. – Słyszałeś mnie? Nie mam czasu. Właśnie o czas w tym wszystkim chodzi.
– Jeszcze parę dni.
Za parę dni ten cały Katz z CDC może wyprodukować antidotum, pomyślał Esteban z bezsilną złością. I cały plan spali na panewce. Myśl. Musi się znaleźć jakiś sposób.
Yael dotarł do mieszkania przed Ramseyem.
– Dobrze się czuje? – zwrócił się do Kaldaka.
– Nic mi nie jest! – zawołała Bess z drugiego końca pokoju. – Dlaczego wszyscy uważają, że po tej historii ostatecznie się załamię?
– Cóż, Ramsey bardzo na to liczy – odparł Yael. – Odniosłem wrażenie, że nie żałowałby Petersona, gdyby dzięki temu udało się umieścić ciebie w swoim obozie.
– Niemożliwe – powiedziała z obrzydzeniem. Co z niego za człowiek? Czy właśnie takich produkuje CIA?
Nie wiń agencji za Ramseya – mitygował ją Kaldak. – To po prostu ambitny facet, przyparty do muru. Atak Estebana może obrócić wniwecz jego ambicje polityczne.
– Co mu tam ludzie, którzy przy tym zginą.
Bess wstała i poszła do sypialni. Jeśli czeka ją starcie z Ramseyem, nie może mu dać przewagi na dzień dobry, ukazując się w szlafroku i potargana.
– Idę wziąć prysznic i ubrać się. Zawołajcie mnie, kiedy zjawi się Ramsey.
Dochodzi już szósta, uświadomiła sobie, wchodząc do łazienki. Nie mieściło jej się w głowie, że zaledwie półtorej godziny temu leżała w łóżku z Kaldakiem. Mimo to pozostały ślady wspólnej nocy: skotłowana pościel;, odciski ich głów na poduszkach.
Nie tylko seks, ale i bliskość, pomyślała, wchodząc pod prysznic. Zdumiewało ją to. Co by się wydarzyło, gdyby gwałtownie jej nie wyrwano z tamtej idiotycznej euforii? Chyba dobrze się stało. Kaldak okazał się świetnym kochankiem, ale w tej chwili była jeszcze zbyt obolała. Nie poradziłaby sobie ze związkiem z kimś tak skomplikowanym i pełnym sprzeczności jak Kaldak.
Nie teraz, gdy ją prześladują te same demony.
– Pani Grady.
Chryste Panie, Rpmsey stukał do drzwi łazienki.
– Przepraszam, ale mam niewiele czasu, a muszę z panią porozmawiać.
– Zakręciła wodę. Jeszcze chwileczkę. Mam nadzieję, że wolno mi się najpierw wytrzeć?
– Wiem, że to niewłaściwy moment. – Przerwa. – Poczekam w salonie.
Była zdziwiona, że nie wdarł się do łazienki i nie wyciągnął jej spod prysznica. Im lepiej poznawała Ramseya, tym bardziej działał jej na nerwy.
Przeciągnęła parę razy ręką przez mokre włosy i parę minut później wkroczyła do salonu.
– Przepraszam – odezwał się Kaldak. – Jedynym sposobem powstrzymania go byłoby wyłącznie skręcenie karku.
Skręcenie karku. To całkiem niezła myśl.
– Dałeś mu nową próbkę? Kaldak kiwnął głową.
– Ale samo mleko mu nie wystarcza, chce dostać krowę.
Cóż za piękne porównanie – mruknął Yael. – Wcale nie przypominasz krowy, Bess. No, może z imienia. Czy nie było kiedyś reklamówki z krówką Bessie czy coś takiego…
– Chyba już zdaje sobie pani sprawę, że to nie może tak dalej trwać – wpadł mu w słowo Ramsey. – To nie jest bezpieczne dla pani ani dla społeczeństwa. Nie wspominając już o moich ludziach. Peterson miał rodzinę. Chce pani osobiście ich powiadomić…
– Dość tego – powiedział Kaldak.
– Dobrze. Nie, nie chcę ich powiadamiać – odparła Bess drżącym głosem. – Wyrzuty sumienia ani na chwilę mnie nie opuszczają. Ale to nie zmienia faktu, że tylko pozostając na miejscu, mam szansę wyciągnąć Estebana z nory. Dopóki nie przedstawi mi pan lepszego pomysłu, nie ruszę się stąd.
– Na miłość boską – napadł Ramsey na Kaldaka – powiedz jej, żeby się stąd wyniosła. Musisz mieć na nią jakiś wpływ.
Kaldak pokręcił głową.
– Niech cię licho porwie. – Głos Ramseya drżał z wściekłości. – Wszystko twoja wina, Kaldak. Przecież ty ją tylko wykorzystujesz, żeby dorwać Estebana. Gówno cię obchodzi, że poleci moja głowa. Nie pozwolę ci na to. Za nic.
Wypadł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
– Chyba się trochę zdenerwował. – Yael z wyrzutem pokręcił głową. – Doprawdy, Kaldak, jak możesz wykorzystywać tak biedną i bezbronną istotkę jak Bess? To godne pożałowania.
– Jakim cudem podejrzewa, że ja tobą manipuluję? – zwrócił się Kaldak do Bess. – Wszyscy tańczymy, jak nam zagrasz.
– Ja wiem, jakim cudem. – Popatrzyła w stronę sypialni. Ramsey to może samolubny drań, ale nie jest głupi. Wszedł do jej sypialni i zauważył, że w łóżku wcześniej leżały dwie osoby. Najwyraźniej uznał, że Kaldak posługuje się seksem, żeby nią manipulować. – Ale się myli.
– Tak, myli się. – Kaldak nie odrywał wzroku od Bess. – Całkowicie.
– Chyba powinienem zaproponować, że zajmę się śniadaniem. – Yael wstał. – A ponieważ nie umiem gotować, zajrzę do „Cafe du Monde” i skołuję jakieś racuszki. – Spojrzał na zegarek. – Będę szedł bardzo wolno, ale powinienem wrócić za jakąś godzinę.