– Gdzie Bess? U siebie w pokoju?
Yael pokręcił głową.
– Chciałbym. Od kiedy wszedłem do mieszkania, siedzi w ciemni. Ramsey złożył jej wizytę.
Kaldak znieruchomiał.
– I wyprowadził ją z równowagi?
– Nie wiem, co to było, ale nieźle ją rąbnęło. Tu się czuję bezpiecznie.
Pamiętał, jak powiedziała to o ciemni. Co takiego nagadał jej Ramsey, że musiała szukać schronienia?
Powinien się tego spodziewać. Ramsey natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję. Wszystko wokół się wali. Czemu i to nie miałoby runąć?
– Powinienem zniknąć? – spytał Yael.
– Nie, zostań. Pójdę z nią porozmawiać.
Przeszedł korytarzem i zatrzymał się przed ciemnią. Zrób to. Stań z nią twarzą w twarz. Uzbroił się wewnętrznie i zastukał do drzwi.
– Mogę wejść, Bess? Musimy porozmawiać.
– Jeszcze jak. – Drzwi gwałtownie się otworzyły. Bess z płonącymi oczami wymierzyła mu policzek. – Ty sukinsynu.
– Bess, nie chciałem…
– Nie pieprz bzdur. – Kolejny policzek. – Ty sukinsynu. – Łzy płynęły jej po policzkach. – To wszystko twoje dzieło. Żadne z tych nieszczęść nie powinno było się wydarzyć. Emily nie powinna umrzeć. – Znowu go uderzyła. – Dlaczego nie zostawiłeś nas w spokoju?
– Żałuję – powiedział Kaldak. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Sądziłem, że będziecie bezpieczne.
– Ty mnie posłałeś do Tenajo. Dopuściłeś, żebym zabrała siostrę. Wiesz, jakie poczucie winy gnębi mnie od jej śmierci? A to wszystko twoja sprawka, draniu. – Szlochała, z trudem wydobywała z siebie słowa. – Emily umarła…
– Nie miała z tobą jechać. Wyjechałaś służbowo. Spodziewaliśmy się, że będziesz sama.
– I ty to wszystko zorganizowałeś. Ramsey twierdzi, że wykorzystałeś znajomości i sprokurowałeś to zlecenie. Chciałeś, żebym znalazła się w Tenajo.
Drgał mu mięsień na lewym policzku. – Tak.
– Dlaczego?
– Ramsey ci nie powiedział?
– On tylko się zapluwał, jak to mnie wystawiłeś, i w kółko powtarzał, że powinnam wyłącznie jemu ufać. - Przysunęła się bliżej i syknęła: – Ty mi powiedz, Kaldak. Powiedz mi, dlaczego posłałeś mnie na śmierć.
– Nie posłałem cię na śmierć. Wiedziałem, że najprawdopodobniej przeżyjesz.
– Skąd mogłeś wiedzieć, że prze… – Szerzej otworzyła oczy. – Wiedziałeś. Boże, wiedziałeś o mojej odporności. Ale jakim cudem?
– Danzar.
Wpatrywała się w niego zdumiona.
– W Danzarze zetknęłaś się z bardzo małą dawką zmutowanego wąglika. O wiele słabszego niż szczep, który Esteban wykorzystał w Tenajo. Ale na tyle mocnego, żeby wybić całą wioskę – dodał ponuro.
– Twierdzisz, że Danzar był kolejnym polem doświadczalnym?
– Pierwszym. Esteban opracował doskonały plan. Zaopatrzył partyzantów w wąglika, a oni dostarczyli go do wioski z transportem żywności.
Kręciła głową.
– Nie, to nieprawda. Wszystkim popodrzynali gardła. Byłam tam. Widziałam.
– To był element umowy. Partyzanci wkroczyli później i zadbaliby to wyglądało na masakrę.
– Bo to była masakra. Zaprzeczył ruchem głowy.
– Wiedziałeś o tym? – szepnęła. – Wiedziałeś o dzieciach?
– Nie, wtedy pracowałem u Habina. Danzar to wyłączne dzieło Estebana. Ale później się dowiedziałem.
– I nic nie zrobiłeś?
– A czego się spodziewałaś? – spytał chrapliwie. – Zgoda, nic nie zrobiłem. Tak samo jak po Nakoi. Brakowało mi dowodów. – Umilkł na chwilę. – Ale po Danzarze pomyślałem, że może wreszcie nastąpi przełom. Kiedy leżałaś w szpitalu w Sarajewie, kazałem pobrać ci krew. Okazało się, że wytworzyłaś antyciała na słabszy szczep wąglika, ten, który Esteban wykorzystał w Danzarze.
– Byłeś tam, w szpitalu w Sarajewie?
– Musiałem się dowiedzieć. Upewnić się.
– Cały czas tam byłeś? – Tak.
– Mój kierowca też przeżył.
– Sprawdziliśmy go. Nie wytworzył antyciał. Musiałaś w większym stopniu zetknąć się z bakterią, gdy sala po sali obchodziłaś sierociniec. Stałaś się naszą jedyną nadzieją.
– Skoro wiedziałeś, że jestem odporna, dlaczego nic w tej sprawie nie zrobiłeś? Dlaczego nie pobrałeś krwi i nie próbowałeś ocalić Tenajo?
– Esteban uznał eksperyment w Danzarze za nieudany i dalej imitował szczep. Nie wiedzieliśmy, jakie są te nowe mutanty. Więc wcześniejsze prace nad antidotum na nic by się nie zdały.
– Posłałeś mnie do Tenajo.
– Żebyś się zetknęła z bakteriami. Musiałem się upewnić, że masz odporność.
– A jedna śmierć więcej to w końcu bez znaczenia.
– Cholera, tak, miała znaczenie. Ale nie mogłem dopuścić, żeby to mnie powstrzymało.
– Zabiłeś Emily.
– Dobra, zabiłem ją. Moja wina.
– Zabiłeś ją, okłamałeś mnie i jeszcze mnie pieprzyłeś. – Patrzyła na niego z obrzydzeniem. – A ja ci na to pozwoliłam. Pozwoliłam ci na to wszystko.
– Nie pieprzyłem cię. Kochałem się z tobą. - Przysunął się do niej o krok. – Bess, to nie była…
– Nie dotykaj mnie. – Cofnęła się. – Nic dziwnego, że tak się o mnie troszczyłeś, okazywałeś mi taką dobroć. Czułeś się winny. Jezu, najchętniej bym cię zabiła. Wydarła ci serce.
– Musisz poczekać w kolejce – odparł znużonym głosem.
– Wynoś się z mojego mieszkania, łajzo.
– De Salmo nadal na ciebie czeka.
– Gówno mnie to obchodzi.
– Ale mnie obchodzi. – Umilkł. – Pozwolisz Ramseyowi zawieźć się w…
– Nie pozwolę mu się nigdzie zawieźć. Nie ufam mu, tak samo jak nie ufam tobie. Wynoś się. – Głos jej drżał. – Nie mogę na ciebie patrzeć.
– Bess, właśnie tego chce De Salmo i Esteban.
– Precz!
Zatrzasnęła mu przed nosem drzwi ciemni.
Stał z opuszczonymi, zaciśniętymi w pięści rękami. Właśnie tego się spodziewał. Wiedział, że Bess kiedyś pozna prawdę. Ale nie przypuszczał, że to aż tak będzie bolało.
Wrócił do salonu.
– Ramsey wszystko wypaplał? – spytał Yael. – Bess wie o twoim planie?
– Wie o wszystkim. Wyrzuca mnie stąd. – Przeszedł do pokoju gościnnego i zabrał walizkę. – Co znaczy, że ty się wprowadzasz. Nie można jej zostawić samej.
Yael ruszył za nim.
– Nie obiecywałem, że dam się tu długo zatrzymać, Kaldak. Kaldak wrzucał rzeczy do walizki.
– Chcesz, żeby zginęła?
– Ramsey dopilnuje…
– Trzymaj ją z dala od Ramseya. Miał pilnować Eda Katza i Ed Katz nie żyje. Sądzisz, że z nią się lepiej spisze?
– A ty co zamierzasz zrobić?
– Jedyne, co mi pozostało. – Zatrzasnął wieko walizki. – Ruszam do Cheyenne szukać Morriseya. Ramsey wreszcie go namierzył. Zadzwoń do niego i powiedz, że tam jadę.
Właściwie mógł to sobie darować. Ramsey wiedział, że Bess nie dopuści do siebie Kaldaka po tym, co usłyszała. Najchętniej skręciłby kark temu draniowi.
– Obym tylko nie uganiał się na próżno. – Umilkł. – Zostaniesz, Yael? Będziesz się nią opiekować? Potrzebujemy jej. Jest… cenna.
– Najwyraźniej nie tylko z jednego powodu. – Yael wolno skinął głową. – Zaopiekuję się nią.
Boże, jak to boli.
Bess skuliła się w rogu ciemni, obejmując się ciasno ramionami.
Dlaczego mu zaufała? Wiedziała, że jego nie obchodzi nic ani nikt, liczy się tylko dopadniecie Estebana. Nawet sam ostrzegał, żeby mu nie ufała.
Ale ona nie słuchała. I pozwoliła się wykorzystać, stała się jego narzędziem, jak wszyscy inni. Posłał ją do Tenajo i Emily zginęła.
Czuła się tak, jakby dusza jej krwawiła. Nie była na tyle głupia, żeby dopuścić, by zaczął dla niej coś znaczyć. Więc dlaczego siedzi tu w ciemnościach, skulona niczym ranne zwierzę?