Выбрать главу

Rzeź.

Żołądek mu się ścisnął z przerażenia. Co robić?

Mamusia. Mamusia jest mądra. Znajdzie mu jakąś kryjówkę. Wymyśli coś, żeby mu pomóc.

Musi zadzwonić do mamusi.

18.

20.52

W pomieszczeniu obok hangaru siedziała grupka mechaników i pilotów, wszyscy wpatrzeni w ekran telewizyjny. Tym razem stacja NBC, zauważyła Bess, ale zdjęcia prawie identyczne z nadawanymi przez CNN.

– Walter, musimy stąd spadać – zwrócił się Kaldak do mężczyzny średniego wzrostu, w czerwonej kurtce. – Mamy pełne zbiorniki?

– Tak. – Pilot nie odrywał wzroku od wiadomości. – Pieprzone sukinsyny. Słyszał pan? Kolejne sześć ofiar i CDC właśnie ogłosiło, że zabrakło im antidotum. To jakiś sztucznie wyhodowany zarazek.

– Musimy ruszać, Walter – powtórzył Kaldak. Tamten skinął głową.

– Powinno się ich wszystkich wysadzić w powietrze.

– Podali, czyja to sprawka?

– Nie, ale założę się, że to Saddam Husajn albo inny jemu podobny czubek. Powinno się ich wysadzić w powietrze. Trzeba było ich wszystkich wytłuc przy okazji wojny w Zatoce Perskiej.

Jedno z wcześniejszych zdań szczególnie przykuło uwagę Bess.

– Mówił pan, że zabrakło im antidotum. To w ogóle jakieś mają?

– Podobno eksperymentalne. Podali krew jakiejś dziewczynce, którą parę godzin temu przywieziono do szpitala.

– I żyje?

– Na razie tak. – Oderwał się od telewizora. – Niech pan wsiada na pokład, panie Kaldak. Ja załatwię formalności. Zaraz startujemy.

Przeszedł z pomieszczenia do hangaru.

– Antidotum – mruknęła pod nosem Bess.

– Żadne antidotum – ostudził ją Kaldak. – Moim zdaniem, wygląda na to, że podali dziewczynce ostatnią twoją próbkę krwi.

– Jak to możliwe?

– Robią hodowlę tkankową i pobudzają komórki z twojej krwi, po czym wyodrębniają te z genami odpornościowymi. Takich samych eksperymentów próbowali na pacjentach z HIV. Widocznie zespół Donovana przyśpieszył procedurę.

– I okazała się skuteczna. Dziewczynka żyje. To już coś.

Kaldak pokręcił głową.

– Chwyt propagandowy. Rząd nie chciał się przyznać, że w ogóle nic nie mają, więc wymyślili cudowny środek.

– Bo jest cudowny. Mała przeżyła. Kaldak uważnie jej się przyjrzał.

– Co ci chodzi po głowie?

Czuła na sobie wzrok Kaldaka, gdy wsiadali do samolotu i zajmowali miejsca. Ale nie odezwał się, póki nie wystartowali.

– W porządku?

– Każ pilotowi ruszać na zachód.

– Tego się obawiałem – powiedział Kaldak. – Collinsville?

– Collinsville! – powtórzył Yael. Bess przytaknęła.

– Tam pracuje ekipa CDC. Właśnie tam powinnam się znaleźć.

– Wiesz, że ogłoszono kwarantannę.

– Och, mnie chyba wpuszczą.

– Właśnie tego się boję. Idziesz prosto w ręce Ramseya.

– Moja krew uratowała życie tej dziewczynce. Może innym też zdołam pomóc.

– Wiele tam już się nie da zrobić. Tamci poumierali, a tak szeroko ostrzegano przed wąglikiem, że nikt przy zdrowych zmysłach nie otworzy tych zapieczętowanych pieniędzy.

– Ona otworzyła.

– Słuchaj, musiałaby się zgadzać grupa krwi. To podstawowy warunek. A poza tym, jak sobie wyobrażasz, ile krwi możesz dać?

Kręciła głową.

– On ma rację, Bess – powiedział Yael.

– Nie ma racji – odparowała Bess. – Mam się gdzieś ukryć i patrzeć, co się tam dzieje? Jadę – zwróciła się do Kaldaka. – A ty wymyśl jakiś sposób, żebym mogła to zrobić tak, by zapewnić bezpieczeństwo Josie, a samej nie wylądować w jakiejś izolatce.

– Skromne masz wymagania.

– Jesteś mi to winien – odparowała. – Jesteś mi to winien za Tenajo. A teraz zapłać, Kaldak.

Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, potem wstał i skierował się do kabiny pilota.

– Powiem Walterowi, że lecimy do Collinsville.

Kaldak wrócił do nich tuż przed lądowaniem na lotnisku w Collinsville. Bess słyszała, że bez przerwy rozmawiał przez radio, ale nie rozróżniała słów.

– Co robiłeś? – spytała.

– Zapnijcie pasy. Za pięć minut będziemy na miejscu – Usiadł i zapiął swój pas. – I przygotuj się na komitet powitalny.

– Jak to? – zapytała Bess.

– Powiadomiłem CDC, stacje CBS, CNN i redakcję „St. Louis Post Dispatch”. – Uśmiechnął się krzywo. – Wszyscy oni niecierpliwie będą oczekiwać na pojawienie się drugiej Matki Teresy.

Bess zmarszczyła brwi.

– Matki Teresy?

– Tak – potwierdził Kaldak. – Zaraz staniesz się bohaterką narodową. Dzielną, altruistyczną kobietą, gotową stawić czoło niebezpieczeństwom skażonej strefy, by ofiarować swą krew i doglądać chorych.

– Doskonale – mruknął Yael.

– A twoje poświęcenie jest tym większe, że zostawiłaś chore dziecko, by tu wyruszyć. Dziecko, które ocaliłaś przed śmiercią.

– Boże, co za kicz! – jęknęła Bess.

– Ale ten kicz napisało życie. To prawda, którą może potwierdzić każdy dziennikarz, byle sobie zadał odrobinę trudu.

– Powiedziałeś im o Estebanie?

Skinął głową.

– Powiedziałem im o Tenajo. Starałem się maksymalnie to rozdmuchać. Mediom najbardziej przypadło do gustu, że to ich koleżance po fachu trafiła się rola bohaterki.

– Nie jestem bohaterką – obruszyła się Bess.

– Od tej pory tak – powiedział Kaldak. – Odwiedzisz tę dziewczynkę, której dano twoją krew. Będą filmować, jak codziennie ją oddajesz. Będą robić ujęcia ciebie i nowych ofiar sprowadzanych do szpitala. Udasz się do dzielnic, w których trwają zamieszki, by udowodnić, że można przeżyć tę zmutowaną odmianę wąglika. – Zawiesił głos. – I udzielisz wywiadów o Josie, Emily i Tenajo.

– Nie!

– Tak. To konieczne. Doktor Kenwood ma się stać najsłynniejszym chirurgiem Ameryki, bo operował Josie. Niech zrobią wywiad z siostrą oddziałową. Trzeba zmusić szpital, żeby otoczył Josie armią strażników, którzy by ją chronili przed prasą i telewizją.

Szerzej otworzyła oczy, zrozumiawszy, co naprawdę miał na myśli.

– I przed Estebanem.

– Chyba pod tym względem możemy liczyć na Ramseya. Nie dopuści, żeby coś się przydarzyło maleńkiej słodyczce Ameryki.

– A gdy uwaga mediów skoncentruje się na Bess, nie będzie mógł jej zamknąć w jakiejś izolatce – dodał Yael.

– Właśnie o to chodzi – przytaknął Kaldak.

Niezły plan, przyznała w duchu Bess. Może się udać.

– Jeszcze coś – dorzucił Kaldak. – Musisz powiedzieć prasie, że CDC jest bliższe wypracowania skutecznego leku, niż podaje się w oficjalnych raportach.

– Dlaczego?

– Niech Esteban poczuje się zagrożony. Jeśli będzie sądził, że lada chwila powstanie antidotum, będzie starał się jak najszybciej pójść na ugodę i zminimalizować straty.

– Albo wyśle kolejny samochód z pieniędzmi.

– Nie, nie powtórzy tego samego numeru. Każdy ma się na baczności. Esteban pokazał, na co go stać, i wszystkich śmiertelnie przeraził.

– Nie możesz być tego pewny.

– Niczego nie mogę być pewny. Pozostaje trzymać kciuki i liczyć, że dobrze obstawiłem. Jest jeden pozytyw – dodał ponuro. – Wątpię, czy Esteban odważy się przyjechać do Collinsville próbować ci poderżnąć gardło. – Samolot podskoczył, gdy koła zderzyły się z nawierzchnią. – To może być zbyt szaleńczy ruch, nawet jak na niego.

– Na to też bym nie liczył – odparł Yael. – Jest sprytny, ale czasem ima się najdziwniejszych sposobów.