— A jak! — Amber potrząsa głową, prawie nie kryjąc pogardliwego uśmiechu wyższości. Wie, że to niezbyt ładnie, ale mama jest bardzo daleko, a tata i macocha nie przejmują się takimi rzeczami. — Dobra jestem — obwieszcza. — No i co z naszym zakładem?
— Ajaj. — Pierre wbija dłonie głębiej w kieszenie. — Tylko chwilowo nie mam przy sobie dwóch milionów drobnymi. Przy następnym cyklu?
— Co?! — Jest wściekła. — Założyliśmy się!
— No wiesz… doktor Bayes mówił, że tym razem też ci się nie uda, więc moją inteligentną kasę wpakowałem w opcje. Gdybym je teraz wyciągnął, byłbym na wielkim minusie. Dasz mi czas do końca cyklu?
— Oj, Pee, taki bystry, a wierzy simom. — Jej awatar promieniuje nastoletnią wzgardą. Pierre garbi się pod jej wzrokiem. Ma tylko dwanaście lat, piegi i jeszcze się nie nauczył, że zobowiązania trzeba realizować. — Tym razem ci daruję — oświadcza Amber — ale zapłacisz mi za to. Duży procent.
Pierre wzdycha.
— A jaką stopę odse…
— Nie, Pierre. Duży procent twojej uwagi. Przez jeden cykl będziesz moim niewolnikiem! — Uśmiecha się złośliwie.
Pierre natychmiast robi przestraszoną minę.
— Jeśli nie każesz mi sprzątać tacy ze śmieciami. Nie planujesz tego, prawda?
Witamy w czwartym dziesięcioleciu. Myśląca masa w Układzie Słonecznym przekracza już 1 MIPS na gram; czyli wciąż jest on niezbyt bystry, ale już nie całkiem tępy. Populacja ludzi osiągnęła niemal szczyt, sięgając dziewięciu miliardów, ale przyrost zaczyna już skłaniać się ku ujemnemu, a średnia wieku w rejonach zwanych niegdyś „rozwiniętymi” jest dobrze po czterdziestce. Ludzkie procesy umysłowe stanowią około 1028 MIPS-ów z układowej mocy. Prawdziwe myślenie spoczywa głównie na aureoli tysiąca bilionów procesorów otaczających białkowe maszyny swą obliczeniową mgiełką — każdy z osobna ma jedną dziesiątą mocy ludzkiego mózgu, ale razem są dziesięć tysięcy razy mocniejsze, a ich liczba podwaja się co dwadzieścia milionów sekund — dochodzi już do 1033 MIPS-ów i nadal rośnie, choć Układowi Słonecznemu daleko jeszcze do pełnego przebudzenia.
Technologie przychodzą i odchodzą, ale nawet pięć lat temu nikt nie przewidywał, że puszkowane naczelne będą teraz orbitować wokół Jowisza — synergia nowych branż i dziwacznych modeli biznesowych zreanimowała epokę kosmiczną, znaczną rolę odegrało też wykrycie (dotąd nierozszyfrowanych) sygnałów pozaziemskich cywilizacji. Niespodziewani eksploratorzy marginesów rozwijają nowe nisze ekologiczne na peryferiach ludzkiej infoprzestrzeni, minuty lub godziny świetlne od centrum, w miarę jak nabiera tempa ekspansja zamrożona jeszcze w latach 70. XX wieku.
Amber, jak większość postindustrialistów na pokładzie statku-sierocińca Ernst Sanger, ma paręnaście lat: choć u wielu z nich naturalne talenty ulepszono przez komórkową rekombinację genetyczną, ona, wskutek wyznawanych przez matkę ideałów, musi zadowalać się prozaicznymi komputerowymi pomocami. Nikt jej nie grzebał przy tylnej korze ciemieniowej, żeby powiększyć pamięć krótkoterminową, ani przy tylnym górnym zakręcie skroniowym, żeby poprawić przetwarzanie informacji słownej, ale za to dorastała z neuroimplantami, które są dla niej teraz równie naturalne jak płuca czy palce. Połowa jej mózgowego softu wybiega poza czaszkę, układając się na sieci procesorów podpiętych do mózgu kanałem komunikacyjnym opartym na kwantowym splątaniu — jej osobistej metakorze.Te młode mutanty jasno płoną: nie są może całkiem niezrozumiałe dla swych rodziców, lecz kompletnie obce — tak. Przepaść między pokoleniami jest szeroka jak lata sześćdziesiąte i głęboka jak Układ Słoneczny. Rodzice, urodzeni w najgorszych latach XXI wieku, dorastali w towarzystwie białych, ociężałych wahadłowców, stacji kosmicznej, która tylko kręciła się w kółko, i komputerów, które popiskiwały przy naciskaniu klawiszy. Pomysł, że w ogóle można sobie polecieć na orbitę Jowisza, jest dla nich równie nieintuicyjny, jak Internet dla przedstawiciela amerykańskiego wyżu.
Większość pasażerów puszki uciekła od rodziców, uważających, że nastolatki mają chodzić do szkoły, niemogących poradzić sobie z pokoleniem tak podrasowanym, że przerasta inteligencją wszystkich dorosłych wokół. Amber w wieku sześciu lat posługiwała się biegle dziewięcioma językami, w tym tylko dwa były ludzkie, a sześć poddawało się serializacji[8]. Gdy miała lat siedem, matka zabrała ją do szkolnego psychologa, bo mówiła syntetycznymi językami. Dla Amber to była kropla, która przelała czarę, i dziewczyna zadzwoniła do ojca z nielegalnego, anonimowego telefonu. Ojciec miał wprawdzie orzeczony zakaz kontaktów z nią, ale matce nie przyszło do głowy wystąpić o takowy dla jego partnerki…
Pod żądłem napędu statku marszczą się potężne zwoje chmur: pomarańczowe, brązowe i błotnistoszare pasma powoli wyczołgują się zza opuchniętego horyzontu Jowisza. Sanger zbliża się do peryjowium, zanurzony głęboko w śmiercionośne pole magnetyczne gazowego olbrzyma; po walcu skaczą wyładowania elektrostatyczne, rozpalając się łukiem wokół ciemnofioletowej chmury gazów wydechowych wypychanych przez magnetyczne zwierciadła napędu plazmowego o zmiennym impulsie. Plazmowa rakieta jest podkręcona na maksymalny przepływ masy, impuls właściwy ma teraz prawie tak mały, jak rakieta z reaktorem rozszczepiającym, ale za to daje maksymalny ciąg; cała konstrukcja, poskrzypując i pojękując, wykonuje manewr asysty grawitacyjnej. Za godzinę napęd zamigoce, zgaśnie i sierociniec zacznie spadać w górę, na zewnątrz, ku Ganimedesowi, a potem opadnie na orbitę wokół Amaltei, czwartego księżyca Jowisza (i źródła większości materii w pierścieniu Gossamera). Nie są pierwszymi puszkowanymi człekokształtnymi docierającymi do podukładu Jowisza, ale za to jednym z pierwszych prywatnych przedsięwzięć tego typu. Transmisja danych jest tu ślimacza — jakby ssało się przez słomkę zdechłe ślimaki — od paru setek mikrosond o mysich móżdżkach i kilku pozostawionych przez NASA lub ESA dinozaurów dzielą ich miliony kilometrów próżni. Są tak daleko od wnętrza Układu, że macierz łącznościowa statku idzie w większości na cache’owanie danych — przychodzące informacje pochodzą już sprzed całych kilosekund.
Amber, podobnie jak połowa nieśpiących pasażerów, przygląda się temu z fascynacją z mesy. Mesa jest długim, nadmuchiwanym walcem o podwójnym kadłubie, umieszczonym osiowo pośrodku statku. W rurach w jej ścianach mieści się większość ich zapasów wody. Całą przeciwległą ścianę zajmuje projekcja wideo, w czasie rzeczywistym przedstawiająca trójwymiarowy obraz przetaczającej się pod nimi planety; w rzeczywistości, pomiędzy nimi a uwięzionymi w magnetycznej otoczce Jowisza cząstkami umieszczono tyle masy, ile się tylko dało.
— W tym sobie popływać… — wzdycha Lilly. — Tylko sobie wyobraźcie, zanurkować w to morze…
Na oknie pojawia się jej awatar, oddalony o kilometry próżni surfuje na srebrnej desce.
— Nieźle by cię spiekło od tego wiatru — szydzi Kas.
Awatar Lilly, dotąd ubrany w migotliwy metaliczny kostium kąpielowy, zaczyna nagle przypominać fakturą pieczone mięso i ostrzegawczo macha kiełbaskowatymi paluszkami.
— I ciebie też, i okno, przez które tam wlazłeś!
Wirtualna próżnia za oknem zaczyna się roić od ciał, przeważnie ludzkich, wyginających się i przeistaczających w udawanej walce, gdy połowa dzieciaków podejmuje wirtualne wyzwanie „każdy na każdego”. To gest na pohybel dojmującemu lękowi, że za cienkimi ściankami sierocińca czai się środowisko naprawdę tak nieprzyjazne, jak sugeruje usmażony awatar Lilly.
8
Serializacja — w komputerowych językach programowania przekształcanie różnego typu obiektów na postać strumienia bajtów, np. aby zapisać je na dysku lub przesłać przez sieć. Tu chodzi o możliwość zapisania wypowiedzi w danym języku w postaci liniowego strumienia informacji, jak np. ludzkie pismo.