Выбрать главу

— Ja… — Odchrząka. — Naprawdę uważasz, że to niesamowite?

Nagle, idąc za przeczuciem, wypączkowuje ducha, żeby zebrał informacje o tej całej Ricie i zorientował się kim ona jest i czego chce. Zwykle nie warto poznawać kogoś bliżej przy tego typu pogawędce, ale Sirhan chce wiedzieć dlaczego ona szukała informacji o nim. Razem z jaźnią, która rozmawia z Aineko, daje to prawie trzy instancje wyżerające mu zasoby w czasie rzeczywistym. Jak tak dalej będzie szastać duchami, narobi sobie egzystencjalnego długu.

— Tak sobie pomyślałam — odpowiada.

Pod ścianą stoi ławka; jakimś sposobem ląduje tam razem z nią. Nie ma zagrożenia, nie jesteśmy sam na sam, ani nic takiego, powtarza sobie sztywno. Ona uśmiecha się do niego, lekko przekrzywiając głowę, rozchylając wargi; na moment oszałamia go otwierający się przed nim wachlarz możliwości. A co będzie, jeśli odrzuci wszystkie zasady przyzwoitości? Kompromitacja! Sirhan wierzy w godność i powściągliwość.

— Naprawdę mnie zainteresowało to… — Rita podaje mu kolejny dynamicznie się ładujący obiekt binarny, zawierający szczegółową krytykę jego analizy Wittgensteinowskiej matkofobii w kontekście nacechowanych płciowo konstruktów gramatycznych oraz XIX-wiecznego wiedeńskiego społeczeństwa, razem z hipotezą, która sprawia, że Sirhan aż traci dech z oburzenia na sam pomysł, że akurat on mógłby podzielać pełne uprzedzeń poglądy Wittgensteina. — I co myślisz? — pyta, uśmiechając się do niego psotnie.

— Nnnnngk. — Sirhan próbuje odpołknąć własny język. Rita zakłada nogę na nogę, szeleszcząc suknią. — Ja, eee… to znaczy…

W tym momencie duch reintegruje się z jego świadomością, wsypując do niej stertę ewidentnie pornograficznych obrazów. „To pułapka!”, krzyczą. Jej piersi, biodra, łono — gładko wygolone, nie może nie zauważyć — napierają nań w żywiole namiętności. „Matka chce, żebyś stał się rozwiązły, jak ona!”. I już pamięta, jak by to było, po roku małżeństwa budzić się w łóżku obok tej dopiero co poznanej kobiety, gdyż jeden z jego poznawczych duchów właśnie poświęcił parę sekund czasu sieciowego (czyli parę subiektywnych miesięcy) na gorącą kotłowaninę z jej duchem. Ona faktycznie ma parę interesujących pomysłów naukowych, nawet jeśli jest nadmiernie pewną siebie i zbyt zachodnią kobietą, uważającą, że znakomicie zarządzi jego życiem.

— Co to jest? — pyta. Uszy mu płoną, bielizna robi się za ciasna.

— Takie sobie spekulacje na temat różnych możliwości. Moglibyśmy wiele razem dokonać. — Obejmuje go i delikatnie przyciąga do siebie. — Nie chciałbyś się przekonać, czy to się sprawdzi?

— Ale, ale… — Sirhan aż się gotuje.

Czy ona mi proponuje seks? — zastanawia się, zażenowany własną niezdolnością interpretowania jej sygnałów.

— Czego chcesz? — pyta.

— Wiesz, że Superplonk potrafi o wiele więcej, niż tylko wrzucać denerwujących kretynów do killfile’a? — szepcze mu do ucha. — Jeśli tylko zechcesz, możemy teraz stać się niewidzialni. To świetna sprawa na tajne spotkania, i nie tylko. Będzie nam się doskonale współpracować, nasze duchy super się dogadały…

Sirhan zrywa się z piekącą twarzą i odwraca.

— Nie, dziękuję! — wypala, wściekły sam na siebie. — Do widzenia!

Przez to emocjonalne przeciążenie inne instancje rozkojarzają się, odrywają od swoich zadań i prychają z oburzeniem. Nie może patrzeć na jej minę zranionej łani: zasłona killfile’a opada, zmieniając ją w rozmazaną czarną plamę na ścianie, zasłoniętą przed nim przez własny mózg. Odwraca się i odchodzi, kipiąc wściekłością, zły na matkę, że przez nią ujrzał własną twarz w szponach cielesnej namiętności.

* * *

Tymczasem w jednej z dolnych kul, wyłożonych posklejanymi taśmą srebrzysto-błękitnymi poduchami izolującymi, grupa trzymająca władzę we frakcji akceleracjonistów omawia swój skok po władzę nad światem z ułamkiem prędkości światła.

— Przed wszystkim nie uciekniemy. Na przykład przed kolapsem fałszywej próżni — upiera się Manfred.

Jest trochę nieskoordynowany i bełkotliwy pod wpływem pierwszej szklanicy owocowego ponczu od prawie dwudziestu rzeczywistych lat. Ciało ma młode i wciąż dość pozbawione wyrazu, włosy nadal mu odrastają, porzucił też — najwyższy czas — swój dawny fetysz braku wszczepek na rzecz szeregu interfejsów, pozwalających mu zinternalizować wszystkie procesy swojej egzokory, niegdyś biegające na sieci głupich maszynek Turinga pozostających poza ciałem. Trzyma się też własnego wyczucia stylu i jest jedyną osobą w sali, która nie ma na sobie jakiegoś rodzaju smokingu lub klasycznej sukni wieczorowej.

— Splątana kwantowo transmisja przez routery to świetna sprawa, ale nie pozwoli nam uciec poza wszechświat: a każda przemiana fazowa w końcu dotrze wszędzie, bo sieć musi być ograniczona. I co wtedy, Sameena?

— Tego nie kwestionuję. — Kobieta ubrana w zielonozłote sari i fortunę maharadży w złocie i naturalnych diamentach kiwa głową. — Ale to się jeszcze nie wydarzyło. A mamy dowody, że nadludzkie inteligencje grasują w naszym wszechświecie od gigalat, można więc śmiało przypuszczać, że najbardziej katastrofalne scenariusze są nieprawdopodobne. A spojrzawszy nieco bliżej… nawet nie wiemy, do czego służą te routery ani kto je zrobił. Do tego czasu… — Wzrusza ramionami. — Zobacz, co się stało kiedy ostatnio ktoś próbował je zbadać. Bez obrazy.

— To się już stało. Jeśli pogłoski, które słyszałem, są prawdziwe, Wyrodne Potomstwo nie jest tak negatywnie nastawione do idei wykorzystania routerów, jak chcielibyśmy uwierzyć my, staroświeccy metaludzie. — Manfred marszczy czoło, starając się przypomnieć sobie jakąś mglistą anegdotę — eksperymentuje z nowym algorytmem kompresji wspomnień: musiał go zastosować przez to, że za młodu był mnemonicznym chomikiem i teraz czasem czuje, że ma cały wszechświat na końcu języka. — Wydaje się więc, że się żywiołowo zgadzamy co do potrzeby dowiedzenia się więcej o tym, co się dzieje. Widzimy w kosmosie wielkie anizotropie spowodowane przez ciepło odpadowe z procesów obliczeniowych — wielkie na miliony lat świetlnych! Żeby czegoś takiego dokonać, potrzebna jest potężna, międzygwiezdna cywilizacja, która nie wpadła w pułapkę lokalnego mózgu-matrioszki. Słyszymy też niepokojące plotki, że Wyrodki zaczynają coś majstrować przy strukturze czasoprzestrzeni; próbują znaleźć sposób na obejście limitu Bekensteina[20]. Jeśli Wyrodki już tego próbują, goście mieszkający blisko supergromady dawno znają odpowiedź. Żeby się przekonać, najlepiej tam polecieć i pogadać z kimś ważnym. Możemy się zgodzić przynajmniej co do tego?

— Pewnie nie. — Jej oczy rozbłyskują rozbawieniem. — Wszystko zależy od tego, czy w ogóle wierzy się w te cywilizacje. Wiem, że twoi ludzie pokazują sobie fotografie głębokiego kosmosu zrobione w najróżniejszych technikach, począwszy od jakiegoś drewnianego habla-bubla z końca dwudziestego wieku, ale nie mamy żadnych dowodów poza paroma teoriami dotyczącymi efektu Casimira, tworzenia par i kręcących się zlewek z helem-3 — to dość słaby dowód dla hipotezy, że banda intergalaktycznych obcych cywilizacji próbuje skolapsować fałszywą próżnię i zniszczyć wszechświat! — Odrobinę ścisza głos: — A przynajmniej niewystarczający, mój Manny, żeby przekonać większość ludzi. Wiem, że dla ciebie to szok, ale nie każdy jest postludzkim fetyszystą nowości przesiadającym się z ciała do ciała, którego pomysłem na urlop naukowy jest spędzenie dwudziestu lat w charakterze ciasno spiętych siecią mew, które próbują dowieść twierdzenia o wyroczni Turinga…

вернуться

20

Limit (granica) Bekensteina — hipotetyczne ograniczenie ilości informacji możliwej do przechowania w materii o znanej energii.