Выбрать главу

– Nie. Już nie możemy. Zachwialiśmy równowagą sił w królestwie Troy. Teraz… albo my, albo oni.

– No to niech oni wygrają! A my się zabijmy i oszczędźmy w ten sposób te stosy zwłok, które narobimy! Możemy jeszcze powstrzymać śmierć, która kroczy naszym tropem z duuuuuużą kosą w ręku! Możemy jeszcze zmyć z jej gęby ten głupi uśmiech szczęścia!

– Już nie.

– Pierdol się! Nie masz racji – Sirius wyciągnął sztylet w stronę Zaana. – Chcesz?

– Nie – odparł Zaan. – Jeszcze nie. Choć jestem na to gotowy.

– No to, na co czekasz?

– Na oklaski! Pierdol się sam, tchórzu!

Sirius wściekły nagle podskoczył do Zaana i oparł mu ostrze sztyletu o szyję. Na wysokości tętnicy.

– Mnie nazwałeś tchórzem??? Mnie?

– No pchnij! I pierdol się sam!

– Zaan, kurwa, jesteś jakby moim ojcem! Zaan!

– No pchnij, tchórzu! Zrób to!

– Zaan, kurwa! Zaan! Zaan…

– Pchnij tchórzu. No już. Bez wahania.

– Kocham cię, durniu!

– Ja też cię kocham.

– Szlag… – Sirius opuścił sztylet. – Zdaje się, że dwóch facetów właśnie wyznało sobie miłość w świątyni… To chyba zakazane przez prawo.

– Chyba tak.

Sirius znowu usiadł na zydlu. I znowu przycisnął kolano do kolana.

– Pieprz się palancie. Nienawidzę cię!

– Szybko zmieniasz uczucia – Zaan masował sobie draśniętą ostrzem szyję.

– Dupek!!!

– Idiota!

Roześmieli się obaj.

Sirius jednak nie należał do osób, które mnożą trudności. Wprost przeciwnie. On je raczej niwelował.

– To co? Zabijamy setki tysięcy ludzi?

– No.

– Niech cię szlag trafi!

– To już Zakon chciał osiągnąć. Ale… mu się nie udało.

Zaczęli ryczeć ze śmiechu. Chichotali tak, że mogło to być słyszalne nawet na dziedzińcu. Bogowie! Przyjaźń między dwoma mężczyznami. Tego się nie da osiągnąć z żadną kobietą. To jest prawdziwa przyjaźń.

– Co robimy?

– Zapieprzymy wszystkich w Luan – nowy ryk śmiechu.

– Niby jak?

– Musimy zrobić przewrót tutaj, bo nam nie pozwolą ruszyć do prawdziwego boju. Na szczęście Armia Domowa już praktycznie nie istnieje. Orion robi machloje, a potem przewrót. Musi. Musi przeżyć. Lecimy na Zachód, ale tym razem do Syrinx. I Zakon jest psem bez zębów.

– Jesteś kompletnym kretynem.

Nagle zza pomnika Pierwszego Boga ukazał się Wielki Książę Orion.

– On w ogóle nie jest kretynem – książę wskazał na Zaana. – On jest bardzo inteligentnym człowiekiem.

Zaan struchlał, wyobrażając sobie, co mógł podsłuchać Wielki Książę. Runął na kolana. Chyba niepotrzebnie. Orion, jak się okazało, musiał usłyszeć tylko ostatnie zdania.

– On ma rację – powiedział. – Teraz albo nigdy… A to znaczy „teraz” synu! – podrapał się w brodę. – Aaaaaaaaa… Musimy wykorzystać niepowtarzalną szansę. On dobrze myśli. On to ma ładnie w głowie poukładane.

– Co masz na myśli ojcze?

– Teraz albo nigdy! A to naprawdę znaczy „teraz”. Bo nie wiem, gdzie jest „nigdy”…

Orion skinięciem palca poderwał Siriusa z zydla i Zaana z podłogi. Sam zajął zydel pierwszego kapłana i założył nogę na nogę.

– Emmmm… Powiedz, co sobie wymyśliłeś, człowieku w czarnym płaszczu, którego opinie tak bardzo zacząłem ostatnio cenić.

– Musimy z Siriusem udać się do Arkach. Musimy nakłonić ich Królową do wojny z Luan. Ale wojny totalnej. Tam w wojsku są same dziewczyny. Wymyślili sobie, że skoro mają tak mało ludności, to mężczyźni będą produkować wszelkie dobra, a baby walczyć, żeby nie umniejszać potencjału. Armia do dupy. Ale jak im damy pieniądze…

– Zostaw w spokoju kwestie oczywiste. Mamy tam kogoś?

– Mamy.

– No i dobrze. A teraz wypowiedz się w kwestiach naprawdę istotnych.

– Problemy mamy trzy: wielkie rody, Królewscy Donosiciele i Zakon. Zakon rozpracowany, jeśli chodzi o współpracowników tutaj. Donosiciele również rozpracowani. Pozostają wielkie rody. Ale mam sporo źródeł informacji.

– Dobrze… – przerwał mu łaskawie Wielki Książę. – Rozumiem, że wielkimi rodami mam zająć się sam.

– Ja mogę we wszystkim pomóc. Ja…

– Ciiiiiii… – przerwał Zaanowi Orion. – Kto najbardziej bruździ?

– Tau z armią Wschód, Archentar z dyplomacją i trochę Dahren.

Wielki Książę przygryzł wargi.

– Czy nie dałoby się jakoś wywołać nowej wojny z Symm, żeby związać siły Tau?

– Dałoby się. Bez żadnego problemu.

– No i dobrze. Sam zajmę się Archentarem i Dahrenem – Wielki Książę zerknął na syna. – Widzisz, chłopcze… Sztuka polityki polega na wsadzeniu palca między framugę i drzwi. Problem tylko w tym, żeby te drzwi, w danym momencie, były szeroko otwarte! I nie zamykały się za szybko.

– Ludzie… – jęknął cicho Sirius. – Co wy chcecie zrobić? Wojna na wschodzie, wojna na zachodzie, kraj spustoszony przez zarazę, wielkie rody do piachu, lud do wojska, a potem na cmentarz… Co wy chcecie zrobić?

Orion pokiwał głową. Oparł rękę na ramieniu syna.

– A jakie mamy inne wyjście? – spytał. – Inaczej zabiją nas. Naruszyliśmy równowagę sił w królestwie Troy. Jesteś zbyt popularny dzięki temu mężczyźnie w czarnym płaszczu, żeby mieli nam to puścić płazem. Równowaga została naruszona. I on – znów wskazał na Zaana. – doskonale to rozumie. Ty też musisz zrozumieć.

– Ale po co? Chcą mnie zabić? Niech zabijają! Lepsze to niż stosy trupów, które narobimy! Lepsze to niż beczenie setek tysięcy mamuś na cmentarzach! Chcecie, psiamać, wywołać wojnę totalną, zrobić jakieś spiski i morderstwa. Widzę krew na waszych rękach!

– Synu… Nie mamy innego wyjścia – Orion znowu pokiwał głową. Ach, jak pięknie wypadnie opis tej rozmowy w kronikach, które kiedyś zamierzał podyktować. Jak pięknie. Jak wspaniale. Sirius zadumany nad losem świata! Bosko. Niczego lepszego nie mógłby wymyślić, nawet jakby nie spał sto nocy, tylko ślęczał nad opisem dokonań zamierzchłych bohaterów. Był dumny z syna. Moja krew!!! – Musimy zabić ich wszystkich – dodał jednak rzeczowo.

– Po co człowiek sięga po te pierdoły? – zapytał Sirius. – Nie zjem więcej niż mam. Nigdy nie przejem tego, co jednego dnia gotuje się w pałacu. Nigdy nie przelecę nawet tych wszystkich kobiet, które dostaję pod nos! Po co wam władza nad światem? Co chcecie z tego mieć? Nieszczęście tylu ludzi? To was bawi?

Orion zerknął na Zaana. Ach jak to pięknie wypadnie w kronikach. Co za temat! Co za styl… Zaan zrobił dyskretny gest: „przeczekać”. Obaj uśmiechnęli się do siebie.

– Synu – Wielki Książę oparł dłoń na ramieniu młodego księcia. – Porozmawiamy później. Bardzo mnie cieszy twoje pojęcie moralności. To godne króla! – westchnął. – Którym może i zostaniesz niedługo… – szybko jednak przeszedł do rzeczy istotnych. – Co zamierzasz? – spytał Zaana.

– Wielki panie! Musimy zrobić przewrót.

– Tyle sam wiem. Inaczej rozniosą nas na ostrzach sztyletów.

– Musimy związać Tau wojną na wschodzie. Ale to da się zrobić za tanie pieniądze. Musimy ruszyć na Luan, ale tym razem poważnie. Sirius powinien pojechać do Arkach i ustalić zarysy wspólnej akcji. To będzie strasznie dużo kosztowało. Ale musimy wydać tą rzekę złota i wpuścić ją w antyzakonny kanał. Królestwa Północy już omotane. Ruszą, kiedy każemy. W przyszłym roku musimy być w Syrinx. Mam człowieka w ścisłym otoczeniu cesarza. To wróżbiarz. Naczelny wróżbiarz cesarstwa, bo… On przewidywał ruchy naszych wojsk… skutecznie. Bo trochę o tym wiedział. Tyle, ile mu zdradziliśmy.