– Dobra – mruknął. – Poradzę sobie jakoś.
Chłopak uśmiechnął się znowu. Potem skinął na swoje sługi. Bez żadnego skrępowania, w obecności kilku kobiet zaczął się rozbierać. Nawet Achaja zerknęła z boku zdziwiona. Dwie służące nałożyły mu gorset, a po chwili ścisnęły w pasie tak, że ledwie mógł oddychać. Dwie inne podały mu wspaniałą balową suknię i pomogły nałożyć zgrabne, pokryte lakierem trzewiki. Jeden cyrulik zaczął pudrować mu twarz, drugi, jednocześnie skubał brwi specjalną pęsetą.
– Kurde – westchnął chłopak. – Jak kobiety w tym chodzą?
Poruszył nogami skrępowanymi przez wąską, wspaniałą suknię.
– Chyba się nie potkniesz? – spytał Biafra.
Tamten uśmiechnął się samym skrzywieniem warg.
– Tak tylko mówię. – Wzruszył ramionami. – Ćwiczyłem krok chyba we wszystkich strojach, jakie wymyślił człowiek. – Roześmiał się nagle. – Kiedyś byłem przebrany za baletnicę i odtańczyłem na uczcie cały kawałek. – Rozłożył ręce. – Brawo mi bili. A ten, co na niego mnie wynajęli, to od razu wziął mnie do łożnicy. A jak wpadli ci, co byli nagotowani, żeby tumult uczynić i klienta na sąd dostawić, to się bałem, że mnie zgwałcą. Za dobrze, szlag, udawałem. Za dobrze.
Biafra uśmiechnął się lekko. Achaja wydęła wargi. Na szczęście służący uporali się nareszcie z jej fryzurą. Najwyższa z dziewczyn zasłoniła ją trzymaną w rękach tkaniną od reszty obecnych w pokoju i Achaja mogła zrzucić swoją szeroką koszulę. Dwie służące nałożyły jej gorset i, stękając z wysiłku, zacisnęły wszystkie paski. Achai pociemniało w oczach. I tak było jej łatwiej – w czymś takim chodziła latami jeszcze w Troy. Jak mógł wytrzymać tę torturę osiemnastoletni chłopak? Nie mogła zrozumieć.
Włożyła cieniutką, wąską suknię. Mogła w niej rozstawić stopy mniej więcej na odległość jednej dłoni. Nieszczególnie jej to przeszkadzało. Miała jednak nadzieję, że chłopak, ubrany w coś takiego, przewróci się i rozwali sobie nos. Zerknęła do lustra na swój, podkreślony gorsetem, kształtny tyłek. Poruszyła nim lekko. Wyglądał bardzo pociągająco. Spojrzała ukradkiem na Biafrę, czy widzi. Widział. Niestety, pochwycił jej spojrzenie. Uśmiechnął się. Szlag.
– Masz. – Podał jej dziwny, czarno-złoty przedmiot. – To okulary.
– Co?
– Takie coś, co zasłania oczy.
Gruby, złoty drut obejmował dwa idealnie okrągłe, świetnie wyszlifowane kawałki ciemnego kryształu. Pomógł jej założyć to na nos i zaczepił końce drutu o uszy.
– Szlachta z gór nosi takie często zimą, żeby uniknąć oślepienia przez śnieg.
Znowu zerknęła w lustro. Ciemne okulary przydawały jej twarzy wyrazu tajemniczości. Pasowały do jej rysów. Miała wszelkie szanse, żeby stać się ozdobą balu. Ale co najważniejsze, ciemny kryształ zasłaniał jej czarne, pozbawione białek oczy.
– Słuchaj. Będę mogła je potem zatrzymać?
– Pewnie. Są twoje. – Biafra wzruszył ramionami. Nie mógł zrozumieć, że księżniczka mogła pytać o coś takiego. Jakby strzeliła palcami, służący powinni w ciągu jednego dnia dostarczyć sto takich. Chociaż… Te rzeczywiście były wyjątkowe, wykonane przez jakiegoś mistrza z dalekich krain. Ludzie Biafry zdarli je ze starego, grubego agenta, który usiłował ukryć pod nimi oko pokryte bielmem.
– Jakby kto pytał, powiesz, że zapadłaś na śnieżną ślepotę. Ale nikt pytać nie powinien. Twoja obstawa…
– Moja co?
– Obstawa – mruknął. – Chyba nie sądziłaś, że cię puszczę samą na salę balową. Podejdzie jakiś utytułowany pacan, przedstawi się, i ty też będziesz musiała wtedy powiedzieć swoje imię. W chwilę później nikt nie podejdzie do ciebie na odległość dwudziestu kroków – tak się będą bali.
– A nie mogę się przedstawić jako Śliczna Dupeczka? – roześmiała się, kręcąc tyłkiem.
Roześmiał się również. Mrugnął do niej.
– Nigdy nie podawaj żadnego fałszywego imienia. Jak się wyda, Królowa nas zetnie. – Klasnął w dłonie. Służący skoczyli do drzwi, otwierając je na całą szerokość. Zobaczyła czekające na korytarzu dwie wysoko urodzone damy. – To jest księżniczka Ginne. – Biafra wskazał wyższą z kobiet. – Będzie się kręcić wokół i wyłapywać wszystkich tych, co będą chcieli do ciebie podejść.
Księżniczka skinęła jej głową.
– Dama dworu Mija – kontynuował Biafra. – Będzie tuż przy tobie, szczebiocząc o bzdurach.
Młoda kobieta wykonała głęboki ukłon.
– Kurczę. Po co?
– Nie będziesz się kręcić po sali sama jak palec. Musisz z kimś gadać. Więc pieprz głupoty do Mii i trzymaj się okien.
Spojrzała na niego unosząc okulary.
– No nie. Dlaczego akurat okien?
Zaklął cicho.
– Przy oknach jest chłodno. Jak podejdziesz do lichtarza z dwiema setkami świec, gdzie gorąco, spocisz się i spłynie z ciebie całe to wapno, które masz na twarzy. – Machnął ręką. – No, idźcie już. Królowa zaraz zaszczyci towarzystwo swoją osobą.
Ginne ruszyła pierwsza. Mija ujęła Achaję pod rękę i podążyły za tamtą w odległości kilku kroków. Natychmiast też zaczęła szczebiotać, widać rola, którą miała zagrać, została stworzona specjalnie by wykorzystać jej naturalne talenty. Opowiadała takie głupoty, że wieczór mógł zamienić się w jedną z najgorszych tortur. Na szczęście Ginne szła szybko. Wataha sług i lokajów rzuciła się, żeby otwierać przed nią drzwi.
Sala balowa, choć królewska, niczym nie przypominała choćby wielkoksiążęcych sal z Troy. Mogła pomieścić raptem dwieście, trzysta osób. Może trochę więcej. Powiedzenie, że sala królewska w stolicy jej poprzedniej ojczyzny była dziesięć razy większa, wcale nie byłoby ryzykowne.
Mija poprowadziła Achaję pod okno.
– No i wiesz, on wtedy spojrzał na mnie, nogi zaczęły mi drżeć – trajkotała bez przerwy – a miałam na sobie taką śliczną suknię, wiesz, najlepszy krawiec, on zresztą miał bodaj dwadzieścioro dzieci, bo wiesz, jak jest za dużo dzieci, z reguły rzemieślnik robi byle jak, byle nastarczyć, ale, wiesz, tkanina była z Garenmich, a ja kiedyś miałam jechać do Garenmich, ale to daleko, za to wtedy, to znaczy przed tą planowaną podróżą, co nie doszła do skutku, poznałam takiego ślicznego chłopca. Wiesz, bo chłopcy to lubią podróże. Wiesz, znałam kiedyś jednego podróżnika, ale on był stary, starość nie radość, nie? Ale kiedyś spałam ze starym mężczyzną. No, może nie był piękny, ale to doświadczenie. Tak, mam koleżankę, która mówi o sobie, że dopiero ona jest doświadczona, ale ja jej nie wierzę, ona głupia i gadatliwa.
Jakiś wystrojony mężczyzna zwrócił uwagę na Achaję. Zamierzał podejść bliżej. Ginne dopadła go tak szybko jakby wystrzelono ją z katapulty.
– Jestem księżniczka Ginne. – Uśmiechnęła się tak szczerze, że Achaja potrząsnęła głową w niemym podziwie. – Zostaliśmy chyba przedstawieni, prawda?
Mężczyzna uśmiechnął się, składając ukłon. Nie mógł ruszyć dalej. Prawdziwej księżniczki nie można wszak zbyć byle czym. Pogrążyli się w rozmowie, ale zaraz księżniczkę zluzowały dwie damy dworu, które dopadły nieznajomego mężczyzny i poprowadziły w przeciwległy kąt sali. Ginne powróciła na swoją pozycję wartownika, rozglądając się wokół w skupieniu.
Achaja dopiero po dłuższej chwili zobaczyła swoją ofiarę – księcia Luan. Mężczyzna wydawał się sympatyczny. Był dość przystojny. Z wielką serdecznością rozmawiał z politykami czekającymi na nadejście królowej. Zrozumiała, że on naprawdę chce pokoju.
Zrozumiała też jeszcze jedną rzecz. Nie będzie w stanie zabić niewinnego człowieka o szczerych intencjach. Nadawała się na kata w tym samym stopniu co uczennica świątynnej szkoły.