Выбрать главу

Ja ci powiem. Taka jesteś szlachetna. Nie zabiłaś bezbronnego przy tobie faceta, świetnie. Ale pomyśleć, ile dziewczyn przez ciebie zginie? Co cię to obchodzi? Prawda? Że ktoś jednak musi posprzątać to gówno, które pozostawiła po sobie nasza armia i nasi politycy. Co cię to obchodzi? Zobaczyć, jak się byłej porucznik Zinnie sra bez brzuszka? Co cię to obchodzi? Nie pomyślałaś o tym? Są jednak tacy, co o tym muszą myśleć. Wiem. Pogardzać agentami, skrytobójcami, wywiadowcami… To łatwo. Nie nam się paprać w tych fekaliach, szlachetne siostry. Ale kto za was sprzątnie to gówno, coście narobili, państwo szlachetni wielce? Te wszystkie pierdoły, pomyłki, nieudacznictwo, totalną niekompetencję, łapownictwo, sranie na sianie? Ale ktoś, kurwa, musi. Ktoś, kurwa, musi!

Biafra skinął na sierżant dywizji górskiej.

– Wcielić je wszystkie do wojska – wskazał na czterdzieści służących. – Tylko oddziały liniowe. Wykonać!

– Tak jest! – ryknęła sierżant.

– To twoja zasługa, złotko – mruknął do Achai. – Tych, którym naprawdę zaszkodziłaś, pewnie nie zobaczysz. W przód i w tył. To nie dla ciebie, co?

– Aleś to ładnie wyprowadził – syknęła Achaja. – Jeszcze chwila, a się zrzygam w kącie tej sali.

– Chcesz, to rzygaj. – Biafra przygładził włosy. Żołnierze wyprowadzali gołe służące. – A jeśli chcesz, to się możesz mścić. Nie mam nikogo ukrytego w skrzyni ani pod podłogą.

Spojrzała na niego rozwścieczona. Miała ochotę go zabić. Miała ochotę napluć na niego i powiedzieć, jak straszliwie nim gardzi. Miała ochotę powiedzieć mu, że ma rację, ale ona boi przyznać się do tego.

Drzwi, te od sali balowej, otworzyły się z trzaskiem. Królowa skinęła dwoma palcami i cała świta ulotniła się w jednej chwili. Ktoś domknął drzwi i zostali sami w trójkę: władczyni, Biafra i Achaja.

– Zapłacicie za tę prowokację – szepnęła Królowa. Była tak zdenerwowana, że nie mogła mówić normalnie. Głos jej drżał, sepleniła lekko. – Twoja głowa, Biafra…

– Moja głowa… – usiłował coś powiedzieć ale przerwała mu krzykiem:

– Stul pysk! Co ty sobie wyobrażasz? Że będziesz rżnął moich gości jak świnie w jatkach? Że będziesz podsyłał prowokatorów, kiedy ci tylko taki pomysł postanie? – Królowa podeszła do Achai. – Jak mogłaś dać mu się tak opętać?! – ryknęła. – Co?! Szlag! – Ręce drżały jej coraz bardziej. – I zdejmij te ciemne okulary, bo mnie zaraz krew zaleje. Nie możesz mi nawet w oczy popatrzyć?

Achaja zdjęła okulary. Królowa popatrzyła w jej idealnie czarne oczy i wyraźnie zwątpiła. Machnęła ręką.

– Włóż je z powrotem – rozkazała. Podeszła do jednego z wybitych okien. – Biafra – powiedziała dużo spokojniej. Już nie sepleniła. – Zamierzam się ciebie pozbyć. Achaja?

– Tak, moja pani?

– Jaki jest najmniejszy kraj na świecie?

– Chyba… chyba Kone, moja pani. – Dziewczyna nie była pewna. Pamiętała jednak coś o zagubionym wśród śniegów na końcu świata księstwie, które na dworze jej ojca było przedmiotem dowcipów, bowiem jego teren można było przemierzyć powolnym krokiem w przeciągu kilkunastu modlitw.

– Pojedziesz do Kone, moje dziecko, jako poseł. I zostaniesz tam do końca życia.

– Tak, moja pani. – Achaja zgięła się w ukłonie.

– Biafra. – Królowa zagryzła wargi. – Sam się zabijesz, czy mam wezwać kata?

– Sam, sam – mruknął, również gnąc się wpół. – I cieszę się, pani, że nie spytałaś o powód naszej akcji. Jak zwykle, lepiej takie sprawy pozostawić wywiadowi.

– Biafra! – Królowa podskoczyła do niego, jakby chciała poorać mu twarz paznokciami. – Ty mnie nie usiłuj… – Kichnęła głośno. Mróz, z powodu wybitych okien, był już taki, jak na zewnątrz pałacu. – Dlaczego?

– Oni zabili Pierwszą Czarownicę Królestwa, pani.

Schylona w ukłonie Achaja potrząsnęła głową. Ale świnia! Ratował siebie od śmierci i ją od spędzenia reszty życia gdzieś na końcu świata. A jednocześnie dalej realizował swój plan. Teraz jednak musieli zabić czarownicę zanim odnajdą ją królewskie sługi. Czy to się da zrobić?

– Coooo? – Królowa podeszła do niego. – To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Skąd wiesz?

– Od pewnego człowieka, który upił jednego z ich sług. Po co mówić? I tak ich nie oskarżymy o nic. Cóż znaczy bełkotliwa opowieść sługi upitego przez mojego człowieka? To nie dowód. To kalumnia rzucona w twarz cesarzowi Luan.

Achaja wzięła oddech, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Pochyliła głowę jeszcze niżej. Jak on zamierza to załatwić?

Królowa klasnęła w dłonie. Podręczna natychmiast pojawiła się w drzwiach.

– Wyślij ludzi do wieży czarownicy – rzuciła. – Chcę…

– Pani! – Podręczna upadła na twarz. – Pani! Czarownica nie żyje! Nie śmiałam przerywać, pani, ale…

Achaja jak koń zastrzygła uszami.

– Bogowie! – Królowa ukryła twarz w rękach. – Zwołaj radę. Szybko!

Podeszła do Biafry. Chwila załamania minęła szybko. Była królową Arkach, a nie zasmarkaną dziewczynką, która dowiedziała się o śmierci rodziców.

– Jak wytłumaczysz obecność prowokatora? – warknęła. – Kiedy dowiedziałeś się o śmierci czarownicy?

– Na każdym balu mam jakiegoś prowokatora – kłamał idealnie. – Dowiedziałem się już w trakcie trwania balu.

– Tak? A jak w takim razie wytłumaczysz te kilkanaście warstw wapna na twarzy tej zabójczej księżniczki? Dlaczego ona ma rude włosy? Przedtem były czarne.

– Niech ona sama odpowie – mruknął Biafra.

O, żeby cię szlag trafił, panie perfidny!, klęła w duchu Achaja. Mogła powiedzieć prawdę i zabić Biafrę. A siebie posłać na wieczne zesłanie. Mogła też kłamać i brać udział w jego intrydze. Szlag!

– Słucham, dziecko?

Achaja podniosła głowę. Prawda? Czy fałsz? Prawda, śmierć Biafry, nie wiadomo, co dalej z Arkach? Czy fałsz, włożenie wszystkich palców w tryby jego intrygi, danie dupy, jeśli chodzi o honor.