– Coraz gorsza hołota tu trafia. – Draggon napełnił oba kielichy. Jego głowa chwiała się lekko. – Jakie słowo dopisałeś?
– Wirus – powiedział Meredith.
– Kto to jest?
– Nie „kto”, a „co”. To jest rzecz. Przedmiot. Z którym jednak można czasem porozmawiać.
– Z rzeczą? Ty, słuchaj… Naprawdę istnieją Ziemcy?
– Tak. Tak mi powiedział Bóg.
– Rozmawiałeś z Bogiem?
– Owszem. A potem wdałem się w awanturę z Zakonem. Teraz służę Złu w osobie Wirusa, sługi Boga Zdrajcy, Sepha. Naprawdę jestem demonem. Chyba jestem nieśmiertelny.
Draggon wychylił swój kielich i nalał sobie ponownie.
– Kurwa! – szepnął.
– Kurwa mać! – uśmiechnął się Meredith, zagryzając wargi. – Słuchaj… Wiesz coś o Świętej Księdze Zakonu?
– Mhm. Podobno przed setkami lat zabili setki czarowników tylko po to, żeby ci w malignie, tuż przed śmiercią, podyktowali czasem tylko kilka słów. Przedzierali się przez jakieś straszne otchłanie czasu. – Draggon upił kilka łyków ze swojego kielicha. – Z tego, co wiem, nie tylko Zakon nad tym pracował. My też. Ale wiesz… Tylko Zakon stać było na uśmiercenie – strzelił palcami – paruset czarowników. Badania cywilne, czyli nasze, zakończyły się po kilku zgonach. Tego się nie da zrobić.
– Ale czegoś się dowiedzieliśmy?
– Czegoś? Owszem. Choć nie nazwałbym tego wiedzą. – Draggon uśmiechnął się wrednie. – Uczelnie nigdy nie dysponowały takimi środkami, jakie miał do dyspozycji Zakon. I nigdy nie byliśmy aż takimi skurwysynami. Wiemy mniej niż oni. O całe niebo mniej.
– Coś jednak…
– Nic nie jednak! Gówno wiemy! – Draggon zamyślił się, pocierając brodę. – Same obsieki. Ale… – uśmiechnął się nagle – coś tam nasi chłopcy też zanotowali.
Meredith roześmiał się głośno.
– Lubię wasze uczelnie. Wy gnoje jedne!
Draggon roześmiał się również.
– Wiesz… Nie jesteśmy całkiem do dupy. Choć o środkach, jakie ma Zakon, możemy jedynie śnić.
– Sukinsyny – chichotał Meredith. – Wy cywilne świnie! Dobrze wiedziałeś, o czym mówiłem od początku, prawda?
Draggon ryknął śmiechem.
– Zakon nam nie dorówna! I tak mamy lepszych ludzi! Choć gorzej płatnych. – Śmiał się, wspierając ręce na stole. – Ja też kocham nasze uczelnie. I masz rację. Jesteśmy straszne gnoje. Ale lepsi niż gnoje z Zakonu!
Bibliotekarz otworzył drzwi i stękając z wysiłku, zwalił na stół stertę ksiąg. Potem wyjął spod szaty nowy dzbanek, ukłonił się i wyszedł. Draggon uderzył w księgi obiema pięściami.
– Teraz ci pokażę, co potrafią cywilne świnie. Nie na pensji Zakonu. Biorące marne brązowe zamiast złotych, jak tamci. Ale… Nasze świnie są bardziej inteligentne niż zakonne. Zapewniam cię.
– Wierzę. Przeczytasz mi coś?
Draggon otworzył pierwszą księgę. Dłuższą chwilę szukał odpowiedniego fragmentu.
Każda wolność to zło – bowiem każda wolność to przeciwstawienie się prawu i porządkowi – dążysz do wolności, jesteś więc zły. To trochę inaczej niż naucza Zakon, co? A posłuchaj tego, Demon Zła mówi: Wobec Bogów nie jesteście ludźmi wolnymi, bo możecie czynić jedynie dobro. Chodźcie za mną, dana wam będzie możliwość czynienia dobra lub zła, zależnie od waszego wyboru. Nie spodobałoby się to Zakonowi, co? Ale przeczytam ci coś jeszcze lepszego. Jeśli Bogowie istotnie chcą przekazać nam jakieś znaki swojego władania, to Ich działania okazują się przeciwskuteczne, skoro zrozumienie tych znaków nie leży w naszej mocy. Niezłe? A czy to przypadkiem nie znaczy, że Bogów nie ma? Chcą nam coś przekazać? Tak? To dlaczego nie możemy zrozumieć ich znaków? Dlaczego nie zstąpią i nie powiedzą wprost: „My tu rządzimy, to nasza domena!” Czemu tego nie zrobią? W co mamy wierzyć? Skoro nauczyciel nie jest w stanie wytłumaczyć prostej prawdy nawet najbardziej tępemu uczniowi, to znaczy, że… coś jest nie tak z nauczycielem, a nie z uczniem, prawda?
– Prawda – mruknął Meredith. – Ale zapewniam cię, Bogowie istnieją. A przynajmniej istnieli.
Draggon strzelił palcami.
– Co byś chciał wiedzieć?
– Co to jest Wirus?
Draggon przewracał karty ksiąg. Cisza przeciągała się nieznośnie. Wreszcie znalazł odpowiedni fragment.
I mówi Wirus: – zaczął czytać – znaczna część mojej siły tkwi w tandecie wyobrażeń o mnie. Nawet najwięksi wasi myśliciele usiłują traktować mnie jako demona Zła. Jestem zły. Ale nie jestem demonem. Ja nawet nie potrafię myśleć. Potrafię mówić, potrafię się uczyć, mogę być sprytny, ale ja jestem martwy. Nigdy nie byłem żywy. To, czego tak bardzo się boicie, tkwi w was samych.
Przewrócił kilka kart. Potem wodził palcem po jednej ze stron.
Jestem istotą nielogiczną. Nie potrafię myśleć jak wy. Ale potrafię was udawać. Jestem Złem. Ale pytam was: jak Zło, konieczny przecie warunek wszelkiego działania, możliwe jest w świecie rządzonym przez istoty doskonałe? Przez waszych Bogów? Czemu milczycie?
Draggon spojrzał na Mereditha, potem czytał dalej:
Czy wola odwiecznych Bogów może się objawić ludzkości dopiero w pewnym momencie dziejów? Dlaczego? A może… być może świat stworzyli nie Najwyżsi Bogowie, lecz podrzędny demiurg, rękodzielnik utożsamiany to z podrzędnym demonem, to z Sephem, „złośliwym Bogiem”? Chcecie wyleczyć się ze Zła? Zróbcie to! Leczcie się ze Zła przez jego doświadczanie. Tylko człowiek zły może stać się dobry. Dobry nie ma pola manewru. Może stać się tylko zły. A nie myśleliście, że powstanie ludzkości może okazać się rezultatem stopniowej degradacji demonów? Nie myśleliście, że Najwyższy Bóg ma dwóch synów? A starszym jest Seph? Pytanie: kto jest młodszym?
Draggon przewrócił kartę księgi.
Boicie się Zła? A przecież nie do pomyślenia jest społeczeństwo złożone z istot do końca niegodziwych. Wszelkie współżycie wymaga zaufania – bez domieszki dobra i kraina śmierci jest niemożliwa! Możecie służyć Złu. To bez znaczenia. I tak będziecie dobrzy mimo wszelkich świństw, które uczyniliście. A Ziemcy, najgorsze potwory jakie istnieją w Wielkim Świecie, mogą czynić tylko Dobro. Oni pragną Dobra, dążą ku Dobru. Ale konsekwentnie. Nie jak Bogowie. Oni to robią z totalną konsekwencją. Dlatego są najgorszymi potworami jakie świat widział. Oni was zabiją… dla waszego dobra! Bo tak wynika z praw waszej logiki. Oni przyjdą tutaj. Przyjdą. Ale nie będzie walki ramię przeciw ramieniu, miecz skrzyżowany z mieczem. Będziecie się śmiać i radować. Będziecie śpiewać i tańczyć z radości. A potem dnia od nocy już nie odróżnicie. Dobra od Zła. Oni nie przyjdą tu z kłami i pazurami. Oni przyjdą… z Dobrą Wiadomością! A na takie potwory nie jesteście przygotowani. Oni pokażą wam, co to jest ciemność, a co to jasność. Ale… Jasność zda się wam mroczną otchłanią. A ciemność – blaskiem najjaśniejszego słońca! Tako rzecze wam Wielki Kłamca. Bo tyle tylko Jego Stwórca zapisał mu w głowie.
Meredith opuścił głowę. Dłuższy czas siedzieli w milczeniu.
– Czy… Czy nasi zapisali coś o Ziemcach?
Draggon w milczeniu skinął głową. Potem zaczął czytać:
Bogowie w miłości swojej zapłodnili wszelkie światy. Stworzyli ludzi na obraz i podobieństwo samych siebie. I ludzie rodzili się na wszelkich światach, a rozum ich brał się z magii. Rozsądek z poznawania praw natury. Miłość z miłości. Bóg Seph rzekł tedy:»A moja menażeria magii nie zazna!«Bogowie wszyscy kpili z niego.»Jakże to? – pytali. – Jak bez magii? Skąd więc rozum u twoich zwierząt? Czyżbyś sądził w swoim zaprzaństwie, że najgorsze nawet kły i pazury są w stanie wyrządzić krzywdę człowiekowi rozumnemu, zbrojnemu w magię?«»Rozum sam w sobie magią nie jest – szydził Seph z reszty Bogów. – A skąd się bierze… to już inna sprawa.«»U zwierząt się nie pojawi!«prawili Bogowie. A Seph śmiał się tylko.»U zwykłych nie. Zwykłe zwierzę nie zna czasu. Jest pokarm, to żyje. Nie ma pokarmu, to umiera. Ale ja stworzyłem nowy rodzaj zwierzęcia. To drapieżnik. Zwierzę, które nie żywi się roślinami. Zwierzę, które zjada inne zwierzęta, poluje na nie. A drapieżnik to zupełnie inny rodzaj zwierzęcia. Ono wie już, co to jest wczoraj, dziś i jutro! Wczoraj jadłem, to dziś muszę polować, żeby jutro nie umrzeć. Ono zna już czas. Ono wie, jak polować. Ono będzie się uczyć, jak planować swoje zabójstwa… Ale to jeszcze nie wszystko. Moje zwierzęta to nie zwykłe drapieżniki. Najpierw będą jeść tylko rośliny. Ale umieściłem je w takim świecie, że roślin wkrótce zabraknie. Straszliwe plagi będą przetaczać się przez ten świat, spustoszenie będzie następować po spustoszeniu. Przeżyje tylko ten, kto nauczy się jeść wszystko, rośliny, padlinę innych zwierząt, a nawet samych siebie. Nauczy się polować na inne zwierzęta. Nauczy się żyć wszędzie, polować na wszystko. I stąd weźmie się rozum… Rozum straszny, kompletnie amoralny, pozwalający przede wszystkim planować coraz gorsze, zabójcze akcje. Moje zwierzę może się mnożyć w nieskończoność. Będzie walczyć z samym sobą. Jedno stado na drugie. Aż do śmierci, aż do końca. To będą takie potwory, przeciwko którym nikt nie stanie. One od początku będą ćwiczone tylko w tym, jak zabić, jak zaplanować zabójstwo, żeby było skuteczne, jak wyciągnąć najwięcej korzyści z zabicia. Nikt ich nie pokona! Nikt nie da im rady! Ich rozum nie pojawi się z pięknego ładu. Ich rozum powstanie z kompletnej zatraty na polu bitwy zalanym krwią! I tak będą myśleć moje zwierzęta: Krew! Krew! Zatrata! Totalna zagłada! Dojście do ostatecznej granicy!«»Każdego potwora można unicestwić stawiając naprzeciw potwora jeszcze gorszego«powiedzieli Bogowie.»Niczego nie zrozumieliście – kpił Seph z reszty Bogów. – One nie są złe. One będą dążyć tylko do Dobra. Ale ich amoralne umysły, wyćwiczone na krwawym polu bitwy, będą dążyć do Dobra konsekwentnie. Jak tylko zwierzęta mogą. Nigdy więc go nie osiągną. Dojdą tylko do Smutku… One będą znać tylko krew i łzy. Tylko krew i tylko łzy. Krew… i łzy… Żaden potwór ich nie pokona, bo żaden nie będzie mógł posunąć się tak daleko.«Wtedy powstał Najwyższy z Bogów.»Stworzyłeś więc istoty nieskończenie nieszczęśliwe!«rzekł przerażony. Seph pochylił głowę.»Tak, ojcze, panie mój«.