– Niby jakim prawem mnie obraża…
– Dyskutujesz z przełożonym?! – przerwała jej Bei.
– Nie jesteś moim przełożonym.
– Mówię w imieniu pani kapral, dupo!
Achaja otworzyła jedno oko i machnęła ręką.
– Dyskutuje – ziewnęła. – Bierz ją.
– Dwadzieścia przysiadów! Z rękami do góry! Co? Co… kto ci pozwolił plecak zdjąć, oślico?!! A ty? – Podeszła do drugiej. – Melduj.
– Dupa Kaisha melduj…
– Co? – Bei o mało nie upadła. – Coś powiedziała?
Tamta była o włos od płaczu.
– Powiedziałam, że… dupa Kaisha, proszę pani. Już robię przysiady.
– O, kurwa – wyrwało się Achai.
Zarrakh też podniosła głowę.
– No, co? Mało to dziewczyn ma takie same imiona?
Mayfed przytaknęła skinieniem głowy. Wolała się jednak nie wtrącać. Shha z wnętrza namiotu głośno komentowała, dowodząc, że w jej wsi aż trzy dziewczyny mają takie same imiona, ale nie pamięta już jakie. Pewnie wszystko zmyśliła – jej wieś była za mała na takie cuda. Lanni też się skrzywiła.
– Pech – powiedziała Bei. – Straszny pech, że nam ją dali! Kurde! – Uderzyła pięścią w dłoń.
– Zamknij się!
– Ma rację – poparła ją Chloe. – Co oni w tej kancelarii? Nie wiedzą, że poprzednio też Kaishę dostaliśmy? I że zginęła w pierwszym starciu?
– Pech – po chwili wahania dodała Zarrakh. – Coś będzie nie tak.
– Wypchajcie się! – krzyknęła Shha z namiotu, ale już dużo mniej pewnym tonem. – Może nic się nie stanie.
– Dobra, kurde! – przerwała im Lanni. – Ale tę drugą, która powiedziała, że jestem goła jak niemowlę, dawać tu biegiem!
Kiedy dość przestraszona już, jasnowłosa rekrut stanęła przed panią porucznik, ta kazała jej się rozebrać i umyć w jeziorze. Kiedy tamta wykonała rozkaz i przykucnęła, ledwie mocząc ręce w wodzie, Lanni stanęła na jej leżącym obok mundurze.
– Dość! – warknęła. – A teraz biegiem do intendenta po łój do butów! Marsz!
– Hej, hej – zmitygowała ją Achaja. – Ty chyba, jako porucznik, nie możesz wydać takiego rozkazu.
– Nie? Dobra, odwołuję. – Lanni odwróciła głowę. – Shha, słyszałaś?
– Zapierdalaj, młoda! – wrzasnęła sierżant, nawet nie fatygując się, żeby wyjść z namiotu. – Ale już!
– Teraz w porządku? – Lanni kucnęła obok Achai, obserwując, jak goła rekrut biegnie w poprzek obozu. – Jakby co do czego. Nikt jej wprost rozkazu nie wydał, że ma biec goła. – Zaczęła się wycierać czystą szmatką. – A ta druga niech skrobie naczynia! Do połysku!
Naczyń nie było wiele, ale za to porządnie zapaćkane. Korzystając z faktu, że były tu pierwsze, zrabowały w pobliskiej wsi kilka kur, zanim reszta wojska nie ogołociła chałup doszczętnie, zmuszając chłopów do wyprowadzki. Potem Shha, sama przecież ze wsi, więc doświadczona, nałowiła w rzeczce sporo dość dużych ryb (nikt psichkrwi nie potrafił nazwać, choć padały różne propozycje, od nazw swojsko chłopskich, przez bardziej wyrafinowane, które miejskie dziewczyny znały z targu, po rekina nawet, którym rzuciła Achaja). Żadna nie miała pojęcia, co to za gatunek, ale smakowały nieźle. Po rybach i kurach ich przydziałowe naczynia wyglądały ślicznie – nikt ich przecież nie mył pomiędzy posiłkami, bo wszyscy wiedzieli, że niedługo przyślą uzupełnienia.
– Co z Zinną? – spytała Chloe. – Słyszała która coś nowego?
– Żyła, jak ją ładowali na wóz. Medyk opatrzył, jakieś zioła parzył.
– Eeeee… To i ja wiem od dawna.
– Nic jej nie będzie – wtrąciła się Achaja. – Niczego nie jadła, nachlała się wódy przed walką, to i rana w brzuch niegroźna.
– Tak samo i medyk mówił. Ale ze sto dni, albo i więcej, ma spokój z wojskiem.
– No.
Rozległ się tętent konia. Rzecz dziwna w obozie, bo był rozkaz, żeby trawy nie rozjeździć, bo się kurz będzie robił i z daleka wrogowie zobaczą miejsce, gdzie stacjonują. Zerwały się, widząc galopującego oficera, przestraszone tym, że teraz je ścigną za to, że wysłały do obozu gołego żołnierza. Pani kapitan nie zamierzała wdawać się w drobiazgi, albo nawet nie wiedziała o sprawie. Koń zatrzymał się tuż przy dziewczynach.
– Poruczniku.
– Tak jest! – Szmata, którą się wycierała, opadła, kiedy Lanni stanęła na baczność.
– Hej, babo – Kapitan uśmiechnęła się przyjaźnie. – Porucznik nie musi stawać na baczność przed kapitanem w takiej sytuacji. Okryj się wreszcie. No. Słuchaj, macie się natychmiast stawić w sztabie. Pełna gala.
– Co się stało? – odważyła się spytać Lanni.
W końcu jako oficer miała prawo wiedzieć.
– Bogowie – Kapitan tylko machnęła ręką. – Przyjeżdża strasznie ważne poselstwo z Luan na rozmowy. I będą go witać strasznie wysokie szyszki z naszego dowództwa. Usłyszałam od pani pułkownik, że strasznie wysokie, a to znaczy, że najwyższe. – Rozejrzała się wokół odruchowo. – Myślę, że sama… – Wskazała palcem na niebo.
– No, wiesz kto.
– Bogowie! – Lanni domyśliła się, kogo tamta mogła mieć na myśli, wskazując na niebo. – Bogowie! I dopiero teraz się dowiadujemy?
– Nie pękaj, mała. Warunki bojowe, wiele się wam wybaczy jakby co. Dla pewności jednak posłałam tu gońców z nowiutkimi mundurami i wyposażeniem, zaraz będą, to się przebierzecie. – Znowu uśmiech. – Teraz już wiesz, dlaczego zakazali nam tu konie sprowadzać. Niby kurz, he, he, szefowa wiedziała od razu, że ktoś ważny przyjedzie, jeśli wydano tak durnowaty rozkaz. A teraz najważniejsze. Dlaczego ci to w ogóle mówię. ONA – znowu palec wskazujący niebo – pewnie będzie chciała porozmawiać z liniowymi żołnierzami w szeregu. A najmłodsza porucznik w armii to świetna okazja do pochwalenia jednostki. Więc nie spieprz tego, dziewczyno!
Lanni jęknęła cicho. Kapitan wyjęła spod kurtki zwitek papierów.
– Tu są spisane pytania, które ONA najczęściej zadaje. Pani pułkownik napisała ci odpowiedzi. Kapralu! – Pani kapitan odwróciła głowę. – No, ta z tatuażem na twarzy. Chodź tu.
– Tak jest! – Achaja doskoczyła błyskawicznie i stanęła na baczność.
– Słyszałam, że ty tu najbardziej uczona. Przeczytasz dokładnie cały tekst swojemu porucznikowi i pomożesz jej się nauczyć na pamięć. Zrozumiałaś?
– Tak jest!
– To trzymaj kartki. Nie zgub ich! Tuż przed wyjściem na honorową wartę do pierwszego szeregu spalisz je wszystkie. A jak nie będziesz mogła rozpalić ognia, bo nie będzie warunków, to je zjesz. Wszystko zrozumiałaś?
– Tak jest!
– He… Mieli rację, żeś uczona. No, no. Dobra, wracając do ciebie, Lanni. Pluton ma być pełny, ale wiesz, świeżym uzupełnieniom nie ufaj, lepiej zostaw te siksy w namiocie, bo jeszcze coś schrzanią. Dostaniesz doświadczone w musztrze dziewczyny z innych plutonów, wybrałam już same niskiego wzrostu.
– Dlaczego niskiego? – dała się zaskoczyć Lanni.
– Och. Żeby mogły stać z tyłu! A jak ONA zapyta o przebieg walki, tamte zaczną się plątać w zeznaniach i co wtedy? Honor pułku zszargany. Aha. Jeszcze jedno. Ta twój kapral ma stać tuż przy tobie.
– Żeby w razie czego mi podpowiedzieć?
– No nie. Nie będzie szans, żeby podpowiadać. Ma na twarzy ten tatuaż, więc może ONA o to zapyta. A najlepsze pytania to takie, które można przewidzieć. Tak, że kapral spadła nam jak dar od Bogów. – Kapitan podała Achai kartkę. – To dla ciebie, wykuj na pamięć i recytuj z przekonaniem.
– Tak jest! A kartkę zjem osobiście! – wrzasnęła Achaja.
– No… Tyś naprawdę mądra. Dość ci raz powiedzieć. – Kapitan spojrzała na kaprala z głębokim uznaniem. – Teraz sierżant.
– Tak jest! – wrzasnęła Shha jeszcze głośniej, prężąc się jakby połknęła kij.
– O! Postawna dziewczyna. Wypisz, wymaluj, klasyczny żołnierz Arkach, tak jak się go maluje na obrazach. Świetnie, damy cię na strategiczną pozycję przy drugiej drużynie. Wiem, żeś ze wsi, więc nie będę kazała niczego zapamiętywać z kartki. Ale to nie szkodzi. Jak cię zapyta, to masz stanąć jak teraz i ryknąć: „Tak jest! Z honorem, Wasza…” – Kapitan przerwała nagle, rozglądając się wokół. – I tu wstawisz Jej tytuł. Zrozumiałaś?
– Tak jest!
– Kapralu. Nauczycie ją też.
– Tak jest! – krzyknęła Achaja.
– Dobra, Lanni, czasu mało. Nie zbłaźnij się. Jak nie będzie większej wsypy, to potem staniecie na warcie przy Jej namiocie. Ciężka sprawa, wiem. Ale jak wam pójdzie dobrze… to pani pułkownik nie pożałuje nagród. No i trzymajcie się.
Kapitan zawróciła konia i ruszyła z powrotem. Tym razem już bez pośpiechu, żeby nie „rozjeździć” trawy.
Chloe z sykiem wypuściła powietrze z płuc.
– Mówiłam, że ta nowa przyniesie pecha – westchnęła. – Po naszym występie, który tam zrobimy… Mamy rok w karnej kompanii zapewniony.
– N… n… Nie kracz. – Lanni jednak również była przestraszona. – Daj mi mundur.
– Nie ubieraj się w stare. Zaraz przyniosą nowe ciuchy.
– „Pytanie: Żołnierzu. Ciężko było, co?” – odczytywała Achaja z kartki. – „Odpowiedź: Ciężko – tu wstawić pełny tytuł pytającego – ale dzięki naszym dowódcom przetrwaliśmy i możemy zameldować o zwycięstwie!” – Podniosła oczy znad kartki i popatrzyła bezmyślnie na Lanni. – Jak to? Przecież przegrałyśmy.
– Ja tego w życiu nie zapamiętam. Bogowie, ile tego tam jest?
– Pfffffffff – zaszeleściła kartkami – jakieś sto pytań i odpowiedzi.
– To już po mnie. Karna kompania, tak?
– Ty się ucz szybko, żebym zdążyła rozpalić ogień – jęknęła Achaja. – Nie zjem przecież tych wszystkich kartek!