Выбрать главу

– Osiemdziesiąt tysięcy – mruknął oficer.

– Ach! Niech pan nie wierzy plotkom, panie Biafra.

To był Biafra! Achaja pamiętała, że Zaan, najsprytniejszy człowiek, jakiego znała, odbył specjalnie długą wędrówkę z Troy, tylko po to, żeby spotkać się z Biafrą. Przyjrzała mu się dokładnie. Był młody, mógł mieć jakieś dwadzieścia pięć lat, może i mniej. Był zabójczo przystojny, śliczny nawet, jeśli to określenie da się zastosować wobec mężczyzny. Zauważyła wypielęgnowane dłonie, bardziej zadbane niż wszyscy wyżsi oficerowie w pułku. Miał regulaminową fryzurę, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Najważniejsze były jednak jego oczy. Obojętne do granic możliwości na zupełnie pozbawionej ekspresji twarzy, jakby nieżywe, jakby wykonane z górskiego kryształu i wstawione w oczodoły. Były zimne, martwe, nieruchome. Jakby się patrzyło na twarz rzeźby wykutej w kamieniu.

– Nie spierajmy się co do liczebności – powiedział. – Bo to jałowy spór.

– Zapewniam pana, że maksimum sześćdziesiąt.

– Jeśli to takie dla pana ważne, niech będzie – przytaknął Biafra obojętnie, uśmiechając się lekko. Było to zupełnie tak, jakby rzeźba się uśmiechnęła – kompletnie bez wyrazu. To skurwysyn! Achaja przypomniała sobie określenie Zaana. Tak. Miał rację. Biafra wyglądał na straszliwego sukinsyna, choć robił wszystko, żeby to ukryć. Jedynak, perfekcyjnie wykształcony, z jakiejś bardzo dobrej rodziny, skrzywdzony przez kogoś… A może tylko przez to, że był jedynym mężczyzną w armii kobiet? Wbrew pozorom można było wiele wyczytać z jego twarzy, choć on sam wolałby zapewne, żeby tak nie było.

– Nie, nie, nie – odezwał się sekretarz posła. – Zakładając nasze sześćdziesiąt i wasze trzydzieści, to chyba każdy przyzna, że dalsze przepychanki nie mają większego sensu. Zapewniam pana, że ta polana znajdzie się w granicach Luan już pod koniec roku. A w przyszłym…

– W przyszłym wasze konie stratują naszą stolicę – zgodził się Biafra uprzejmie. – Ale póki co, to wy co chwilę wysyłacie poselstwa z prośbą o rozejm.

– Niech pan przestanie śnić, drogi panie. Na granicy z Troy spokój, co nam szkodzi przerzucić dalsze czterdzieści tysięcy tutaj i zakończyć wojnę w trzy lata?

– Po pierwsze: Troy jest nieobliczalne. Jeśli zrobicie jakieś przesunięcie wojsk znad ich granicy, załatwią was szybkim marszem na Syrinx i będą tam, zanim się ktoś w waszej stolicy obudzi.

– Drogi panie. Toż tam jeszcze zostanie naszych wojsk…

– Niech będzie, że i milion – przerwał mu, kpiąc okrutnie, Biafra, bo takiej liczby wojska cały świat nie mógł wystawić. – Znacie Troy lepiej niż ja. Oni zdobywają od was spory kąsek rok w rok.

– Kilkaset kroków terenu! A poza tym rok w rok odbijamy.

– Niech będzie i kilkaset. Po drugie: odbijacie i odbijacie, a oni ciągle bliżej. Nie tacy znowu głupi stratedzy Troy, choć ich możnowładcy robią wszystko, żeby ich powstrzymać. Ale dobrze. Nie obstaję przy tym. Prawdziwej walki między wami, póki co, nie ma, bo ani cesarzowi, ani królowi Troy na tym nie zależy. Wielkie rody obu państw bogacą się na przemycie w spornym pasie i nikt tak naprawdę nie chce tego przerwać. Bo to byłoby tak, jakby sobie ktoś uciął złotą żyłę. Jeszcze moment i mimo wojny na ustach zaczniecie się koligacić dla osiągnięcia jeszcze większych zysków.

– Ależ, co pan mówi!

– Wiem, co mówię. Mieliśmy wszak rozmawiać szczerze. Ale niech ktoś wielmożom z Troy zaświeci w oczy większym bogactwem. Co wtedy będzie? Nie rzucą się na was jak psy?

– Toż ich zgnieciemy. Przewaga po naszej stronie!

– Przewaga, owszem. Tyle że wy, wchodząc na teren Troy, zostaniecie zatrzymani, bo u nich armia z poboru, która dopiero widząc zagrożenie na progu swoich domów, naprawdę zaczyna walczyć. A jak wojska Troy rozleją się na równinie Syrinx, wtedy będzie po was, bo w luańskim wojsku głównie najemnicy, którzy bronią jedynie swoich sakiewek, a po roku im płacić nie będzie z czego.

– Okrutne słowa. Na szczęście, wybaczcie, panie, zupełnie nieprawdziwe.

– Nie poruszyliśmy jeszcze najważniejszego. Co będzie, jeśli Troy znaczną przewagę uzyska?

– Skierujemy tam nawet i sto tysięcy żołnierzy!

– Eeeeee… Stu nie skierujecie. Ale dobrze. Łupniecie w ich armię, oni się okopią, ostrokoły pobudują, zima przyjdzie i przerwa w walkach nastąpi. A co wtedy zrobią Królestwa Północy, ciekawym? Póki co, pies się nie rzuci na pana. Ale jeśli pan zostanie przywiązany do płotu po drugiej stronie podwórza, dlaczegóżby psy nie miały uszczknąć kawałka pieczeni z kuchni? Dasz jakiś powód, panie? A skromniutkie Arkach? Czyż nie uderzy ze wszystkich sił, jedyną swoją szansę w tym widząc? I co?

– Tak to, panie, przedstawiacie, że chociaż jestem sługą największego państwa na świecie, ciarki mnie przechodzą – usiłował zakpić sekretarz, ale nie bardzo mu wyszło. – Arkach do pierwszych przełęczy Negger Bank nie dojdzie.

– Teraz nie, ale jakby cesarstwo musiało wojskiem stąd wziętym północnych granic bronić?

– Was i czterdzieści tysięcy powstrzyma. Drugie czterdzieści na Północ ruszy, bo tam tyle wystarczy.

– Zaraz, przed chwilą mówiliście, że sześćdziesiąt tutaj, to góra. A teraz osiemdziesiąt, wedle mojej pierwszej miary, się zrobiło? Zdecyduj się, panie.

Kpina Biafry sprawiła, że tamten zagryzł wargi.

– Przejęzyczyłem się – warknął. – Ale co innego wam walczyć w lesie. Co innego na naszych równinach. Tam i sto naszej piechoty pięćset waszych bab rozproszy!

– Istotnie, panie sekretarzu posła – zgodził się Biafra z lekkim uśmiechem. – Sam dowiodłeś, że my nie mamy armii agresywnej. Tylko do obrony służącą. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Póki co. Póki co.

– Toż nawet gdybyście te wasze baby w piki uzbroili… i tak nie strzymają naszej jeździe.

Zatrzymali się nagle przed namiotem Królowej, żeby zawrócić, i spojrzenie Biafry przypadkiem zahaczyło o Achaję. Odruchowo odwrócił wzrok. Potem jednak te zimne oczy powróciły znowu! Na maleńką chwilkę, na moment dosłownie, by od razu powrócić do poprzedniej pozycji. Pod dziewczyną ugięły się nogi. Rozpoznał! Skąd ją znał? Z opowieści Zaana? A może tylko zainteresował go tatuaż? Nie, nie ma się co łudzić. Owszem, tatuaż był znakiem rozpoznawczym, ale nie o niego chodziło. Jak długo potrwa, zanim on dowie się wszystkiego? He. Dwie modlitwy, zakładając, że będzie musiał dojść pieszo do swojego źródła informacji. Podała w kancelarii swoje prawdziwe imię, jest wytatuowana, Zaan na pewno wspomniał o wspólnych przygodach, przecież musieli się skumać we dwóch, Zaan nie był człowiekiem, który odbywa taką podróż nadaremno. No tak, wystarczy skojarzyć i powiązać inne informacje, tylko głupiec by nie podołał. A Biafra z całą pewnością nie wyglądał na głupca. Wszystko można mu było wyrzucać, że jest paniczykiem, maminsynkiem, skurwysynem, ale głupiec? Akurat to nie pasowało zupełnie. O, mamo! Co ją w związku z tym czekało?

– Tak – Twarz Biafry nie wyrażała niczego, jakiejkolwiek reakcji na argumenty rozmówcy, ani faktu, że rozpoznał dziewczynę. – Istotnie, same piki niewiele dadzą. Brak pancerzy, nagolennic choćby, brak tradycji walki na równinach. Nie, tego się nie da obronić. Ale zajęcie lub blokadę Negger Bank mógłbym sobie wyobrazić. Na jeden sezon. Troy wali was na wschodzie, Królestwa Północy na… hm… północy właśnie i… Oczywiście. Na drugi rok odbilibyście cały utracony teren wyłącznie własnymi siłami. Tylko czy mielibyście siły, żeby przez rok opłacać własnych najemników?

– Toż to niepodobieństwo, panie.

Z namiotu sztabu wybiegła jedna z księżniczek towarzyszących Królowej. Widok sam w sobie zupełnie nieprawdopodobny. Podbiegła do Biafry, mówiąc, że Jej Wysokość go wzywa natychmiast. Bogowie! Księżniczka na posyłki! To się Achai nie mieściło w głowie. Biafra skłonił głowę przed sekretarzem posła.

– Panie, wybaczcie!

– Ależ oczywiście! – Sekretarz natychmiast oddał ukłon. Przez chwilę patrzył za oddalającą się parą nie mniej zdziwiony niż przedtem Achaja. Księżniczka biega z wiadomością jak zwykły sługa? Nieprawdopodobne. Co za psi kraj.

Potem odwrócił się i podszedł do dwóch nieszczęsnych wartowników.

– No, no. Żołnierz Arkach z kurewskim tatuażem na pysku? Tak mnie to zdziwiło – zakpił. – Wiem, wiem, wartownik nie może z nikim rozmawiać, u nas zresztą też, więc nie denerwuj się, mała – używał sobie w najlepsze. – Ale ladacznica? Aż tak źle z wami? A nawiasem mówiąc, tu też dupy dajesz? Odpłatnie?

Achaja stała nieruchomo, wytrzeszczając regulaminowo oczy. Usiłowała nie zaciskać szczęk, bo mógłby zobaczyć poruszenie mięśni na twarzy i mieć satysfakcję.

– No, kochanie, chyba cię nie uraziłem. Tak nawiasem mówiąc, jak już będziesz po służbie, kotku, zajrzyj do mojego namiotu, mam parę brązowych, które mógłbym ci zapłacić. Jeśli oczywiście okażesz się zręczna w swoim fachu.

– A co? Nie staje ci? – walnęła Shha obok, ani na jotę nie zmieniając pozycji. Sekretarz posła, wściekły, odwrócił się błyskawicznie, ale druga wartowniczka trwała jak posąg. Trudno będzie mu udowodnić, że to ona. W zasięgu (cichego) głosu nie było nikogo, a na Achaję, jako swojego świadka, raczej nie mógł liczyć. Obrzucił je obie stekiem wulgarnych wyzwisk, ale znowu miał pecha, bo zrobił to zbyt głośno, prowokując panią kapitan z gwardii odległej zaledwie o trzydzieści kroków do przebycia tego dystansu. Sekretarz zamilkł więc, potem zaklął i oddalił się pospiesznie.

– Coście mu powiedziały, małpy, że się tak wściekł? – roześmiała się pani kapitan. – A zresztą – zrezygnowała po chwili milczenia. – Cokolwiek by to było, pewnie miałyście rację.