Выбрать главу

Jakaś straszliwa cisza zapadła na placu.

Trzeci pułk miał pecha. A właściwie, chyba wielkie szczęście. Stał pierwszy od prawej i od niego się zaczęło. Niby po co dziewczyny miały patrzeć najpierw na śmierć całej dywizji? Virion ustąpił z palcu (to on wszak ustalał kolejność wśród swoich ludzi… tfu! „synów”) i zastąpił go ktoś młodszy. Pani major, ta przed nimi, zaklęła nagle.

– Ach! Jestem wyższym oficerem, mogę sobie wybrać czas. – Odwróciła się na pięcie. – Cześć, dziewczyny! – mruknęła i poszła, wyciągając miecz.

– Teraz to: „dziewczyny” – warknęła Shha. – A jak mnie, kurwa, pierwszy raz na Kupiecki Szlak słała, to krzyczała: „Zapierdalaj, żołnierzu!”

– Daj jej spokój – westchnęła Mayfed. – Poszła pierwsza. Niech jej będzie.

– Pierwsza! Też bym chciała być pierwsza i nie widzieć tego wszystkiego! No, Achajka?

– Co, Shha?

– Przesuń się w lewo. Nie chcę widzieć, jak oni to z tobą będą robić. Chcę być przed tobą. Proszę!

– W życiu! Siostro, wybacz, ale nigdy w życiu! To ja nie chcę widzieć, jak oni to z tobą będą robili!

Pani major została załatwiona jak księżniczka. Jednym ruchem przeciwnika. Jednym zamachem! A to były jako tako przynajmniej wyszkolone szermierki. Jakie szanse mieli więc żołnierze?

– Ale szczęście, żeśmy w pierwszej kompanii – szepnęła Bei. – Pluton „C”, więc przed nami tylko „A” i „B”. Sześćdziesiąt sześć dziewczyn. To se za długo przynajmniej nie popatrzymy.

– Ty, widziałaś – szepnęła któraś z tyłu. – Matematyk u nas.

– Sześćdziesiąt sześć – kontynuowała Bei, niezrażona – a do mnie ile jeszcze zostało? – wychyliła się z szeregu, żeby policzyć na palcach koleżanki, które dzieliły ją od Lanni, czyli początku plutonu. – O, żesz ty. No, ale dobra, te z tyłu mają bardziej przesrane!

Pierwsza z dziewczyn z ich kompanii wyszła na plac. Wyciągnęła swój miecz. Ciach. Gwardyjki odniosły jej ciało. Następna. Ciach! Bogowie! Czy oni naprawdę potrzebują tylko jednego cięcia? Jednego zamachu? Co może zrobić zwykły żołnierz ze wsi czy z miasta w walce z mistrzem szermierki? Ciach! To już trzecia! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Niech ktoś coś zrobi! Ciach! Bogowie. Gdzie gwardyjki będą układać ciała przy końcu? To już czwarta. Ciach! Piąta. O kurwa! Ale szybko!

Ktoś tuż za nimi zwymiotował głośno. Reszta trzymała się jednak jakoś.

– Achajka – Shha zagryzła wargi – przesuń się za mnie, proszę!

– Gówno! Nie będę patrzyć, jak cię wynoszą!

– Ale ja będę musiała.

– To zamknij oczy! Nnnnn… nie przejdę za ciebie! Nie zrobię tego!

Bei przerwała im nagle.

– Bogowie! Już po pierwszym plutonie. To tak szybko?

– Nie wzywaj Bogów, dupo! – krzyknęła któraś z tych małych, dołączona do nich na siłę. – Jakby Bogowie byli, to by na to nie pozwolili!

– Gadanie – włączyła się Mayfed. – A pozwalają na wszystkie inne świństwa? Teraz dopiero zwątpiłaś, siostrzyczko? Co? Nie było cię na Kupieckim Szlaku zeszłym razem? Nie widziałaś, co się tam wyrabiało?

– Ale cały pluton tak szybko?

– Szybko, bo nie mieli pełnego składu, a uzupełnienia do nich jeszcze nie dotarły. Na swoje zresztą szczęście.

– Ty, kurwa. Zaraz będziesz mniej gadatliwa!

– Stul pysk, cipo!

Koleżanki z plutonu „B” właśnie się żegnały ze sobą. Ciach! I pierwsza nie żyła. Któraś osłabła w szeregu, gwardyjki ją cuciły. Ciach!

– O, mamo, ja nie chcę! – Jedna z dziewczyn zwątpiła wyraźnie. – Kurde, darujcie mi, co ja wam zrobiłam?

Gwardyjki wypchnęły ją na plac. Szermierz Viriona musiał ją gonić. Ciach! Jedna z tych w gwardyjskim mundurze płakała. Zastąpiono ją inną, bynajmniej nie radosną, ale trzymającą się jeszcze. Ciach! Co za różnica, jak się idzie na śmierć? Odważnie czy tchórzliwie? Przy dwóch tysiącach ofiar raczej nie zapamiętają żadnego imienia. Można się nawet sfajdać, bez różnicy. To se cesarz Luan wymyślił! Jedna z plutonu „B” nawet nie wyciągnęła miecza. Pochyliła głowę i już. Chciała, żeby ją ścięli szybko. Był z tym pewien kłopot i opóźnienie. Kodeks honorowy wyraźnie stwierdzał, że obaj adwersarze mają mieć broń w ręku. Gwardyjki same wyciągnęły jej własny miecz, usiłowały włożyć do ręki, ale ta nie chciała trzymać. No i co dalej? Przywiązać sznurkiem? Przemówić jej do rozumu? Niby co powiedzieć? Bogowie… Jedna z gwardyjek zwymiotowała i sama uciekła w krzaki. Dosłownie chwile dzieliły czekające oddziały od rozprzężenia. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł. Wsadzili ogłupiałej, biednej dziewczynie rękę za własny pasek, tam też wsadzili jej miecz. Ciach! Następna. Ta przynajmniej wyciągnęła broń. Nawet wzięła zamach. Ciach!

– Ile jeszcze? – spytała Bei. – Zdążę się pomodlić za tatę i mamę, i za rodzeństwo?

– Módl się za siebie, małpo – usłyszała z tyłu. – Tylko cicho!

Major w gwardyjskim mundurze podeszła do nich, ale jakoś dziwnie, jakby bokiem. Po chwili się okazało, dlaczego. Miała za plecami duży bukłak z gorzałką.

– Chcecie?

– Spadaj – warknęła Achaja, nie bacząc na szarżę. – Jestem już wystarczająco struta.

– Dawaj tu, mała. – Chloe otworzyła szerzej oczy. – Ja jeszcze nie mam dość.

Pani major się nie obraziła. Posłusznie podeszła do Chloe i dała jej się napić. Skorzystało też kilka dziewczyn wokół.

Achaja patrzyła przerażona na gwardyjki układające ciała przy drzewach. Przed chwilą te dziewczyny były żywe! Teraz leżały bezbronne w jakichś dziwacznych pozach. O, kurwa, przecież znała większość z nich, przynajmniej z widzenia. A co tamte „z obsługi” zrobią przy końcu dywizji? Gdzie położą nas wszystkie?

– Jeszcze sześć – mruknęła Lanni, zerkając w bok.

– Uuuuuu… Pięć. No, to żegnajcie siostrzyczki!

– O, żesz.

– Szlag! Mama pisała, że mam nowego braciszka. – Porucznik dyszała ciężko, jak po długim biegu. – Już go nie zobaczę. Już nawet do nich nie napiszę. – Uśmiechnęła się smutno. – No, dobra! Siedemnaście lat i starczy! Co będę umierała ze starości w łóżku, nie?

– Lanni – Achaja przemogła dławienie w gardle – przesuń się za mnie!

– Żeby patrzeć, co oni z tobą będą wyrabiać? I jak cię kładą tam pod drzewami? W życiu!

– Nie, szlag! Napisz ten list!

– Za późno, Achajka. Już tylko dwie przed nami.

– Lanni, błagam, przesuń się. Nie pozabijam ich wszystkich, bo to nie w ludzkiej mocy! Ale dam ci czas na napisanie listu. Podyktuj tej małpie w gwardyjskim mundurze, nawet jak nie ma papieru to zapamięta, oślica!

– W życiu, Achajko! Nie będę patrzyć, co z tobą będą robili!

– Błagam, napisz, że kochasz braciszka, że ich też kochasz, żeby cię pamiętali…

Oficer gwardii podszedł do nich powoli.

– Poruczniku. Teraz pani!

Rzeczywiście. Pluton „B” już nie istniał. Teraz one. Lanni obciągnęła spódniczkę, ale zanim zrobiła choć krok, Achaja wyskoczyła do przodu.

– Proszę pani, ja jestem z plutonu „B”, ustawili mnie przez pomyłkę, bo pasowałam wzrostem!

– Achaja! – krzyknęła Shha. – Ja nie będę na to patrzeć! – Odwróciła się tyłem. – Jesteś strasznie fajna, jesteś… moją siostrą!

Lanni, zaskoczona, chciała coś powiedzieć, ale gwardyjska oficer nie wnikała w szczegóły.

– Dobra – Poprowadziła Achaję. – Chcesz łyka?

Ona też miała ukryty pod kurtką bukłak.

– Nie. Napiję się potem.

Uśmiechnęła się! Gwardyjka naprawdę to doceniła i uśmiechnęła się szeroko. Posłała Achai pocałunek samymi ustami. I to ją choć trochę uspokoiło.

– Hej, dziewczyny! – wrzasnęła do całej dywizji. – Coście takie smutne?! Teraz damy im wpierdol!

Ktoś z tyłu roześmiał się. Pozostałe dziewczyny odwracały głowy, nie chcąc widzieć. Achaja weszła w wyznaczony krąg. Szermierz Viriona przyglądał jej się z pewnym zdziwieniem.

– Ty, coś taka wesoła? – spytał nawet.

– Taka się urodziłam. – Wzruszyła ramionami. – No i wiesz, ustalmy na początku, żebyśmy to mieli potem z głowy.

– Co ustalmy?

– No co mi dasz, jak wygram?

– He! – prychnął ubawiony. – Weź se co chcesz!

Wyszarpnął miecz, ale ona była szybsza. Doskoczyła błyskawicznie i wydłubała mu oczy. Hekke powinien być z niej dumny, słysząc ryk bólu przeciwnika! Po co walczyć? Przecież sam tak mówił. Trzeba tylko wygrać. Nie spiesząc się, wyjęła swój nóż i dobiła go.

– Biorę twój miecz – powiedziała do nieruchomego ciała. – A tak nawiasem mówiąc… Jeśli nasze wojsko wynosi nasze trupy, to kto wynosi wasze?

Gwardyjki na szczęście załapały. Żadna się nie ruszyła. Nawet nie drgnęła. Dwóch szermierzy Viriona musiało odciągnąć ciało. A Achaja miała czas, żeby sobie wyważyć miecz w dłoni. Dywizja zaskoczona milczała, nie wierząc własnym oczom.

Następny jej przeciwnik był bardzo młody. Sam jednak jego widok mógł napawać przerażeniem. Skoczył do kręgu jednym susem, wyćwiczony jak szlag! Duża blizna na prawym policzku, obcięte kiedyś ucho. Mistrz. Ruszył na Achaję składając się do co najmniej trzech różnych ciosów po drodze. „Czy to jest cesarski balet w Syrinx? – spytał Hekke w jej głowie. – A on zaraz gotów tu zatańczyć, do wszystkich Bogów razem wziętych! Uderzy z góry – dodał w jej wnętrzu. – Liczy, że nie jesteś tak silna jak on, pacan jeden”.

Ujęła miecz całą dłonią, nie trzema palcami, jak ją uczył. Chce iść na siłę, kretyn? Nie ma sprawy.