Выбрать главу

– Galowy?

– No. To jest dopiero przeżycie. Jeszcze nigdy nie byłam tak ładnie ubrana! Normalnie, czarna, gładka kurtka aż lśni, ale pod tym sukienka! Nie żadna tam skórzana spódniczka, ale cieniutka, zwiewna, krótka sukienka. Kurde blade! Buty do kolan, wyglansowane, a plutony to się odróżnia po kolorze chust, co się je na szyjach wiąże. Achajko, jakby mnie w czymś takim w mojej wioseczce zobaczyli, to by myśleli, że Królowa do nich przyjechała. By wszyscy na pysk padli przede mną. Ja cię nic nie kłamię, pod słowem. Jeden taki mundur to pewnie kosztuje tyle, co wyposażenie kompanii w dywizji górskiej, gdzieśmy razem służyły. Ale, kurde, włożysz i… Chłopom na ulicy buty spadają! A piechociarki to by se dały języki nawet uciąć, żeby choć przez dzień tak pochodzić. Kawaleria to samo. A te wszystkie służby tyłowe, to by się pozabijały normalnie, żeby ich tylko do zwiadu wzięli. Wiem, co mówię, służba tyłowa jest fajna, bo cię na wojnę nie wyślą, ale chodzić po ulicy w tych płóciennych mundurach? To wstyd i hańba! Kocham naszą armię. Bo tu jest jasno powiedziane. Odważna z ciebie dupka? To tak cię wystroimy, że tym mniej odważnym ślina na twój widok pocieknie!

Zauważyła, że Achaja zasnęła w trakcie jej przemowy, więc pocałowała ją w czoło i bezszelestnie (jak przystało na zwiadowcę) wyśliznęła się z łóżka, a potem z pokoju.

Zaczęła najpierw siadać do karmienia, na szczęście już nie tym ohydnym kleikiem, potem nawet wstała i, czując zawroty głowy, zrobiła kilka kroków, podtrzymywana przez dwie służące. Ale zdrowiała szybko.

Tylko ta ręka. Na przedramieniu była ogromna blizna, ale to nic w porównaniu z tym, że nie mogła poruszać palcami. Wszystkie pięć tkwiło nieruchomo w dziwnym przykurczu, jakby chciała ująć nimi jakieś drzewce. Medyk się mylił – niczego nie czuła w palcach. Żadnego bólu, nic, mogła je drugą ręką wykręcać jak chciała. Raz nawet ugryzła się, żeby sprawdzić, czy może jednak… i ze zdziwieniem obserwowała kapiącą spod paznokcia krew – zupełnie jakby to nie była jej ręka. No i trudno, miała te swoje osiemnaście czy dziewiętnaście lat, wypalone na tyłku piętno, tatuaż na twarzy i była kaleką. Niezła kolekcja jak na ten wiek.

Po paru dniach wstała już sama, podeszła do drzwi i wróciła o własnych siłach. Dwa razy w nocy odwiedziła ją Shha, przynosząc pozdrowienia od dziewczyn i trochę wódki. Jedno i drugie bardzo jej pomogło.

A potem przyszedł Biafra.

– Witaj.

Od progu już olśnił ją swoim niesamowitym uśmiechem. Świnia, nie świnia, ale z całą pewnością był najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego widziała w życiu. Wysoki, z wojskową, regulaminową fryzurą, ale jemu to nie przeszkadzało, wprost przeciwnie. Z tą swoją inteligentną twarzą, błyszczącymi, trochę „martwymi” oczami. Wygadany, pewny siebie, uśmiechnięty. Gdyby tak wyglądały wszystkie świnie na świecie, to można by nawet pomieszkać trochę w chlewie. Gdyby tak wyglądały wszystkie skurwysyny, to jeśli nawet nie byłoby na świecie lepiej, to przynajmniej byłoby znacznie ładniej. Podciągnęła kołdrę pod szyję.

– O! Już się nawet możesz zasłonić sama. Gratuluję.

– Już chodzę.

– Wiem, wiem. I nawet już cię tak często koszmary w nocy nie nachodzą. Świetnie.

Zagryzła wargi.

– Skąd o tym wiesz? Służące podsłuchują, co robię w nocy?

– Co? – Był szczerze zdziwiony. – Służące podsłuchują? Ja im dam, sukom! – Przysiadł na skraju łóżka. – Podsłuchują ci, którzy otrzymali takie zadanie. Nie służące. I pamiętaj, jakbyś zobaczyła, że służąca podsłuchuje… Wywalaj na zbity pysk!

Roześmiała się.

– Ty świnio. Kazałeś podsłuchiwać nawet, co majaczę po nocach?

– No widzisz? – On też się uśmiechnął. – Rozmawiamy drugi raz i dopiero nazwałaś mnie świnią. Kładę to na karb rekonwalescencji i osłabienia umysłu. Inni ludzie nazywają mnie świnią z reguły w pierwszej rozmowie.

Parsknęła śmiechem jeszcze głośniej.

– Czym ty się zajmujesz? O, kurde… – zreflektowała się – mogę ci mówić na ty?

– To dla mnie zaszczyt być na „ty” z księżniczką Achają, córką Wielkiego Księcia Archentara.

– Aż tyle o mnie wiesz?

Machnął lekceważąco ręką.

– O tym to już wie nawet Drugi Wydział Imperialnego Sztabu Generalnego Cesarstwa Luan, a to znaczy, że informacja jest niewiele warta. – Nie złapała fachowego dowcipu z jego branży, więc ciągnął dalej: – Ja wiem o tobie trochę więcej niż oni. A zajmuję się… – Machnął ręką. – Zacznijmy od początku. Wina?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Kiedyś było tak, że zaopatrzenie armii było podporządkowane naczelnemu dowództwu. Zwiad natomiast poszczególnym jednostkom. I robił się problem. Jak dostarczyć paszę dla koni na zimę, sprzęt do ustawienia fortu w górzystym terenie drogą, która na mapie miała odpowiednią przepustowość, natomiast w rzeczywistości wozy grzęzły na niej już w drugim dniu. Kto za to odpowiada? Zwiad? A co te kilka osób w jakiejś zagubionej jednostce ma do zaopatrzenia całej armii? Więc zaopatrzenie winne? A co niby mają te służby do badania, jak naprawdę wygląda droga, którą kiedyś tam na mapie wyrysował im kto inny. Pogonić mocniej zwiadowców? A skąd oni mają się znać na przepustowości dróg i wytrzymałości mostów? Oni to tylko, żeby poczołgać się przez krzaki i zobaczyć, czy obce wojsko nadchodzi. Tyle ich wiedzy.

– I ty połączyłeś te formacje?

– Nie. Stworzyłem nową, dość słynne już dzisiaj „Rozpoznanie i Zaopatrzenie”. Nazywają nas Zwiadem, choć z klasycznym armijnym zwiadem mamy tyle wspólnego, co tygrys z kotem. My oczywiście sprawdzamy drogi, miejsca składowania zaopatrzenia, rysujemy plany, ale wiesz, jak to jest… Szybko się okazało, że potrzebujemy więcej informacji. – Uśmiechnął się kpiąco. – I więcej… i jeszcze więcej… a potem się okazało, że najlepsze informacje można zdobyć bezpośrednio u nieprzyjaciela. Nie tylko w Luan. Ale wszędzie tam, gdzie mamy jakieś interesy. I ten tryb postępowania zaczął się bardzo opłacać. Często wiemy wcześniej, co nas czeka. Dużo wcześniej.

– Wiecie wszystko o waszych wrogach?

– Achaja – zganił ją – nie bądź dzieckiem! Gdybym wiedział wszystko, to bym nie dopuścił do straszliwego niebezpieczeństwa utraty całej dywizji przy wizycie luańskiego posła. Nikt nie wie wszystkiego i prawdę powiedziawszy, to niepotrzebne, bo by za dużo kosztowało. Staramy się wiedzieć o rzeczach ważnych. Jesteśmy wywiadem.

– Czym? – Nie zrozumiała.

– Wywiadem. Wywiad to takie nowe określenie używane przez paru fachowców, którzy się tym zajmują w różnych państwach. Oznacza grupę ludzi, która zbiera informacje, nie przebierając w środkach: szantaż, przekupstwo, podsyłanie agentów, skrytobójstwo, podpuszczanie, podkładanie świń, wykorzystywanie nienawiści i ambicji, szkalowanie… Mam wymieniać dalej? – Uśmiechnął się. – To gnój! To kloaka! Robimy straszne świństwa, ale w jakiejś mierze dzięki nam jeszcze istnieje nasze maleńkie królestwo. Po ostatnich wyczynach naszej armii, śmiałbym twierdzić, że chyba wyłącznie dzięki nam, ale to oczywiście przesada. Ktoś jednak musi sprzątać to gówno, jakiego narobi wojsko, nie mogąc odnieść żadnego sukcesu strategicznego. Po prostu cofamy się, cofamy i cofamy. Ale to nie jest do końca wina armii. Nie ma pieniędzy na wojsko, politycy nie są w stanie zrozumieć, że Luan napiera coraz silniej, nikt nie chce walczyć, armia nie ma żadnego strategicznego celu. Jak można wypuścić wojsko w pole, nie dając im celu walki?

– A obrona?

– Obrona to nie cel, to tylko przejściowa forma działań, wymuszona przez przeciwnika. Żołnierze to nie filozofowie. Im trzeba powiedzieć: „W przeciągu dwóch lat zająć prowincję Negger Bank!” Proszę, zaczną planować, myśleć, robić cokolwiek… A tak? Wojna o Kupiecki Szlak, który już dawno nie jest kupieckim szlakiem tylko areną mniejszych i większych rzezi. I w imię czego?

– Obrony królestwa – powtórzyła.

– Obrona to atak. Wyobraź sobie, że masz w tej chwili nóż i chcesz mnie zabić. Ja mam kij, na przykład. I co? Mam stać w kącie tego pokoju i machać kijem, opędzając się przed tobą, licząc się z tym, że mogę się pośliznąć, że do pokoju może ktoś wejść znienacka i wykończycie mnie od tyłu, że wreszcie może tu wybuchnąć pożar i wszyscy się spalimy? Póki co jesteś chora i słaba. Mam więc czekać z kijem w kącie, opędzając się niemrawo, aż ty wyzdrowiejesz? Toż wtedy załatwisz mnie jednym palcem. Po co więc? Czy nie rozsądniej będzie rozwalić ci głowę kijem dopóki jeszcze leżysz w łóżku?

– A Luan leży w łóżku?