Выбрать главу

Aiiiiiiiiiiii zaczęła rozczesywać jej włosy, nie przejmując się zupełnie, że część wyrywa.

– Ja ci pokażę, jak to się robi, smarkata obca – mruknęła. – To zupełnie nie tak, jak miałaś na głowie. Zupełnie nie tak. O!

Zostawiła jej gruby kosmyk z tyłu, resztę włosów zebrała na czubku głowy i związała je mocno. Puściła je, aż rozsypały się wokół i zawiązała Achai opaskę na wysokości czoła. Potem znowu zebrała na czubku, związała, puściła, założyła nową opaskę i powtórzyła całą operację raz jeszcze.

– No. – Palnęła Achaję z całej siły w głowę. – Teraz włosy cię chronią.

Rzeczywiście, miała na głowie coś w rodzaju „naturalnego hełmu”. Cios jednak poczuła. Aiiiiiiiiiiii zaczęła splatać jej warkocz z pozostawionego grubego kosmyka na plecach. Wplatała tam jakieś roślinne włókna i kawałki kolorowych szmatek. Na samym końcu przywiązała dość spory kamień.

– No – uśmiechnęła się. – A teraz masz nową broń. Fajnie, co?

– Jaką broń? – spytała Achaja i to był jej błąd.

Aiiiiiiiiiiii poruszyła gwałtownie głową, jej własny warkocz wyprysnął z tyłu, rozwinął się i uderzył doczepionym kamieniem Achaję w plecy. Syknęła z bólu. O, żesz. To były te dziwne rany na plecach, o których wspominał raport wywiadu. Szlag! Ale zabolało.

– No widzisz? Tak możesz złamać komuś łopatkę, nawet jak masz zajęte ręce.

– Właśnie mi złamałaś.

– Nie przesadzaj. Leciutko dotknęłam. Leciutko, leciuteńko.

Achaja szarpnęła swoją głową, warkocz rozwinął się, ale kamień walnął ją samą w brzuch, ponieważ Aiiiiiiiiiiii uskoczyła.

– Eeeeee…

Wojownicy zebrani wokół zaczęli się śmiać.

– No nie. Nie tak. Walisz tylko w zwarciu. – Aiiiiiiiiiiii z lekceważeniem machnęła ręką. – Dobra. A teraz – wetknęła jej do ręki dwa kije – musisz uczyć. Uczyć.

– Kurde, czego?

– Jak, czego? Walczyć. Walczyć.

Achaja zerknęła na otaczających ją ludzi. Spojrzała w bok na Arnne. Czarownica, obolała i wkurzona do granic możliwości, kucała tuż obok. Ktoś właśnie jej robił „hełm” z włosów.

– Dobra. Weź kij pomiędzy dwa pierwsze palce i dwa drugie, a kciukiem kontruj.

Zarobiła w twarz z pięści.

– Smarkulo obca. Ty przestań chrzanić. Ucz, jak nas zabijałaś, gówniaro.

Achaja uśmiechnęła się słodko.

– No, nie ma sprawy. Stawaj, jak chcesz. – Przypomniały jej się ćwiczenia z Hekkem w obozie niewolników. Przypomniała sobie wszystkie jego złośliwości. Przypomniała sobie cały swój ból.

Aiiiiiiiiiiii chwyciła swój kij i ruszyła ostro, unosząc go w górę. Achaja zmieniła chwyt z górnego na dolny, jedną ręką zablokowała Aiiiiiiiiiiii, „leciutko, leciuteńko”, a drugą palnęła tak mocno, że dziewczyna poleciała na plecy, nakrywając się nogami. Z jej nosa tryskały dwie czerwone strugi jak z cesarskiej fontanny w Syrinx.

– No i jak, koleżanko? – uśmiechnęła się przyjacielsko. – Zaczniemy od podstaw, czy mam kontynuować dalej w tym stylu?

Aiiiiiiiiiiii nie była w stanie niczego powiedzieć. Potrząsała głową, łykając własną krew. Nie mogła się nawet podnieść.

– Ty, wiewiórko głupia – z boku podeszła wysoka, chuda dziewczyna – a może spróbuj ze mną, co?

– Nie ma sprawy. – Achaja uśmiechała się słodko.

Zatrzepotała rzęsami, ale nikt nie zrozumiał tego gestu.

Dziewczyna rzuciła się na nią. Kły, pazury i ogon pojawiły się w pół kroku, ale… Achaja odstąpiła i „leciutko, leciuteńko” kopnęła tamtą w zakroczną nogę. Kiedy dziewczyna leciała już bezwładnie, pozbawiona oparcia na własnych nogach, nadstawiła jej kij, mniej więcej na wysokości twarzy.

Po dłuższej chwili nachyliła się nad nią, patrząc na dwa nowe czerwone strumienie pod kolejnym nosem.

– I jak ci jest teraz, kochanie?

Położyła jej rękę na ramieniu.

– Co, kotku? Kiedy obie widzimy w ciemności, to się nagle okazuje, że nie jesteś już taka straszna jak wtedy w lesie. Już nie jesteś taka bezlitośnie szybka jak przy mordowaniu bezbronnych wieśniaków, co?

Usłyszała szelest z tyłu i poczuła zapach. Nawet się nie odwracała. Skoczyła w tył, układając kij pod pachą, tak by sterczał na wysokości klatki piersiowej. Poczuła szarpnięcie, usłyszała zduszony jęk, odgłos ciała walącego się na ziemię i ciężką walkę o odzyskanie oddechu. W sam splot. Nieźle. Odwróciła się i wbiła swój kij w ziemię, jak Nolaan przed walką z Hekkem.

– No co, kotki wy moje? Zwątpienie was naszło? – Roześmiała się. – Miau.

Trzy ofiary leżały na ziemi, nie mogąc się podnieść. Pozostali zbliżali się powoli. Trochę za dużo ich było, ale… Arnne zerwała się nagle i stanęła za plecami Achai.

– Spokojnie, pani major – szepnęła. – Nie czuję ich magii, ale w takim razie i oni nie czują mojej.

– No to co?

– Spowolnię ich trochę. Przyłóż wszystkim, proszę. Mocno!

– Wedle życzenia, pani czarownico. Wedle życzenia.

Achaja skoczyła na nich z gołymi rękami. Ale to ani trochę nie zmniejszyło bólu tych, którzy otrzymali jej ciosy. Nie była świnią jak Hekke. Waliła w twarz, w splot, w golenie. Zatrzymała się po drugiej stronie polany.

– Miau?

Nikt jej nie odpowiedział. Jęczące cicho, walczące o odzyskanie oddechu ciała na trawie nie nadawały się w tej chwili do jakiejkolwiek dyskusji.

– Uuuuaaaa!!! – Achaja poczuła nagle w sobie zew. Poczuła, jak pojawia się ogon, kły i pazury. Rzuciła się na tę wysoką, chudą, która przedtem kopnęła ją w kręgosłup, za włosy podniosła z ziemi, strzeliła w splot łokciem, jakby chciała ją udusić, poprawiła kantem dłoni w nos i własnym czołem w jej czoło. Tamta zwiotczała nagle.

– Co, kotki? Już się nie bawimy? – Zrobiła obrót w powietrzu (ależ ten ogon stabilizował w locie!) i kopnęła w twarz kogoś, kto usiłował się podnieść. – Chcieliście, żeby was uczyć? To czemu się nie uczycie?

Arnne śmiała się cicho. Mrugnęła do Achai, zadowolona z czegoś jak ostatnia zaraza.

– No, co z wami? Zwątpiliście wszyscy? – kpiła Achaja.

Aiiiiiiiiiiii podnosiła się powoli. Usiłowała ręką zatamować krew. Była jednak twarda.

– Ucz! – jęknęła. I zgarbiła się jednocześnie, żeby przynajmniej nowy cios nie bolał tak strasznie. Była przyzwyczajona do twardej szkoły. Nie miała za złe obcej, że pobiła wszystkich tak boleśnie.

Achaja podeszła do niej i wyprostowała ją, ciągnąc za włosy.

– W każdej ręce masz po pięć palców. Kciuk i dwie pary. Odtąd musisz je tak dzielić. – Podała jej dwa kije. – Prawą chwytasz tak: kciuk z góry, pierwsze dwa z dołu, drugie dwa z góry. Lewa dłoń odwrotnie – pokazała jej, jak ma trzymać, i ułożyła palce. – Teraz przerzuty, prawą krótki, lewą długi.

Aiiiiiiiiiiii pogubiła kije przy pierwszej próbie.

– No, teorię już znasz. Teraz poćwicz, a po roku następna lekcja.

– Jak to: po roku? – Dziewczyna nie zrozumiała niczego. – Co ty mówisz?

– Musisz opanować podstawy. Ale to tylko wieczorami, tfu! rankami. Bo przez wszystkie noce przez ten rok masz łupać kamienie gołymi rękami. Weź kij, musisz utwardzić go w ognisku, odnaleźć jakieś duże kamienie i rozłupywać je od zmroku do świtu.

– Po co?

– Musisz być silna. Musisz mieć silne ręce i silne palce – tłumaczyła tamtej cierpliwie. – Inaczej cała nauka na nic.

– Jestem silna! – krzyknęła Aiiiiiiiiiiii.

– Taaaak? – Achaja uśmiechnęła się słodko. – No, to cześć. – Podała jej dłoń. – Robimy tak: ściskamy się za ręce. Jedyna możliwość przerwania pojedynku, to jak przeciwnik klęknie przed zwycięzcą i pocałuje go w kolano. Dobrze?

– Dobrze!

– I pamiętaj – szepnęła Achaja. – Zrób to szybko. Zanim pogruchoczę ci kości!

– He, he… Chwal się. Chwal! A ja zaraz…

Nie dokończyła. Ścisnęły się na znak dany przez Arnne. Aiiiiiiiiiiii zacisnęła zęby, ale wbrew pozorom nie była głupia. Rąbnęła na kolana i pocałowała Achaję w nogę zanim ta zrobiła z jej dłoni kostną mączkę. Usiłując nie jęczeć i powstrzymując łzy, oblizywała krew płynącą spod paznokci.

– Teraz już wiesz, o co mi chodziło? – uśmiechnęła się Achaja.

– Uch… – Aiiiiiiiiiiii nie mogła zaczerpnąć oddechu. – Wiem! Bogowie…

Jęknęła cicho. Ciągle na kolanach. Nie mogła rozprostować palców. Achaja przyklęknęła obok.

– Jestem dobra – szepnęła. – Bardzo dobra. Jestem mistrzem. Mówią nawet, że szermierzem natchnionym. Ale jeśli przyjedzie tu Virion, potnie cię na paseczki, nawet nie przerywając śniadania. A jeśli przyjedzie tu Nolaan, to nie będziesz nawet wiedziała, że giniesz. A on nie będzie nawet wiedział, że cię zabił. Rozumiesz mnie? Tam za lasem jest bardzo twardy świat. Tam nie ma takich wojowników jak wy. Ale skurwysyny są sto razy większe. Tysiąc razy większe. Oni nie wytrzymają w nocy walki z wami jeden na jednego. Ale załatwią was jak zechcą. Uwierz mi. Oni są bardziej twardzi. Oni są bardziej bezwzględni. Oni mają siłę, mają pieniądze, możliwości, oni mają czas. – Achaja spojrzała Aiiiiiiiiiiii w oczy. – Za trzy lata Wielkiego Lasu już nie będzie. A te swołocze będą. I będą miały się dobrze. Zrozumiałaś mnie? – Popatrzyła uważnie. – Dobrze mnie zrozumiałaś? – Dotknęła dłonią jej szyi. – We wszystkim mnie zrozumiałaś?