– Po sakiewkach ich – dodał Zyrion. – Po sakiewkach! Niech się zazbroją na śmierć, niech wydadzą ostatnie grosze na broń.
– No i dwie najważniejsze komandorie Zakonu są teraz w bardzo trudnej sytuacji finansowej.
Przerwały im krzyki na zewnątrz namiotu. Ktoś donośnym głosem domagał się widzenia z „najważniejszym człowiekiem w tym obozie”.
– No, przecież cię do niego prowadzę. – Zaan rozpoznał głos Kasme. Lekko już poirytowany.
– Nie dotykaj mnie! – zawył mężczyzna. – Nie zniosę, żeby dotykała mnie kobieta!
– Wariat.
– Ty! Ty! Ty wiesz do kogo mówisz?
– Do zwykłego jeńca.
Kasme wprowadziła do namiotu sztabowego pochwyconego luańskiego notabla. Mężczyzna miał jakieś trzydzieści, może trzydzieści trzy lata. Jego twarz zdobiła niezbyt długa broda, a sam odziany był w szatę tak kosztowną, że dla wszystkich stało się jasne – to człowiek z najbliższego otoczenia cesarza. Wszyscy w namiocie wstali z zydli, kłaniając się głęboko. Wszyscy oprócz dwóch osób. Pierwszą był Wielki Książę, któremu własny tytuł pozwalał jedynie skłonić głowę z szacunkiem. Drugą osobą, która nie wstała, był Mika. Jego oczy robiły się coraz większe i większe. Wydawało się, że zaraz rozsadzą oczodoły.
– Jaśnie wielmożny panie – zaczął Sirius, już dość dobrze wyszkolony w etykiecie przez swoich nauczycieli. – Zechce pan spocząć z nami i posilić się. Jest nam niezmiernie przykro, że spotykamy się w tak niezwykłych i, przyznajmy, trudnych okolicznościach.
Wszyscy dalej trwali w ukłonach. Jedynie Mika nie wytrzymał.
– Co ty tu, kurwa, robisz??? – wrzasnął.
Wielki Książę Orion o mało nie zemdlał. Reszta popatrzyła na Mikę, być może chcąc raz w życiu zobaczyć, jak wygląda prawdziwy wariat.
Mika jednak nie był wariatem.
– Kasme! – Otrząsnął się jakoś. – Oddal warty o dalsze pięćdziesiąt kroków! I podwój je. Żeby mi się nawet mrówka tu nie przedostała.
– Tak jest! – Dziewczyna skoczyła wykonać rozkaz.
Wszyscy wokół patrzyli oniemiali.
– Jestem Naczelnym Wróżbitą Cesarstwa – przedstawił się spokojnie jeniec.
– O, Bogowie! Zaraza! Szlag!
Teraz wszyscy zrozumieli. Przyjmowali to różnie. Orion tylko zakrył twarz. Sirius zaczął krążyć nerwowo po namiocie, Zyrion z rezygnacją usiadł wprost na ziemi, Zaan zaczął kaszleć, matematyk zakrył głowę opończą. Tylko Mika, choć trzęsąc się ze złości, zdołał powiedzieć:
– Wspaniała armia Troy właśnie złapała naszego najlepszego agenta, jedynego ulokowanego w ścisłym otoczeniu cesarza. No to już po nas, panowie. Dziękuję wojskowym za współpracę.
– No, co? – Najlepszy agent Biura Handlowego bezczelnie nalał sobie wina do cudzego pucharu i wychylił kilkoma łykami. – Nie trzeba było tych idiotów kawalerzystów na mnie wysyłać.
– Przepadliśmy – jęknął ktoś z tyłu.
Zaan z trudem opanował atak kaszlu. Jego poskręcane reumatyzmem ciało nawet tu, na pustyni, nie dawało mu spokoju.
– Opowiadaj, jak było – wycharczał.
– No, jak to jak? – Nalał sobie jeszcze wina. – Działałem zgodnie z waszym planem.
Agent rozsiadł się wygodniej. Widać było, że jest człowiekiem, który od dawna żył w ogromnym napięciu. Jego włosy i broda były gęsto przetkane pasmami siwizny. Twarz miał pobrużdżoną, ogromne worki pod oczami, a puchar w jego dłoni drżał, grożąc w każdej chwili wylaniem zawartości jeszcze przed dotarciem do ust. Palce drugiej dłoni bez przerwy bębniły o blat stołu i to z taką szybkością i w tak skomplikowanym układzie, że mógłby mu wirtuozerii pozazdrościć niejeden muzykant. Ale najgorsze były oczy. Ani przez chwilę nie mogły zatrzymać się na jakimkolwiek przedmiocie. Omiatał wzrokiem całe otoczenie, zatrzymywał się na moment na jakimś szczególe i znowu powracał do szybkiej lustracji wszystkiego wokół. Może poza jednym szczegółem. Zdecydowanie dłużej zatrzymywał wzrok na Siriusie. Było to tak nachalne i tak widoczne, że wszyscy wokół nagle zrozumieli, dlaczego były kapłan prawie obraził się na śliczną Kasme, nie chcąc, żeby dotykała go kobieta. Mika i Zaan wcześniej wiedzieli o skłonnościach Naczelnego Wróżbity i była to bardzo porządna smycz, na której go trzymali. Ale pozostali zorientowali się dopiero teraz i zrozumieli coś jeszcze. Jeszcze kilka takich spojrzeń na chłopaka w krótkiej, bogato zdobionej spódniczce i Sirius zabije go gołą pięścią.
– Opowiadaj! – rozkazał Orion, chcąc jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
– No tak. Do tej pory idealnie wróżyłem, przewidując ruchy wojsk Troy na podstawie danych dostarczanych mi przez wasz sztab. W ten sposób zdobyłem zaufanie cesarza i zostałem Naczelnym Wróżbitą. W ramach operacji „Dobra Wiadomość” miałem się po raz pierwszy „pomylić” i umożliwić wam zwycięstwo. Ale nie mogłem też spalić swojej pozycji. I plan był taki. Skłoniłem cesarza do wizytacji wojsk, żeby opóźnić docieranie wiadomości. W ostatniej chwili „zmieniłem zdanie” co do wróżb i podałem mu prawdziwe plany sztabu Troy – w momencie kiedy i tak było za późno, żeby przeciwdziałać. I wszystko w porządku. Troy wygrało, ja ciągle cieszyłem się zaufaniem cesarza, a tu nagle jakiś idiota z kilkoma setkami kawalerii wypadł na cesarski orszak. Zgłupiałem. Nie wiedziałem, czy to część planu, czy jakaś rozpaczliwa akcja, bo w bitwie się nie powiodło. Czy może coś się wydało i chcecie mnie uratować. W trakcie potyczki ukryłem się w jakimś wykrocie, a tam zamieszanie, bój. Uciekałem, a potem… złapali mnie nasi piechociarze, jak już zajęli ten teren.
– Bogowie! – jęknął Orion. – Dobrzy Bogowie.
Zaan otrząsnął się pierwszy, a przynajmniej usiłował, bo czarna rozpacz ciągle trzymała go za gardło.
– No, dobrze – wychrypiał. – Panowie, poproszę was o podanie jakichś alternatywnych planów dotyczących przyszłej operacji ataku na Luan.
Zapadła męcząca cisza. Jedynie Sirius zdołał wydukać:
– A… a… ale… co?
– W jaki sposób podetknąć cesarzowi fałszywe plany, żeby w nie uwierzył?
Znowu cisza, którą tak jak poprzednio przerwał Sirius:
– Sprzedajmy plany ich agentom za górę złota. Korzyść podwójna…
Zamierzał perorować dalej, ale Mika tylko prychnął.
– Po pierwsze, nie znamy ich wszystkich agentów i nie wiemy, jak będą weryfikować dane. Po drugie, to numer stary jak świat. Nie nabiorą się.
– A ja mam inny pomysł – odezwał się nagle matematyk. Ciągle usiłował zabłysnąć, bo nienawidził Miki i Zyriona równie mocno, jak oni nienawidzili się wzajemnie. – Wysyłamy okręt wojenny.
– Jeden? – Sirius tylko machnął ręką.
– Jeden – kontynuował matematyk. – To musi być tuż po jakiejś wielkiej burzy. Okręt podpływa nocą do któregoś z ważniejszych portów Luan. Nasi ludzie uszkadzają okręt tak, żeby wyglądało, że ucierpiał od burzy. Potem zatapiają go na jakiejś mieliźnie, żeby tamci później mogli go odnaleźć. Załoga wkłada do małej łódeczki trupa oficera wysokiej rangi, który ma w teczce fałszywe plany, a sama ucieka łodziami rybackimi na drugi okręt, który będzie ich osłaniał.
– I co? – spytał Sirius.
– No, jak co? Oni wyławiają ciało oficera i już znają „nasze” plany. Pomyślą, że okręt burza zagnała Bogowie wiedzą gdzie, załoga potonęła, a najważniejszego chcieli ratować i wsadzili do łódeczki.
Zaan tylko ziewnął.
– Bzdura – warknął. – Nie dadzą się zrobić.
Orion jednak przygryzł wargi.
– Moim zdaniem to nie takie głupie – Potarł brodę. – W zwykłego oficera, nawet stratega z planami nie uwierzą, ale gdyby to była bardziej znaczna osoba?
Zaan domyślił się błyskawicznie. Zatarł dłonie.
– A gdyby w łódeczce znajdowało się ciało… – aż bał się wymówić te słowa – ciało… Wielkiego Księcia Królestwa Troy?
– Którego? – Zyrion aż podskoczył, równie przestraszony jak reszta.
– Rozegrajmy ten sam gambit jeszcze raz. Korzystajmy z cudzych planów gry – powiedział Orion tajemniczo, ale Zaan od razu się domyślił.
– Którego księcia? – powtórzył Zyrion.
– A który nam najbardziej miesza? – uśmiechnął się Zaan.
– Bogowie! Archentar z jego dyplomacją – powiedział Sirius.
– Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie ma Archentara tutaj, a jego ciało będzie tam. Rozpoznawane przez wszystkich notabli, wszystkich dyplomatów, nawet wszystkie sługi posłów, które przecież ściągną do identyfikacji tak znacznej osoby.
– No to przytłoczmy ich argumentem nie do zbicia – powiedział Zaan. – Niech w łódce z planami kampanii znajdzie się Archentar wraz z młodą żoną, ich synem i kilkoma oficerami.
– Doskonałe! – Orion, podniecony, aż wstał z zydla.
– Wiemy już, że Achaja żyje. Nie może tu wrócić i w związku z tym tron Archentara pozostanie nieobsadzony. – Zaczął krążyć po namiocie. – To rzeczywiście dwie pieczenie na jednym ogniu. Obie bardzo smaczne!
– Mordercy dzieci – szepnął Sirius, ale Zaan usłyszał.
– Uratowała ci Achaja tyłek, ryzykując życie? Tak? To teraz jej odpłać przysługą. – Zaan aż zagryzł zęby. – Odpłać jej, choćby i przy okazji naszych własnych interesów.
– Owszem. – Orion skinął głową. – Niech ma wielkoksiążęcy tytuł zarezerwowany. – Zwrócił się do Zaana: – Podobno można się z nią dogadać?
– Tak. Bardzo rozsądna dziewczyna. Dojdziemy z nią do porozumienia w razie czego.
– Każdy jest rozsądny, jak mu już życie porządnie dokopie – dodał sentencjonalnie Zyrion.