Выбрать главу

Pierwsza służąca, już w nocnej koszuli, ze świecą w ręku pojawiła się bardzo szybko. Musiała biec.

– Doprowadź go do takiego stanu, żebym mogła z nim porozmawiać.

U zawołanej sadystki, u mistrza umierania, przy którym sam Anai mógł jedynie usługiwać, u demona śmierci zwanego dotąd dla niepoznaki pierwszą służącą, pojawił się uśmiech szczęścia. Dziewczyna zacisnęła zęby, po raz pierwszy w życiu dostała swojego największego wroga we własne ręce. Uuuuuuu! Życzenia jednak się spełniają. Wszystkie. Życzenia się spełniają! Bogowie, jak piękny jest nasz świat! Służąca wzięła Biafrę pod pachę i poprowadziła go, jak barana, na rzeź.

Achaja usiadła na łóżku. Odruchowo włożyła palec do ust i zaczęła gryźć. Szlag! Szlag! Szlag! Naprawdę jej zależało na tej świni? Zerwała się i ustawiła lustro spod ściany tak, żeby mogła widzieć swoje odbicie. Wróciła do łóżka. A gdyby się położyć na boku? Zmieniła pozycję. I troszeczkę zadrzeć koszulę? Jeszcze trochę? Jeszcze? Nie. Była już prawie goła. A może na wznak? Odrzucić kołdrę, choć zimno, ręce za głowę, niech półprzeźroczysty materiał koszuli zrobi swoje? E… Tak to mógłby się chłopak położyć. Więc może na boku, przykryć się, odsłonić biodro, wypiąć się trochę, podciągnąć koszulę… Oż, psiakrew! Będzie widać jej niewolnicze piętno na tyłku. Czy miała jeszcze jakiś niepokancerowany fragment ciała? Zatrzepotać rzęsami? To czkawki dostanie ze strachu, widząc jej idealnie czarne oczy. Może opuścić ramiączko? To zobaczy tatuaż na piersi. Szlag! Mogła mu pokazać najwyżej nogę. Położyła się na drugim boku. Dłuższy czas układała kołdrę tak, żeby wyglądało na „naturalny” nieład. Podciągnęła koszulę, zgięła kolano. No nie. Chlipnęła. Te jej cholerne mięśnie. Uszczypnęła się w udo, aż w oczach pojawiły się łzy. Kurde. Mogłaby mieć tam choć trochę tłuszczu. Choć trochę. Tyci, tyci. A, szlag. Usiadła, opuszczając ramiączka koszuli. Piersi miała ładne. Tę z tatuażem zakryła ramieniem, opierając brodę na dłoni. Że niby myśli o czymś skupiona. Nieźle – zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Rozpuściła włosy. O, tak! Zgarnąć z karku włosy przez lewe ramię. Nieźle. I jeszcze prawa noga, udo, biodro. Szlag! Te cholerne mięśnie. Ale się prężą. Dobra. Spokojnie. Żadnych ruchów, żadnego napinania mięśni. Może, pijany, nie zauważy?

Biafra wszedł prowadzony przez służącą pod ramię. Miał mokre włosy, sińce pod oczami, i spory krwiak na lewej skroni. W kuchni wypadki musiały przybrać ostrą formę. Dziewczyna oparła go o lewy bok łóżka, ale Achaja syknęła cicho i wskazała jej drugą stronę. Pierwsza służąca nie dostała swojej funkcji tylko dlatego, że była ładna. Zrozumiała w lot. Szarpnęła Biafrę za włosy, podprowadziła i oparła go z drugiej strony. Była naprawdę dobra. Wychodząc, wskazała gołą pierś i biodro księżniczki i powiedziała bez dźwięku, samymi ustami: „Nieźle! Masz go na widelcu, panienko”. Mrugnęła porozumiewawczo i zamknęła drzwi. Przynajmniej jakieś pocieszenie.

Biafra gramolił się z trudem, żeby powstać z klęczek. Zerknął na łóżko.

– Uch… – Jego oczy trafiły tam, gdzie trafić powinny. – Ale jesteś ładna, księżniczko.

Taaaaaaak!!!!! Kołdra pod szyję, koszula w dół. O taaaak! Rozpoznanie bojem, pierwsza bitwa i… sukces. Tak, pani strateg. Bitwę wygraliśmy, teraz kampania. Do natarcia! Do ataku!

– Masz swój szlak, Biafra. – Uderzyła głównymi siłami w centrum wojsk przeciwnika.

– Kurde. Naprawdę?

– Czy te oczy mogą kłamać? – Zakryła je rzęsami, żeby go nie przestraszyć. – Masz go! Cały twój.

Jej wojska przeszły, druzgocząc ugrupowanie przeciwnika. Masakra.

– Jesteś genialna! Jesteś piękna!

Ciekawe, czy mówi poważnie? I czy chodzi o jej piękno, czy tylko o to, że wykonała zadanie? Zagryzła wargi, ale zaraz puściła i uśmiechnęła się lekko. Kobieta z zagryzionymi ustami nie wyglądała zbyt pięknie. Zwinęła siły, formując je w kolumnę marszową. Teraz okrążenie.

– Mów.

– Te twoje wypalenia, akcja Chorych Ludzi i parę innych zdarzeń wywarły odpowiednie wrażenie. – Teraz trzeba trochę podbechtać chłopczyka. – Jesteś najlepszym strategiem na świecie. – Gładko wypowiadała pochlebstwa. Niech rozłoży ogon jak paw. – Jesteś najlepszy. – Już się puszył, choć pijany. Bogowie, ile mogą zdziałać zwykłe komplementy. – Pokazałyśmy im z Arnne zalety naszego systemu myślenia, pokazałyśmy im nową broń. Powiedziałyśmy im, że moja Starsza Siostra osobiście podpisze układ, stanowiący, że armia Arkach rzuci się na każdego, kto będzie palił Las. I…

– Dali się na to zrobić? – spytał choć trochę przytomnie.

– Dali. Oni nie mają pojęcia o świecie wokół. Oni chcieliby tylko, żeby nie palić Lasu w tym tempie. Weszli w nasze brudne łapska jak chciałeś.

– Zaraz brudne. – Biafra spojrzał na swoje idealnie opiłowane paznokcie, na swoje wypielęgnowane dłonie.

Achaja wzięła głębszy oddech. Dłonie! Miał takie śliczne ręce. Przewróciła się na bok, niby przypadkiem wystawiając pupę spod kołdry. Delikatnie, skubiąc samymi koniuszkami palców, podciągała znowu koszulę, żeby pokazać swój lewy pośladek.

– Dostaną broń od Chorych Ludzi. Poszliśmy na dwadzieścia od sta. My łapiemy resztę. Mamy szlak i mamy Chorych Ludzi, którzy nam tyłek poliżą z wdzięczności.

– Rozmawiałaś z kimś ważnym?

– Z nikim. To był Kenneh, kupiec czy kto tam. Widziałam jednak, jak mu się zaświeciły oczy, kiedy usłyszał o szlaku. Przestaną palić Las, przywiozą broń, chcą, żeby im płacić w złocie.

– Sam bym się zesrał ze szczęścia na ich miejscu – prychnął, potrząsając głową. Gapiąc się na gołą połowę jej pupy aż przełknął ślinę. Ona znowu zakryła się niby przypadkiem i znowu się przewróciła na łóżku. To niesforne ramiączko… Biafra gapił się teraz na jej kształtną, prawą pierś, na sterczący sutek. – W złocie – Nie mógł się skupić. – Ile chcą?

– Sto razy mniej niż na targu w Luan – zakpiła. – No, ile mogą chcieć? Dogadamy się. Nasz szlak, nasz układ z leśnymi ludźmi, nasza polityka. To ja i Arnne jesteśmy wojownikami z Lasu, nie oni. Niech sobie policzą, ile zaoszczędzana kosztach podróży, na cłach, mytach i naszym ubezpieczeniu od wszelkich nieszczęść. Będziesz miał te swoje karabiny.

Jej wojska sprawnie okrążały topniejące siły przeciwnika. Trzeba by chyba już powolutku zmusić obcy sztab do kapitulacji.

Biafra zauważył pod łóżkiem jakiś porzucony wcześniej dzbanek z gorzałką. Nie do końca próżny. Dokonując cudów zręczności, wydobył go i przytknął do ust. Usiłował wpakować się do łóżka. Niby przypadkiem pomagała mu jedną ręką.

– Kocham cię.

O, mamo! Mówi poważnie? Obcy sztab podpisał właśnie akt kapitulacji. Pani Strateg Naczelna, to była bitwa przeprowadzona jak w podręczniku piechoty.

– Jesteś wspaniała.

Bum, bum, bum… Teraz konsumpcja owoców zwycięstwa. Delikatnie przykryła go kołdrą. Przytuliła się lekko. Ujęła jego dłoń kierując tam, gdzie powinna się znaleźć. Zaraz się chłopczyku przekonasz, co zwycięzcy robią z pokonanymi. Odwiecznym prawem wojny: gwałcą! Już za chwilę, śliczny chłopcze, zostaniesz zgwałcony.

– Możemy na wiosnę uderzyć.

– O, żesz… – targnęła się zaskoczona. – Na co?

– Na Luan.

Poderwała się. No i nici ze zwycięstwa. Choć trzymał rękę dokładnie tam, gdzie powinien, myślał zupełnie o czymś innym.

– No, co ty? – westchnęła rozczarowana. – Chcesz wyprztykać całą armię? No, co ty?

– To nasza jedyna szansa. Achajko, kochanie moje – sparafrazował jej książęcy tytuł. Poruszył ręką, ale chyba tylko przypadkowo. A ona była gotowa. Szlag! – Jeśli nie my, to na wiosnę uderzy Luan i wylezie wreszcie na pagórkowatą równinę przed stolicą. A to będzie nasz koniec. Koniec. – Odrzucił pusty dzbanek. – Jeśli jednak będziemy zdecydowani, wyleziemy im na tyły i zrobimy kuku. Mamy teraz szlak, będziemy mieli broń Chorych Ludzi, Troy stanie za nami jak za własną siostrą.

– Kur…! Jakie Troy? Oni nie staną. Oni nie uderzą na Luan. Ocknij się, Biafra.

Biafra ledwie mógł utrzymać głowę w pionie. Oparł głowę na jej piersiach, ale zamiast przedsięwziąć cokolwiek, zaczął mówić:

Troy miało własne kłopoty i to bardzo poważne. Bynajmniej nie chodziło o Luan. On sam nie wiedział dokładnie o co chodzi, ale… Wedle starego przysłowia: „Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Zakon”. Kłopoty nie dotyczyły całego Troy – miał je jednak Zaan. Tyle Biafra wiedział ze swoich źródeł. A to znaczyło, że moment jest idealny. Skoro Zaan tak chciał, skoro Zaan potrzebował wojny (i to prawdziwej wojny, a nie „stosunku przerywanego” na granicy) to znaczy, że wojna będzie. Pieniądze z Troy przypłyną, jeśli nie rzeką, to szerokim strumieniem. Królestwa Północy omotane. Dery (to już zasługa samego Biafry) omotane. Wojna. Tym razem na śmierć i życie, a nie krok w przód i dwa kroki w tył. Luan pewnie zwycięży jak zwykle. Ale jest pewna szansa, że psy wokół podwórka też zdążą chwycić jakiś łup w zęby. A dla Arkach to być albo nie być. Troy atakuje wzdłuż morskiego brzegu. Arkach ma związać Luan, a konkretnie dwa jego korpusy: Pierwszy i Drugi Mieszany. Jeśli to się uda, Królestwa Północy walą przez granicę i wchodzą jak nóż w ciasto. Niech to szlag. Królestwa Północy zostaną zatrzymane jakieś trzydzieści dni drogi od Syrinx, Troy wyprztyka się, zajmując nadmorski pas graniczny (ale będzie miało wszystkie porty), a Arkach niech tylko dojdzie do gór na granicy prowincji Negger Bank. I to znaczy życie! Wtedy można negocjować. Wtedy można wiele cudów wyczyniać. Wtedy można zdradzić Królestwa Północy. Wielcy zwycięzcy w tej wojnie to Troy (bo będzie miało ważne porty, z których najwyżej dwa odda podczas negocjacji) i Arkach, bo uzyska jeszcze dziesięć lat życia. Ale Luan zajmie się wychędożonymi w trakcie rozgrywki Królestwami Północy, a Arkach będzie miało szlak przez Wielki Las i wrednie chciwych Chorych Ludzi za plecami. Może uda się utrzymać nawet pasmo gór przy Negger Bank? Jeśli nawet nie, to najważniejszy szlak handlowy na świecie będzie przechodził przez Arkach. Chorzy Ludzie nie popuszczą. Będą musieli pomóc w utrzymaniu szlaku – oni też mają nóż na gardle. A mając ekonomiczne poparcie tych chciwych bestii, można wiele zrobić. Złoto wprawi ich w ruch. Złoto sprawi, że będą skłonni do wszelkich rozmów. Złoto skłoni ich do najdziwniejszych układów.