– No dobra, jak było?
– Ta wiejska dziewucha szła przez kładkę, niosąc osła…
– Ciągnąc! Ciągnąc osła! – Porucznik machnęła ręką. – Uspokój się wreszcie!
– Melduję, że osioł był przez nią niesiony na grzbiecie!
Achaja złowiła zdziwione spojrzenie. A, szlag! Dlaczego wszystko kończy się tak głupio? Dlaczego znowu się pieprzy?! Przymknęła oczy. Ciekawe, wbiją na pal? A może tylko powieszą?
– Przecież osioł ma ładunek.
– Niosła z ładunkiem, zaraza. Goel wtedy krzyknęła, żeby tamta się cofnęła, ale ona…
– Jak to: „cofnęła”? Na chybotliwej kładce? Z takim ciężarem?
Sierżant Mea opuściła głowę. Milczała dłuższą chwilę.
– Nooo… Goel była zmęczona. Szłyśmy całą noc i cały dzień, ciągnąc juczne konie. Po tych stratach w ostatniej bitwie… wszystkie są wkurzone.
– No i co dalej? – przerwała jej porucznik.
– No i… tamta nie usłuchała. Goel odpięła pas i przylała jej ze dwa razy… może trzy albo i więcej – Głos Mei zmienił się nagle: – Odbiło jej, czy coś. No, ale żeby zaraz zabić za parę głupich pasów?
– Skąd tamta ma krew na twarzy?
– Nie wiem. Pewnie dostała klamrą, albo co. Ona… – Mea zawahała się -…stawiała właśnie osła na ziemi, a Goel ją biła, no i właśnie wtedy pociekła krew. No i ta odwinęła się i uderzyła ją pięścią w głowę.
– No?
Sierżant Mea nie zrozumiała pytania.
– No, a kiedy ją zabiła?
– No wtedy właśnie.
– Pięścią? Raz w głowę i już? Szlag, na korzeń jakiś upadła, czy na kamień?
– Nie. Raz i już.
Porucznik podeszła do Achai.
– Jak się nazywasz?
– Achaja.
– Skąd masz to na twarzy? Jesteś luańską kurwą?
– No, jestem! – Dziewczyna nie mogła już wytrzymać. Niech ją już powieszą! Niech ją wbijają na pal, czy co tam… – No, jestem! I już!!! – Krew znowu pociekła po brodzie.
– Czemu krzyczysz?
Co za głupie pytanie.
– Ty byś nie krzyczała przed śmiercią? – Achaja powiedziała to dość spokojnie. Jednak podziałało. – Przypomnij sobie o tym, jak w najbliższej bitwie ktoś ci wsadzi miecz w tyłek.
Oczy porucznik zwęziły się lekko. Przekrzywiła głowę na bok.
– Tak nisko nas cenicie? Co tu robisz?
Achaja nie zrozumiała pierwszego pytania. Odpowiedziała więc na drugie:
– Mieszkam w wiosce za tymi wzgórzami. Mieszkałam.
– Tu? Dlaczego?
Achaja tylko westchnęła.
– Bo byłam też niewolnicą! Kurwą i niewolnicą w Luan! I wyobraź sobie, coś mi się ubrdało, że może jednak dosięgnę swojego choćby tak małego kawałka szczęścia. – Pokazała jak małego, zbliżając palec do palca. – I uciekłam aż tutaj!
– No, to się poplątało, co?
Zdała sobie nagle sprawę, że w głosie pani porucznik nie ma nienawiści ani wściekłości, ani nawet niechęci. Było za to coś dziwnego, co sprawiło, że opuściła głowę i odpowiedziała cicho:
– No.
Z góry napływali coraz to nowi żołnierze, przy moście zaczął robić się zator. Skądś spomiędzy drzew przygalopowała grupa oficerów.
– Co jest, do kurwy nędzy! – ryknęła najwyższa szarżą, nie zsiadając z konia. – Kto, psiamać, pozwolił wstrzymać pochód?
– Porucznik Zinna melduje się, pani major! – Dziewczyna, która rozmawiała z Achają, wyprężyła się służbiście. – Straciliśmy żołnierza, pani major!
– Kur… Szlag! – Kobieta o kasztanowych włosach tylko machnęła ręką. – Co? Przez własny kraj, bez wroga, nie potraficie przejść bez strat?
– Ta dziewucha ją zabiła, pani major.
– No to pod sąd, a oddział w drogę! Wszystkie zaraz potracicie swoje stopnie!
– Ale… – porucznik Zinna zawahała się – to był wypadek. Szeregowa Goel zaczęła ją bić, kiedy ta przenosiła osła przez kładkę.
– Co?
Porucznik Zinna opowiedziała wszystko, nie ubarwiając ani nie dodając niczego od siebie. Wskazała osła, który teraz stał wyjątkowo spokojnie, obojętny na wszystko, co działo się wokół. Streściła historię dziewczyny.
Pani major uniosła się w strzemionach.
– Druga i trzecia kompania… sformować szyk i marsz! Ty! – Wskazała kogoś, również na koniu. – Twoja kompania na bok, w las! Jesteś odpowiedzialna za rozładowanie tego burdelu! Jak to zobaczy pułkownik… Wszyscy oficerowie o stopień w dół! A żołnierzom, to się lepiej było nie rodzić!!!
Powoli jaki taki ład zaczął wkraczać w pomieszane szeregi. Zator nie topniał co prawda jeszcze, ale dzielił się wyraźnie na poszczególne grupy. Kilkanaście osób wywrzaskiwało komendy, które, choć z pewnym oporem, wywoływały jednak skutek.
Pani major podjechała do Achai.
– Wypadek? Tak? – Splunęła na ziemię. – Kurwa! Po takich stratach w ostatniej bitwie, po takim wysiłku, tracę kolejnego żołnierza. Rekrutów dostanę co kot napłakał, a za dziesięć dni mamy być z powrotem na froncie. Wypadek, psia wasza mać! – Koń szarpnął się, ale opanowała go jednym ruchem. – Nie będzie żadnego sądu, wcielić ją do oddziału na miejsce Goel.
– Tak jest! – Porucznik Zinna stanęła na baczność.
– Twój pluton spada do ariergardy pułku, połączycie się z kompanią na najbliższym postoju! Niech taborowi zajmą się ciałem. Wykonać!
– Tak jest!
Pani major spięła konia i ruszyła po kładce, mamrocząc do podążającej za nią świty: „Żebyśmy tylko nie napotkali na drodze jakichś myszy czy królików, bo stracimy cały batalion… W wypadku!”
Zinna zagryzła wargi.
– Sierżancie?
– Tak jest!
– Słyszeliście? Wykonać! – Odeszła, wściekła jak osa, odszukać pozostałe plutony kompanii.
Sierżant Mea też miała ostry głos:
– Lanni, Mayfed, Zarrakh, Shha, Chloe! Psia wasza krew! Wyciągać z plecaków, co która ma zapasowego! Musimy skompletować tej kurwie mundur, a nie będziemy czekać na tabory! – Chodziła pomiędzy żołnierzami, które klęły w żywy kamień, grzebiąc w swoich rzeczach. – Ruszać się, suki! Jak major opierdoli kapitana, a kapitan porucznika, wtedy ja wezmę w dupę! Ale potem to już mnie popamiętacie do dnia własnej śmierci!!! Na co może i długo czekać nie będzie trzeba!
Podeszła do Achai, a jej oczy miotały gromy.
– Rozbieraj się! No, już! Nie czas na wstyd, wokół same baby!
Achai nie mieściło się w głowie. To co? Nie zabiją jej? Bogowie… Jakby zwykły chłop zabił żołnierza w Troy, nie miałby czasu się pomodlić. A w Luan? Wolała sobie nie wyobrażać.
– No, jazda! – Mea przemocą zerwała jej z ramion koszulę, kieckę i ze złością odrzuciła w krzaki. Butów Achaja nie miała, przecież była wiosna, wszyscy we wsi chodzili boso.
Sierżant, klnąc i pomstując, obeszła wkoło nagą dziewczynę.
– Kurwa i niewolnica. Co za dno! I to w moim oddziale, psiamać, pewnie i nas zdradzisz, suko. Znam ja takie! Poddasz się za pierwszej bitwy, małpo, niewola ci luba, co? Zamiast się bić, karku ugniesz? Niedoczekanie, szmato jedna!
– Oficerowie nas załatwili – mruknęła.
– Coooo? Jak jeszcze raz powiesz coś o oficerze… co? – Do Mei dotarły nagle jej słowa. – Co powiedziałaś?
– Bitwa była na pustyni. – Achaja ledwie mogła wydobyć z siebie głos, tyle rzeczy przecież zdarzyło się naraz. – Oddziały czołowe dostały wciry. My mieliśmy iść z pomocą, ale oficerowie pojechali do tamtych, dogadali się na wykup, a nas popędzono. Paru chłopaków na eunuchów, resztę do kopalń, czy gdzie tam. Jeśli dziś żyje jeszcze choć jedna osoba z mojego oddziału, to znaczy, że bogowie cud sprawili.
– A – Mea milczała przez chwilę, zaskoczona, ale nie mogła przecież nie opieprzać ludzi. – Więc w wojsku już byłaś? Dryl znasz, co?
– Tak.
– „Tak jest!!!” masz odtąd mówić, suko! I masz się przy tym prężyć, a wyciągać, jakbyś chmury na niebie łyknąć chciała! Trafia do twojego zakutego łba?
– Tak… tak jest!
– Do dupy… a… w jakim wojsku byłaś? – Nawet sierżant nie mogła powstrzymać ciekawości.
– Armia Troy. Piechota. Szeregowy Achaja, druga dziesiątka, skrajnej lewej setki, korpusu…
– Już, już – zgasiła jej meldunek Mea. – Z tak daleka. Hm. U nas inne stopnie, inne formacje, musisz się nauczyć. No, ale dobrze, żeś była żołnierz, przynajmniej mi nogi w marszu nie zmylisz. Ale z drugiej strony… zwykły piechociarz! Uuuuuuu! – Machnęła lekceważąco ręką. – I dałaś se coś takiego na tyłku zrobić. I na twarzy. Nie mogłaś się, dupo, na własny miecz rzucić?
Achaja, mimo że naga, stojąca przed ubraną dziewczyną, podniosła głowę i popatrzyła jej prosto w oczy.
– Gdybym wtedy wiedziała to, co wiem dzisiaj, to bym nie tylko sama się zabiła, ale wysiekłabym cały swój oddział! Ale wtedy nie wiedziałam, co to niewola, nie wiedziałam, co to nabić się na własny miecz. Mój dziesiętnik się zabił, miał trutkę, szczęściarz. Mądry człowiek, wiedział, przygotował się zawczasu. I powiedział mi przed śmiercią: „Myśl, dziewczyno!”. Ale właściwie nie sprawdziła się rada. Bo… kiedy mówiłam, że jednych brali do kopalni, innych jeszcze gdzieś tam, to ja… Ja miałam szczególnego pecha. Nie mów o własnym mieczu, jak nie wiesz, że mówisz o śmierci.
– Ja nie wiem nic o śmierci?! Ja w ostatniej bitwie…
Achaja mówiła cicho, a jednak zdołała przerwać sierżantowi:
– W bitwie masz takie szanse jakby monetą rzucać. Raz życie, a raz śmierć. Z ludźmi, z którymi ja miałam do czynienia, masz takie same szanse jak biedna Goel ze mną. – Strzeliła palcami, jakby zmiatała niewidzialne pyłki z opuszków. – O, takie.