– Chcesz, to rzygaj. – Biafra przygładził włosy. Żołnierze wyprowadzali gołe służące. – A jeśli chcesz, to się możesz mścić. Nie mam nikogo ukrytego w skrzyni ani pod podłogą.
Spojrzała na niego rozwścieczona. Miała ochotę go zabić. Miała ochotę napluć na niego i powiedzieć, jak straszliwie nim gardzi. Miała ochotę powiedzieć mu, że ma rację, ale ona boi przyznać się do tego.
Drzwi, te od sali balowej, otworzyły się z trzaskiem. Królowa skinęła dwoma palcami i cała świta ulotniła się w jednej chwili. Ktoś domknął drzwi i zostali sami w trójkę: władczyni, Biafra i Achaja.
– Zapłacicie za tę prowokację – szepnęła Królowa. Była tak zdenerwowana, że nie mogła mówić normalnie. Głos jej drżał, sepleniła lekko. – Twoja głowa, Biafra…
– Moja głowa… – usiłował coś powiedzieć ale przerwała mu krzykiem:
– Stul pysk! Co ty sobie wyobrażasz? Że będziesz rżnął moich gości jak świnie w jatkach? Że będziesz podsyłał prowokatorów, kiedy ci tylko taki pomysł postanie? – Królowa podeszła do Achai. – Jak mogłaś dać mu się tak opętać?! – ryknęła. – Co?! Szlag! – Ręce drżały jej coraz bardziej. – I zdejmij te ciemne okulary, bo mnie zaraz krew zaleje. Nie możesz mi nawet w oczy popatrzyć?
Achaja zdjęła okulary. Królowa popatrzyła w jej idealnie czarne oczy i wyraźnie zwątpiła. Machnęła ręką.
– Włóż je z powrotem – rozkazała. Podeszła do jednego z wybitych okien. – Biafra – powiedziała dużo spokojniej. Już nie sepleniła. – Zamierzam się ciebie pozbyć. Achaja?
– Tak, moja pani?
– Jaki jest najmniejszy kraj na świecie?
– Chyba… chyba Kone, moja pani. – Dziewczyna nie była pewna. Pamiętała jednak coś o zagubionym wśród śniegów na końcu świata księstwie, które na dworze jej ojca było przedmiotem dowcipów, bowiem jego teren można było przemierzyć powolnym krokiem w przeciągu kilkunastu modlitw.
– Pojedziesz do Kone, moje dziecko, jako poseł. I zostaniesz tam do końca życia.
– Tak, moja pani. – Achaja zgięła się w ukłonie.
– Biafra. – Królowa zagryzła wargi. – Sam się zabijesz, czy mam wezwać kata?
– Sam, sam – mruknął, również gnąc się wpół. – I cieszę się, pani, że nie spytałaś o powód naszej akcji. Jak zwykle, lepiej takie sprawy pozostawić wywiadowi.
– Biafra! – Królowa podskoczyła do niego, jakby chciała poorać mu twarz paznokciami. – Ty mnie nie usiłuj… – Kichnęła głośno. Mróz, z powodu wybitych okien, był już taki, jak na zewnątrz pałacu. – Dlaczego?
– Oni zabili Pierwszą Czarownicę Królestwa, pani.
Schylona w ukłonie Achaja potrząsnęła głową. Ale świnia! Ratował siebie od śmierci i ją od spędzenia reszty życia gdzieś na końcu świata. A jednocześnie dalej realizował swój plan. Teraz jednak musieli zabić czarownicę zanim odnajdą ją królewskie sługi. Czy to się da zrobić?
– Coooo? – Królowa podeszła do niego. – To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Skąd wiesz?
– Od pewnego człowieka, który upił jednego z ich sług. Po co mówić? I tak ich nie oskarżymy o nic. Cóż znaczy bełkotliwa opowieść sługi upitego przez mojego człowieka? To nie dowód. To kalumnia rzucona w twarz cesarzowi Luan.
Achaja wzięła oddech, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Pochyliła głowę jeszcze niżej. Jak on zamierza to załatwić?
Królowa klasnęła w dłonie. Podręczna natychmiast pojawiła się w drzwiach.
– Wyślij ludzi do wieży czarownicy – rzuciła. – Chcę…
– Pani! – Podręczna upadła na twarz. – Pani! Czarownica nie żyje! Nie śmiałam przerywać, pani, ale…
Achaja jak koń zastrzygła uszami.
– Bogowie! – Królowa ukryła twarz w rękach. – Zwołaj radę. Szybko!
Podeszła do Biafry. Chwila załamania minęła szybko. Była królową Arkach, a nie zasmarkaną dziewczynką, która dowiedziała się o śmierci rodziców.
– Jak wytłumaczysz obecność prowokatora? – warknęła. – Kiedy dowiedziałeś się o śmierci czarownicy?
– Na każdym balu mam jakiegoś prowokatora – kłamał idealnie. – Dowiedziałem się już w trakcie trwania balu.
– Tak? A jak w takim razie wytłumaczysz te kilkanaście warstw wapna na twarzy tej zabójczej księżniczki? Dlaczego ona ma rude włosy? Przedtem były czarne.
– Niech ona sama odpowie – mruknął Biafra.
O, żeby cię szlag trafił, panie perfidny!, klęła w duchu Achaja. Mogła powiedzieć prawdę i zabić Biafrę. A siebie posłać na wieczne zesłanie. Mogła też kłamać i brać udział w jego intrydze. Szlag!
– Słucham, dziecko?
Achaja podniosła głowę. Prawda? Czy fałsz? Prawda, śmierć Biafry, nie wiadomo, co dalej z Arkach? Czy fałsz, włożenie wszystkich palców w tryby jego intrygi, danie dupy, jeśli chodzi o honor.
– No? Księżniczko?
– Moja pani. Ja się tak strasznie wstydziłam tego tatuażu… – Poczuła, jak palą ją policzki. Na szczęście rumieńców nie było widać pod warstwami pudru. – A rude włosy… Bo ja tak bardzo nie chciałam, żeby mnie rozpoznali… bo… bo wtedy wszyscy by się mnie bali, że niby przyszłam, żeby kogoś zabić. I… I wtedy stałabym sama pod ścianą przez cały czas. A ja tak chciałam zatańczyć, choć raz.
Gdyby Bogowie czuwali nad ludźmi, pod jej nogami powinna otworzyć się otchłań. Powinien spalić ją piorun. Ściany powinny się stopić od jej kłamstw. Jednak otchłań się nie otworzyła, piorun nie uderzył z zimowego nieba, a ściany powoli pokrywały się szronem.
– Przepraszam cię, dziecko. – Królowa położyła rękę na jej głowie.
Ujęła dłoń władczyni i pocałowała. Kurczę! Pocałunek mordercy. Obłudny pocałunek kłamcy. Szlag! Szlag! Szlag!
– Muszę wracać do gości. – Królowa przygryzła wargi. – Chcę was jednak zapewnić, że osobiście przeprowadzę śledztwo w tej sprawie.
Oboje upadli na kolana, chyląc głowy jeszcze niżej. Podnieśli się, kiedy wyszła. Podręczna, zanim znikła podążając za swoją panią, pokazała im dłoń z rozcapierzonymi palcami.
– Pięć palców? – Biafra mrugnął do Achai. – Mamy tylko pięć modlitw na zabicie czarownicy.
– Ty gnoju! – syknęła Achaja. – Podręczna to też twój człowiek? I nakłamała o śmierci czarownicy?
– Szybciej, szybciej – warknął, śmiejąc się do niej. – Mamy bardzo mało czasu, wspólniczko w gnojstwie.
Pociągnął ją na korytarz, potem na schody. Nie mogła zbiegać, skacząc ze stopni. Ta wrednie wąska suknia sprawiła, że mogła robić jedynie bardzo małe kroczki. On wrócił jednak i podał jej rękę. Potem zaklął, chwycił ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
– Coś ty ze mnie zrobił? Świnia.
– Sama z siebie zrobiłaś – stęknął, tracąc oddech. Nie był silny. Zadyszał się nawet na krótkiej drodze prowadzącej na podwórzec. – Miałaś wybór.
– Ty palancie jeden.
Umilkła, kiedy wyniósł ją na mroźne powietrze. Wokół czekał w gotowości pluton Achai i dwadzieścia dziewczyn z Drugiej Górskiej Dywizji. Biafra postawił ją na ziemi, ktoś okrył ją ciepłym płaszczem.
– Dobra. Teraz szybko do wieży, bo…
– Czekaj – Achaja osadziła go jednym słowem. – Harmeen, Lanni. Rozsypać pluton!
– Tak jest!
Dziewczyny ustawiły się błyskawicznie.
– Harmeen, do mnie. Lanni, kusze w pogotowiu.
Pluton zwiadu wymierzył z kusz do oszołomionych żołnierzy z górskiej dywizji. Cofnęły się, ale trudno je było przestraszyć. To była naprawdę elitarna jednostka.
Achaja podeszła do nich.
– A teraz… – warknęła – która przyłożyła mi kuszę do tyłka? Co?
Spojrzały po sobie niepewne. Nie było czego ukrywać. Księżniczka przecież i tak się dowie.
– T… to ja. – Z szeregu wystąpiła żołnierz z dość jasnymi włosami i wyraźnie zadartym nosem. – Ja… chciałam… tego, no…
Achaja pokiwała głową.
– Shha!
– Tak jest!
– Weźmiesz ją, mianujesz kapralem i włączysz do naszego plutonu – spojrzała prosto w rozszerzone zdziwieniem oczy żołnierza. – Szybka jesteś, małpeczko. I umiesz wykonywać rozkazy. – Patrzyła, jak brwi tamtej wędrują do góry. – Potrzebuję takich.
– Tak jest! Proszę pani – wrzasnęła oszołomiona żołnierz. A później zupełnie nieregulaminowo odwróciła się do swoich koleżanek i pokazała im język.
Stojąca z boku Arnne zachichotała.
Achaja podeszła do sierżant górskiej dywizji. Zdjęła z uszu swoje ciężkie od szlachetnych kamieni zausznice i podała tamtej.
– To była wzorowa akcja, sierżancie.
– Tak jest, proszę pani! Dziękuję, proszę pani!
– Kup swoim żołnierzom coś do picia. Niech się nie poprzeziębiają.
– Tak jest, proszę pani!
Biafra przestępował z nogi na nogę.
– Może byśmy już poszli? – mruknął.
Achaja skinęła głową i ruszyła za nim. Słyszała, jak Shha z tyłu ryczy coraz głośniej:
– Bei, Sharkhe! Najmłodsze dupy jesteście. Macie nauczyć nową co i jak, bo inaczej wstyd nam zrobi! Co kapral, co kapral??? – odkrzykiwała na czyjąś cichą uwagę. – Mi się tu majorówna nie będzie w moje sprawy mieszać. Zanim ją mianuję kapralem, swoją, kurwa, szkołę musi przejść! Dobrze, że chociaż z górskiej dywizji cielę do nas przyszło. To się przynajmniej nie zesra na sam widok wroga.
Arnne chichotała w najlepsze. Stosunki panujące w wojsku były dla niej czymś zupełnie nowym. Lanni i Harmeen szturchały się wzajemnie. Shha zdecydowanie nie należała do ludzi, którzy dadzą sobie nadmuchać w kaszę. Ona miała po prostu wszystko poukładane na swoich miejscach i była, zdecydowanie, dobrym sierżantem. Achaja natomiast za żadne skarby nie zamierzała ingerować w „politykę kadrową” swojej siostry.