Podeszła do Biafry.
– Słuchaj, świnio. Zrobię to dla ciebie, ale…
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Zwolnisz z wojska tę Lonnei, czy jak jej tam.
– Kogo?
– Tę służącą, co ma chorą matkę. Zrobisz to.
Wzruszył ramionami. Spojrzał na nią z ukosa.
– Jak nie ona, to zginie jakaś inna. Nie wszystko jedno?
– Zamknij się.
Znowu wzruszenie ramion. Dochodzili właśnie do strzelistej wieży położonej wśród gęstych drzew. Wokół kręciło się już kilku zaaferowanych służących, ale Biafra nie okazał zdenerwowania. Znowu jego ludzie. Miał ich chyba wszędzie. Brakowało tylko cesarza Luan, który powinien wyłonić się z krzaków, zasalutować i złożyć meldunek.
– Harmeen – Biafra podniósł pochodnię – pluton niech otoczy wieżę. Strzelać do wszystkiego, co będzie chciało wyjść.
– Tak jest!
– Lanni, korkuj drzwi. Nic nie może przejść ani w jedną, ani w drugą stronę.
– Tak jest!
– Sierżancie.
– Sierżant Shha melduje się na rozkaz! – Dziewczyna podskoczyła błyskawicznie.
– Widzisz to okno, gdzie pali się światło?
– Tak jest, proszę pana generała!
– Weź trzech najlepszych strzelców i trzymajcie palce na spustach. Jak zobaczycie w oknie chociaż cień… Strzelajcie.
– Tak jest! Mayfed, Chloe, Sharkhe! Ruszać tyłki, głupie owce! Mayfed, ty jesteś najlepsza, ładuj dupę na to drzewo! Chloe, psia twoja mać! Przyklej się do muru i mierz w górę! Sharkhe do mnie, no, ruszaj się, krowo!
Biafra pchnął ciężkie, okute spiżem skrzydło drzwi. Wziął od jednego ze sług podłużny pakunek, odwinął szmatę i rzucił Achai luański miecz. Lekki, średniej długości, bogato zdobiony. Ciekawe komu z poselstwa został ukradziony?
Arnne poszła przodem. Przeskoczyła kilka schodów i zatrzymała się przed wnęką kryjącą wąskie drzwi.
– Wywalamy? – spytała przejęta.
Biafra skrzywił się lekko. Zapukał energicznie i wszedł jako pierwszy. Czarownica, starsza, kostyczna kobieta, siedziała za stołem, na którym stał tylko lichtarz z kilkoma świecami. Na idealnie czystym blacie nie było żadnego innego przedmiotu, żadnej księgi, żadnego naczynia, niczego.
– Przyszedłeś mnie zabić? – spytała czarownica.
Biafra wydął wargi. Zerknął na swoje dziewczyny.
– No… – szepnął. – Już!
Spojrzały po sobie, nie rozumiejąc.
– On wam mówi, że macie już zacząć mnie zabijać – wyjaśniła czarownica spokojnie. Dopiero teraz podniosła oczy. – Witaj, Arnne.
– W… witaj.
– No, co z tobą? – Starsza kobieta za stołem skrzywiła się lekko. – Skoro już zostałaś morderczynią, no to zacznij zabijać.
Dziewczyna, niepewna, spojrzała znowu na Achaję. Ta również nie miała zbyt tęgiej miny.
– No, no – czarownica wykorzystała chwilę ciszy – widzę, że pani major „Rzeźnik” Achaja też raczyła się pofatygować. Słyszałam, że zabiła pani Viriona i sześciuset jego rębajłów. Cóż za wyczyn.
Achaja z trudem przełknęła ślinę.
– Niech pani nie wierzy we wszystko, co o mnie mówią.
– No, zróbcie coś – warknął Biafra.
– A ty co? – Czarownica spojrzała na niego. – Jak zwykle. Nigdy własnymi rączkami?
– Chcesz zgubić Arkach, kretynko! – Szarpnął się, ale nie podszedł nawet o krok. – Dzięki tobie Luan będzie tu za dwa lata!
Czarownica wzruszyła ramionami.
– Wiem, wiem – szepnęła. – Nie mówisz w tej chwili do mnie. Tylko do tych twoich zestrachanych dup, które jakoś nie mogą na mnie ruszyć. Chcesz je natchnąć miłością do królestwa – roześmiała się. – To ty, idioto, chcesz zniszczyć Arkach. Chcesz go wplątać w awanturę, której już nie przeżyje.
– Zabijcie ją, kurwa! – ryknął Biafra na Achaję i Arnne, które stały niezdecydowane. – No już, głupie dupy!
– Aż tak mnie nienawidzisz? – uśmiechnęła się czarownica. – Nie możesz zapomnieć, że nie poparłam cię przy reformie armii?
– Sprawiasz kłopoty, stara.
– Wygadałeś się. Cała intryga na nic.
– Nie doceniasz mnie – wrzasnął. – Intryga jest bardziej skomplikowana. – Zerknął na swoje dziewczyny. – Zaraz będzie tu królowa. Achaja, masz więc wybór. Zabić mnie, a siebie posłać na wieczną banicję, albo ją! Arnne, jak się czuje człowiek, którego za chwilę wyrzucą z cechu czarowników? Lubisz banicję, mała?
Arnne zaklęła i strzeliła Achaję w tyłek.
– No już! – krzyknęła przestraszona. – Bierz ją!
Achaja podniosła miecz i skoczyła do przodu, odbijając się z obu nóg. Czarownica była jednak szybsza. Podniosła dłoń do ust. Arnne też dała się przechytrzyć. Zablokowała zaklęcie. Ale nie było to nic zabójczego. Blokada nie zadziałała, bo tamta zamieniła się w tygrysa. Eksplozja targnęła pokojem. Biafrze krew trysnęła z nosa. Tygrys… Błąd! W ustach Achai i Arnne natychmiast pojawiły się kły! Wszystkie trzy skłębiły się na podłodze, gryząc się i szarpiąc pazurami. Bifara uskoczył pod ścianę. Nowa eksplozja. Stara czarownica, już w swojej postaci, skoczyła na stół. Przyłożyła obie dłonie do ust. Achaja jednak kopnęła w nogę stołu tak, że poleciał aż pod ścianę. Chwyciła miecz, chcąc uciąć nogę czarownicy, która straciła równowagę, ale ta skoczyła na ścianę i zaczęła leźć po niej jak monstrualna mucha. Arnne oślepiła ją białą kulą światła, potem podpaliła zwisające ze ścian draperie. Stara wywinęła się jednak, skacząc na parapet. Teraz miała idealną pozycję. Przyłożyła obie dłonie do ust i…
Siedząca na drzewie Mayfed, widząc cień, strzeliła precyzyjnie przez pokrytą szronem szybę. Czarownica z bełtem w plecach wybiła okno wraz z framugą i odwinęła się w tył. Chloe strzeliła z dołu, osłaniając oczy przed spadającymi na nią odłamkami szkła. Shha i Sharkhe wystrzeliły chwilę później. Obie trafiły w spadające ciało. Martwe już zresztą. Lanni, Zarrakh i ta nowa, dołączona dzisiaj do oddziału, podskoczyły szybko rozpędzając służących nadbiegających od pałacu.
Chloe osłoniła się kuszą, ale i tak czarownica spadła na nią, pokrywając krwią wszystko wokół.
W wieży Biafra wstał spod ściany, klnąc coraz głośniej.
– Egzekutorzy mi się trafili, psiakrew!!! – Usiłował powstrzymać krew lecącą z nosa. Popatrzył na zdemolowany, płonący pokój. – Chodźcie wreszcie, nieustraszone zabójczynie, bo wam tyłki spłoną.
Pchnął drzwi i zbiegł po schodach, zasłaniając twarz chustką. Arnne i Achaja, obolałe, powlokły się za nim. Na zewnątrz Biafra już opieprzał jakichś służących, każąc im wyjąć strzały z ciała i zatrzeć ślady. Rozpoczęła się bieganina. Lanni zbierała pluton, Harmeen pchnęła kilku ludzi do ugaszenia pożaru.
Biafra klął. Potem jednak podszedł do Achai.
– Czegoś się jednak od ciebie nauczyłem.
– Czego?
– Patrz. – Uśmiechnął się i ryknął: – Która żołnierz siedziała z kuszą na tym drzewie?!
– Melduje się szeregowa Mayfed!
Biafra zdjął z dłoni swój wielki pierścień z godłem królestwa i rzucił go przestraszonej dziewczynie.
– Masz! – Mrugnął do niej. – Jak twoje wnuki będą oglądać ten pierścień, to niech wiedzą… że ich babcia jednym strzałem uratowała Królestwo Arkach!
W oczach Mayfed nagle pojawiły się łzy.
– Ja… ja… – Powstrzymywane łzy popłynęły nagle po policzkach szerokimi strumieniami.
– Jednym strzałem – powtórzył Biafra. – Nie zapomnijcie powiedzieć o tym wnukom wyraźnie.
– Tak jest! – Mayfed rozbeczała się kompletnie. Patrzyła na swój pierścień, za który mogła sobie kupić ze dwie wsie, a może i folwark. I było jasne, że nie sprzeda go nigdy. Za żadne skarby świata. Że to niepozorne, ryte w szlachetnym kamieniu godło będzie przechodzić w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Że będzie początkiem legendy.
– Dawać tu te trzy pozostałe – rozkazał Biafra. Uporał się nareszcie z chustką. Zdołał już nawet jakoś wytrzeć nos. – Dawać dowódcę oddziału!
Shha zameldowała obecność Sharkhe i Chloe, która usiłowała wytrzeć krew ze swojej twarzy. Lanni zameldowała się sama. Biafra podszedł do niej.
– Dobry masz oddział, poruczniku. Od jak dawna masz swój stopień?
– Od lata, panie.
– No to nie mogę cię mianować kapitanem – przerwał jej. – Ktoś powstrzymał sługi biegnące od pałacu. Kto?
– Ja, Zarrakh i ta nowa, panie.
Biafra skinął dłonią, żeby podeszły.
– No, dobra – mruknął. – Klęknijcie przede mną. – Patrzył jak szybko spełniają rozkaz. – Ty, nowa, jak ty się właściwie nazywasz?
– Jakee, panie! – wrzasnęła dziewczyna w mundurze drugiej górskiej dywizji. Shha zagryzła wargi. Już ona zapamięta nieregulaminowy meldunek nowej. Najpierw podajesz swój stopień, suko, warknęła w myślach, i nie mów per „panie” do generała, bo nie jesteś porucznikiem, który na takie rzeczy może sobie pozwolić! W umyśle sierżant pojawiły się nagle całe góry naczyń do szorowania, które biedna Jakee będzie doprowadzać do połysku.
Biafra nie zwrócił jednak na to uwagi. Stanął w rozkroku i skrzywił się lekko.
– Dzięki waszej major i tej młodej czarownicy, dzięki wam, żołnierze, Królestwo Arkach będzie jeszcze istnieć jakiś czas. – Zamyślił się na chwilę, a potem podjął znowu: – Nie klęczycie przede mną. Klęczycie przed majestatem Arkach! Na mocy nadanej mi władzy stwierdzam, że odtąd wszystkie, Lanni, Shha, Mayfed, Zarrakh, Chloe, Sharkhe i ta… no… Jakee, odtąd jesteście „godne”. Jesteście teraz szlachetnie urodzone. – Uśmiechnął się sceptycznie. – Na szczęście w naszym kraju nie łączy się to z dodatkowymi przywilejami, więc nie zubożę naszej kasy. No niemniej, odtąd plebs ma się do każdej z was zwracać per „jaśnie pani”! – Uśmiechnął się tym razem zjadliwie. – Możecie wstać, drogie panie.