– Znaczy… – najbliżej stojący rycerz potrząsnął głową. – O co panience chodzi?
– Żebyście most zajęli – zaskoczona odparła szczerze.
– A po co?
– No… Tam droga do Negger Bank, które już Chorzy Ludzie rabują.
– O żesz ty… Kurwa ich jebana mać! – rycerz poskromił jednak swój język. Achaja też potrafiła kląć, co prawda, ale przecież była damą i księżniczką na dodatek. A jakby to w kronikach, które rycerz zamierzał kiedyś podyktować, brzmiało: „Księżniczka wydała nam rozkaz, a ja kląłem niczym, nie przymierzając, szewc!” – Niech panienka chwilę poczeka!
Dokonując cudów zręczności, stanął na własnym siodle.
– Panowie! Laleczka coś od nas chce… – pseudonim Achai, którego używał jej własny pluton, był rycerzom doskonale znany. – Mamy, kur… znaczy, mamy przebić się przez most!
– Ueeeeee… – mruknął ktoś bardziej pijany. – Toż tych psów na moście w pół modlitwy wybijemy do nogi.
– No zaraz – dodał ktoś bardziej trzeźwy. – A nie lepiej uciekać przez rzekę?
– Tu nie o ucieczce mowa! – zawył rycerz stojący coraz mniej pewnie na własnym siodle. – Panowie bracia! Na most! – i dodał ciszej: – A potem do miasta, zanim Chorzy Ludzie do cna rozgrabią…
– Aaaaaaaaa… – z wielu gardeł rozległ się jęk zrozumienia.
– No dobra – powiedział ktoś. – Napijmy się i szarża!
– O kurde – jęknęła Achaja – Tylko nie pijcie. Runęła z powrotem do sztabu, gdzie Biafra był właśnie podnoszony z ziemi przez swoich adiutantów.
– Głowa – mruknął.
Jeden z żołnierzy chwycił go za włosy i podniósł głowę tak, by generał mógł patrzeć przed siebie.
– Spieprzamy, Achaja – powiedział. – Idziemy na miasto – odkaszlnął. – Poświęć wszystko!
– Szlag. Jak wszystko? – nie zrozumiała za pierwszym razem.
– Poświęć wszystko! – powtórzył. Coś nim wstrząsało. Jakieś dreszcze, nie wiadomo czy spowodowane strachem, czy dziwnymi substancjami krążącymi w jego żyłach. – To nie może trwać do nocy. Poświęć wszystko!
Achaja, klnąc tak, że wszystkim normalnym ludziom powinny więdnąć uszy, pobiegła na liniowy punkt dowodzenia.
– Zrzucać juki z mułów! Rozkulbaczyć kuce!!!
– Jak to zrzucać? – usiłowała się postawić pani pułkownik z dywizji górskiej. – To co potem zrobimy?
– Harmeen!!! – wrzasnęła Achaja. – Sprowadź tu mój pluton. Niech Lanni ich przypilnuje! Samodzielny batalion zwiadu wokół sztabu. Przypiąć armaty do mułów. Wygnać kuce na przedpole i strzelajcie im w zady… Niech lecą na Luańczyków.
– Kurde. Pani właśnie rozformowuje naszą armię! – pułkownik zmełła przekleństwo. – Księżniczko, psiamać, moja!
– To rozkaz Biafry! Wykonać!
– Pani właśnie rozformowuje naszą armię!!! – ryknęła pułkownik. – Czy pani wie, psiamać, co pani robi???
– Wykonać, psiamać, albo zabiję na miejscu!
Na szczęście pluton Achai zbliżał się biegiem, batalion rozpoznawczy przeformowywał się, usiłując stanąć tak, żeby móc uderzyć na Luańczyków lub chronić swojego dowódcę, w zależności od potrzeby w danej chwili. Cóż jednak znaczył pluton i batalion wobec pułku dowodzonego przez kobietę, której nie mieściło się w głowie, że ktoś może rozformować całą armię w trakcie morderczej bitwy?
Złość Achai przelała się jednak nad pancerzem opanowania. Nagle w jej ustach pojawiły się kły. Runęła na panią pułkownik i w amoku ugryzła ją w ramię.
Zdyszana Arnne stanęła tuż obok, palcem jednej dłoni celując w kapitana, który właśnie odwracał swój oddział tyłem do wroga. Drugą dłoń trzymała tuż przy ustach, gotowa do rzucenia zaklęcia.
– Ty, kurde, się opamiętaj! – ryczała. – Bo cię, kurde, zamienię w Królową Arkach, sikso… ale… to ci się zupełnie nie będzie podobało!
Pani kapitan wyraźnie zwątpiła. Jej oddział nie zwątpił. Na szczęście dla kotłujących się na ziemi kobiet, to jest pani pułkownik i Achai, pluton zwiadu i dwie kompanie rozpoznawczego batalionu wpadły właśnie na przegrupowywane piechociarki i zaczęła się prawdziwa bitwa. Oko w oko, bagnet skrzyżowany z bagnetem. Nie to, co z Luan. Dziewczyny wyły, siekły, wydrapywały sobie oczy, gryzły wzorem swojego dowódcy, wyrywały nawzajem włosy…
Mohr po drugiej stronie pola bitwy nie mógł uwierzyć własnym oczom. Oto wroga armia atakuje sama siebie. Kazał przegrupować piechotę na swoje prawe skrzydło, w stronę oliwnego gaju i szykować się do natarcia.
Po stronie Armii Ekspedycyjnej straty były coraz większe. Tu jednak, w bezpośrednim starciu, jeden na jednego, zwiad zaczął zdobywać przewagę nad piechociarkami z górskiej dywizji. Achaja wyjęła zęby z ramienia pani pułkownik i usiłowała stanąć na nogach. Ta jednak wyszarpnęła z kabury nóż i chciała rozwalić jej nogę. Na szczęście Arnne zdołała kopnąć panią pułkownik w nadgarstek. To jednak spowodowało, że uwolniona od groźby natychmiastowego rzucenia czaru pani kapitan rzuciła się na Achaję, zdzieliła ją łokciem w splot i przygwoździła do ziemi. Shha będąca w pobliżu wbiła jej nóż w pośladek, ale zaraz sama dostała kolbą w twarz od jakiejś piechociarki. Achaja uwolniła się od pani kapitan tylko po to, żeby upaść pod ciężarem pani pułkownik, która rzuciła jej się na plecy. Arnne straciła cierpliwość, wyrwała jakiemuś artylerzyście stempel i zaczęła okładać wijące się na ziemi ciała jak leci, bez celowania. Chwilę potem w jej ustach pojawiły się kły i runęła w dół, topiąc je w udzie pani pułkownik. Ta zawyła i, szarpiąc się z bólu, podcięła wstającą właśnie pani kapitan.
– Co tu się dzieje? – Biafra uwieszony ramienia adiutanta patrzył zadziwiająco przytomnie jak na stan, w którym się znajdował.
– Ugryzła mnie! Obydwie mnie pogryzły! – wrzasnęła pani pułkownik. – Co wy w tym zwiadzie? Zatrudniacie psy na etacie ludzi???
Kapitan trzymała się za pupę i nie była w stanie niczego powiedzieć. Leżała na boku. Ani wstać, ani usiąść. Miała tylko nadzieję, że pani major przejdzie wystarczająco blisko, by mogła zatopić w jej nodze własne zęby. Nawet, gdyby potem mieli ją zdegradować do etatu psa. Shha z zakrwawioną twarzą siedziała tuż obok. Usiłowała naładować swój karabin co, na szczęście, w pozycji siedzącej było niemożliwe do wykonania.
– Niech ktoś uspokoi te ofiary losu – stęknął Biafra.
Kilku oficerów z jego świty rzuciło się rozdzielać zwiad i piechotę. Jeśli chodzi o straty Armii Ekspedycyjnej, to ta właśnie potyczka powinna dać nazwę poematowi „Masakra pod Negger Bank”. Niemniej generalskim adiutantom udało się opanować sytuację na tyle, żeby rozesłać dwie jednostki, każdą w swoją stronę. Biafra, trzymając się pod bok wolną ręką, bo wątroba rwała go coraz bardziej, podszedł do Achai.
– Dlaczego nie wykonujesz rozkazów, co? – warknął.
Achaja bluznęła stekiem takich przekleństw, że nawet zakrwawiona Shha spojrzała na nią zdziwiona. Wstała lekko i wyszarpnęła swój miecz.
– Ja wam, kur… ty… Kur…
– Powiedz coś bardziej zrozumiałego.
Achaja zrobiła krok, żeby go zabić. W tym momencie znalazła się w zasięgu szczęk leżącej na ziemi pani kapitan. Czując cudze zęby zatopione głęboko we własnej łydce, upadła znowu, odruchowo zaczęła drapać tamtą po twarzy.
– Ja zwariuję z tymi babami – szepnął Biafra. – Niech je ktoś rozdzieli.
Shha przyłożyła kapitanowi kolbą. Uwolniona Achaja wstała i upadła znowu.
– Kurwa! – zaczęła płakać. – Ugryzła mnie! Jak ja będę wyglądać z taką blizną na nodze…?
– Przecież możesz se wyleczyć – mruknęła jedna z nagich wojowniczek, która stała w pobliżu.
– Czy ktoś tu może zacząć dowodzić? – Biafra też o mało się nie wywrócił. – Harmeen, zrób coś!
Harmeen doskoczyła do Achai z bukłakiem.
– Wypij i weź się w garść, bo ten pacan każe nas rozstrzelać zaraz…
ROZDZIAŁ 5
Uzupełnienia i nowe jednostki dotarły do Biafry zaraz po tym, jak Suhren musiał wycofać się z Arkach, by bronić prowincji Negger Bank. Królestwa Północy zaatakowały centrum Cesarstwa i Mohr, wzmocniony nowymi siłami, został odwołany do obrony kolejnego frontu. Suhren nie bardzo wiedział, jaką strategię ma przyjąć. Szturmować miasta zajętego przez wroga nie mógł, nie miał czym – słusznie domyślał się, że zanim zbuduje machiny oblężnicze, Arkach pozbawione groźby inwazji przyśle jakieś siły wsparcia dla Armii Ekspedycyjnej, bo nawet najbardziej tępy strateg musiał zrozumieć, że tylko kontynuacja kampanii w Luan jest szansą na przetrwanie Królestwa. Suhren zajął więc pozycje przy największym węźle drogowym pod LaMoy, skąd mógł wyprowadzić bardzo elastyczny atak w każdym praktycznie kierunku. Ten prawie już czterdziestoletni najemnik był chyba najlepszym strategiem Cesarstwa, przez lata niedoceniany z powodu swojego pochodzenia (był co prawda książęcym synem, ale… z jednego z najmniejszych i najbardziej zapadłych Królestw Północy) – jako jedyny zdawał się rozumieć nową sytuację na polu walki. Późniejsi historycy zarzucali mu, że nie ufortyfikował LaMoy i nie obsadził ważniejszych przełęczy górskich prowadzących do centralnej prowincji Cesarstwa. Wielu jednak znawców wojskowości ten właśnie fakt uznało nie za przejaw ignorancji, ale inteligencji starego dowódcy. On naprawdę pierwszy zrozumiał, że system twierdz i osad warownych, mogący zatrzymać klasyczną armię, w przypadku sił Biafry nie sprawdzi się w najmniejszym stopniu.